Ktoś ostatnio poczęstował Kosmyka cukierkiem, przez co całe moje męczeństwo, polegające na histerycznym rozdzieraniu zozoli w łazience i wpychaniu do gęby trzynastu naraz, żeby dziecko przypadkiem nie zobaczyło i nie zachciało, poszło się... na marne poszło. Cukierek Kosmykowi zasmakował do tego stopnia, że otrzymał zaszczytną nazwę "lody", czego nie dorobiła się nawet ukradziona mamie czekoladka. […]