I już za mną pierwszy tydzień edukacji domowej. Wciąż mam mętlik w głowie, wciąż mnóstwo wątpliwości, ale pewna jestem jednego – będzie dobrze. Jeśli chcesz poczytać, jak wyglądał nasz pierwszy tydzień w nowej rzeczywistości edukacji domowej, dawaj! Czekam na ciebie z nowym tekstem!
Pierwszy tydzień na edukacji domowej
Wstaję o szóstej. Sama, jakoś tak. Bo nie muszę. Jak muszę, to budzik mam nastawiony na 20 alarmów, co pięć minut i zwlekam się o ósmej jakby ktoś mnie walcem przejechał.
Przygotowuję się do podsumowania wakacyjnego wyjazdu, przerzucam zdjęcia z telefonu na komputer, okazuje się każde pobiera się w oddzielnym zipie, więc żmudnie, do kawy i słuchowiska, każde jedno rozpakowuję, złośliwie każde rozpakowuje się do oddzielnego folderu, potem z tych folderów pojedynczo otwieram w Photoscape i zmieniam format na jpg, bo iphonowy heic wordpress odrzuca. Jasne, mogłabym poszukać lepszego, szybszego sposobu, ale akurat teraz, ta żmudna, bezmyślna robota mi odpowiada. Szukanie oznacza myślenie, a jest 6.45, nie chcę myśleć, chcę dopić kawę i słuchać.
Pierwszy tekst o edukacji domowej tutaj.
Gęsi, które wypuściłam wcześniej, włażą na podest werandy dopominając się o jedzenie. Wychodzę do nich z kawą i rzucam im ziarna niemalże jak Zosia z Pana Tadeusza, tylko w wieku Telimeny i gabarytami bardziej jak… kurde nie wiem, kto tam był gabarytowo jak ja w Soplicowie, nieważne, jak zacznę o tym myśleć, skończę, czytając „Pana Tadeusza”, a dzieci powoli wstają. Jeden złazi na dół ziewając i jeszcze w gatkach idzie dolać gęsiom wody, drugi krzyczy „jeść!” i orientuję się, że trzeba znowu jechać do sklepu, żeby mieć czym zapchać lodówkę i żołądki chłopców, które w tym roku zdają się bezdenne. Dosłownie bezdenne. Kiedy jestem w sklepie, kasjerka z niedowierzaniem patrzy, jak bracia wykładają na taśmę dwa bochenki chleba, cztery chleby tostowe, po dziesięć paczek serów i wędlin, karton jogurtów, kilogramy owoców, zgrzewkę soków, zgrzewkę mleka i… wzruszam ramionami na jej zdziwione spojrzenie. No cóż, następnym razem przyjedziemy tu za tydzień, jak szczęście dopisze i niczego nie zapomniałam, nie będę musiała zajeżdżać do sklepu przez najbliższe dni w ogóle, a to duży komfort i 40 minut do przodu, biorąc pod uwagę tam i z powrotem i ewentualną kolejkę.
Wracamy do domu, chłopcy znoszą zakupy z auta, ja rozładowuję je w domu. Wszystko chyba jest, nawet obiady jakoś przemyślane, w zamrażarce mam leczo, dziś ugotuję rosół, potem z rosołu odleję na mięso w sosie, jak będzie cieplej, to sadzone z kefirem i ziemniakami, będzie git. Chłopaki latają jeszcze po dworze. Dochodzi 13, wczoraj o tej porze mieli zrobiony materiał na dany dzień, dziś zrobią go później.
Starszy pierwszy egzamin będzie miał z geografii już w październiku – najprostszy dla niego przedmiot. Wczoraj spanikował, że nie ogarnie współrzędnych geograficznych, ale znalazłam kanał na youtube prowadzony przez nauczycielkę i rozpisałam mu w punktach plan nauki, jak może dojść do zrozumienia tematu. Czytam dużo o sposobach i planach dnia rodziców na edukacji domowej, jedni uczą się blokowo tylko przed egzaminem, inni opracowują tylko testy z platformy Szkoły w Chmurze, jeszcze inni robią minimum, żeby mieć czas na swoje pasje czy zdolności.
Ja stawiam na rytuał, tak ważny u dzieci w spektrum. Jeszcze w szkole, gdy nadchodziła 17, syn złaził na dół i prosił, żebym pomogła mu z odrabianiem lekcji – nawet jeśli tych lekcji nie miał. Tak mu wszedł nawyk, że kiedy nadchodziła sobota i niedziela i faktycznie niewiele musiał robić, o 17 snuł się, bo czegoś mu brakowało. I tym samym chłopcy zaczęli naukę jakiś czas przed rozpoczęciem roku szkolnego – bo mogli. Młodszy ćwiczył pisanie literek razem ze słuchowiskiem [Dzieci z Bullerbym – lektura], starszy ogarniał geografię, czytał Hobbita i powtarzał angielski.
Siadłam poszukać zajęć dla chłopców na popołudnia – muszę określić i poszukać, która placówka mogłaby współpracować ze Szkołą w Chmurze, bo żeby zajęcia opłacane były przez szkołę z państwowej subwencji na dzieci orzeczeniem, placówka realizująca zajęcia musi spełnić kilka wymogów. Robię to, kiedy młodszy rozlewa wodę z farb, którymi malował Bullerbyn i wpada w złość, rozrzucając wszystko po stole. Starszy się wścieka i zamyka komputer, uciekając na dwór. Gaszę pożar, uspokajam i oddycham z ulgą, że nikt mnie nie goni, nie mam przez najbliższe tygodnie żadnych sztywnych deadlinów, kilka współprac książkowych, stała współpraca z Hebdą, której krem przed chwilą rozsmarowałam na ogorzałej ze stresu twarzy.
Stres? No jest. Jak się samodzielnie wychowuje dzieci, stres jest nieodłączny, chociażby we wtorek, gdy okazało się, że wszystkie sprzęty postanowiły zastrajkować. Starszy chciał brać udział w konsultacjach z geografii, bo miał kilka pytań, ale najpierw zoom nie chciał się zalogować, potem słuchawki nie chciały się połączyć, młodszy darł się w pokoju obok, bo nie mógł zalogować się do eduelo, kiedy już to ogarnęłam, zaczęło się spotkanie integracyjne online na zoomie, kartka potrzebna do pracy nie chciała się pobrać, potem, jak się pobrała, to zginęła, jak znaleźliśmy, to drukarka się zacięła, a młodszy również zaczął walczyć ze słuchawkami, bo nie działały. Jeden poranek, a emocji tyle, że po trzech godzinach walki, wciąż spokojna jak kwiat lotosu, choć w środku aż się kotłowałam, poszłam na drzemkę.
W czwartek za to cała nasza trójka po prostu była zdechnięta. Na platformie były fantastyczne inspiratoria, ale po prostu olaliśmy, chłopcy bawili się na podwórku, starszy spacerował i słuchał Hobbita, młodszy odświeżył swoją fascynację kurami, ja ogarniałam pracę i te wszystkie potrzebne, ale bezmyślne obowiązki przedsiębiorcy – faktury, zusy, srusy, opłaty i inne. Nie pisałam w tym tygodniu wiele i oprócz ogarnięcia chałupy do jako takiego porządku i ogarnięcia spraw firmowych, ten tydzień poświeciłam głównie dzieciom i wdrażaniu się z nimi w nowy system. To jest wspaniałe, że chłopcy mogą sobie zasiąść do opracowywania materiału koło 10, po śniadaniu i po krótkiej zabawie na dworze. Uczą się około dwóch godzin, raczej mniej, niż więcej. Resztę czasu poświęcają na pomoc w domu, obowiązki przy zwierzętach, czytanie książek, zabawę i gry – na razie. Bo za chwilę planujemy wyjazdy i spotkania, dojdą jeszcze zajęcia poza domem.
Pierwszą rzeczą, jaką zauważyłam, jeśli chodzi o największe braki chłopców, a szczególnie starszego, jest… nieumiejętność szukania rzeczy. Jeśli nie powiem mu, jak może dojść do czegoś, siedzi i albo nic nie robi, albo strzela. Ustaliliśmy, że dobrze by było, jakby codziennie robił jeden test z polskiego i matematyki – chyba w środę zauważyłam, że strasznie szybko robi te testy i zapytałam, czemu wybrał tę, a nie inną, odpowiedź. „A bo nie wiem, jaka jest dobra i strzelam.” – odparł, a ja złapałam się za głowę. -„Dziecko, jak masz strzelać i marnować czas, to w ogóle tego nie rób, idź na dwór, wróć, jak ci zachce dowiedzieć, pomogę”.
I zachciało mu się dopiero w piątek, co uznałam za ogromny sukces, choć spadek po szkole w postaci chęci do kombinowania i kręcenia, żeby „zaliczyć” i dostać ocenę, a niekoniecznie umieć jest ogromny. Młodszy wciąż jeszcze frustruje się, kiedy czegoś nie umie, stara się zrozumieć, dowiedzieć. Starszy po systemowej edukacji w sytuacji, gdy czegoś nie umie, po prostu kombinuje, jak to obejść, żeby nikt się nie przyczepił. Kilka spacerów zajęło mi wyjaśnienie chłopcom, że teraz uczą się dla siebie, że to, czego się nauczą, będzie ich siłą i jeśli oszukują, robiąc zadania „żeby skończyć i odbębnić”, to tylko marnują czas.
Wciąż nie zapisałam się na wszystkie egzaminy – pierwszy październikowy z geografii już zaklepany, ale zastanawiam się, co z innymi i kiedy, biorąc pod uwagę nawał pracy, jaki będę miała w listopadzie i grudniu jak co roku. Przygotowałam plan pracy z polskiego, matmę pociągnę korepetycjami, bo w szkole syn również podpierał się korkami z matmy – jeszcze 20 lat temu określany byłby jako matematyczny głąb lub „zdolny ale leniwy”, teraz już wiadomo, że jego mózg ma problem z przetworzeniem dłuższych zadań i choć syn wie, jak je rozwiązać, nie potrafi przejść tej ścieżki dochodzenia do wyniku. W szkole miał w tej kwestii wsparcie, opłacone z subwencji, w tym roku zamierzam też posiłkować takimi korkami, ale to od października.
Młodszemu opracowałam plan pracy z lekturami. Matematycznie młodszy jest dużo dalej niż jego rocznik, najniższy wynik z testów na wiedzę w szkole miał z polskiego 97%, więc w jego przypadku skupiam się na pracy z emocjami i lekturami szkolnymi. Jak większość dzieci w spektrum młodszy ma problem z ogarnięciem ogółu, skupia się zazwyczaj na szczegółach. Ciężko więc mu ogarnąć sens lektury, wyciągnąć wniosek z przeczytanej czy przesłuchanej książki – to jest mój cel na to półrocze i akurat w tym jestem dobra – analiza tekstu, wnioski, interpretacja. Moją pracę z lekturami młodszego, zapewne podrzucę w kolejnych tekstach na blogu.
I PFFF… tak oto jesteśmy po pierwszym tygodniu. Dochodzi wieczór, rozpaliłam już w piecu, za chwilę pójdę z dziećmi zamknąć kury. Koło 20 zjemy kolację i usiądziemy zaplanować nasz kolejny tydzień. Na platformie Szkoły w Chmurze są kolejne warsztaty, które zainteresowały starszaka, pod koniec tygodnia będziemy mieć też gości [biedne dzieci bez kontaktów społecznych] i trzeba się jakoś bardziej zorganizować. Starszy dziś usiadł do kart pracy i książki i sam z siebie, bez mojej pomocy i asysty skończył połowę geografii – opracował ją, robiąc notatki z podręcznika, testy na eduelo i karty pracy na platformie. A przecież miał przerwę i niechcieja… W międzyczasie, gdy chłopcom się nie chciało ani uczyć, ani bawić, zaganiałam ich do pomocy przy obiedzie [sami w zasadzie zrobili], obowiązków przy kurach czy zwykłego sprzątania, czyli do czegoś, do czego w szkole systemowej, rzadko udawało mi się ich zagonić, bo wciąż ledwo zipieli emocjonalnie. W głowie mam masę emocji i przemyśleń – postaram się uporządkować je za tydzień.
Tekst powstał dzięki wsparciu Patronów: Monice Lassaud, Grzegorzowi Wiśniewskiemu, Jadwidze Trojan, Edycie Kubskiej, Agnieszce Adamskiej, Agnieszce Skowrońskiej, Marcie Szałwickiej, Bogumile Urban, Weronice Cierzniak, Marcie Magun, Joannie Bielawskiej, Annie Fronckiej-Zięborak, Magdalenie Norell, Justynie Różańskiej, Klaudii Bułce, Hannie Lech, Marcie Szczepanik. Kolejni wspierający zostaną wyróżnieni w kolejnym tekście <3
A jeśli chcesz zostać moim Patronem i dostawać co miesiąc moje przemyślenia bądź mieć ze mną bardziej regularny kontakt [z patronami prowadzę czasami zażartą korespondencję, a jedna już się ciągnie od maja], to zapraszam:
A jeśli chcesz po prostu postawić mi kawę, zapraszam TUTAJ.
———–
Linki do rzeczy, o które zazwyczaj ludzie pytają na stories:
Szafki na kółkach – Ikea
Podoba mi się twój pomysł na zorganizowanie przestrzeni edukacyjnej w domu. Utworzenie konkretnego miejsca do nauki jest ważne, aby stworzyć atmosferę sprzyjającą koncentracji i uczeniu się. Ponadto, twój pomysł na wykorzystanie planszy korkowej do organizacji zadań i harmonogramu jest praktyczny i pomaga w utrzymaniu porządku.
Hej! Czy poza eduelo są jakieś ciekawe platformy edukacyjne? Temat szkoły jest jeszcze bardzo odległy, ale już teraz chciałbym wiedzieć jakie są opcje dla dzieciaków 🙂