Czy to fakt, że nie biegam za drugim tak jak biegałam za pierwszym? Bo zima? I pierwszy w dużej mierze przejął obowiązek biegania? Wiek? Wszak już po trzydziestce. Wiadomo, metabolizm zwolnił, energia już nie ta. Choroba? Badania robię. Dość stale. Podstawowe, ale jednak nie ma odchyleń od normy. A jednak, ciała przybyło i za nic nie wcisnę się w dżinsy kupione tuż po porodzie. A przecież tydzień po kupieniu już były za duże!
Nie wiem, jak to się stało, czemu to się stało i przez miesiące starałam się to zrozumieć. Skąd silniejsze niż zwykle migreny, skąd mój brak skupienia, skąd to ciągłe zmęczenie i powracająca jak bumerang bezsenność. Nie powiem, że żyłam niezdrowo. Żyłam, jak do tej pory. Robiłam wszystko to, co po pierwszym porodzie, po którym już w trzy miesiące wróciłam do wagi sprzed ciąży, po kolejnych trzech do chyba najniższej wagi w życiu. Po którym tryskałam energią, biegałam za moim dzieckiem niezrażona po lesie, przemierzałam z nim kilometry, a na drzemkę po południu reagowałam śmiechem – damy radę i pisałam o moich nocnych bieganiach za synem zabawne statusy na fejsie. Gdzie to się podziało? Czemu nagle czuję się jak flak? I nie mogę schudnąć.
Do zastanowienia się skłoniło mnie zaproszenie do wypróbowania testu – testu sprawdzającego predyspozycje do nowotworów, ale nie tylko. Laboratorium Genetyczne Invicta zajmuje się też badaniem niepłodności, badaniem określającym przyczyny i predyspozycje poronień, badaniem określającym ryzyko zakrzepicy i wieloma innymi. W pierwszym momencie pomyślałam, że nie, to nie dla mnie. Antykoncepcji nie przyjmuję, piersi badam, w kolejną ciążę zajść na razie nie zamierzam.
Czasem niewiele potrzeba, żeby otworzyć oczy, żeby poczuć, że warto wziąć się do roboty. Moim celem było wciśnięcie się w stare dżinsy, a teraz czuję, że jedyne czego chcę, to żyć. Żyć tak, żeby nie żałować, że coś jest moją winą, moim niedopatrzeniem. Że czemuś mogłam zapobiec, a tego nie zrobiłam, bo mi się nie chciało.
Byłam na etapie rozpoczynania diety na schudnięcie. Wiedziałam, że muszę schudnąć, bo czułam, że w tych kilku kilogramach, że w nich tkwi sedno mojego złego samopoczucia. Ja po prostu zaczęłam się czuć źle z nadprogramowymi kilogramami. Ciało dawało mi sygnał, że jakaś jego granica zostala przekroczona. No i chciałam się wcisnąć w moje stare dżinsy. I nie mogłam. Miałam w planach rozpocząć restrykcyjne niejedzenie, żeby szybko zgubić parę kilogramów. Ale te wszystkie wskazania do testów w panelu nowotworowym dały mi jedno – poczucie, że muszę działać nie na jednym polu. Że badanie piersi, morfologia, głodówka i odstawienie czekolady mi nie pomogą. Że nawet jeśli nie jestem w kategorii ryzyka, wcale sobie takim trybem życia nie pomagam. Że jeśli chcę zmieścić się w stare dżinsy, muszę zrobić coś więcej niż mniej jeść. Muszę być zdrowa.
Zamiast chudnąć do dżinsów, postanowiłam działać na całej płaszczyźnie
Zamknęłam oczy i wypisałam wszystkie swoje grzechy, które nie tylko przeszkadzały mojemu dobremu samopoczuciu, ale nie służyły też i zdrowiu. Wręcz go pogarszały:
- Nieregularne jedzenie. I to bardzo nieregularne. Tego, że rano nie jestem w stanie nic przełknąć, już raczej nie zmienię, ale to, że śniadanie czasami jadłam w porze obiadu jest już niewybaczalne. A obiad przechodził na kolację, kolacja na noc. No ludzie, to jasne, że napakowanej po uszy przegryzkami nocnymi, ciężej mi było zasnąć i wypocząć. I że rano nie byłam głodna przez trzy godziny jeszcze po wstaniu. Do tego – głodowanie. Tak, zdarzało mi się zwyczajnie nie jeść z braku czasu. Tymczasem organizm, kiedy widzi, że nie ma dostaw pokarmu, zaczyna gromadzić zapasy w tłuszczu. Na wszelki wypadek, żeby nie umrzeć! To takie logiczne! Więc te moje głodówki były kija warte – nie dawały nic, oprócz kolejnej fałdki. Teraz, nawet jak czuję, że nie jestem głodna, zjem cokolwiek – jabłko, pomidora czy łyżkę jogurtu, żeby zaspokoić potrzebę organizmu, żeby dać mu znać, że dostawy jedzenia nie ustaną. I chudnę. Przy trzech posiłkach w ciągu dnia. W porywach do czwartej zdrowej przekąski.
- Nieregularny sen. Jasne, kiedyś istniało coś takiego jak podział snu. Ludzie wraz zachodem słońca kładli się spać, potem wstawali na jakieś dwie godziny w nocy i znów zasypiali do wschodu słońca. Nikt nie spał przez bite osiem godzin, jak teraz, to wynalazek współczesności [niemowlaki wciąż mają ten pierwotny zew, prawda?]. Ale to, co ja robiłam ze swoim snem, to była jakaś farsa – kładłam się spać koło drugiej w nocy, spałam do piątej, potem zasypiałam z Daśkiem o 8, budziłam się koło 11. Bywało, że po południu zdrzemnęłam się na godzinkę na stojąco. Absurd. Jak ja mam wypoczęta skłonić organizm do metabolizmu, jeśli nie daję mu szansy [a ciało najlepiej spala tłuszcz, kiedy śpimy] i funduję sobie krótkie drzemki bez możliwości nawet przejścia wszystkich faz snu?
- Brak wody. Żyłam na kawie. Słodkiej. Dopiero wieczorem, kiedy już wiedziałam, że kawy pić nie mogę, żłopałam wodę z wielkiego dzbana litrami, a piłam ją dopóki, dopóty mi się gwiazdki przed oczami nie zaświeciły i póty nie padłam otumaniona na łóżko. Wydawało mi się, że wtedy prościej mi będzie zasnąć… Nic gorszego nie mogłam sobie zrobić.
- Słodycze. Zawsze miałam raczej niedocukrzenie niż przecukrzenie. Oscylowałam zazwyczaj poniżej normy i już dawno powinnam wziąć swojego lekarza za fraki, żeby zrobił z tym porządek. Bo zdarzały mi się już zasłabnięcia z powodu zbyt niskiego poziomu cukru we krwi. Ale to, co ja robiłam, to było istne szaleństwo. Bo jak inaczej nazwać naprawianie sobie niższego poziomu cukru dwoma tabliczkami czekolady? Tylko szaleństwem. Nawet jeśli przez tyle lat ta liczba nie wpływała na moją wagę znacząco. Teraz zaczęła. Liczę – to już dwa tygodnie, kiedy jedyną słodką rzeczą jest łyżeczka cukru do kawy. I nic więcej. Żadnej czekolady, żelek, żadnych batoników, słodkich ciasteczek. Dzieciom, jak placki smażę, to podjem trochę na kolację, ale zaraz spalam to na ćwiczeniach.
- Brak ruchu. Bo ćwiczę. Zaczęłam, mimo że nigdy nie przepadałam, a dostosowanie się do grupy na zajęciach fitness doprowadzało mnie do łez. No ale ostatnio zbyt mocno zdałam się na starszaka. Kiedy Kosmyk był mały, nie miałam żadnej wyręki do biegania. Kiedy Adaś zaczął biegać, to biegał głównie za starszym bratem, którego wystarczyło przywołać do siebie i już, obaj chłopcy są przy mnie. Niesamowicie pomocne. I jasne, w wakacje jeździłam na rowerze, pływałam, ale teraz, zimą? Gdzie mam wyjść – w błoto? Na pomysł ćwiczeń wieczornych czy porannych jakoś nie wpadłam albo nie chciałam wpaść. Na szczęście się opamiętałam.
I te pięć punktów jest główną odpowiedzią na źródło moich problemów: złe jedzenie, niewyspanie, brak ruchu, brak witamin, które dodatkowo wypłukuje spora dawka kofeiny. Mało pomysłowe? Oczywiste wręcz! A jednak każde z nich popełniałam, bzdurząc sobie w głowie, że tym jednym razem mi nie zaszkodzi. Wypisałam te punkty, a potem zmieniłam w listę postanowień: regularne jedzenie, bez podjadania w nocy, regularny sen – lepiej przespać się pięć godzin niż pięć razy po godzinie. Pić. Nie tylko kawę. Na tę pozwalam sobie dwa razy dziennie. Zamiast tego piję wodę [i to jest ironia – moje dzieci piją wodę bez kłopotu, a ja sama mam z tym problem!]. Ograniczyłam słodycze. Do zera praktycznie. Ja! Zero słodyczy! To już ponad dwa tygodnie! Do stałego mojego planu dnia włączyłam albo ćwiczenia, albo ponad godzinny spacer.
Czuję się lepiej. O wiele lepiej. Nie żałuję sobie snu. Łykam witaminę D i faszeruję nią rodzinę. Dzielnie wykorzystałam tydzień bez dzieci, pisząc sobie szkice tekstów, więc nie siedzę po nocach tworząc wszystko od A do Z, a jedynie na drzemce dziecka kończę to, co zaczęłam. Powoli odzyskuję energię. Coraz częściej zauważam, jak błyskotliwa może być codzienność [ten wpis znów się rozszedł jak bułeczki, a napisałam go jak dawna ja – godzinę po zdarzeniu]. Wreszcie, po tylu miesiącach mozolnej pracy nad każdym zdaniem wychodzącym spod klawiszy jak gruda, czuję tę lekkość wylatywania myśli z głowy. Najważniejsze jest to, że rano wstaję bez mgły w oczach, że długie spacery z psem kończę bez zadyszki, że zaczęłam wreszcie ćwiczyć i nie umieram po 30 minutach ciągłego ruchu. Jest lepiej.
I nawet jeśli w moich genach tkwi gdzieś tam ukryta predyspozycja do choroby, nie ułatwię jej dostępu. Niech się postara. Niech się, kurde wysili, bo ja z każdym dniem jestem coraz silniejsza i poradzę sobie nawet z tym, co może być mi pisane.
Testy w laboratorium i tak sobie zrobiłam. Chcę wiedzieć, jakie mam szanse i na co jeszcze powinnam uważać. To tylko próbka śliny i zamówienie kuriera. Wynik przyjdzie w ciągu dwóch tygodni razem z zaleceniami. Czeka mnie jeszcze dodatkowe badanie tarczycy. I wszystko przez te jedne dżinsy, których założenie stało się moim celem. Już nie jest. Teraz chcę tylko nie zboczyć z tej drogi, na którą weszłam przez przypadek i na której jest mi coraz lepiej. Z minimalną dawką kawy i słodyczy.
I już powoli przestaję w tych dżinsach czuć ucisk w pasie 🙂 To mój jedyny wyznacznik efektu chudnięcia, bo nie ma chyba rzeczy na świecie, która zmusiłaby mnie do przejmowania się wagą wyrażoną w liczbach. Cenię sobie za to dobre samopoczucie 🙂 I jeśli ktokolwiek zapyta mnie, czemu się wzięłam za siebie i ćwiczeń, to właśnie dla tego dobrego samopoczucia – czuję, że żyję, czuję, że robię sobie zwyczajnie dobrze. I każdemu to polecam.
A ramach współpracy z Invicta mam dla was 100 zł zniżki na badania w topgenetics.pl, jeśli też chcecie je sobie zrobić lub potrzebujecie motywacji. Kod to inv201703jj. A pięć osób, które pięknie napisze mi, jak najlepiej zmotywować się do zdrowszego trybu życia, otrzyma badanie za darmo 🙂 Żebyście tak jak ja, zrobili sobie dobrze 🙂
[A teraz, wiem to dobrze, wszyscy będą wypatrywać, kiedy wreszcie będzie mnie mniej, po to właśnie takie rzeczy pisze się publicznie – taka podpowiedź 🙂 ]
Ja wyjęłam dżinsy po zimie i też nie mogę się dopiąć w nich. Masz racje, że słodycze, niedobór wody i brak ćwiczeń wpływają na to, że tyjemy. Teraz odrobiłam lekcje z zimy i odstawiłam słodycze, ćwiczę 2 razy w tygodniu chodząc do fitcurves. Do tego piję zieloną herbatę na wieczór a rano pije siemię lniane. Mam nadzieję, że waga ruszy i spadnie i się dopnę w moich ulubionych dźinsach 🙂 Pozdrawiam
Najlepsza motywacja – pomyśleć dla kogo chcemy być zdrowsi i mieć dzięki temu szansę na spokojniejsze i dłuższe wspólne życie. A jeśli ma się już dzieci to w moim przypadku wystarczy jeszcze pomyśleć co chcemy im przekazać i jaki chcemy dać im przykład do naśladowania.
Chcę być mama + skończyłam medyczny kierunek. Zbyt dużo wiem o tym, jak złe nawyki mają wpływ na nasze potomstwo. Genetyczne predyspozycje, przewlekłe choroby i wiele innych. Dodatkowo fakt, że jesteśmy dla naszych dzieci wzorem do naśladowania. Świadomość, że odpowiada się nie tylko za siebie, ale i drugiego człowieka jest największym motywatorem 🙂
Motywacja nadchodzi kiedy wchodząc na 3 piętro z dzieckiem na rękach dostajesz zadyszki. Dobrym motywatorem jest druga osoba z która masz te same postanowienie. Wybrałam pomoc dietetyka i rozpisana dietę.Razem z Siostrą liczyliśmy kalorie i dalysmy radę. Dodatkowo Zumba raz lub dwa razy w tygodniu i 20kg mniej !! Teraz chce się więcej 😉
Śpię regularnie, jem regularnie razem z dzieckiem 5 posiłków. On siedzi i je, ja siedzę obok i jem.
Tylko ten brak ruchu tj biegam niby za dzieckiem, ale ostatnio jest to bardziej człapanie.
No i mój największy problem – picie. Nie odczuwam pragnienia, potrafię wieczorem odkryć, że wypiłam 500ml przez cały dzień (w tym 2 kawy po 180ml).
Dla zdrowia zapiszę się na fitness – sama nie potrafię się zmobilizować, ale jak kupię karnet to typowo po Poznańsku muszę go wykorzystać jak tylko to możliwe. Dodatkowo zaopatrzę się w butelkę/szklankę/kubek wody z cytryną który będzie stał gdzieś w pokoju i przypominał mi o piciu.
Słodycze jem, ale ilość cukrów w pożywieniu wynosi ok. 5% zapotrzebowania na energię, bo nie jem cukru przypadkiem (w płatkach, pieczywie, gotowych daniach itp), więc mogę pozwolić sobie na coś słodkiego. Zdrowe życie musi być przecież przyjemnym i radosnym życiem 🙂
Staram się spać regularnie. Oduczam się jeść słodycze, kawy 2 max 3 i herbatki. Ruch mam przy dzieciakach i jakoś na więcej nie mam czasu. Co do badań to wiem, że powinnam sobie zrobić. W wieku 18 lat miałam zabieg i wyszły komórki nowotworowe, narazie spokój. Znamion mam już wyciętych 10 i wszystkie do badania. Obciążenie genetyczne w rodzinie jest ogromne. A ja nie wiem, że mam dla kogo żyć – dla 2ki moich małych dzieci 🙂 To jest moja największa motywacja 🙂
Podobne grzechy mam na sumieniu. Nie jem regularnie, nie śpię, nie ruszam się tyle, ile trzeba, kawka i ciasteczko to moi przyjaciele. I choć u mnie efekt gabarytowy inny – bo wychudłam po tej ciąży, jak świr do 48 kg, to zdrowotny pewnie ten sam. Samopoczucie też chyba lichsze.
Lustro mnie nie motywuje, stan zdrowia na pierwszy rzut oka znośny i tylko te dwie pary małych oczu, które śledzą każdy mój ruch powodują, że nie wrzucam ciastek do koszyka, jem jogurt naturalny, wypełzam na spacer, gdy wieje. Im więcej one rejestrują, tym więcej we mnie samozaparcia.
Powodzenia! Niech Ci noga z nowej drogi nie zbacza, chyba że na kawkę i serniczek ze mną 🙂
Hej! Swietny tekst, jak widac jest nas wiele z tymi kilogramami po ciazy 😀 Ja juz 2 lata walcze.. nie lubie cwiczyc chociaz sporo spaceruje z mala ale to jakos nie przynosi efektu.. jadlam niby zdrowo ale wiesz.. tu jakis grzeszek i tam czasem 😀 az znajomy trenet personalny przekonal mnie do sprobowania diety ketogenicznej, 'keto’. w skrocie- to dieta nisko-weglowodanowa i wysoko-tluszczowa. Ja trzymam sie ogolnych regul, nie licze kalorii bo nie mam do tego glowy. Stracilam 3 kg w pierwszy miesiac, jedzac glownie sernik, parowki, jajka z majonezem i tone sera 😀 no i CZEKOLADE!!! gorzka bez cukru, ale zawsze 😉 Jesli masz ochote to poczytaj sobie o tym, jest wiele stron i forow a nawet grupy na fejsbuku. To dieta stosowana w leczeniu wielu chorob, mozna nia wyleczyc nowotwor (bo odcinasz go od pozywienia) czy 'odgrzybic’ organizm a u dzieciakow chyba leczy sie padaczke. Reguluje hormony i w ogole cud.. ale co wazne dla mnie- jem pysznosci, jestem syta i kilogramy leca 🙂 pozdrawiam i trzymam kciuki za ta figure modelki! Super sesja, piekne cdjecia.
a, pod haslem 'keto’ znajdziesz wiele przepisow na zdrowe wypieki i slodkosci bez cukru, i koniecznie wpisz w google euryterol, to taki 'cukier bez cukru’, a wlasciwie cukier ktory sie nie metabolizuje. Kocham go!!!
Teraz, jako dwudziestosześciolatka dbam o siebie, bo chcę stworzyć piękny dom i silną, zdrową rodzinę. Chcę, aby moje dziecko miało mamę, która po porodzie weźmie je na ręce i ogarnie świat. Chcę być mamą supermenką 🙂 Zadbaną mamę, która nie dostanie palpitacji serca podczas wycieczki rowerowej, czy nie wyrobi na ściance wspinaczkowej. Chcę być przykładem, że zdrowe aktywne życie, to sama radość, to coś naturalnego.
Skończę 50 lat i wtedy dopiero zamierzam sobie pożyć 😉 Nie będę się martwiła o dodatkową zmarszczkę czy fałdkę, ale chcę mieć ciało, które za mną nadąży. Sprawne nogi i ręce, mocny kręgosłup. Chcę jeździć na rowerze i chodzić na piesze wycieczki, zwiedzać nie tylko Polskę. Chcę być jedną z tych uśmiechniętych starszych pań, które ćwiczą tai-chi w parku. (Znam takie panie, mam przyjemność chodzić z nimi do klubu fitness, to są kobiety ze stali). Chcę być starszą panią z godnością i mięśniami ze stali.
Dlatego Asiu, urodziłaś i wychowujesz dwóch wspaniałych chłopców. Należy Ci się za to medal, a nawet dwa. Teraz czas pomyśleć o sobie, do 50-siątki z górki, a cały świat czeka na Ciebie i Twoją fantastyczną rodzinę, by go na nowo odkryć! 🙂
Przyda ci się badanie 🙂 Odezwij się do mnie na asia.jaskolka@gmail.com 🙂
Dziękuję! Naprawdę, bardzo dziękuję! 🙂
Asiu u mnie grzechy podobne jak u ciebie. W ogole podobna historia,bo po pierwszej ciazy schudlam lepiej niz wazylam wczezniej.teraz jestem pol roku po cc, w koncu moge wrocic do cwiczen i biore sie za siebie. Ja niestety choruje na Hashimoto. Tutaj kluczowa jest nie tylko dieta: brak glutenu i nabialu w moim przypadku,ale również regularny sen,umiarkowana aktywnosc fizyczna,unikanie stresu. Dla mnie liczy sie zdrowie i samopoczucie,a nie wskazowki na wadze,czy obwodowy w centymetrach. Dlaczego? Z dwoch powodow: po pierwsze kocham życie, po drugie mam cudna rodzinke i mam dla kogo zyc. Moja choroba jest „mendowata” teraz mam trzeci rzut choroby zmagam sie z bezsennoscia,kolataniem serca,drazliwoscia, totalnym zmeczeniem oraz problemami z niegojacymi sie ranami na dloniach. Dostalam nowe leki i walcze. Tez biore witamine D, selen,magnez,jod,witamine C i inne rzeczy. Do tego walcze z nieszczelnymi jelitami i moze nie bede juz pisac co mi jeszcze dolega ? motywacja jest u mnie rozna,zalezy od poziomu hormonow i slonca ?lubie siebie i staram sie troszczyc bez wielkich awantur,ze cos mi nie wyszlo ? pozdrawiam cieplo.
Najlepsza motywacja to konkretny cel i szczerość przed samą sobą – bo to boli 😛 Mój ostatni rok był szalony – zaręczyłam się, zamieszkałam z Chłopem, walczyłam z depresją po śmierci najbliższych (wujka i obie babcie zabrały zresztą nowotwory), studiowałam, a gdy w dorywczej pracy okazało się, że uwielbiam uczyć, rozpoczęłam drugi kierunek – studia nauczycielskie 🙂 Dwie magisterki mnie dosłownie przeorały. Nie było minuty na ogarnięcie domu – na szczęście mój ukochany był wyrozumiały i razem ze mną solidarnie nie sprzątał. Nie było minuty na mój ukochany rower – ledwo skończyłam tłumaczenia na jeden kierunek i lekturę na drugi, musiałam iść spać. Odprężające czarowanie w kuchni zostało zastąpione przez frytki, zupy z mrożonki i szybkie ziemniaki z surówką na mieście. A wieczorem słodycze i szybkie piwko przy nauce, żeby nagrodzić się za ciężki dzień i zmusić się do snu po tym całym rozbieganiu. Pędziłam, bo chciałam być zdolną bestią, a okazało się, że zdolna bestia znalazła się w ciele osiemdziesięciolatki… Zaliczyłam semestr, liczba przedmiotów spadła o połowę i w końcu sobie powiedziałam – oho, tak nie może być! Szczerość przed samą sobą zachęciła mnie do przejrzenia całego stanu zdrowia – wlazłam na wagę (o zgrozo!), zbadałam krew, sponiewierany żołądek, i lada dzień umówię się na odwlekaną miesiącami wizytę u dentysty (brrr!). Chciałabym też zbadać profil genetyczny – i wiedząc, na czym stoję, zacząć od zera. Znajoma idealnie trafiła w czas i namówiła mnie na mini-mini-mini triathlon na koniec czerwca – to mój cel. Założyłam się też z Chłopem, kto dłużej wytrzyma bez słodyczy i alkoholu- i kto wygrywa? 😉 Powoli wracam też do czarowania w kuchni, a po dentyście napompuję koła w rowerze (najpierw obowiązki, chlip…) Cel jest, szczerość jest i teraz staram się nie myśleć o cisnących spodniach w pasie, tylko cierpliwie stawiam kreseczki udanych dni na tablicy w przedpokoju. Cała naprzód! Reda pozdrawia 🙂
Kurcze…. Robiłam tak jak ty…. Jaka jest moja motywacja by zrzucić kilka nad programowych kilo sama nie wiem do końca. Wiem też że sprawy nie ułatwia fakt iż pale papierosy. Mąż też nie jest za tym bym coś gubila bo jemu się podobam. Córka jak to dziecko… Nie ważne czy będę ważyć 100 czy 60 i tak będzie mnie kochać. Ale… córka do rośnie i zalozy rodzinę, a jej problemy będą moimi. Wiec muszę byc silna. Rodzina kocha moj rozmiar L to pokocha i M. A jakby nie patrzeć jak zadbam o siebie zadbam i o nich. Chciałabym być silną do samego końca, być wsparciem dla nich, a dbanie o siebie da mi siłę podołać temu wyzwaniu. Myśląc o swoim zdrowiu, pomogę tym dzięki którym życie ma sens. Zrzuce kilogramy i pojdzie mi na zdrowie i na samopoczucie i sanoocene, ale przedewszystkim da mi siłę by pomóc w świecie dorosłych gdy przyjdzie na to pora.
Przyda ci się badanie! Odezwij się do mnie na asia.jaskolka@gmail.com 🙂
Banalne – aplikacja mobilna. A jednak! Codziennie wpisuję posiłki i ćwiczenia (wow, jest np. prasowanie), a aplikacja wylicza mi ile kalorii mogę dziś jeszcze przyjąć. Traktuję to trochę jako zabawę, ale muszę przyznać, że do tej pory nie bylam świadoma ile kalorii codziennie przyjmuję. I to nie obiadając się! Fajne jest tez to ze aplikacja oblicza od razu stosunek bialka/tłuszczy/węglowodanów i ostrzega, jeśli przekroczę normę. Zawsze zniechecaly mnie diety, w których wszystko trzeba dokładnie liczyć. Tu jest to banalnie proste 🙂 I to bez wymyślnych dań – jestem antytalentem 😀 Na koniec – brawo Matko! Waga nie jest ważna. Zdrowie już tak – cieszę się, że fajnie Ci to wychodzi 🙂
Marcia, możesz podzielić się informacją jaka to aplikacja?
Diana
Chyba tak, bo apka jest darmowa 🙂 MyFitnessPal. Można ją połączyć np. z Endomondo lub krokomierzem i automatycznie podlicza ilość kalorii spalonych na treningach i spacerach.
Czapa boska, Kora słodka, a Aśka najlepsza taka jaka jest. Trzymam kciuki za wszystkie Twoje zmiany. 🙂
Dla mnie motywacją było odkrycie samej siebie i otaczającego nas piękna. Po zakończeniu toksycznego związku, podczas którego osiągnęłam moją przerażającą maksymalną wagę i praktycznie dno czeluści mrocznego ja, uciekłam, daleko, do obcego kraju, żeby przekonać samą siebie, że nikt mi nie jest potrzebny do szczęścia, tylko ja, zdrowa ja. Zaczęłam doceniać małe, drobne piękne rzeczy, ten wiatr we włosach na pustym wzgórzu, migoczące lampy zatoki z oddali, ciszę nocy, widoki warte zadyszki i kłucia w boku 🙂 Skończyłam z dietami, zaczęłam po prostu dbać o siebie, małymi kroczkami ale z celem zmian na lepsze.
A widzisz, ja też po 30… prawie 4 lata 😉 Też po ciąży byłam chudsza niż „zawsze”. 57 kg przy wzroście 174 cm. Zresztą nigdy nie musiałam się odchudzać, jadłam to, na co miałam ochotę. A z aktywności jedynie długie i szybkie marsze. Wszędzie chodziłam na piechotę. Jednak zaczęlam pracę „za biurkiem”, 15 km dojazd więc autem, pracę siedzącą, synek miał wtedy 1,5 roku to na spacerybez wózka już, to też za dużo się nie nachodzisz z takim maluchem. Zaczęłam tyć. Jeszcze dołował mnie wiek – 30? 31, 32, 33… zaczęłam się czuć jak stara baba, wiesz, nie kobieta, tylko taka baba. Zaczęlam się też dostosowywać do nowego imidżu bo zaczełam narzekać, mniej we mnie było wdzięku dziewczyny, więcej tej „baby”. Zdrowo się odzywiałam od ciąży, wiesz, mało słodyczy, dużo warzyw, kasz, olej kokosowy, ocet jabłkowy, imbir, przyprawy, dużo wodyn kefiry, jogurty – zmiana diety wyleczyła moje nawracające problemy kobiece, leki nie pomagały, sama doszłam do tego że cukier mi szkodzi, że kiszonki i jogurty pomagają. To nie dieta żadna, tak poprostu jemy. Synek, teraz 4,5 też zdrowo je, od zawsze, mąż … stara się. Zaczełam cwiczyć w listopadzie tamtego roku, nigdy nie cwiczyłam. Zawziełam się… tylko mimo tego wszystkiego, zdrowego odzywiania, swiadomosci, mimo cwiczen… waga stoi. Akurat jutro mam wizytę u ginekologa. Zbadam hormony.Bo to niemozliwe, żeby taka dziewczyna jaką bylam miala się zamienic w babę, zgorzkniałą, 34 latkę. Motywuja mnie wspomnienie młodszej, atrakcyjnej mnie 😉 Efektów w postaci spadku wagi nie ma (waże 67 więc też nie jakoś dużo przy moim wzroście, ale moja waga z którą najlepiej się czułam to 56-58 kg), ale jest energia, ochota na wieczór z męzem, a wczesniej nie było przez jakis czas – myśle że to z powodu braku akceptacji swojego ciała), jestem może smuklejsza, radosna, bardziej cierpliwa, moze waga tez bedzie spadac jak zrobie porzadek z hormonami. Rzeczywiscie po 30 metabolizm spada okrutnie.
Przyda ci się badanie 🙂 Odezwij się do mnie na asia.jaskolka@gmail.com 🙂
Dziękuję! Mam nadzieję, że nie za późno się odezwałam. Już piszę maila. PS. jestem też w trakcie badań, od ginekologa dostałam skierowanie (np testosteron, TSH, nie chcę wszystkich tu podawać) – komplet badań (prywatny ginekolog więc i badania płatne) 525 zł :/ Tym bardziej dziękuję za mozliwość zrobienia tych badań!
Mnie motywuje mój autystyczny synek, który przyjął moje ćwiczenia za rytuał i strasznie się denerwuje gdy popełniam jakieś odstępstwa :p takie proste 🙂
Przyda ci się badanie 🙂 Odezwij się do mnie na asia.jaskolka@gmail.com 🙂
Ciekawe, że niedawno również robiłam sobie podobny „rachunek sumienia”
dotyczący mojego ogólnego stanu psychofizycznego. I to zdecydowanie nie
było przyjemne doświadczenie. Już pomijam kwestie wagi, która
niebezpiecznie zbliżała się do wskazania liczby trzycyfrowej!
Zaniedbałam się strasznie, ciąża, depresja, wyjazd za granicę, powrót,
pogłębienie depresji, rozstanie z niedoszłym małżonkiem, jeszcze głębsza
depresja… równia pochyła. Czarę goryczy przelał staw skokowy, który
zwyczajnie nie wytrzymał. Ból nogi towarzyszył mi przy każdym ruchu. Ale
z jakiegoś powodu zamiast siąść i płakać, odezwał się we mnie jakiś
taki dziwny bunt, przecież nie zostanę kaleką w wieku 35 lat, z
czteroletnią córką pod opieką! Najbardziej jednak przeraziło mnie to, że
nie wsiądę więcej na konia. Nie wiem, czy znajdzie się ktoś, kto to
zrozumie, ale taka informacja dla mnie oznaczałaby tyle samo co położyć
się do trumny i czekać na śmierć. Nagle mnie oświeciło – moje życie
zaczęło szwankować jakieś 5 lat temu, gdy z powodu ciąży odstawiłam
konie. Moja kobyłka pojechała na zielone pastwiska setki kilometrów ode
mnie, a przecież to właśnie kontakt z nią od wielu lat był dla mnie jak
balsam dla duszy. Podjęłam decyzję – córcia chodzi już do przedszkola,
powoli odzyskuję czas dla siebie, pora sprowadzić konicę z powrotem.
Decyzja zapadła niecałe trzy tygodnie temu, od tego czasu zmieniłam
dietę z „nieważne co, byle słodko i dużo” na „przede wszystkim zdrowo”.
Zrezygnowałam z glutenu, cukru, tłuszczy roślinnych rafinowanych i
wszystkiego co jest wysoce przetworzone. Dużo piję, głównie herbat
ziołowych i owocowych, bo wody nie lubię. Po pierwszym tygodniu mogłam
odstawić tabletki antydepresyjne, po następnych kilku dniach tabletki
przeciwbólowe – zeszły mi obrzęki, noga przestała boleć. Już mam 4kg
mniej. Konica wraca mniej więcej za miesiąc, a ja czuję się cudownie!
Zrzucę jeszcze kilka kilogramów i będę mogła na nią wsiadać, ostatecznie
to już emerytka, zostało nam najwyżej razem kilka lat, nie mogę
zmarnować tego czasu. Podsumowując: jak się zmotywować? Trzeba znaleźć
sobie pasję na tyle ważną, aby konieczność rezygnacji z niej wywołała
wściekłość silniejszą od własnej niemocy.
Motywacja jest w nas 🙂 Rok temu w styczniu postanowiłam, że pokonam 10km w biegu w pięknym mieście Gdynia. To właśnie o zdrowie i dobre samopoczucie chciałam zadbać. Ponadto ruch, endorfiny i widoczne postępy dawały mega satysfakcję i cudnie oczyszczały główkę z myśli nienajfajniejszych… Dałam z siebie wiele dla siebie! Przygotowałam się, ale nie wystartowałam… tydzień przed startem test ciążowy dał nam wynik pozytywny 😀 odpuściłam bieg 10km, by móc pobiec dalej 😀 o jakieś kilkadziesiąt lat! A teraz obok mnie leży nasza Kasia – cóż bardziej motywującego można sobie wyobrazić?
Najlepszą motywacją do zdrowszego trybu życia jest nasza rodzina, dzieci, przyjaciele. A w szczególności myśl o tym co by się stało gdyby nas zabrakło pewnego dnia. Ludzie na których nam najbardziej zależy, których kochamy są najlepszą motywacją do tego, żeby zadbac również o SIEBIE !!!
Doskonale Cię rozumiem. Jedna różnica, to taka, że już parę lat temu wiedziałam, co robię źle. U mnie jeszcze doszło całkiem świeże (świeża wiedza) Hashimoto. I to właśnie najbardziej mnie spowalnia. Ale walczę, przynajmniej próbuję 🙂 Zapraszam do siebie trojkazprzodu.pl
Jak najlepiej zmotywowac się do zdrowszego trybu życia?? Dojść pod mur, gdzie i ja dzisiaj jestem. Trafić na faceeboku na linka do tego wpisu. Przeczytać go i uświadomić sobie że popełniam dokladnie te same błedy. I W tym momencie znaleść swoją motywacje. To do jutra. Rano woda, sniadanie, kolejne posiłki i wytrwać. Dziekuje!!!!
Świetny wpis bo bardzo potrzebny! Codziennie walczę ze swoją wagą, ale moim celem wcale nie jest zmieszczenie się w stare dżinsy. Pół roku temu, właścicie na rutynowej wizycie, usłyszałam diagnozę PCOS. Wiem, że redukcja masy ciała (no niemałej u mnie, co tu dużo gadać) jest kluczowa, więc od dwóch miesięcy chudnę. Wcześniej też próbowałam, ale okazało się, że samo ograniczenie kalorii czy wyrzucenie z diety słodyczy, nie zawsze wystarczy. Gdyby ktoś powiedział mi jeszcze z dwa lata temu (ba, z rok temu chociażby), że zrezygnuję z makaronu, z ukochanych ziemniaczków, z domowej pizzy i sera pod każdą postacią – wyśmiałabym bez skrupułów. Moją motywacją jest moje największe w życiu marzenie – chęć posiadania dzieci. Wiem, że kiedyś to marzenie się spełni, póki co zmieniłam diametralnie swój tryb życia. A Tobie (i sobie w sume też) życzę sukcesów, powrotu spokojnego snu i energii oraz wytrwałości w walce z samą sobą 😉
Przyda ci się badanie! Odezwij się do mnie na asia.jaskolka@gmail.com 🙂
U mnie z motywacją jest jak z fajerwerkami. Pomysł…zapałka…huk…ogrom blasku!!RADOŚĆ I EKSCYTACJA!!!…i ciemność…ech. Samej mi bardzo ciężko wytrzymać w postanowieniu. Bardzo często motywuje mnie strach. Boję się na przykład, że moje dziecko wypaple w towarzystwie ile tak naprawdę ważę 🙂 boję się, że moje dzieci będą naśladowały moje złe nawyki i w przyszłości tak jak ja teraz będą szarpały się z brakiem akceptacji, z chęcią zmiany. Strach też nie motywuje na długo…Dla mnie najlepszym motywatorem okazała się przyjaciółka…którą sama kiedyś zmotywowałam do ćwiczeń. Ona wytrwała, ja upadłam. Dzisiaj patrzę z podziwem jak łączy opiekę nad niepełnosprawnym dzieckiem z pracą w domu, treningami…i tryska energią, nie mówiąc już o dżinsach, w które się wciska. Gdy wypłakując się w obrus u niej w kuchni wyznałam jak mi źle z moimi nadwyżkami, zmęczeniem i złym samopoczuciem, regularnie puka do moich drzwi truchtając w gotowości. Razem jakoś raźniej pokonuje się te…metry ( na razie!!).Wytrzymuje moje jęki jak to bardzo mi się nie chce…’później mi podziękujesz!’ – słyszę. Mamy wspólny cel – przebiec 10 km. do września. Ona już dawno tego dokonała i wiem, że biegając ze mną trochę traci. Nigdy jednak nie dała mi poznać, że tak jest. Taka przyjaciółka to najlepszy motywator dla mnie. Dzisiaj ona mnie, może kiedyś i ja znów kogoś zmotywuję do bycia fit?
Pozdrawiam z podobnego miejsca w życiu 🙂
Pięknie wyglądasz na zdjęciach! I fajny post!
Strasznie podoba mi się ten świat i chciałabym go oglądać w dobrej kondycji jak najdłużej 🙂 To jest jedna z moich motywacji.By nie stękać,jęczeć,nie kustykać,tylko sunąć jak podstarzała,ale jednak sprawna i zdrowa łania przez warmińskie drogi i lasy.Nie mogę nie wspomnieć o moich dwóch synach,ponieważ wiadomo,że jak każda matka chciałabym się przewijać przez ich zycie jak najdłużej.Poza tym wszystkim wiem jakie są konsekwencje niezdrowego trybu życia i unikania badań jak ognia.Rodzice mnie „nauczyli”,że tak robić nie wolno,sami za ten brak rozsądku zapłacili życiem ,a ja jako 23 dziewczyna zostałam sama jak palec.Tego swoim chłopcom fundować nie chcę.Mam świadomość moich obciążeń genetycznych,choć nie robiłam w tym kierunku specjalistycznych badań i staram się żyć po prostu zdrowo.I kolorowo 🙂
Czytam Cię regularnie, często się zgadzam z Tobą, ale tym razem mogę napisać (wykrzyczec) MASZ RACJĘ!
To niby banalne, proste rzeczy o których wyczytasz w pierwszym lepszym poradniku o odchudzaniu, zdrowym Żywieniu. Każdy wie, mało kto praktykuje.
Mnie moje złe samopoczucie bez powodu też zaczęło dobijac. Chodziłam późno spać, nadrabialam przy drzemkach dzieci ( dwóch dziennie, co za luksus. Jedna była produktywna dla mnie, druga wspólna). Jadłam co chciałam, bo przecież ” przy dziecku się nabiegasz, po co sobie odmawiać „. Ćwiczenia? Spoko – Ewka Ch. 2 razy w tygodniu i git.
I tak żyłam moim pięknym planem odchudzenia, bez pokrycia z rzeczywistością.
Ale powiedziałam pewnego dnia dość, nie można żyć po najmniejszej lini oporu. Z menu wyrzuciłam mięso i słodycze, trenuje na fitnessie wraz z grupą. Samopoczucie odrazu lepsze. Sen tylko nocny.
Badaniami mnie zainteresowałas, zaraz zapoznam się z ofertą.
Pozdrawiam gorąco i życzę wytrwałości w postanowieniach 🙂
A i jeszcze chciałam napisać że trzymam mocno kciuki za Ciebie Matko ❤
Ja już się nie muszę motywować! Tak, dokładnie nie muszę. Na nic dla mnie hasła motywacyjne;-) kiedyś bardzo mi pomogły , ale to było kiedyś. Chociaż muszę przyznać że moją największą motywacją była możliwość spędzenia godziny bez dzieci a przy okazji zrobienia coś dla siebie, dla swojego zdrowia i samopoczucia! Na tym korzystała i korzysta cała rodzina. Po takiej godzinie czy półtorej spedzonej na treningu wracam do domu z naladowanymi bateriami i ….uśmiechem na ustach:-) Moja starsza córka już sama się dopytuje kiedy idę na trening, i żegna mnie z radością. Coś w tym musi chyba być:-)
Warto dla takich zdjęć się zmotywować:)))
Pięknie Jaskółko. Pięknie napisane i Ty pięknie wyglądasz.
tak sobie myślę, co mnie może zmotywować do zdrowszego trybu życia… no będzie banalnie. dzieci. bo chcę widzieć jak rosną, jak się śmieją, chcę pokazać im moją pasję- woltyżerkę, chcę zobaczyć jak stają się nastolatkami i słuchają zdecydowanie gorszej muzy niż była „w naszych czasach” :D, chcępomóc znaleźć im tą najlepszą maść na pryszcze , chcę zobaczyć jak biorą ślub, chcę połamać obcasy na weselach, chcę być teściową niekoniecznie tą z kawałów 😛 , chcę nauczyć się jako babcia wydziergać szalik wnukom, chcę żeby wnuki się śmiały jak przypadkiem wypadnie mi sztuczna szczęka, ba! chcę prababcią zostać! kurcze mam jeszcze ze sto takich dziwnych marzeń,w sumie jak tak teraz myślę, nie wszystkie są związane z dzieciakami, i żeby zdążyć je spełnić muszę żyć zdecydowanie zdrowiej 🙂 szczególnie że siedzi we mnie taki mały człowiek, co to zaraz powinien wychodzić 😉
kiedy można się spodziewać wyników? 🙂