STYCZEŃ
Chłop: Kosmyku, wychodzisz już?
Kosmyk: Zaraz wychodzę!
Chłop: A za ile?
Kosmyk: Za chwilę.
Chłop: Słuchaj, zależy mi, żebyś wyszedł teraz, wiesz? Mogę cię wyciągnąć z tej wanny?
Kosmyk. Możesz. Jeśli chcesz, żeby mi pękło serce, to możesz.
***
- Kosmyku, czy ty śpisz?
- Może...
- Kosmyku, proszę nie zasypiaj jeszcze...
- Dlaczego?
- Bo jak zaśniesz teraz, to się wieczorem obudzisz i będziesz szalał do rana.
- Jak nie zasnę, też będę szalał, to różnica?
***
- Mamusiu, dziękuję ci, że przyszłaś do mnie w nocy, kiedy było mi smutno.
- Yy... Kosmyku, ale ja całą noc spałam, nie przychodziłam do ciebie.
- Byłaś! W moim śnie! Zrobiło mi się smutno i ty przyszłaś. Cała taka moja, żeby mnie pocieszyć. Zawsze tak do mnie przychodzisz!
***
- Mamo, a długo jeszcze będziesz karmić Adaśka?
- [spogląda znad komórki] Jeszcze 15 procent, kochanie.
LUTY
- Kosmyku, przytulisz się do mnie?
- Nie! Nie chcę!
- No, ok, trudno, Adaś może chce się do mnie przytulić... - biorę niemowlaka na ręce i tulam się do niego jak wariatka. - Widzisz? Chce!
- E tam, chce. Wyjścia nie ma! - kwituje, przypatrujący się tej scenie Kosmyk.
***
Był środek nocy, a ja spałam niemalże jak mężczyzna, zmęczona całodziennym doglądaniem kaszlących dzieci, obcieraniem nosów, zbieraniem wymiocin i kontrolowaniem gorączki. Mój sen był twardy jak ściana, do której z braku miejsca się przytulałam, więc wołanie - Mamo! - doszło do mnie niemalże jak z zaświatów. Jeszcze śpiąc, nastawiłam ucha.
- Mamo! - wołanie się powtórzyło.
- Ygjshdnjskal.klcm - wybełkotałam, starając się trzymać swej delikatnej sennej nici.
- Mamo, mamo! - szarpnięcie stało się nieco mocniejsze.
- yhhsjkldlkdsld - odpowiedziałam uprzejmie, wciąż z zamkniętymi oczami.
- Mamo, wstań, musisz wstać, coś się stało strasznego!
- O matko! - zerwałam się z łóżka - Co się stało, gdzie, jak? Mów! - w jednej sekundzie oprzytomniałam i gotowa do działania przegoniłam senność gdzie pieprz rośnie na następne kilka godzin.
- No to się stało, mamusiu, że ja przyszłem do ciebie, bo mi było smutno, ale jak wchodziłem do łóżka to tu ci depnąłem na stopę, wiesz? I musiałem cię za to seldecznie przeprosić, mamusiu! Seldecznie przepraszam, mamo, seldecznie!
- Nie mogłeś poczekać z tym do rana?
- Nie mogę śpić z smutnymi ludziami, nie mogę.
Czasem są chwile, że wątpię w moje metody wychowawcze, a potem przychodzi syn i depnie mi na stopę tak, że mimo nieprzespanej nocy, głupie myśli przestają mi chodzić po głowie.
Rodzicielstwo - jeśli jesteś zmęczony, to znaczy, że robisz to dobrze.
***
Dziś. Godziny przedpołudniowe. Kiosk. Wybieram jakąś gazetkę do poczytania, a Kosmyk nie może się doczekać aż skończę. Pyta się kasjerki, czy może się pobawić tymi o tutaj samochodami. Może. Do kiosku wchodzi starsza pani i widząc samopas bawiące się dziecko, wyciąga paluszek i grozi mojemu synowi:
- Ale chłopczyku, za bawienie się niekupionymi samochodami to w dupę można dostać!
Na co Kosmyk, któremu kary są obce, podnosi głowę i mówi:
- Proszę mnie nie straszyć, bo dzieciów się nie bije, tylko poprosić, żebym przestał.
I nie zważając na zdumienie pani, która skierowała się do kasy, mrucząc, jakie to dzieci teraz rozpuszczone, mój syn usiadł na podłodze i dalej układał samochody na dolnej półeczce, od najmniejszego do największego. Tak jak powinno być, a nie w rozgardiaszu, jak leci.
MARZEC
Dziś straciłam jedną z niewielu rzeczy, która w macierzyństwie nie sprawia mi żadnego problemu.
Dziś syn wrócił z przedszkola i powiedział:
- Mamo, a wiesz, że w zabawie w chowanego chodzi o o to, że ty masz mnie szukać, a nie mówić, gdzie mam się schować, żeby liczyć do 20?
***
Dziś miałam spory problem z obudzeniem Kosmyka do przedszkola. No nie chciał wstać, często mu się to zdarza, ale tym razem było wyjątkowo ciężko. W innej sytuacji pewnie bym odpuściła, położyła się obok niego i dospała z nim jeszcze chwilę, ale dziś muszę wyjechać z Adaśkiem na szczepienie i różne sprawy pozałatwiać, więc zależało mi, żeby Kosmyk jednak do tego przedszkola się wybrał, żeby wszystko sprawnie poszło. No i on nie chce wstać. Nie, mamo, nie. Jeszcze chwilę. Nie chcę do przedszkola, oj mamo, proszę.
Jestem nieugięta, przekonuję, rozsiewam wizję wspaniałej zabawy z kolegami w przedszkolu, projektuję wszystkie rzeczy, które razem zrobimy, gdy wróci z przedszkola, a których byśmy nie zrobili, gdyby nie poszedł, bo byśmy nie zdążyli pewnie z miasta wrócić. Nic nie działa.
Po piętnastokrotnym tłumaczeniu, dlaczego zależy mi, żeby jednak poszedł do przedszkola [wyjazd do miasta, nie lubisz kolejek, taka nuda], coś wreszcie zaskoczyło.
- A co będę robił, jak wrócę z przedszkola?
- Możemy ugotować razem obiad.
- Nie chcę.
- No to... możemy iść na pola nad rzeką szukać żurawii.
- Nie chcę.
- No to... puzzle?
- Nie chcę.
- A co byś chciał robić? - bystrzeję, bo przecież zabawa w pytania może trwać wieczność, a mi potrzebny konkret, bo za 8 minut autobus.
- Hm... chciałbym... takie mam marzenie wielkie, bardzo bym chciał wreszcie...
- No, no? - poganiam - Co byś chciał, co byś?
- Jak wrócę z przedszkola to bym chciał...
- No, no?
- Umyć prysznic wodą z octem!

KWIECIEŃ
Adaś musiał skończyć kąpiel. Ale nie chciał. Na początku protestował na nasze próby, ale za kolejną, poddał się bez słowa. Pozwolił się wyciągnąć, wysuszyć, wyjątkowo założył pieluszkę bez wierzgania, nawet zakładanie pajaca nie przypominało walki z krwiożerczym aligatorem. Poddał się naszym czynnościom pielęgnacyjnym, przytulił się do snu, a kiedy zostaliśmy w miarę uśpieni [ojciec grą, ja rozmową z koleżanką na podcieniu], bezszelestnie zszedł z łóżka, poczłapał do łazienki i bez pardonu wlazł kompletnie do snu ubrany do pełnej zimnej wody wanienki, gdyż wyraźnie wcześniej dawał do zrozumienia, że on chce i musi się jeszcze pochlapać.
Jaki z tego wniosek?
Dziecko wylewaj z kąpielą.
***
- Synku, skąd masz tę szramę na policzku, co?
- Nie wiem. A ty skąd masz swoją?
- Jaką szramę?
- No tu, przy oku.
- Ja tu nie mam... czekaj [sięgam po lusterko]. Synek, to zmarszczka taka!
- Aha, no to jeszcze tutaj masz szramę!
- Gdzie?
- O tutaj. I tutaj jeszcze, przy nosie! I tu, jak robisz taką minę. A tu pod brodą ile! O raju.
- Dobra, już skończ, nie szukaj.
- Czekaj, czekaj. Tu masz przy brwi, tu masz pod okiem....
- Dobra, koniec, nie licz!
- ... i tu, i tu, i tam na czole jedna, druga...
- Dość!
- I przy ustach, jedna, druga...
- Aaaaaa!
- Nie krzycz, bo całą twarz już teraz! Nie zdążę policzyć!
***
Kosmyk wrócił z przedszkola i próbuje przekonać mnie, żebym od razu puściła mu bajki na komputerze. Mówię mu, że jego argumenty [pada deszcz, nie chcę miksować naleśników, bajki uciekną] wcale mnie nie przekonują.
- Nie musisz mi pomagać, ale wolałabym, żebyś pobawił się klockami lub ozdobił pudełko dla Adaśka, zamiast tych bajek.
- No, nie! - wykrzykuje Kosmyk i zaczyna chodzić w kółko. Chodzi i chodzi. Jedno okrążenie, drugie, trzecie, piętnaste. Nie zatrzymuje się ani na krok, niemalże jak bączek Adaśka, wciąż w kółko. Przyglądam się synkowi i ze zdumieniem pytam:
- A czemu ty tak chodzisz jak satelita?
- Bo myślę! - pada odpowiedź.

MAJ
- Yhy?
- Kocham cię!
- Co zmalowałeś?
- Nic. Bardzo cię kocham.
- Na pewno nic nie zmalowałeś?
- Bardzo, bardzo, bardzo i... masz ładne skarpetki!
- Kosmyku, powiedz, co się stało...
- A co się stało? Nic się nie stało. Kocham cię, bardzo, bardzo. Zaraz cię wycałuję i przytulę, że się udusisz!
- Ojej... jak fajnie. Daj, też cię do uduszenia wyprzytulam!
- Fajnie, mamo?
- Cudownie!
- Masz dobry humor?
- Oczywiście!
- To Dasiek wrzucił ci kulki tego puderu do kibla. Chciałem go zatrzymać, ale to było fajne i wrzuciliśmy wszystkie. To idę się bawić, mamo, pa! Pilnuj Adaśka, bo wrzucanie tych patyczków z włosami mi się nie podobało, ale mu bardzo!

CZERWIEC
- Mamo, jesteś okropna, nie lubię cię, uciekam z domu!
- Ok. Spakuj się tylko i pamiętaj, idź po poboczu.
- A pójdziesz ze mną?
- Przecież mnie nie lubisz.
- No tak, ale daj spokój, sam nie będę po świecie chodził przecież.

LIPIEC
- Słucham.
- Muszę ci powiedzieć, że Adaś przyszedł do mnie rano, jak spałem, położył mi na głowie tacę z magnesami, samochodziki, dywanik, dwie książki i ja się obudziłem i to zobaczyłem i to zrzuciłem, a jak zrzucałem to... spadłem z łóżka!
- Naprawdę?
- Tak, i to było bardzo nieuprzejme z jego strony. Mógł te rzeczy położyć w nogach, to bym nie musiał ich zrzucać i spałbym jeszcze. Chyba trzeba zacząć go wychowywać, co?
***
- Mamo, tęskniłem za tobą, jak cię nie było.
- Już jestem.
- Wiem, ale bardzo tęskniłem.
- Słyszę.
- Adaś nie tęsknił.
- Nie?
- Nie. To jest dzidziuś. Dzidziusie nie mają uczuć.
***
- Adasiu, nie! Nie, Adasiu, to nie może być tutaj! Tsymaj to, pilnuj, ja to ułoze!
- A gugugug bulabula be!
- Dokładnie, Adasiu!
Sen jeszcze mocno mnie trzymał, ale gdzieś tam w głowie dochodziła do mnie rozmowa dzieci.
- A teras wpychaj, wpychaj wsystko! Na ras! Na dwa! Nie do kuwety, nie do kuwety, do pralki wpychamy!
Nie wiedziałam, czy te odgłosy to sen, czy nie, ale przez chwilę poczułam niepokój. Na szczęście szybko przepędzony przez zmęczenie.
- Ja smaruję, a ty nakładaj. Nie do buzi, tu! Na kanapkę. Ojej, Adasiu, chyba ci nie wychodzi, co?
- Ta! Tatatatatatatatata!
Z trudnością otworzyłam jedno oko. Potem drugie.
- Sybko! Mama wstaje! Pospieszmy się!
- Ta! Tatatatatatata!
Wstałam. I zobaczyłam. Wstawili pralkę. Co prawda ustawili płukanie na 60 stopni, a do półeczki na proszek wlali płyn do podłóg [wywnioskowałam po plamach pod pralką i pustej butelce rzuconej pod kibel, jak dobrze, że ostrzejsze płyny chowam zawsze na półce pod sufitem]. Zrobili też mi kanapki [robili je na podłodze, a część Adasiek przedziurawił palcami, wywnioskowałam po śladach na podłodze i rozstawionych naczyniach]. Z nudów ułożyli ze wszystkich pozostałych sztućców wielki sznur aż do stołu na podwórku ["Mamo! Zabrakło nam trochę, to wzięliśmy też te srebrne z kontenenerka ze schowka"]. Przygotowali mi kawę ["Nie chciałem gotować, żeby się nie poparzyć, to masz zimną, ale dobze miesałem"]. Postanowili też trochę posprzątać, więc wszystkie zabawki upchali pod łóżkiem i przykryli kocem, na którym, jak się dowiedziałam później, po trochu robili kanapki.
Nigdy nie miałam cudowniejszego poranka. 9 godzin snu, śniadanie podane, kawa zrobiona, dom ogarnięty
SIERPIEŃ
Siedzę na podcieniu i staram się uśpić Adasia. W oddali rechoczą żaby, zaraz zaczną wydzierać się jelenie. Adaś leży, ale leżąc gada, piszczy, gaworzy, ciamkocze i wydaje z siebie różne dziwne okrzyki. Moje miarowe kołysanie wózka robi się coraz mniej miarowe, bo zaczynam się niecierpliwić. Usypiałam go już w łóżku, łóżeczku, na rękach i na podłodze nawet. Wreszcie zdecydowałam na wózek, bo postawiony na podłodze Adasiek właśnie jego się dopominał, trąc sobie przy tym łapkami zaspane oczy i sugerując, że w tym powozie to on teraz zaśnie, na bank zaśnie. A teraz leży. Leży i gada, i wymachuje nóżkami, i nawet oka nie zmruży. No bujam się z nim, bujam i nie wiem, o co mu chodzi. A robota wieczorna czeka.
W pewnym momencie na paluszkach przybiega do nas Kosmyk. Pochyla się nad wózkiem i już mam wyrazić swoje niezadowolenie, że chce brata jeszcze bardziej rozszaleć, gdy zza pleców syn wyjmuje swój bidonik z piciem i wsadza go w rączki brata. Adaś się przysysa i widzę, że powoli zamyka oczy.
Syn patrzy się na mnie tryumfująco, ja posyłam mu pełne wdzięczności spojrzenie i puszczam do niego wesołe oczko. On posyła mi buziaka i wbiega z powrotem do domu, ja bujam usypiające dziecko i zaczynam nasłuchiwać tych jeleni.
To się nazywa spełnienie w macierzyństwie i o tym marzyłam jeszcze w ciąży - nauczyć się rozmawiać z dzieckiem bez słów
***
- Mamo, a mogę telefon?
- Wolę, żebyś pobawił się na dworze.
- O nie. Cały dzień byłem na dworze. Mam taką ochotę popatrzeć się chwilę na moją bajkę na jutubie. Taką ochotę! Albo na telewizorze bajkę. Albo na tablecie. Albo na komputerze. Jakiś ekran na chwilę, bo mi się nudzi.
- A wiesz, że jak mama z tatą byli mali, to nie mieli wcale komórek, ani tabletów, ani komputerów?
- To co wy robiliście, jak się zaczynaliście nudzić?
- Nie nudziliśmy się. Graliśmy w piłkę, biegaliśmy po lesie, po łące, karmiliśmy zwierzątka, bawiliśmy się w piasku, układaliśmy klocki, czytaliśmy książki, zbieraliśmy owoce z krzaka, różne rzeczy robiliśmy na dworze.
- Ojej. To ja też to robię. Ale potem, co robiliście potem? Jak już zaczęliście mieszkać w domu jak ludzie?
WRZESIEŃ
- A może po obiedzie na rower was zabiorę?
- Gdzie? - pyta się Kosmyk z buzią pełną ziemniaków.
- Na rower. - odpowiadam grzecznie.
- Gdzie? - pyta się znów syn.
- Na rower. - odpowiadam spokojnie.
- Gdzie? - nie może najwyraźniej zrozumieć Kosmyk.
- NA ROOO WEEEER - sylabizuję głośno, bo jak on może nie rozumieć tak prostej odpowiedzi.
- Ale gdzie? - pyta ten mały wkurzający czterolatek, którego zaraz normalnie skrzyczę, opierniczę, wścieknę się na niego.
- Na rower! - mówię raz jeszcze. - Na rower synku, na nasz rower z czerwoną skrzynią, czarną ramą, z siedzonkiem dla ciebie i Adasia, z kołami... dziecko, na rower!
- ALE GDZIEEEEEE! - wrzeszczy już ze łzami w oczach synek. - GDZIE NA TEN ROWER, GDZIEEEEE!
- Aaaa.... gdzie? Czemu nie mówisz od razu? Do lasu, no przecież! A gdzie jeszcze mielibyśmy jechać?
- Na rower. Gdzieś. - odpowiada synek i spokojnie nakłada sobie kolejną porcję ziemniaków do buzi.
***
Dziecko chce lody, ale ja z różnych powodów nie chcę mu ich dać. Dziecko wrzeszczy. Rodzina zrywa się na ratunek. Oferuje dziecku: "Ale z ciebie beksa", "Uspokój się!", "Nie ma o co płakać", "Przestań wrzeszczeć". Skoro wywołałam burzę, uciszam wszystkich i wyprowadzam dziecko z pokoju.
- Synku, płaczesz, bo chcesz lody?
- Tak, dużo lodów!
- Ale nie mogę ci ich dać.
- Ueeeee!
- Bardzo ci smutno...
- Bardzo.
- Chciałbyś bardzo dużo lodów?
- Tak.
- Jak dużo?
- Cały pokój, cały dom lodów!
- Ojej, wszystkie byś zjadł?
- Wszystkie!
- Pewnie urósłby ci wielki brzuch!
- Tak, pewnie tak. Tak jak tobie urosła wielka pupa.
I jeśli ktoś się dziwi, czemu nie rozmawiam z dzieckiem "przy ludziach", to właśnie dlatego ?
?
?.
***
Dziś byliśmy u fryzjera z Kosmykiem. Nastąpił problem z rozczesaniem włosów synka. Syn ma nieszczęście mieć włosy po mnie: mocne, gęste, oporne i żyjące własnym życiem. Ja zazwyczaj czeszę je tuż po myciu, bo na mokro najprościej. Ale że wczoraj włosów umyć nie zdążyliśmy, to u fryzjerki nastąpił rwetes, bo czesanie boli.
- Nie lubisz, jak ci się czesze włosy? - pyta nasza zaprzyjaźniona fryzjerka.
- Nie! Nie lubię. Lubię tylko jak tata czesze!
- No tak, tata jest delikatny, prawda?
- Nie wiem, czy jest delikatny. On po prostu jak nie może rozczesać, to bierze nożyczki i ucina. Zawsze tak robi. Wtedy mnie nigdy nie boli!
A ja się, kurde, trzy miesiące zastanawiałam, czemu mu te włosy na lewo tak schodzą. Prawa się bardziej kołtuni!
PAŹDZIERNIK
MOJE DZIECKO POWIEDZIAŁO "MAMA!"
MAMA!
MAAAMAAAA!
...
Chyba nie myśleliście, że nazwał tak mnie? Mambę chciał. Na mnie mówi "O, o". I robi wtedy przerażoną minę, jakby chciał się zaraz popłakać.
Taki słodziak.
***
Co robić, gdy posiadasz niewiarygodnie odporne dziecko, które w ciągu zeszłego roku chorowało łącznie dwa dni, mimo że nikt się nie martwi tym, że nie jest dostatecznie ciepło ubrany, kiedy syn staje nagle na środku podwórka i krzyczy:
- Nie pójdę do przedszkola! Nie ma nawet gadanie!
Najpierw stwierdzasz, że nie, nie, jeszcze się nie obudziłaś na pertraktacje, a potem zaspanym głosem pytasz, dlaczego.
- Bo inne dzieci mogą nie chodzić do przedszkola, a ja ciągle chodzę, zawsze jestem. Dziś chciałbym nie iść.
No tak, inne dzieci chorują, a mój nie. Nawet nie zasypiamy ostatnio, bo wizja samotnego dnia z dwójką dzieci bez pomocy jest wystarczająco mocnym budzikiem. Powinnam coś powiedzieć.
- Nie chcesz iść do przedszkola?
- Nie chcę! Zawsze jestem, a innych dzieci nie ma czasami, a ja jestem. Chciałbym kiedyś tak samo nie iść!
Ok. Rozumiem. Zazdrości dzieciom, że czasem ich nie ma w dniach zajęć, bo chorują albo wyjeżdżają. Jak na razie to Chłop wyjeżdża i jeszcze miesiąc to potrwa. Jako dobra matka powinnam wyrazić zrozumienie dla jego żalu, pochylić się nad jego bólem, palnąć coś w stylu "Chciałbyś bardzo czasami nie iść do przedszkola", albo dopytać, czy po prostu chodzi o dłuższe pospanie, bo wczoraj później zasnął, albo poprowadzić śledztwo, czy nie chce iść dzisiaj, czy czasami, czy nie wiem, bo jest koszmarnie zimno, wiatr wieje, Adasio zaraz ucieknie z wózka, więc chwytam się najbardziej prymitywnego wykrętu na świecie:
- Jutro możesz nie iść do przedszkola. Jutro możesz pospać i cały dzień bawić się w domu. Nigdzie nie będziesz szedł.
- NAPRAWDĘ? POZWOLISZ MI NIE IŚĆ DO PRZEDSZKOLA JUTRO?
- Tak.
- Dziękuję, mamusiu, kocham cię!
Dziękuję, soboto. Ja ciebie też.

LISTOPAD
***
- Kosmyku, masz straszny bałagan w pokoju.
- Wiem.
- Nie przeszkadza ci?
- Przeszkadza.
- To co z nim zrobimy?
- Będziemy się patrzeć na siebie, a nie na bałagan.
I tak! To był strzał w 10! Czemu ja wcześniej na to nie wpadłam? Fotoksiążka z dialogami to idealny prezent dla rodziny, doskonała pamiątka na święta! Przecież wiem, że tych dialogów z dzieciakami każdy trochę zbierze, każdego dnia dziecko mówi coś zabawnego, często wylatuje to z głowy, zapominamy, nie zwracamy uwagi... A one, zapisane, po latach staną się cudownym wspomnieniem. Dodając do tego piękne zdjęcia robię nie tylko dziadkom, ale też i dzieciom, w których ręce ta książeczka kiedyś wpadnie, wspaniałą pamiątkę.
Serdecznie zachęcam cię do robienia takich fotoksiążek. Możesz zrobić sobie taką fotoksiążkę ze zdjęć dzieci, ze zdjęć i dialogów, możesz zrobić książkę z przepisami [np. dla babci z ulubionymi potrawami wnuczki] i wiele, wiele innych. Ja swój "wyprodukowałam" w Printu, bo ich program jest dla mnie najłatwiejszy. Prowadzi cię przez wszystkie etapy, koryguje błędy i samo tworzenie książki jest dziecinne proste. I ma piękne, modne szablony 🙂 Jedynym problemem był dla mnie wybór konkretnych zdjęć. Przecież zrobiłam ich sporo. Ale jak już wybrałam, zaczęło się najprzyjemniejsze, bo ja naprawdę lubię w tym grzebać i bawić się w wydawcę 🙂
A ty też możesz, bo specjalnie dla ciebie mam 40% zniżki na wybraną fotoksiążkę w Printu - TUTAJ
Żebyś zdążyła przed świętami zrobić dzieciom wspomnienia 🙂
Uuuff... dawno już nie było Szortów z Kosmyka. Te zebrałam dzięki wsparciu Printu, ale przeszukując Facebooka mam ich jeszcze dużo w zanadrzu. Chcesz więcej podsumowań dialogów z Facebooka? Napisz mi o tym 🙂 A jeśli rozbawił cię jakiś dialog z twoim dzieckiem, daj i nam się pośmiać 🙂
"Umyć prysznic wodą z octem!" - to mnie doszczętnie rozwaliło :D.
Zgadzam się, że fotoksiążka to super pomysł. Zrobiłam już kilka dla kilku ludzi i tydzień temu do druku wysłałam tę dla mojej teściowej :).
"kulki tego puderu"... płaczę ze śmiechu. <3
No to coś ode mnie. Dodam tylko, ze moja corka jest dwujęzyczna.
Potyczki dwujęzyczności, czyli nasza rozmowa i gówno z niej wiem!
SCENA PIERWSZA:
Wraca ta moja mała z przedszkola i się jej pytam od progu.
- O czym rozmawialiście dzisiaj w przedszkolu?
- O kupie!- odpowiada zadowolona Sara.
- Jak to o kupie? O jakiej kupie? Mówiłaś o swojej kupie? O poo? Czy chciałaś iść zrobić kupę? Robiłas kupę w przedszkolu?
- Tak! I said I will KUPIĘ new zegarek for you mama for christmas!
KURTYNA
"Dzidziusie nie mają uczuć" xD no po prostu debeściak ;D
Kapitalny pomysł z tym włączaniem ich tekścików do książki 🙂 Cudny!
Przepiękną fotoksiążkę zaprojektowałaś! Ja mam już kilka i dopiero chyba przy piątej jestem w miarę zadowolona ze swojego projektu :P. A pomysł z opatrzeniem zdjęć dialogami po prostu fantastyczny!
Genialny pomysł, żeby nie tylko zrobić samą fotoksiążkę ze zdjęciami, ale również z tymi fajniejszymi rozmowami. Kiedy moje dziecko zacznie mówić, na pewno skorzystam z pomysłu! <3
Pozdrawiam,
Mama pod prąd
https://mamapodprad.blogspot.com/