Gdzie jest mój bronzer?

Dziś miało być o czymś innym [może to dobrze, że nie będzie], ale chłop mój doprowadził mnie do takich salw śmiechu, że nie mogłam się tym z Wami nie podzielić. Także słuchajcie. Taka sytuacja: biegam jak kot z pęcherzem, szykuję się do wyjścia. Chłop widzi, że coś usilnie próbuję znaleźć, więc przychodzi z pomocą:

– Czego szukasz? – pyta się.

– Nie wiesz nawet, co to jest. Nieważne. – odpowiadam poirytowana.

– No ale powiedz, może wiem, gdzie to jest… – nalega.

– Taaa… na pewno wiesz, gdzie posiałam swój bronzer! – ucinam ironicznie. [jeśli nie wiecie, co mam zawsze na twarzy zajrzyjcie TUTAJ].

– A wiem! – wykrzykuje dumnie chłop, czym wprawia mnie w bezkresne zdumienie, i zaczyna grzebać w koszyku, gdzie zawsze jest wszystko, a tak naprawdę nie ma nic.

– Proszę! – mówi – oto twój bronzer!

I z tryumfalnym wyrazem twarzy daje mi to:

Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, co to jest. Na pewno nie bronzer do twarzy. Może wyjaśnię bardziej dokładnie:

Tak. To jest pasta do butów. Wyczesana w kosmos, moja ukochana pasta do jesienno-zimowych butów [jedynych, jakie posiadam!], które tylko dzięki owej paście w miarę się trzymają:

Kiedy już powstrzymałam salwę gromkiego śmiechu, stwierdziłam, że w sumie… kolor mniej więcej się zgadza, a taka pasta pewnie i dłużej by się utrzymała niż zwykły bronzer, no nie? 😀

– Przecież jest napisane, że doskonała ochrona, więc pewnie ta pasta byłaby lepsza na te twoje poliki niż bronzer – skwitował chłop.

Ale nie śmiejcie się z niego za bardzo. Gdybyście zobaczyli jego smutną minę, kiedy okazało się, że palnął głupotę. Aż miałam ochotę mu łzę butem otrzeć… Tak bardzo mocno. Z wyskoku. Trzy razy.

A wspomnianą bardzo dobrą pastę do butów kupicie w jakimkolwiek sklepie Ryłko. Na stronie firmy jej nie zauważyłam, ale za to wpadła mi w oczy ciekawa woskowa pasta ochronna  – możecie mi coś o niej powiedzieć? Znacie? [KLIK]