Rozmarzyłam się, myśląc o wakacjach i gościach, którzy przyjadą do pensjonatu. Bo tak - czasem do nas przyjeżdżają ludzie i przeważnie są fajni, niektórzy trochę dziwni, ale raz na tysiąc lat zdarzy się ktoś, kto jest po prostu INNY. Na przykład taka pani, która zmolestowała mi chłopa, gdy ten był na spacerze z niespełna półrocznym wtedy Kosmykiem. Ona była bardzo INNA.
- O ja ciu, ciu, ciu, jaki śliczniusieńki chłopczyczek kochanieńki, piekniusi, siusi, siusi, mogę potrzymaneczkać go chwileczkunię takiego słodkieniuśkiego chłopczyneczkę?
- Yyy. No. - powiedział oszołomiony chłop.
- O jakie skarbeńki kochanieńkie, jakie maleńkie, miciu, miciu, sysiu, sysiu, pijesz mleczko z sysieńka mamunieńki? Wypiłeś mleczunieczko?
- Z butli chleje! - chłop wysapał.
- Oj, nieładnie, nieładnie, chłopczunieczek może zachorkować, choruteńki może być, a co to, co to, co tak pachnie, kruszyneczka zrobiła papeńkę kupeńkę?
- Nie, proszę pani, on się po prostu ZESRAŁ!
Oddalając się, słyszał jeszcze, jak pani mówiła swojej koleżance, że rodzice tego chłopca są strasznie oschli. Może i chłop mój lubi nazywać rzeczy po imieniu, ale i mi samej prędzej ręka odpadnie, niż użyję chociaż jedno ze zdrobnień, zaprezentowanych przez napotkaną panią.