Codziennie rodzi się 353 tysięcy dzieci. 255 na minutę. Ta liczba jest tak duża, że można zwątpić w cud, a narodziny zacząć traktować jak chleb powszedni. Ktoś się rodzi, ktoś umiera. Żadna rewelacja. Dzień jak co dzień. Myślisz sobie, że twoja koleżanka urodziła dziecko, a w tym samym momencie przyszło na świat setki innych dzieci i setki innych kobiet patrzą się po raz pierwszy w oczy noworodka. Gdzie ten cud narodzin?
I patrzysz się na ręce pielęgniarki, które obracają to małe ciałko i wiesz, że ona setki tych dzieci w ten sposób obracała, dlatego ma wprawę, i wiesz, że ty sama byłaś tak obracana, ale nie odrywasz wzroku, nie możesz przestać się patrzeć na te małe rączki, które jakimś cudem wypchały się z ciebie, z twojego brzucha, jakim cudem, i te nóżki małe, prawdziwe, żadna podróbka, made by mama, czyli ty, tak ty, o dzizas, ja? Jak udało mi się stworzyć człowieka?
I leży toto u ciebie, zupełnie bezbronne, szukające ciepła, potrzebujące nic, tylko ciebie. Te małe oczka, które jeszcze nic nie widziały, te usta, które tylko trochę krzyczały. Całe twoje. Nikogo innego. Jedyne. Tylko na chwilę, bo już nigdy takie nie będzie. Patrzysz się na nie trochę ze strachem, trochę z ciekawością, nie wiesz, czy kochasz, czy jeszcze nie, ale na samą myśl, że ktoś mógłby ci je zabrać, zaciskasz pięści, a do oczu lecą ci łzy. W nieśmiałych, delikatnych pocałunkach w paluszki mniejsze niż ogryzki kredek sprzedajesz mu złote góry, obiecujesz, że będzie szczęśliwe, zaklinasz jego przyszłość. Ta pierwsza noc – jedyna i niepowtarzalna, w której ból miesza się z przejmującą falą kiełkującej miłości.
Jeszcze kilka godzin temu śmiałaś się, że „hahaha, na pewno się nie zmienię po porodzie”, a teraz siedzisz na szpitalnym łóżku w środku nocy, mała lampka oświeca wasze łóżko i nie myślisz o niczym innym, o nikim innym, nie jesteś w stanie przestać się patrzeć w coś, co właśnie stworzyłaś, co w tobie się ukształtowało. Miałaś się nie zmienić – coś tam brzęczy z tyłu głowy, ale przeczysz, kręcąc głową, że przecież się nie zmieniłaś. Po prostu wylazł z ciebie człowiek i no halo, któż nie byłby pod swoim wrażeniem po czymś takim?
Masz ochotę całemu światu pokazać, całemu światu wykrzyczeć, że oto, teraz, właśnie, zobaczcie, oto moje dziecko i ja sama je zrobiłam, handmade pierwsza klasa, ze mnie wyszło, moje! A gdy lekarz przychodzi i pyta o imię, dziwisz się mu, że nie wie, przecież wczoraj urodziłaś, jakim cudem nie piszą o tym w gazetach, nie trąbią w telewizji, tobie się udało, zrobiłaś coś takiego, co leży sobie i żyje, żyje normalnie, oddycha, jeść chce, stworzyłam coś, co jest żywe, najprawdziwiej prawdziwe, a ty nie wiesz, że ma imię?
Potem się z siebie śmiejesz. Mówisz, że byłaś w szoku. Opętały cię hormony i takie tam. Wyrzucasz sobie, że mogłaś wtedy spać, a nie wgapiać się w dziecko, teraz to byś się zdrzemnęła. Codziennie przecież rodzi się 353 tysięcy dzieci. 255 na minutę. To całkiem zwyczajne przecież. Powszechne wręcz. Można to zrobić w domu, poczekać i już – gotowe. Dziecko.
353 tysiące dzieci rodzi się codziennie na świecie, myślisz. Co w tym wyjątkowego?
Ale twoje urodziło się tylko raz. I już tego nie powtórzy.
Siedzisz więc i patrzysz się, jak śpi i dalej nie możesz uwierzyć, że zrobiłaś to sama, że ci się udało. Czujesz się wyjątkowa tak jak w 255 kobiet w tej samej minucie. Najbardziej wyjątkowych na świecie.
A jeśli chcesz dostawać info o nowych wpisach, możesz zainstalować sobie blog na komórce. Na święta dostałam własną blogową aplikację, która sprawi, że do całego bloga będziesz mieć dostęp z komórki. Tu wersja na Android, a tu na IOS. Możesz też udostępnić wpis i skomentować go na facebooku [jeśli chcesz widzieć, co tam piszę], zawsze też jestem na instagramie, więc tam możesz zerkać, co gadam na żywo ? dziękuję!
Popłakałam się! Dokładnie te emocje przeżywałam miesiąc temu;) Zresztą….do dziś jeszcze przeżywam:)
Pięknie napisane. Moje dwa cuda śpią. A ja czytam i łezka się w oku kręci. Jak to było nie dawno a oni już tacy duzi. Uwielbiam patrzeć na te cuda w ich uśmiechnięte buzie. I słyszeć kiedy młodsza córcia wola „mamo” a synek „mamusiu”;)
? prawdziwe
I to pewnie dlatego gdy patrzę na swoje najmłodsze dziecko, to myślę sobie…… i co to już koniec? Nigdy więcej?
I rodzi się we mnie bunt. I myślimy, że chyba………..jeszcze raz ?
I każdą chwilę chcę zatrzymać i cieszyć się nią ? bo jeśli rzeczywiście się uda i się zdecydujemy to to już na pewno będzie ostatni raz ?
Dziękuję Ci Joasiu za ten post. Dziękuję, że dodałaś go właśnie dziś. Bo dziś mija dokładnie 6 lat odkąd mój własny cud jest przy mnie❤
A ja właśnie dziś obchodzę drugą rocznicę tego dnia. Czytam Twój tekst i ryczę że wzruszenia. Obok mnie śpi ten mały cud i nie wierzę że tak szybko urósł!
to o mnie! :)))