Wczoraj, w podsumowaniu "The best of Kosmyk" utknęłam na czerwcu, ponieważ zestawienie zdawało się pękać w szwach, a ja w pewnym momencie starałam się pisać skrótami, żeby pomieścić cały rok w jednym wpisie. Dopiero później wpadłam na pomysł, żeby to wszystko podzielić, datego drugą część podsumowania możecie oglądać dziś właśnie tutaj:
LIPIEC
Lipiec był z zaskoczenia leniwy - dzięki spokojnym gościom i w miarę znośnej pogodzie byłby niemalże idealnym miesiącem mojego dotychczasowego macierzyństwa, gdyby nie pewna namiętność mojego dziecka do suchej karmy kotów...
Nie wiem, czy wiecie, jak wygląda idealny poranek Kosmyka. Uwaga! Podaję przepis. Weź miskę kota z karmą i wysyp tacie na brzuszek. Potem sięgnij po butelkę z wodą mamy, odkręć i wylej wszystko na rozsypaną karmę. Następnie właduj się do łóżka i skrupulatnie rozpłaszcz mokrą papkę na brzuszku tatusia. Potem właduj się na brzuszek, obejmij mocno tatę i daj mu tysiąc buziaczków. Gotowe!
SIERPIEŃ
Sierpień to miesiąc skoków. Skakał głównie Kosmyk, ale tylko matka upadała. Na pysk. Kosmyk w swoim rozwoju skakał dzielnie całe trzy tygodnie, a ja już po tygodniu błagałam niebiosa o jakiś grom z nieba. Niestety, źle mnie zrozumiano i gromy padały wyłącznie z ust Kosmyka...
Dziś Kosmyk pobił swój rekord w tym roku. Trzy godziny płaczu bez powodu. Aż zachrypł. Kiedy się wypłakał i wyswobodził z mych omdlałych ramion, zdjął z siebie całe ubranie i zaczął bawić się samochodzikiem.
Na szczęście na skoki rozwojowe świetną alternatywą była trampolina, którą Kosmyk opanował bardzo szybko, a jeszcze szybciej stała się ona naszą codzienną gimnastyką. Każdy się teraz dziwi, że mam takie sprawne i silne dziecko, ale mało kto wie, że dziecko owo potrafiło skakać przez 40 minut [półtoraroczniak!] i jeszcze płakać, że ktoś chce mu tę rozrywkę przerwać.
Na trampolinie skacze chłopczyk. Na oko siedem lat. Kosmyk usilnie próbuje się do niego dostać.
- Ej, ty, weź to dziecko, bo ja sobie zajmuję tę trampolinę dla mnie i mojego kolegi - mówi do mnie chłopiec, a ja staję jak wmurowana.
- Ej, ty - dukam - to weź się spytaj tego dziecka, czy możesz zająć tę trampolinę, bo to jest jego zabawka.
Chłopiec myśli chwilę, po czym stwierdza:
- Nie widuję na co dzień małych dzieci z trampolinami, przepraszam
WRZESIEŃ
Jeśli lipiec miał szansę stać się moim ulubionym miesiącem macierzyństwa, wrzesień stał się zdecydowanie najgorszym. To wtedy
zostałam sama w środku lasu i akurat
wtedy zabrakło prądu, co zaowocowało
TYM. Jednak wieszcząc koniec, nie zapominajmy o początku. A zaczęło się całkiem zabawnie...
Większość historii z Kosmykiem zaczyna się od słów "poszłam na chwilę do łazienki". Tym razem poszłam jednak wyrzucić woniejące już śmieci. Zazwyczaj robię to z Kosmykiem na rękach, ale trochę kropiło, więc pozostawiłam dziecko bawiące się klockami i popędziłam do śmietnika. Już przy bramie usłyszałam gromkie "Łubudu i odgłos walącej się szafy/stołu/ściany lub czegokolwiek wielkiego.
Przed oczami mając już widok przygwożdżonego do ziemi Kosmyka, pędzę z tymi śmieciami z powrotem do domu i widzę powaloną na ziemi suszarkę z praniem [jest dość ciężka, więc mogła narobić huku] i siedzącego na rozwalonym praniu Kosmyka informującego mnie słodko: Bum Anie! Bum! Amo!
Tia jasne. Samo.
Synek nie tylko usiłował poprawić mój nastrój swoimi zabawnymi wyskokami, ale również starał się zapewnić nam byt i odłożyć trochę grosza pod nieobecność tatusia:
Sprzątając łóżeczko Kosmyka, znalazłam pod materacem 43 złote i 28 groszy. W bilonie. Nie wiem, skąd on to uzbierał, ale przynajmniej mam tę pewność, że cokolwiek się stanie, z moim synem biedy cierpieć nie będę.
PAŹDZIERNIK
Październik zdecydowanie stał się miesiącem ulgi - wrócił chłop z długiego poligonu, wrócili też dziadkowie z zagranicznych wojaży. Z taką pomocą mogłam wreszcie stawić czoła kapryśnemu nocnemu Kosmykowi:
Druga w nocy. Uspokajam płaczące dziecko.
- Zaśpiewać ci ogórka?
- Nie.
- Tik taka?
- Nie.
- Pieski małe dwa?
- Nie.
- Yyy... Mydło?
- Nie.
- Yyy... Eee... Fantazję?
- Nie?
- To co ci zaśpiewać?
- Nic. Pać cie. Siam!
To po co dzieciaku płakałeś, miałam ochotę się zapytać, ale tylko przesunęłam ręką po twarzy, sprawdzając, czy na pewno tym razem posmarowałam się DOBRYM kremem...
Chociaż zdecydowanie wolałam poranki od nocy. Nocą może się zdarzyć wszystko, rankiem za to można tylko oszaleć...
Piątkowy dialog na poczęstunek do kawy:
- Mamo, kady!
- Kosmyku, jest siódma rano, a ty żądasz czekolady?
- Tak!
- Oszalałeś!
- Tak! Mamo!
LISTOPAD
Kiedy myślę o listopadzie, to od razu mam ciarki na plecach. Cały rok był, dla nas - rodziców i dziadków, pechowy, ale w listopadzie do kawalkady dołączył Kosmyk ze swoimi nocnymi koszmarami. Walczyłam dzielnie, ale ta nocna walka kompletnie mnie wyczerpała, mimo ogromnych starań dziecka, by w dzienne nasze igraszki wpleść odrobinę uśmiechu...
Często zastanawiam się, w czym zamknąć dziecko. Szczególnie wtedy, kiedy mamy gości i przy nich pytam się Kosmyka, czy ma ochotę na grejpfruta.
- Tak! Tak! Mamo! Chce gej fiuta!
Wykończona dzisiejszym dniem matka postanowiła włączyć dziecku bajkę. Padło na teletubisie. Kosmyk ogląda, ogląda, w końcu marszczy brwi i krzyczy:
- Mamo! Innom baje! Gupia ta jest!
Matka pamięta, że kiedy pierwszy raz oglądała teletubisie, miała takie same uwagi.
GRUDZIEŃ
W połowie grudnia natomiast nastąpił nieoczekiwany... spokój. W dalszym ciągu pech nas nie opuszczał, ale przynajmniej opuściły nas, lekko nazywając, fochy Kosmyka. Dziecko odespało zarwane noce i od razu nauczyło się liczyć... Za dobrze.
Chłop liczy z Kosmykiem wszystkie samochodziki. Jeden, dwa, trzy... Jeden, dwa, trzy. W pewnym momencie chłop pyta:
- Kosmyku, a skoro już jesteśmy przy liczeniu... Ilu wujków przychodzi do mamy, kiedy nie ma mnie w domu?
- Osiem... Dziewięć - odpowiada po namyśle Kosmyk.
Końcówka dwudziestego trzeciego miesiąca życia mojego dziecka to również pierwszy krok w samodzielność połączoną z niebywałą wręcz stanowczością i roszczeniową postawą wobec rodziców.
Chłop pojechał z Kosmykiem na szybkie zakupy do wiejskiego sklepu. Na miejscu otworzył drzwi Kosmykowi i powiedział;
- Chodź, Kosmyku, do sklepu po zakupy!
- Nie, tato, nie! Ty idź! Ja czekam! - odpowiedziało dziecko tonem, który wyraźnie dawał do zrozumienia, że sprzeciw jest niepożądany, po czym zajęło się przeglądaniem ulubionej książeczki.
Cóż miał robić chłop? Skalkulował, co miał skalkulować, wyszło mu, że szybkie zakupy zajmą niecałe siedem minut i pognał do sklepu.
Gnając, usłyszał tylko głośną i wyraźną prośbę dziecka:
- Lizaka kup! I zelki jeszcze!
Sprawdzając tekst i szarpiąc się w okowach mojej wizji tego wpisu a możliwościami edytora blogspota, uderzyło mnie nagle, jak wielkie postępy poczynił Kosmyk w tym roku... Od gaworzącego niezrozumiałe głoski niemowlaka do wyszczekanego chłopczyka, który nie tylko wie, czego chce, ale jeszcze umie wyegzekwować swoje. Nie mogę się powstrzymać od śmiechu, gdy przypomnę sobie pewną noc, kiedy to Kosmyk miał wspomniane już nocne wrzaski. Leżał biedny na dywanie i łkał donośnie, uderzając głową o troskliwie podłożoną przeze mnie poduszkę i to wszystko przerwała babcia, która wtarabaniła się do pokoju. Kosmyk podniósł głowę, rzucił w babcię spojrzenie jak sztylet i wrzasnął:
- Baba! Tam!
I pokazał rączką, gdzie babcia ma swój pokój, jednocześnie sugerując, że wszystko, co się dzieje tej nocy, zostaje między nim a rodzicami.
[Oj. Chyba coś zepsułam. Wybacz mi synku, jeśli kiedykolwiek to przeczytasz. Wątpię, żebyś sięgnął pamięcią aż do swoich wybryków z drugiego roku życia, mam wobec tego nadzieję, że odpuścisz starej matce, że pozwoliła sobie opisać te chwile najlepiej jak umie. Jeśli czytasz to, a ja gdzieś tam obok dogorywam w swej starości, rzuć w biedną matkę szklanką wody albo przynajmniej czekoladką. Od kiedy zaczęłam namiętnie zjadać wszystkie podarowane ci łakocie (oj, znowu coś zepsułam!), dramatycznie uzależniłam się od słodyczy...]
Cholerka... Czy wasze dzieci też tak szybko rosną? Czy tylko mi przypadł tak wyjątkowy egzemplarz?
A pierwsza część podsumowania jest TUTAJ.
Gej fiuta przeczytany po raz dwusetny śmieszy tak samo 😛
ojjj tak:D:D Matka.. Ty to masz rację... jesteś TYLKO jedna;) Kosmyk z resztą też;)
Ty masz gej fiuta 😀 u mnie jest hulajnoga, która w wykonaniu mojej córki brzmi " huja noga"
Ha ha!
Ech... jak dobrze, że to wszystko daleko za mną 🙂 Odpowiadając na Twoje pytanie końcowe, to nigdy nie przestaje zadziwiać. Pamiętam, jakby to było wczoraj, jak mój starszy syn ważył 2,5 kg, czyli w porównaniu z dzisiejszymi ponad 30 - prawie go nie było. Pamiętam też, jak młodszy od maleńkości mylony był z dziewczynką. W końcu po ponad 6 latach życia orzekł, że spoko, uważa swoją delikatną urodę
Hahaha, nie tylko rosną, ale i wprawiają w zakłopotanie. Pamiętam, jak siedzieliśmy z mężem i córką z domu, ktoś zapukał, a córka ok.3letnia: " Ktoś puka, chyba jakiś tatuś". Szok na mojej twarzy i zdziwienie oraz podejrzliwość na męża...bezcenne. Od tamtej pory "jakiś tatuś" często jest wspominany, gdy ktoś puka
po raz kolejny łzy w oczach ze śmiechu,świetnie że "spakowałaś", <br />teraz myślę jak ogarnąć atrakcje roku zafundowane przez moja trójkę...
Kosmyk rządzi. Stale i na zawsze 😀
Jestem tego samego zdania 🙂
....
Cudne 🙂 Obśmiałam się bardzo ale i z refleksją odnośnie ostatnich zdań...tak dzieci rosną...patrzę na mojego 20 letniego najstarszego syna jak trzyma najmłodszą córcię 5 m-czną i przypominam sobie jak on był taki mały...byłam w jego wieku jak go urodziłam :D...no cóż mogę już być babcią ...haha 🙂
Jakbym czytała o moim dziecku, nasza córa potrafi też nieźle narozrabiać 😉 Wczoraj oglądałyśmy zdjęcia z jej pierwszych miesięcy życia i mama się popłakała a Lidka głaszcząc mnie po głowie mówi:-nie płacz mama.Po chwili ,widząc,że pocieszenie nie skutkuje dodała:-sieprasiam, nie cialam...No i jak tu się nie uśmiechnąć? 😉
świetne podsumowanie 🙂
Na brak atrakcji narzekać nie możesz, ja mam to wszystko przed sobą, chociaż wczoraj moja 14 miesieczna córka niemal się rozpłakała, że nie mogła wyjąć narysowanych kredek z książeczki. Chyba trzeba poczynić kredkową inwestycję.<br />