Stała przed nami w kolejce. 4 może 5 lat. Jej matka wyciągała zakupy z koszyka, a ona, czekając, mimowolnie włożyła palec do buzi i usłyszałam znajomy szczęk zęba o paznokieć.
– Nie obgryzaj paznokci, bo będziesz brzydka! – dość szybko zareagowała matka.
Szybko wyciągnęłam własny palec z buzi. Na szczęście, to nie było do mnie. Z dziewczynką spotkałam się później na parkingu. Z jej obgryzionego palca leciała krew. Naprawdę będzie brzydka. Jak ja.
Za obgryzanie paznokci byłam tępiona od wczesnego dzieciństwa. Tępiona to właściwe słowo, bo nikomu nie przyszło do głowy zapytać, czemu to robię. Kiedy widzimy dziecko z palcem w buzi, mimowolnie zaczynamy go strofować, bo jak to, będziesz brzydki, będziesz mieć paskudne ręce, taka duża dziewczynka, a feee, nieładnie. Nie szukamy przyczyny, mówimy o czymś, co zdarzy się w przyszłości, a czego małe dziecko nie potrafi sobie wyobrazić. Zresztą już i tak wie, że skoro dorosły zawyrokował o tym, czy ktoś będzie brzydki czy ładny, to znaczy, że tak będzie. Nie ma co się kłócić. Trzeba jakoś rozładować napięcie. I znów obgryzać.
Nawykowe obgryzanie paznokci, określane terminem onychofagia (gr. onycho – paznokieć, phagia – jeść), jest sposobem rozładowywania napięć emocjonalnych. Występuje u dzieci i młodzieży, ale zdarza się również u dorosłych. Dzieci, tak jak starsi, na co dzień stykają się z różnymi problemami. W przeciwieństwie do dorosłych nie potrafią nazwać swoich odczuć, nie znają też sposobów radzenia sobie z nimi. Dlatego różnymi metodami starają się zlikwidować napięcie, np. wkładają palce do buzi, kręcą włosy. Taka reakcja przynosi im ulgę. [Źródło: mjakmama24.pl]
Pisząc ten tekst, przypomniało mi się zdarzenie z tych wakacji. Znajoma spojrzała na moje ręce, dość zmasakrowane po pierwszych stresach remontu, i powiedziała:
– No wiesz? Obgryzłaś paznokcie? Pieprznięta jesteś? To obrzydliwe!
Niewiele myśląc, również jak ona, przy wszystkich, odpowiedziałam:
– A ty dalej nie pozbyłaś się tego paskudnego łupieżu!
Bo publiczne zwracanie uwagi na problem, który nie wynika z fanaberii, a jakichś poważniejszych kłopotów, nie jest czymś, na co się z uśmiechem na ustach godzę.
Całe życie do moich uszu dolatywało to samo. I mimo że ludzie od dziecka przedstawiali mi najgorsze wizje wyglądu moich rąk i najokropniejsze sugestie o mojej ewentualnej brzydocie, w dalszym ciągu zdarza mi się, w wyniku olbrzymiego stresu czy kłopotliwej sytuacji, obgryźć przepięknie wypielęgnowany paznokieć.
Najgorsze jest to, że wciąż niewiele się zmieniło. Nie leczony nawyk z dzieciństwa, wlecze się za tobą całe życie, a my dalej zamiast pomagać, strofujemy, wytykamy, wyśmiewamy. A przecież przyczyn obgryzania paznokci u dzieci może być wiele:
– stres [jakikolwiek – stosunki z rówieśnikami, kłótnie rodziców, zmiana miejsca zamieszkania, śmierć ukochanego zwierzęcia, krytyka dorosłych].
– nieumiejętność radzenia sobie z emocjami [złymi, co wynika z pierwszego podpunktu, ale i z dobrymi – dla mnie najbardziej dramatyczne dla palców było czytanie ukochanych książek i mimo że wiedziałam, jak się skończą, nie potrafiłam tego emocjonalnie ogarnąć – fakt, że czytałam książki ponad swój wiek, moje czytelnictwo było całkowicie niekontrolowane :)].
– próba zwrócenia na siebie uwagi dorosłych [teoretycznie łączy się z dwoma powyższymi punktami, ale znam kilka osób, których życie było całkiem znośne, bezstresowe wręcz, a jedyne, czego im brakowało, to uwagi rodziców, która nie byłaby rekompensowana kolejnymi zabawkami].
i tylko na ostatnią z nich:
– próba naśladowania kolegi lub dorosłego
najczęstsza reakcja – upominanie – może przynieść jakiś efekt. Najczęściej jednak przynosi efekt odwrotny. Zeżarłam wszystkie paznokcie, gdy w podstawówce pani wychowawczyni wytknęła mój nawyk przed całą klasą. Zeżarłam je w domu do krwi na samą myśl o tym upokorzeniu. Jeśli wychowawczyni chciała zaprzestać mojego nawyku, to jej się to niestety nie udało – od tamtej pory obgryzanie paznokci nasiliło się ekstremalnie.
Co zabawne, teraz, gdy jestem świadoma swojego nawyku, gdy staram się go opanować i nie pogłębiać, zawsze wracam do niego wtedy… gdy ktoś zwróci publicznie uwagę na moje paznokcie – kończy się to tragicznie, o wiele bardziej tragicznie od zwykłego memłania palcem w buzi w momencie największego skupienia [tak, to też, niestety, jeśli nie mam długopisu albo lizaka].
No właśnie – ze swoim nawykiem walczyłam na różne sposoby. Wszystkie brzydko smakujące lakiery nie robiły na mnie wrażenia, zawiązywanie rąk podczas lekcji [polonistka na to wpadła] – również: zwyczajnie zasnęłam. Prawdziwe boje przeżyłam dopiero w liceum – chciałam mieć ładne ręce, ale kiedy czegoś z nimi nie robiłam, nie umiałam się w ogóle skupić, więc… rysowałam w zeszycie kwiatki i różne pierdołki, uzupełniając notatki. Bardzo mnie to odprężało i wbrew pozorom wynosiłam z lekcji więcej, niż gapiąc się z rozdziawionym okiem w panią Uczycielkę. Oczywiście, że obniżali mi oceny z zachowania! A jakże! Wiedza wiedzą, ignorancję jaskółka wykazuje nad wyraz dużą 🙂
Patrzę się na dzieci, które dziś rodzice strofują i upominają za obgryzanie paznokci. Żal mi ich. Chciałabym do każdego podejść i powiedzieć: ja wiem, ja też to przeżyłam. Pokazać, że można inaczej rozładować stres, że można coś innego zrobić z rękami, zamiast masakrować sobie palce – bawić się długopisem, rysować szlaczki, wiązać supełki na sznurku, pogryzać marchewkę, pestki słonecznika, dyni. Przeszłam przez to sama, nikt mi nie pomógł. Chciałabym powiedzieć rodzicom tych dzieci – zobaczcie, to nie jest ich fanaberia, to nie jest złe! To jest czymś spowodowane, z czegoś wynika, i to twoja, rodzicu, w tym głowa, żeby tę sprawę rozwiązać! Zapytać, porozmawiać, pójść do psychologa!
– Zajmijmy je zabawą ruchową, rysowaniem, wycinaniem, lepieniem z plasteliny – podpowiada pani Marta. Można dać dziecku miękką piłeczkę, aby ją ugniatało w rączce. Kiedy tylko uda się dziecku powstrzymać „od skracania” paznokci – pochwalmy je, aby poczuło się pewniej i miało motywacje do tego, aby powstrzymywać nawyk. Im szybciej znajdziemy przyczyny niepokojów malca, tym łatwiej będzie mu pomóc, pokonać lęk i uchronić przez złym nawykiem lub jego utrwalaniem się.
Zdaniem specjalistów obgryzającego paznokcie dziecka nie należy wyśmiewać, karać, bo tylko wzmagamy napięcie i stres, a z obgryzaniem zacznie się ukrywać. Potrzebuje ono wsparcia, bo to co dla rodziców jest błahostką, dla malca może być dramatem nie do udźwignięcia. [Źródło: nowiny24.pl]
Ale na litość starego dzika – nie ośmieszajmy, nie zwracajmy publicznie uwagi i przede wszystkim nie stosujmy za obgryzanie kar! Bo największą karą dla dziecka jest to, że musi te paznokcie obgryzać.
Samo. Bez rodzica.
Ja miałam problem z obgryzaniem odkąd pamiętam 😛 Już chyba od przedszkola 😉 Aż w końcu na studiach zaczęło to słabo wyglądać i chłopacy zwracali mi na to uwagę, co nie było do końca fajne.. :/ okazało się, że po tak długim obgryzaniu i niezbyt zdrowym żywieniu mam nieźle zniszczoną płytkę paznokcia, musiałam przejść na zdrowszy styl żywieniowy.. dodałam do tego aktywność fizyczną i dobry suplement na odbudowę od środka (biosilica max ma dużo skrzypu polnego, a to ważne ponoć) 🙂 W efekcie oprócz tego, że już nie obgryzam, to widzę zdecydowaną poprawę w jakości moich paznokci 🙂
Jak dziecko obgryzałam paznokcie, potem podwijałam zębami skórki aż w płytce paznokciowej robiły się dziury. Zaprzestałam… by rozdrapywać każdą krostę, pieprzyk czy strupek do krwi. Cóż, chyba nerwus jednak ze mnie.
Bardzo przydatny tekst! Sama miałam taki problem i wiem, że nigdy nie użyłabym takich ”argumentów” jakie zasłyszałaś w sklepie.
Cześć Asiu, trafiłam do Ciebie, przez koleżankę, która Cię czyta, a poszukiwałam blogerek w okularach. No i tak rzucił mi się w oczy ten tekst, który wycisnął z moich oczu łzy. Tak, tekst o obgryzaniu paznokci spowodował u mnie i wybuch płaczu i złości. Obgryzanie paznokci było moim największym kompleksem życia. Pojawiło się (z tego, co pamiętam) w zerówce, w każdym razie, kiedy miałam sześć lat. Mogę to kojarzyć z pójściem do przedszkola, albo z przyjściem na świat mojej siostry. Obgryzałam do krwi, co było piętnowane, wytykane, wypominane. Z rękami w buzi wyglądałam „jak głupek”, „jak osioł”, „jak niedorozwinięty człowiek”. Mama próbowała wszystkiego: zalepiania palców plastrami, smarowania ich jakimiś gorzkimi żelami, lakierami, włącznie z założeniem mi tipsów w czwartej klasie podstawówki (jestem rocznikiem 1986, więc było to coś bardzo dziwnego). Nic oczywiście nie pomagało. Moja mama chwyciła się brzytwy i powiedziała, że paznokcie przestają rosnąć po 14 roku życia i że na całe życie zostaną mi takie „kołki” zamiast palców, bo nastąpi trwała i nieodwracalna deformacja. I ja w to, cholera, uwierzyłam. Od szóstej klasy, w której zmieniłam szkołę, kupowałam sobie najtańsze sztuczne paznokcie, które przyklejałam do resztek swoich paznokci klejem Super Glue lub Kropelką. Potem zżerałam ten klej, bo odchodził od skóry w sposób rekompensujący mi obgryzanie. Po kilku dniach odlepiałam pazury, obgryzałam swoje słabiutkie i zniszczone i wymęczone paznokcie i kleiłam od nowa. Wszyscy w szkole widzieli, że mam jakieś inne paznokcie, mówiłam im, że kleję sobie sztuczne paznokcie „dla zdrowia”, ale wstyd był jeszcze większy. Wstydziłam się trzymać za rękę swojego chłopaka, do dziś nienawidzę kiedy ktoś patrzy mi się na ręce, wstydzę się podawać ręki na powitanie. Skończyło się tak, że jakimś cudem, w wieku 24 lat, przed randką życia, poszłam do manicurzystki i wybłagałam ją o to, żeby COŚ zrobiła z moimi dłońmi. Zgodziła się po kwadransie wahań. Przez 5 godzin odbudowywała moje paznokcie, bo miałam zeżarte je tak bardzo że paznokcia miałam może z 2-3mm. Nosiłam jej żelowe, bardzo naturalnie wyglądające tipsy przez 3 miesiące. Na wakacjach jeden się złamał i odpadł od paznokcia i wówczas przeżyłam szok życia: okazało się, że mam długie, wystające kilka mm nad opuszkę paznokcie. Zniszczone i cieniutkie, ale WŁASNE. W wieku 24 lat uwierzyłam, że mogę mieć własne długie paznokcie i od tamtej pory można powiedzieć, że przestałam obgryzać. Zdarzało mi się je z przyzwyczajenia skracać zębami, ale kiedy się odrodziły, ogryzanie przestało być przyjemne i kojące. No, ale dopiero podczas pisania tego komentarza zdałam sobie sprawę, że na pewno musiałam sobie znaleźć jakiś zamiennik i chyba z tym mogę wiązać swoje spore przybranie na wadze.
Chciałam Ci bardzo, bardzo, ale to bardzo podziękować za ten tekst, bo uświadomił mi kilka rzeczy. Przede wszystkim to, jak ważne jest rozpoznanie przyczyn, a nie piętnowanie skutków i skupianie się na nich, chociaż to od lat staram się robić.
A obgryzania totalnie można się oduczyć, to nie dieta i rzucanie palenia 🙂 Pozdrawiam!
Nie wierzę… Czytam kolejny z kolei post na tym blogu, trafiłam tu może 3 dni temu (to nic, że jest 02:36, a ja na 07:00 jadę do pracy….). I tak jak piszesz – z mnóstwa tekstów, które pochłonęłam od tych trzech dni – bo jakoś tak tu trafiłam – przez/dzięki temu się poryczałam. Totalnie.
Obgryzanie przerabiam odkąd pamiętam. Zniknęło jakoś z dnia na dzień, jakieś 2 lata temu może. A od sierpnia/września = po ślubie, jest znowu. Jakiś pomysł na powód?
Joasiu, to komentarz do mnie czy do Joasi Jaskółki? 🙂
Ciekawe czemu ja jako dziecko je obgryzałam. Fakt, nikt nie zareagował, że coś może się dziać plus wszyscy byli szczęśliwi bo samej udało mi się to zwalczyć. Obecnie jednak wróciło jak bumerang, ale tylko skorki w momencie stresu zazwyczaj.
Obżerałam paznokcie jak szalona do 7 klasy podstawówki paznokieć nie odrastał od opuszka. Potem mi przeszło nałogowe ale kiedy nie mogłam czegoś rozkminić i paluch wylądował w paszczy znikał jeden potem drugi itd… do dziś. Syn robi to samo, kiedy to widzę przytulam go i próbuję odwieść jego uwagę od rąk i zająć je czymś. Obgryza kiedy się nad czymś zastanawia albo ogląda bajkę i ją przeżywa. Córa natomiast namiętnie ssie paluch.
Ps.Teraz jak przeczyatłam Twój post sama zaczynam przesuwać palcami po paznokciach szukajac zadzior który może by się wyrównało 🙂
Nie, największa karą jest, że zapamięta, że mama/tata/ciocia powiedzieli, że jest brzydkie, że jeżeli się nie zmieni, to oni JEGO/Jej nie będą lubić. To zostaje wdrukowane na długie lata….
Ja znam metodę, która u nas się sprawdziła co prawda obgryzanie wróciło po dłuższym czasie ale można było i tego uniknąć. Opisałam ją u siebie na blogu, ale żeby nie spamować streszczę o co chodzi: Na początek opowiadamy dziecku bajkę terapeutyczną (dostępne w księgarniach) o kotku, który obgryzał paznokcie. W sierści kotka zamieszkuje pewnego razu pchła, która powodowała, że kotka wszystko bardzo swędziało, ale nie mógł się podrapać bo przecież nie miał paznokci, coś w tym stylu. Kotek opowiedział o swoim problemie przyjacielowi pieskowi, a ten zaproponował mu, że za każdym razem jak będzie chciał obgryzać pazurki ten go zacznie łaskotać.
Następnie rozmawiamy z dzieckiem, że paznokcie są nam potrzebne i proponujemy, żeby za każdym razem jak będzie czuło, że chce je obgryzać przyszło do nas na przytulańsko, szalone łaskotki czy coś takiego. Gdy sami widzimy, że dziecko ma palec w buzi przypominamy, że przecież mieliśmy się przytulać lub łaskotać.
U nas ta metoda okazała się strzałem w dziesiątkę, przez długi okres czasu syn nie obgryzał paznokci niestety obgryzanie wróciło co według mnie jednak nie przekreśla metody. Należy tylko pamiętać, żeby nie stracić czujności. Ja nie wychwyciłam kiedy to się stało, gdybym wiedziała, że wygrana nie oznacza, że on już na pewno nigdy do tego nie wróci, zareagowałabym od razu i być może problem by nie wrócił.
Warto spróbować 🙂
Ech… wszystko sprowadza się do tego, że niektórzy rodzice z jakiś przyczyn uważają, że publiczne upokorzenie to dobra metoda wychowawcza. W końcu łatwiej jest dziecko ośmieszyć, niż zacząć dociekać z czego wynika takie a nie inne zachowanie. Jeszcze okaże się, że trzeba nad czymś wspólnie popracować? A wtedy to zgroza i zgrzytanie zębami.
Co do publicznego upokarzania to do tego typu rzeczy podchodzę tak samo jak do tematu obrażania w internecie. Jeśli piszę coś do kogoś to zastanawiam się czy powiedziałabym mu coś podobnego twarzą w twarz, jeśli mówię coś do dziecka, to zastanawiam się czy sama bym daną uwagę chciała usłyszeć publicznie…
Obgryzałam jak byłam mała. Skończyłam jakoś pod koniec podstawówki, kiedy chciałam mieć ładne ręce 😉 co nie znaczy, że nie zdarza się głównie podczas czytania książki zahaczyć jednego czy drugiego 😉 ale nigdy „do krwi”.
Moja młodsza córka w wieku 2-3 lat gryzła, bardzo. Przyznaję bez bicia, że nie szukałam przyczyny, tylko chciałam żeby przestała… I w swoje czwarte urodziny pokazała mi rączki z paznokciami, długimi! I nie gryzie od tego czasu (zaraz sześć lat kończy). Także nie wiem jaka była przyczyna, ale widocznie minęła…
Znam ten ból.. I pozdrawiam wszystkich ” brzydkich” 😉
To ja też pozdrawiam „brzydkich”. Brzydcy tego świta, wiedzcie, że jesteście… piękni 🙂
Dzięki. Ja widzę, że panna moja też zaczyna obgryzać i pewnie nałożyły się na to ostatnie stresy związane z małą siostrą (sielanki i oazy spokoju to w domu nie ma 😉 oraz to że ja, matka też pazury gryzę. Próbuję działać w stylu, że razem przestaniemy obgryzać iidzie nam różnie. Fakt, zajęcie łapek pomaga.
Przynajmniej macie wspólne hobby 😀 Też tak się można spojrzeć 😀
Ach ta bliskość, wzajemne zrozumienie swoich potrzeb. Prawdziwy wymiar rodzicielstwa bliskości, nie ma co 😉
A ja się nauczyłam perfekcyjnie obgryzać paznokcie, a gdy babcia w końcu pochwaliła mnie, że tak pięknie je obcielam- obgryzam po dziś dzień perfekcyjnie.
Bo w sumie na co mi nożyczki. Kiedyś potrafiłam obgryźć nawet u stop- to dopiero desperacja! U rąk mi zabrakło!
Hmmm… sama jako dziecko obgryzałam paznokcie, robię to nadal w stresujących momentach i niestety moja niespełna dwulatka podłapała to albo ode mnie albo od starszego o trzy lata kuzyna. Mam nadzieję że obgryzanie wywołała tylko próba naśladowania.. Chyba spróbowała i spodobało jej się to 😉 skoro nakryłam ją niedawno jak z uśmiechem na twarzy konsumowała paznokcia od dużego palca stopy – na zestresowaną nie wyglądała 🙂
Myślę, że to nie jest kwestia samego obgryzania paznokci, co raczej faktu, że ogólnie nie zadajemy sobie pytania „czemu moje dziecko coś robi?” Tylko oceniamy czy jest to dobre czy złe zachowanie. Pozdrawiam
O właśnie, właśnie!
Nigdy nie miałam problemu z obgryzaniem paznokci. Żadne z moich dzieci również. Ale tekst bardzo mi się podobał. Myślę, że może pomóc wielu rodzicom i dzieciom w walce z tym problemem.
a wiesz, że ja obgryzałam paznokcie przez baaardzo długi czas i szczerze powiem, że przestałam, tak z dnia na dzień, sama nie wiem nawet co było przyczyną tego, że skończyłam z tym nałogiem. wydaje mi się, że właśnie to chamskie strofowanie wywołuje jeszcze większą frustrację i prowadzi do samoczynnego wkładania paluchów do buzi – skończyło się (bo rodzice napominali mnie na każdym kroku), ja gryzłam okropnie, łącznie ze skórkami i wierzchnią warstwą paznokcia, wyglądało to po prostu obrzydliwie, teraz, od jakiś 4 lat mam ladne i zadbane paznokcie i nie wyobrażam sobie miesiąca bez wizyty u kosmetyczki.
A mnie do zadbania o paznokcie właśnie kosmetyczka zachęciła! Powiedziała „Wiem, że w to nie wierzysz, ale one naprawdę mogą ładnie wyglądać”. I wiedziała, co mówi 🙂
u mnie to było wyjście na sylwestra, pomalowałam na czerwono swoje „zgryzki” i całą imprezę były obiektem niewybrednych żartów i tak się zaczęło 🙂
Podobno niedaleko pada jabłko od jabłoni. Na własnym przykładzie widzę, jak chłopaki chłoną każdą rzecz jaką widzą i nabierają nawyków jak ich stary. Niestety tych złych także. Będę powtarzał z uporem maniaka, że wychowanie dzieci, to także wychowanie siebie. Trzeba więc od siebie zacząć i choć się pilnuję, to teraz będę się pilnował jeszcze bardziej. Dzięki dzieciom i rodzice powinni być lepsi.
Mam to szczęście, że Kosmyk nie przejawia na razie złych nawyków. Staram mu się pokazywać, w jaki sposób rozładować złość – dlatego często mamy cały stos porwanych gazet w koszu i mnóstwo obranych mandarynek 🙂
Joanno Jaskółko nawet nie wiesz jak ten tekst mi się dzisiaj przydał, szczególnie, że właśnie widzę zza monitora mojego pierworodnego ponownie wcinającego własne paznokcie. Pora zając się nim bardziej, a nie tylko zwracać uwagę na gryzienie. Chociaż i ja osobiście mam trochę za uszami, bo sama w stresowych sytuacjach podgryzam.
PS. Asiu śniło mi się dzisiaj, że Cię odwiedziłam na Mazurach. Tylko nie wiem dlaczego na mnie krzyczałaś! Niezła paranoja jak w snach spotykam osoby, których blogi czytam 🙂
Sądzę, że w tym śnie byłaś moim Chłopem 😛