Czuły dotyk ręki na plecach powoli wybudza mnie ze snu. Jest mi dobrze, przeciągam się i zaczynam odwzajemniać głaskanie. Ręce zaczynają być coraz bardziej odważne, gdyby nie rozłączyła je brutalna głowa.
- Mamo! Tato! Śniadanie! Kosmyk pomoże!
Więc śniadanie. Jajecznica, kanapeczki, stłuczona szklanka, rozsypane kakao.
- Nie chciałem, mamusiu! Mogę już się pobawić?
A idź, dzieciaku, idź, może zanim Dasiek się obudzi, zdążę posprzątać ten sajgon. Krzątam się po kuchni, krzątam, ale w pewnym momencie widzę skupiony na moim biuście wzrok Chłopa. Ojej, że ja przy sprzątaniu taka seksowna jestem? Sześć tygodni po porodzie, a on się tak patrzy na mnie, tak pożądliwie, tak...
- Hej... - podchodzę do niego i mruczę mu ucha - A ty co tak... masz na coś ochotę? - łaszę się.
- No... - wzdycha Chłop - kawy bym się napił, a ty lepiej zapnij ten stanik po karmieniu, bo listonosz zaraz przyjedzie i znów cię z biustem na wierzchu zobaczy...
Ok. Stanik. Zapiąć stanik. Zapiąć stanik. Jeszcze dziad będzie prosił, żebym go odpięła, jeszcze będzie prosił...
- Mamo! Mamo! Dasiek się obudził i płacze!
Odpiąć stanik, odpiąć stanik, odpiąć stanik. Ok. Najedzony.
- Dzień dobry! Paczkę mam!
- Dzień dobry! Gdzie podpisać?
- O tutaj!
- Ok, dziękuję!
- Do jutra! - mruga do mnie okiem uśmiechnięty jak po amfie listonosz. Swoją drogą ostatnio jakiś taki zadowolony chodzi...
- Aśka! - wrzeszczy Chłop.
- Co znowu? - odkrzykuję.
- S t a n i k... - syczy przez zęby.
Ojej. Wielkie mi co. Listonosz wnuki już ma, co on kawałka piersi nie widział? Oj tam. Zabieram się za robotę.
- Mamo! Dasiek się obudził i płacze! Płacze! On płacze! Mamo zajmij się nim, bo płacze!
No mały jest to płacze, kurde. Już lecę, lecę.
- Co tam, Daśku, już mamusia jest, nie ma co płakać, no chodź chodź...
Zapiąć stanik, zapiąć stanik, zapiąć stanik. Uf.
Robię sobie kawę i siadam na kamieniach. Chłop siada obok mnie i zaczyna się coraz bardziej zbliżać. W końcu obejmuje mnie ramieniem i kieruje swoją głowę do mojej.
- Ojej! - aż podskakuję - Kawa! Miałam ci kawę zrobić!
Biegnę i wstawiam wodę na tę kawę, co jej zapomniałam. Chłop siedzi jakiś taki markotny, pewnie potrzebuje dużo kofeiny. Sypię mu szczodrze do kubka, ale...
- Mamo! Dasiek płacze! Chodź szybko! Dasiek płacze!
Odpiąć stanik, odpiąć stanik, zapiąć stanik, zapiąć stanik...
O matko, króliki! Dobrze, że sobie przypomniałam teraz, nie będę musiała po nocy trawy zrywać. Łapię kosz i lecę na trawnik zerwać tę świeżą, soczystą... Zrywanie trawy to świetne ćwiczenie - przy okazji robię sobie przysiady i modeluję...
- Wiesz co? - pyta się Chłop.
- No, no? - odpowiadam, przysiadując namiętnie.
- Ale pupę to ty masz...
- Co? Że dużą, tak? Że ogromniastą? Że gruba jestem, tak? A co ty się spodziewałeś, że po porodzie to od razu będę szczupła, tak? A sam se tę trawę zrywaj!
Wbiegam do domu, udając, że nie słyszę jego tłumaczeń, że nie dałam dokończyć, że mam fajną pupę, chciał powiedzieć, ale nie dałam... bla bla bla. Ileż można przysiadów robić, jemu też się ćwiczenia przydadzą. Ale na szczęście w domu jestem w odpowiedniej chwili:
- Mamo! Da...
- Tak, słyszę, Kosmyku, płacze, już go biorę.
Zapiąć stanik, zapiąć stanik, zapiąć stanik...
•••
Po piętnastu karmieniach, trzydziestu próbach zrobienia cokolwiek, po uspaniu Daśka, Kosmyka, po nakarmieniu królików, kotów, wyprowadzeniu i nakarmieniu psa, po zorientowaniu się o 19, że zapomniałam o obiedzie i po wmówieniu sobie, że parówki na kolację to też posiłek, z ulgą wchodzę pod prysznic. Uwielbiam ten moment, gdy ciepła woda oblewa mnie calutką, mogłabym tak stać pod tym strumieniem wieczność. Zamykam oczy w błogości, a gdy je otwieram, widzę przed sobą Chłopa, który wpatruje się we mnie intensywnie. Przykryta jego czujnym wzrokiem wychodzę spod prysznica, wycieram się dokładnie i ubieram. Jego mina nagle kwaśnieje.
- Co się stało? - pytam.
- Nic! Nic! Zupełnie nic! Wreszcie zapięłaś stanik!
O matko. Jak on się czepia, jak on się czepia!
•••
Leżymy już w łóżku. Kosmyk pochrapuje w swoim pokoju, Dasiek po drugim karmieniu będzie spał przez najbliższe pięć godzin. Wieczór, noc właściwie, bo dochodzi pierwsza, jest takim jedynym momentem całkowitego, nieskażonego dziećmi spokoju. Jestem senna, ale jednym okiem zerkam na kanały w telewizorze, które raz po raz, resztką sił chyba, zmienia pilotem Chłop. W końcu trafia na coś, co bardzo zainteresowało. Film erotyczny. Dwie panie i jeden facet, mocują się namiętnie. Obserwujemy z Chłopem do ilu i do jakich pozycji można się posunąć na stole, jak bardzo można rozszerzyć nogi i jakie zastosowanie może mieć kuchenny mikser. W pewnym momencie moje ciało przeszywa ogromna ochota. Wiem, że jak tego nie zrobię, to zaraz eksploduję i nie zamierzam się przed niczym powstrzymać. Zrobię to i już.
- Chłopie? - pytam, ale od Chłopa dochodzi mnie już pochrapywanie.
Cholera. Znów nie zdążyłam poprosić go, żeby wyłączył telewizor. Nienawidzę, gdy tuż przed zaśnięciem muszę jeszcze wyciągać rękę po pilota.
Jakież to prawdziwe...ja cycuje,chłop się na mnie patrzy jakoś tak...córcia już prawie śpi...i gdy już już nadejdzie ta chwila magiczna gdzieś pewnie koło północy...jedno z nas przepadnie w objęciach Morfeusza...
Chłop już teraz przepadł 😀
Ale zaaplikowalas wizualna amfetanine listonoszowi. Ha ha ha. Pozdrawiam serdecznie beata
A co tam, suchar z rana jak śmietana, ale nada się: Baba
wstała wczesnym rankiem, posprzątała dom, wydoiła krowę, wygnała na
pastwisko, zbudziła dzieci, nakarmiła i wyprawiła je do szkoły,
naostrzyła kosę, poszła na łąkę, nakosiła trawy, narąbała drewna,
przygotowała obiad, nakarmiła dzieci, zrobiła pranie, po czym znów
poszła w pole, kosiła do zmierzchu, przygnała krowę do obory, wydoiła,
przygotowała kolację, nakarmiła dzieci, wykąpała i
położyła je spać, sama się wykąpała, przekąsiła kromkę chleba, zmówiła
pacierz, i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku położyła się spać...
Nagle zrywa się:
- O jeju ! PRZECIE CHŁOP NIE WYRUCHANY OD RANA