Kupujemy w sklepie kurtkę, czapki, szaliki i rękawiczki. Zakupy są duże, więc Kosmyk za dzielne przymierzanie i niezdemolowanie sklepu [a było blisko] dostaje od pani sprzedawczyni nalepkę z samochodem. Przyjmuje ją grzecznie, dziękując, ale nie odchodzi od lady i patrząc się intensywnie na sprzedawczynię, wypala:
- Ale pani! To jest nalepka do jednej rączki, a gdzie do drugiej?
Wychodząc ze sklepu z dwiema nalepkami w obu rączkach, nagle się odwraca, barykaduje drzwi i krzyczy "na do widzenia":
- Pani! Jeszcze mam dwie nogi! I głowę!
Przeczuwając, co będzie następne, biorę dziecko na barana i usiłuję wynieść ze sklepu, ale staje się to, co nieodwołalne:
- I mam jeszcze dupkę! I pindola!
Jego głos pięknie rozchodzi się po całym parkingu. Dochodzi do uszu wychodzących z niedalekiego marketu ludzi, sprawia, że pan w ciężarówce z ciekawością wychyla głowę, obserwując dziecko, które ma pindola i nie wstydzi się nim słownie epatować. Nawet w mieście.
Dzwonię do chłopa i opowiadam mu całą sytuację.
- Co się dziwisz, Aśku, każdy facet jest dumny z tego, co ma w spodniach.
Na przekór męskiej części rodziny, skupiłam się na głowie i kupiłam dziecku fajną czapkę z pieskiem. Pindol, pindolem, ale głowa też jest ważna.