Usłyszałam o tym na mojej grupie. Jak to, nie trzeba podlewać? Pielić? Samo rośnie? Nie wierzyłam. I nie uwierzyłabym, gdybym nie zaczęła drążyć w celu udowodnienia sobie samej, jakie to głupie. I wsiąkłam. I wcale nie przekonało mnie to, że wszyscy podkreślają, jak mało przy tym roboty – przekonała mnie ekologia.
Zaczęłam w maju. Bo wtedy miałam zebrane materiały. Zaczęłam od dwóch donic. Pierwszych permakulturowych donic i zdecydowałam się na donice, ponieważ wał i jakiekolwiek inne grządki odpadały ze względu na naszego niewidomego psa i hasające wówczas po polu króliki. Wszystko bym miała zadeptane i zjedzone. Potem w czerwcu z poligonu wrócił Chłop i pomógł mi zrobić kolejne dwie. Patrzyliśmy się na nie trochę jak pies na jeża zza górki, co nas odwiedza sporadycznie, ale w lipcu, kiedy zobaczyliśmy bujność rosnących roślin, tylko kiwnęliśmy głowami. Chcemy więcej.
Obok cukinii – donice z fasolą. Miałam szczere nadzieję, że wystarczą, niestety – króliki obgryzły fasolę do cna. Stąd też na przyszły rok powstały dwie donice wyłącznie na fasolę, do których króliki nie doskoczą.
Od sierpnia nie kupiliśmy ani jednego pomidora – wszystko, co wyrosło z donicy na zdjęciu, wyrosło z nieprzetworzonej do końca ziemi kompostowej i było na tyle obfite, że w słomie w piwnicy pomidory będą mi dojrzewać zapewne jeszcze kolejne dwa lub trzy tygodnie. Cukinie, które trzymam na kolanach, to jedne z wielu – obliczyliśmy, że całkowity plon cukinii to ponad 50 kilogramów [z donic przesadzałam prosto do ziemi, bo wszystko mi zakiełkowało i brakowało jej miejsca].
Sałatka, posiana przez młodszego i całkowicie nie zadbana. Pojedyncze chwasty, które obok rosną, wyrywamy i kładziemy po prostu obok, żeby się rozłożyły w glebie.
Ostatnie plony z cukinii z września. Pączki zawiązały później owoce, ale październikowy przymrozek je obalił. I dobrze. Od sierpnia tylko cukinia i cukinia 😀
Jako poplon grochu, który rósł w tej donicy, wyrosły nam pomidory z ziemi kompostowej. Gdybym wyrywała chwasty regularnie – nie dojrzałabym za nic, że to rosną nam pomidory, a tak to z krzaczków wyrośniętych na dziko, zebraliśmy kilka kilogramów owoców. Między nimi posadzona przez młodszego kapusta pekińska [jeszcze rośnie].
Pod koniec września po raz pierwszy kupiłam ogórki. Bo cały sierpień rosły jak głupie i było ich tyle, że na małosolne patrzeć się nie mogę, mimo że każdy, kto do nas wpadał, dostawał swoją porcją i cukinii i i ogórków, a my sami zrobiliśmy jakieś 30 słoików z piklami.
A to jedne z naszych pierwszych sierpniowych plonów. Chłopcy pomagali zbierać, młodszy nadał nazwę naszemu ogródkowi – farma. I wszystko, co z naszej farmy, pochłania jak wariat 🙂 Nawet tę cukinię 🙂
ZOBACZ WPIS -> „JAK ZAŁOŻYĆ OGRÓD”
Jak zbudować grządkę permakulturową?
I gadam o tej permakulturze, gadam, ale ty pewnie wciąż czekasz, na odpowiedź – jak zrobić taką grządkę i czym ta permakultura jest? Permakultura to gałąź ekologicznego rolnictwa polegająca na tym, że zamiast walczyć z ziemią i wyrywać z niej plony na siłę, zaczynamy… współpracować z nią na równych warunkach i wykorzystywać wszystko, co nam daje. W permakulturze nie ma odpadków, chwastów, oprysków, sztucznego nawożenia – wszystko, co daje natura jest nam potrzebne i wszystko tak naprawdę można wykorzystać.
Pięknie to pokazuje przykład liści na trawniku – normalnie „powinno” je się grabić, ludzie też potem je palą [przejeżdżając dziś przez wioski, widziałam dymiące się kopce liści]. Więc ludzie grabią i palą. Zabierają ziemi wspaniały, żyzny materiał – dżdżownice i wszelkie robaczki użyźniające glebę go uwielbiają, pod liśćmi schronienie znajdują jeże i inne stworzenia. A kiedy my te liście zbieramy – zabieramy cudownie użyźniający materiał i na wiosnę idziemy do sklepu po nawóz. Po nawóz, który sami pracowicie zebraliśmy jesienią.
Idea permakultury bazuje na stwierdzeniu, że wszystko w postrzeganym przez nas świecie jest powiązane. Nie ma żadnego zjawiska, które mogłoby trwać w izolacji, choćby przez ułamek sekundy. Dostrzegając prawdziwą naturę tych powiązań możemy współtworzyć z Naturą kreatywne, prosperujące ekosystemy.
Źródło: http://permakultura.com.pl
Wszystko jest potrzebne! I chwasty, które niejednokrotnie pomagają glebie odżyć albo „biorą na siebie” ataki drapieżników. I drewno, i trawa, i liście, i kartony – wszystko, co pomoże odtworzyć stan naturalnej gleby jest koniecznie potrzebne. Permakultura zadaje często jedno poważne pytanie – czemu nikt nie dba o las, a on rośnie? Liście leżą, gałązki spadają, jelenie i łanie robią kupy, chwasty rosną,nikt tego nie podlewa, a z ziemi leśnej wyrastają potężne drzewa, krzewy, dorodne grzyby i wszystkie owoce? Czy jeśli spróbujemy odtworzyć sposób powstawania gleby leśnej, będziemy mieć takie same efekty? I odpowiada od razu – tak. Będziemy. Jeśli będziemy współpracować. I ja postanowiłam współpracować.
Kiedy znajomym ogrodnikom opowiadam o permakulturze, pierwsze co słyszę to „perma co?” A potem otwierają oczy ze zdziwienia, że ogrodu nie trzeba podlewać, nie ma na nim chwastów, marchewki nie sieje się w równych rządkach, a rośliny współgrają ze sobą w idealny sposób wspomagając się i chroniąc nawzajem przed szkodnikami.}
Źródło: Jestem Zielona
Mnie osobiście najbardziej ujęło w permakulturze to, że zgodnie z jej filozofią trzeba tak współpracować z przyrodą, by zużywać jak najmniej energii i obserwować to, co się dzieje w przyrodzie i co może nam pomóc. Ja na przykład wiem już, że jeśli wyrzucę nadpsute pomidory do kompostu, to one mogą mi wykiełkować. I poznam kiełkujące pomidory już wszędzie – mądrzejsza o to doświadczenie, w przyszłym roku wykorzystam tę wiedzę – chociażby po to, żeby przesadzić rośliny tam, gdzie zrobią innym roślinom dobrze [w tym roku kisiły się w dwóch donicach].
Budowa permakulturowej grządki
Co ci mogę doradzić, jeśli chciałabyś zrobić swoją pierwszą permakulturową grządkę? Masz całą zimę na nazbieranie kartonów, trocin i gałęzi. Oraz gówna , przepraszam, kupy. Tak, pokazywałam ją tutaj, akurat tamta była krowia. Istotą budowy grządki [lub wału] permakulturowej jest to, żeby jak najbardziej przypominała naturalną glebę. Teoretycznie w permakulturze nie powinno się używać łopaty, ale my, stawiając grządkę na solidnej, wieloletniej darni, spulchniliśmy glebę, a potem… a potem obłożyliśmy dół donicy kartonami. Zwykłymi kartonami, które są gratką dla dżdżownic, a jednocześnie pięknie zatamowały wyrastanie roślin z trawnika na grządce. Nikt normalny chyba, jeśli nie ma hurtowni, nie dałby rady uzbierać tylu kartonów na 10 grządek i zalążek wału, więc my dogadaliśmy się ze znajomym sklepikiem, który odkładał nam szare, nielakierowane kartony.
Na taki podkład z kartonów [obficie podlany] można położyć kolejną warstwę: liści, trocin, ja zdecydowałam się na ścinki i zrąbki drewniane, a w pewnym momencie poszliśmy dalej, w hugelkulturę i po prostu wrzucaliśmy gałęzie, pocięte sekatorem [z tym sekatorem spędziłam godziny, tnąc zbyt mocno rozrośnięte krzaki zdziczałych róż]. Na drewno położyliśmy potem bogaty w azot obornik, potem znów ścinki i trociny, słomę, rosnącą na naszym polu trzcinę lub kartony, potem mulcz z trawy i na koniec ziemia kompostowa [nie do końca przetworzona, ale to tym lepiej]. W tę ziemię kompostową siałam moje pierwsze rośliny. I z tej ziemi wyrosły mi właśnie pomidory. Których nie sadziłam : D
Ogólna zasada budowania permakulturowej grządki polega na tym, żeby zachować właściwe proporcje węgla [drewnianych ścinek, słomy, liści, uschniętej trawy] do azotu [odpadki kuchenne, obornik, rośliny, mulcz], który powinien wynosić 25-30:1.
Kiedy pierwsze rośliny już wyrosną, zaczynam je ściółkować – głównie skoszoną, lekką zeschniętą trawą, bo słomę trzymam dla królików [zresztą ich przekompostowany obornik też pójdzie do grządek na wiosnę pod ziemię kompostową]. Każda roślinka jest opatulona trawą, dzięki czemu ziemia nie oddaje tak łatwo wody, a rozkładająca się trawa dodatkowo ją użyźnia.
![](https://matkatylkojedna.pl/wp-content/uploads/2019/09/IMG_20190824_170047.jpg)
![](https://matkatylkojedna.pl/wp-content/uploads/2019/09/IMG_20190824_170458.jpg)
![](https://matkatylkojedna.pl/wp-content/uploads/2019/09/IMG_20190826_183519_BURST001_COVER.jpg)
![](https://matkatylkojedna.pl/wp-content/uploads/2019/09/IMG_20190911_171833.jpg)
Co nam daje grządka permakulturowa?
Komfort. Dla mnie głównie komfort. Mimo że wiedziałam, że świeże permakulturowe grządki nie będą tak dobrze trzymać wody, że odpadnie potrzeba podlewania [podlewałam], to i tak byłam zdziwiona, że w czasie tego suchego lata nie musiałam tego robić więcej niż raz, góra dwa w tygodniu. Rośliny rosły jak głupie. Trociny i drewno na dole zatrzymywały wodę dość dobrze, rośliny nie więdły, trzymały pion i rosły, rosły jak dzikie. Wszystkie nieliczne „chwasty”, które wyrastały obok mojej sałaty, kapusty czy cukinii, wyrywałam i kładłam obok roślin, co wywoływało efekt „nieporządku, ale skutkowało tym, że ziemia, dżdżownice i robaczki miały co jeść i nie czepiały się moich owoców i warzyw.
Satysfakcję. Że nie dokładamy swojej cegiełki do jałowienia ziemi i że zamiast z niej wyrywać – współpracujemy z nią. Ona nam daje, my jej oddajemy i pomagamy. Że nie marnujemy wody na codziennie podlewanie, bo dążymy do tego, by grządka jak najlepiej kumulowała wodę i wykorzystywała to, co magazynuje się w próchniejących gałęziach i trocinach. Że taka masa pracy, jaką wykonaliśmy w te wakacje, nie pójdzie na marne i za rok ograniczymy się wyłącznie do pielęgnowania roślin [na razie te 10 donic to maks, co będziemy mogli przerobić, choć Chłop przebąkuje coś o szklarni jeszcze, to jednak dla mnie ta 10 to maksymalne, co damy radę zjeść i rozdać]. Że nie marnujemy niczego – wszystkie odpadki, które mamy w kuchni idą do grządek albo dla królików. Nawet pędy ogórków i cukinii, po zebraniu owoców, kiszą się w donicach i na wiosnę pewnie będą już cudownie ciemną ziemią. Pierwszą turę liści z trawnika zbierzemy i też wrzucimy do donic, ale drugiej nie tkniemy nawet palcem – będzie schronieniem i nawozem dla trawnika.
Jedzenie. I to dużo. W życiu nie zebrałam takich plonów z ogrodu. Żeby być dobrze przygotowaną na przyszłoroczne plony, już kombinujemy z Chłopem, gdzie wykopać piwniczkę i odkładamy słoiki z każdego majonezu i passaty : )
ZOBACZ WPIS -> „JAK ZAŁOŻYĆ OGRÓD”
Temat grządek permakulturowych – dla mnie – to temat rzeka. Przeczytałam już kilka książek, cały internet i czekam na mój pierwszy kurs permakultury na wiosnę. Wiem, że przede mną mnóstwo nauki, wiem, że nie jestem jeszcze ekspertem, ale zaczęłam i cieszy mnie to niesamowicie. Uczę się na swoich błędach [na przykład teraz nie pomalowałabym donic nawet najbardziej ekologicznym impregnatem, ale Chłop chciał „estetycznie”, na szczęście on też zmienił zdanie], praktycznie badam, czy to ma sens i ten sens widzę.
Temat ogrodu to temat, który wywołuje niezmiennie uśmiech na mojej twarzy. Kiedy siedem lat temu na piątym piętrze mieszkania na Anielewicza w Warszawie, zastanawiałam się, co dalej, gdzie mieszkać, co robić – moją pierwszą myślą było – mieć swój ogród, swoją ziemię, swój kawałek świata, który będzie mi dawał i ja mu będę dawać. Żeby móc wyjść z domu na bosaka, przejść się po mokrej trawie i zjeść na śniadanie pomidora z sałatą z własnej grządki. W tym roku to marzenie się całkowicie i z nawiązko spełniło.
Kilka dni temu zaczęłam moją permakulturę, choć o dwa tygodnie za późno (zanim w ogole dowiedziałam się, że coś takiego można zrobić, zdążyłam przekopać część ogrodu i posiać rzodkiewkę i zioła). Kiedy już poczytałam i permakulturze, uświadomiłam sobie, że mam mnóstwo materiału w ogrodzie, którego mogę użyć na warstwy i tak sobie zaczęłam układać. Teraz już gromadzę kartony, tektury, gałęzie i wszystko, co się może przydać. A że szkoda mi pieniędzy, nie będę robiła donic ani skrzynek z desek, tylko postaram się zrobić ogrodzenie dla grządek z giętkich gałęzi. I tylko zastanawiam się, czy jak zaczęłam teraz, to jeszcze coś w tym roku dam radę na niej wyhodować 😊