Od kilku dni po sieci krąży powyższy mem [którego autorem jest Ohmydad, ale większość to ignoruje i sobie mem kradnie] i wzbudza wielkie emocje. Wcale się nie dziwię. Z kierowanych do mnie maili średnio 8 na 10 dotyczy nikogo innego jak właśnie babci. Nawet jeśli zaczynamy od kompletnie innego problemu, wreszcie skończy się właśnie na niej i na jej zachowaniu. I o tym, co ono powoduje. Powszechnie panuje pogląd, że babcia może rozpieszczać i rzadko kiedy jest on przez kogokolwiek podważany. Babcie mają mieć prawo rozpieszczać wnuki i burzą się, gdy im się tego zabrania. A matki? A matki mają siedzieć cicho i patrzeć na radośnie pokazywany przez babcię, ubrany w welony uprzejmości, środkowy palec. Babcie zapominają tylko o jednym – my matki możemy pokazać im to samo.
– Znajoma psycholog powiedziała mi, że rodzice mogą sobie mówić, co chcą, a babcia i tak powinna zrobić po swojemu – zwierzała się pewna kobieta mojej mamie – Niech ona sobie karmi zdrowo, niech robi z tymi dziećmi jak uważa, ale kiedy są pod moją opieką, będę robić, co chcę! – mówiła.
Droga babciu, jeśli wystawiasz mamie swoich wnucząt tego wesołego fucka, to wiedz, że to prędzej czy później się na tobie zemści i możesz się uśmiechać i możesz sobie robić, co chcesz. Ale zapamiętaj to, że…
„Dziadkowie mogą wszystko” jest największą bzdurą na świecie
Nie, babcia nie może wszystkiego. Babcia może kochać wnuki i może je rozpieszczać. Ale… rozpieszczanie nie powinno przekraczać granic wyznaczonych przez rodziców i…zagrażać życiu i zdrowiu dziecka. Dziadkowie są dopełnieniem rodziców. To nie znaczy, że mają dopełniać im kieszenie czekoladą. Każdy dziś może kupić czekoladę. Dziadkowie są od tego, czego rodzice dać nie mogą:
- więcej czasu, więcej uwagi,
- więcej cierpliwości,
- więcej pomysłów, bo przecież ileś tam lat te dzieci wychowywali, więc coś musieli z nimi robić, wreszcie –
- więcej czytania,
- prawdziwe spoiwo do przeszłości.
\
Od tego właśnie są, a wolą koncentrować swoje siły na pierdołach, zamiast skupić się na tym, czego faktycznie dziecko potrzebuje.
Prosisz o książeczki – kupuje ubranka. Prosisz o pieluchy – kupuje tabun plastikowych zabawek u Chińczyka. Prosisz o zajęcie się dzieckiem we wtorek. Przyjeżdża w środę z miną „ojej, chyba mi się pomyliło!” i głupim uśmiechem przyklejonym do twarzy, bo wie, że jesteś tak zmęczona, że i tak się będziesz łasić, żeby ci dziecko wzięła. Prosisz o o to, żeby nie prała ubranek, bo dziecko jest uczulone na proszek, pierze w pierwszym lepszym i jeszcze płynem do płukania zakrapla. Zwracasz uwagę, że prosiłaś, ale przecież „ja bardzo delikatnym, dla dzieci” I nic, że czuć perfumą na kilometr. I piętnasty raz pranie, bo przecież woda taniuśka, szambo taniuśkie, babcia nie płaci. Prosisz o niepodawanie dosładzanych soczków – dostajesz dziecko ciamkające ulepek ze sklepu z komentarzem „bo kiedyś u was taki widziałam”. No, widziałaś. Kiedyś też widziałam psa na dwóch łapach, ale nie wiem, jakim cudem nie uznałam tego za standard.
Nie wiem, naprawdę nie wiem, skąd ta potrzeba robienia na przekór i igrania ze zdrowiem dziecka. Nie mówię ci, babciu, w co masz się z nim bawić, w co masz je ubrać, nie wnikam w to, o czym z nim rozmawiasz. Mam tylko kilka próśb, które ci pomogą ogarnąć moje dziecko, sprawią, że będzie ci łatwiej i będziesz mogła dłużej, efektywniej się nim zająć. Ale nie. Bo trzeba postawić na swoim.
Dlaczego tak groźne jest dawanie dzieciom słodyczy po kryjomu?
Mówisz, babciu, że szanujesz rodziców swoich dzieci. Pytasz się, jak masz się zająć ich pociechami. A potem z uśmiechem na twarzy robisz wszystko odwrotnie, bo przecież dlaczego nie?
– Wiesz, tu nie chodzi o te słodycze, choć przykro mi się zrobiło, gdy na wyraźną prośbę o ich ograniczenie, bo bardzo chciałam, żeby syn pamiętał ze świąt choć trochę potraw, a nie chipsy, widziałam tylko walające się i ukrywane pazłotka. Tu chodzi o to, że zachowując się w ten sposób, pokazuje mojemu dziecku, że mamę można olewać, że mamę można oszukiwać, że mamę można okłamać. Przecież jak oddaję jej dzieci, to one słyszą moją prośbę! I słyszą, jak babcia obiecuje! A potem ona jakby nigdy nic, wyjmuje z kieszeni cukierki i daje im ze słowami „Tylko nie mów mamie”.
Droga babciu, naprawdę to jest twoim celem? Pokazać dziecku, że zdanie jego matki jest nic nie warte? Że można ją olać? Przecież to właśnie robisz! I to słynne zdanie „Mama na to nie pozwala, ale…” Ale co? Ale mamy ją w dupie wnuczku, prawda? I ja spędzam godziny, miesiące na nauczeniu szacunku do ludzi swoje dziecko, a ty w jedno popołudnie całą moją pracę sprzedajesz za paczkę tanich, zbielałych ze starości czekoladek ze sklepu na rogu. Naprawdę są tego warte? I czy naprawdę uważasz, że fundujesz dziecku wycieczkę do gwiazd wpychając mu po kryjomu słodycze i zmuszając do zjedzenia ich w ukryciu przed wszystkimi, a nie wspólnie?
Czekoladę każdy może kupić. Chcesz być, babciu, jak każdy, czy chcesz być wyjątkowa?
Skąd ta chęć działania na przekór? Z miłości do dzieci? Naprawdę dorośli często wykształceni ludzie nie potrafią inaczej okazać miłości niż zapychaniem dzieci czekoladę po nos? Ja wiem, że w czasach młodości dziadków nie było czekolady, ale teraz jest! Dzień dobry XXI wieku. Każdy może kupić czekoladę i jeśli sądzisz, że dzięki takiemu podarunkowi wkupujesz się w łaski dziecka, to rozczaruję – każdy może się tak wkupić: pan z supermarketu, policjant, nauczycielka, koleżanka, każdy. Nie jesteś wyjątkowa.
I do tego wiadomo, jakie czekolada ma skutki. Wiadomo, ile kosztuje leczenie zębów. Wiadomo, jakie problemy z zachowaniem generuje! Nie wiadomo, co w niej jest takiego, że nie można jej zastąpić wycieczką, wypadem na plac zabaw, wspólną zabawą lub jakąkolwiek inną czynnością, której rodzice nie mogą lub nie mają czasu zapewnić. Przecież tak inteligentnym i wszystkowiedzącym ludziom nie powinno zabraknąć pomysłów na doskonałe rozpieszczenie wnuka. To przecież my powinniśmy się od was uczyć, jak atrakcyjnie zająć się dzieckiem, przecież macie w tym doświadczenie! Czemu zamiast od was czerpać, po kolejnej wizycie strzelamy sobie dłonią w czoło?
Sztuka współpracy
I żeby było jasne – instytucję babci i dziadka cenię jak najwyżej. Jestem wdzięczna moim rodzicom, że mają chęć przyjmować te kilka zasad, jakich staramy się wszyscy przestrzegać. Wiem, że kiedy dzieciaki pojadą do nich nie przesiedzą dnia w domu, tylko coś zobaczą, zwiedzą, poznają nowe miejsca, spędzą ten czas aktywnie, zjedzą zdrowe jedzenie i nie wrócą do domu rozwrzeszczane i pokryte wysypką. Bardzo jestem za to wdzięczna, a gdy widzę, jak się starają dostosować, chętniej jestem skłonna przymykać oko na rzeczy, których bym nie odpuściła, oburzona kompletnym mnie ignorowaniem. Bo tak właśnie działa – coś za coś. Nie przeszkadza mi czekoladka podarowana przez babcię, dam jej tę przyjemność sprawienia radości dziecku, jeśli wiem, że babcia bardzo stara się stosować do moich zaleceń i zdaje sobie sprawę, że nie są one widzimisię, tylko faktyczną koniecznością. I sama się uczy, sama czyta, sama się dowiaduje. Wie, że dużo się zmieniło i chce być na bieżąco. Mimo że to nie jej dzieci. Tylko wnuki. A może aż wnuki? I każdemu życzę takich właśnie dziadków. Uczących się, słuchających, świadomych, że niewiele rzeczy z lat 70 i 80 zostało w XX wieku i szanujących zdanie rodziców. Życzę wam w ogóle takich relacji – wzajemnie szanujących się. Bo…
Jeśli ty nie szanujesz moich zasad, ja nie będę szanować ciebie
Proste? Proste. Jeśli dorosła kobieta regularnie łamie zasady wprowadzone przez rodziców i robi na przekór, mimo że widzi, mimo że wie, iż to im nie pasuje*, to chyba robi to ze świadomością, że będą tego jakieś konsekwencje? I że nawet nie trzeba będzie ich jakoś egzekwować, po prostu rodzice będą czuli do takiej babci coraz większą niechęć. Nawet mimowolną, ale jednak. Coraz rzadziej będą przywozić wnuki, coraz rzadziej dzwonić, coraz mniej radośnie witać ją w progu, ostatecznie coraz mniej miło o niej mówić i zapewne doleci to do uszu dzieci, które z kolei zaczną analizować i któregoś dnia przez przypadek zobaczą, że prosili o coś babcię, a ona dalej swoje i… też ich to zacznie wkurzać. Kontakty zaczną się urywać. Naprawdę trudno to przewidzieć? Naprawdę liczysz kobieto na to, że miłość syna lub córki zwycięży wszystko? Nie, ludzie chcą mieć spokój. Spokój, że przez twoje działania, nie będą mieli jeszcze więcej kłopotów z własnymi dziećmi. I jeśli ty będziesz konsekwentnie pokazywać swojego fucka rodzicom, oni w końcu pokażą go tobie.
Nie lepiej po prostu współpracować i trzymać się wytycznych, no? Nie lepiej?
*zakładam, że jeśli rozpieszczanie przez babcię [biedny dziadek znów pominięty] pasuje rodzicom, to luz i wszyscy są szczęśliwi 🙂 I zajrzyjcie na blog Ohmydad, fajnie pisze i robi fajne memy. Bo faktycznie, jak ten zobaczyłam, to w pierwszym momencie się zaśmiałam 🙂
Świetny tekst. Niestety mnie też on dotyczy a raczej mojej teściowej. Od urodzenia pierwszego dziecka mam z nią problem minęły już 4 lata a ona jeszcze nie zrozumiała że ze mną nie wygra. Ciężki przypadek.
Hmm, czy jak wyślę babci (mojej mamie) linka to się obrazi…? U nas czekolada zastępowana jest ciasteczkami…
„mamo chcesz przeczytac artykul o strasznych babciach…? xD
mysle ze to co ta dziewczyna pisze ma sens,bo budowanie szacunku do decyzji osoby doroslej jest wazne… ale slowa w ktore to ubiera nie sa zbyt taktowne… Uwazam ze my bysmy raczej siadly zwyczajnie przedyskutowaly te sprawy . Jak myslisz? „
Wpis jest bombowy. Naprawdę! Przez złote rady babć w szpitalu z młodym wylądowałam, a tam lekarz powiedział babciom do słuchu: babcie się nie wtrącają, matka wie co robi i jak robić i babcie mają się dostosować. Podziałało na jakiś czas. Jak jednak o tym tekście po kilku miesiącach przypomniałam (sytuacja tego wymagała) przedteściowej, to się obraziła ;-), bo przecież ona dwójkę dzieci wychowała, to wie lepiej 😉
Matko skąd tyle wiesz o dziadkach moich dzieci???!!!!
[Klaszczę.]
Kapitalna puenta.
I jak często dziadkowie o tym zapominają… A potem zdziwienie, że np. niechętnie zostawiam z nimi dzieci… Ech…
Dziękuję za ten tekst. U nas to wg mojej mamy my rozpieszczamy syna, bo mu pozwalamy płakać, krzyczeć jak jest zły, wyrzucać rzeczy z szafki i po prostu być dzieckiem :). Moja mama kupuję mu badziewie z plastiku mimo, że prosiłam by nie, daje słodycze, puszcza bajki mimo że syn ma półtorej roku, mówi często „nie wolno”, zdrabnia wszystko jakby był idiotom i przede wszystkim nie szanuje mnie. Ja jej też. I nie czuję żebym ją szczerze kochała. Ja mam poczucie OBOWIĄZKU kochać. Była grzecznym tresowanym dzieckiem. Mama była dumna. Mama mi pomaga, ale rzadko bo wolimy wychowywać po swojemu. A moje prośby, tłumaczenie – jak grochem o ścianę. Nie mam zdania w domu. Babcie ogarnijcie się, bo wasze dzieci nie będą chciały z wami spędzać czasu tylko będą robić to z musu. Jak ja.
U nas z jedzeniem nie ma problemów – dziadkowie pytają się od początku co mogą dać. Kupnego słodkiego nie dajemy, ale domowe wypieki już tak, więc babcia może upiec ciacho 🙂
Za to obawiam się, że jak będzie synek starszy to moi rodzice będą próbowali uczyć go o Bogu i kościółku… I tak jak mi to szczerze mówiąc zwisa czy synek pozna historię Jezuska czy nie i czy dziadkowie zabiorą go do kościoła jak wnuczek będzie u nich nocował czy nie. Dla męża jednak jest istotne aby nie miał styczności z kościołem, więc jak poruszy ten temat to będę musiała stanąć po jego stronie…
U mnie od nauczania praktyk katolickich też będą babcie, a ja wymyśliłam (tak dla równowagi), że będę mojej K. tłumaczyć zasady innych wyznań. Jak to będzie w praktyce, zobaczę za rok czy dwa, bo K. ma roczek, jednak problem wpajania dziecku zasad religijnych przez środowisko niezmiernie mnie frapuje. Wręcz nie mogę się doczekać pytań i wyjaśniania. 🙂 Życzę wytrwałości w urabianiu dziadków 🙂
Dla niektórych kobiet wnuk to jest pole bitwy z własną córką: http://narcystycznirodzice.blogspot.com/2016/02/narcystyczna-babcia.html
też mnie zastanawia skąd się to bierze ? Skoro to ich wnuczek/wnuczka to powinni chcieć dla niego jak najlepiej – po kiego wciskają więc coś, co im szkodzi? U nas takich sytuacji nie ma i nie wyobrażam sobie, żeby zaistniała, ale kto wie, co się wydarzy jak maluszek będzie starszy. Mam nadzieję na dobre porozumienie i respektowanie ustaleń, w końcu jesteśmy wszyscy dorośli, a dziecko jest moje :).
” wszyscy jesteśmy dorośli” – też tak myślałam 😉 ale na serio, to da sie, wszystko zależy od człowieka.
jasne, wystarczą tylko chęci – chociaż czasami serio są ludzie, z którymi się nie da, choćby się bardzo chciało. Na szczęście nie mam takich za teściów ;).
No to jak to teraz podrzucić teściowej do przeczytania?
Wydrukuj. Idź do domu teściowej. Połóż kartkę pod drzwiami. Zadzwoń dzwonkiem. I zwiewaj 😀
No to muszę uzbroić się w cierpliwość, dopiero za tydzień się od nich wyprowadzamy 😉 Jak porozumieć się z babcią – level hard 🙂
Cukier uzależnia i szkodzi dziecku – prawda jest tylko jedna, ale niektóre osoby tego słyszeć nie chcą …
„pazłotka” <3
I u mnie tak się mówi 😉
Jak to dobrze, że pozwalam dziecku na jedzenie słodyczy i niczego nie ograniczam. Nie muszę zwalać swoich błędów na babcię. 😉
Masz szczęście. Gorzej mają ci, co są uczuleni albo muszą mieć ścisłą dietę, której trzeba przestrzegać.
Zdecydowanie. Choć to mojej babci brat zawdzięcza to, że wreszcie wyrósł z alergii na gluten. W tajemnicy przed mamą zaczęła mu podawać drobne ilości produktów zawierających mąkę. Zaczęła od jednej łyżeczki i w końcu jego organizm przestał reagować dusznościami. Inaczej chyba do tej pory nie mógłby wielu rzeczy jeść, mama się za bardzo bała. Babcie mają więcej luzu i odwagi – chwała im za to!
Dobrze, że miał alergię, a nie celiakię, bo tu podawanie drobnych ilości glutenu mogłoby się fatalnie skończyć.
U mnie oboje uczuleni na białko mleka, babcie na szczęście przestrzegają zaleceń i dzięki temu problem kupnych słodyczy odpada. Jakoś nie wpadły jeszcze na to, że mogą pchać lizaki i landrynki 😉 Przy próbach przekarmiania domowym bezmlecznym ciastem czy innym megasłodkim deserem przypominamy, że będą finansować wizyty u dentysty…
Za to nie możemy dogadać się z jedna babcią, co do nieprzynoszenia ton zabawek, głównie chińszczyzny albo rzeczy kompletnie niedostosowanych do wieku. Nic nie działa, przytakuje, wykazuje pełne zrozumienie, po czym robi swoje, taki radosny fuck jest to właśnie :/
Od drobnej ilości glutenu nawet człowiek chory na celiakię nie umiera. Paradoksalnie alergik może się szybciej przekręcić niż chory na celiakię. Ale to trzeba coś wiedzieć na ten temat 😉 Co do chińszczyzny – teraz wszystko jest z Chin, naprawdę. Nawet drewniane klocki. Paradoskalnie te babcine chińskie tanie rzeczy mogą mieć mniej chemii niż drogie. Mało osób wie, że 99% produkcji zabawek jest w Chinach i Bangladeszu. Serio, wszystko stamtąd idzie. Tylko zabawki robione ręcznie są z Polski, acz półprodukty, np. materiały czyli bawełna i wełna, miny etc. też są z Chin, tylko czasem farbowane w Polsce. Rzeczy niedostosowane do wieku – a co z rodzeństwem? Rozumiem, że jak jedno dziecko ma 4 lata, a inne to niemowlę, to im się nie wolno wspólnie bawić, bo zabawka nie ma atestu dla niemowlaka?
Co do chińszczyzny się wtrącę, bo akurat się tym interesowałam – tak dużo rzeczy sprowadzanych jest z Chin, ale firmy, którym zależy na reputacji muszą sprowadzać produkty i półprodukty spełniające jakieś normy. Jeśli kupujemy noł nejmy bez zaznaczonego składu, jeśli ja takie dostaję – wyrzucam. Bo można sprowadzić produkt spełniający normy, a można zwykły bubel naszpikowany tałatajstwem.
Ale zdajesz sobie sprawę, że to fikcja? Lalka Barbie jest tak samo naszpikowana chemią jak tania z kiosku. One idą z tej samej fabryki, tylko metkę jedna ma droższą, a inna tańszą. BTW jak ktoś wie, ile chemii i jak toksycznej i śmiercionośnej ładuje się w zwykle drewno w tartaku, nigdy nie kupiłby dziecku drewnianej zabawki.
Błagam cię, mój ojciec jest leśnikiem, a nasi przyjaciele pracują w tartaku i akurat wiem doskonale o tym, że gadasz głupoty o chemii w drewnie. Podobnie z plastikiem – jest plastik i plastik. Jeden ma większe, inny mniejsze stężenie, zależnie od norm. Tak samo jak w jednej fabryce produkują serek z cukrem i bez cukru. Bez teorii spiskowych, proszę.
A ja akurat pracuję w instytucie, który zajmuje się m.in. toksykologią i sporo tekstów z wynikami badań przechodzi przez moje ręce – i nie, plastik plastikowy nie jest równy.
Na temat alergii na gluten wiem tylko tyle, co z praktyki – miałam ją jako dziecko…
Tak, tak, chemia jest wszędzie, wszystko jest z Chin, zgodzę się. Ale nie każda zabawka rozpada się w rękach, a mnie chodzi tylko to, żeby nie kupować rzeczy, którą moje starsze dziecko rozwali (niecelowo) w 5 minut, a młodsze się kawałkiem udławi. Starsze ma 3,5 r., młodsze rok i jakoś udaje mi się na razie kupować im zabawki dopasowane do wieku i solidne, ale nie jest to pierwsza lepsza kolorowa rzecz z kiosku przy drodze, bo trzeba coś dziecku przynieść… Dla chcącego naprawdę nic trudnego, a poza tym chodzi o to, żeby NIE przynosić zabawek, to nie wymaga zachodu, wystarczy ich nie kupować.
Moja cała rodzina alergiczna, to też bardziej znam z praktyki. Acz koleżankę miałam z celiakią, która uważaj, zdiagnozowała ją sobie dopiero jako osoba dorosła. Zawsze źle się czuła po bułkach i w ogóle potrawach mącznych, ale znosiła je lepiej niż mój młodszy brat, który po zjedzeniu kromki chleba jechał karetką i był podłączany do mnóstwa kabelków i masek, żeby mógł oddychać. Różnie bywa. Co do drogich zabawek z atestami – moje dziecko rozwala je tak samo szybko jak tanią chińszczyznę z kiosku. Chyba tylko zabawek fisherprice nie rozwaliła, acz o tej firmie wiadomo nie od dziś, że tak jak Zara – produkuje z masy świństw. Zwłaszcza to, co idzie na rynek polski, bo tu trzeba dodać, że inne zabawki idą na zachód, a inne na wschód, analogia z ciuchami i proszkami do prania.
Lavinka, a masz jakiś dowód na ten podział? Jakieś badania, analizy składu, że tak jest, które poparłoby tę tezę? Bo ja nie widzę różnicy między „lepszym” proszkiem niemieckim, a „gorszym” polskim, oprócz tego, że na jeden i drugi moje dziecko reaguje taką samą silną alergią i bawią mnie te kompleksy, jacy to mi biedni, bo nam dają gorsze 😀
To niech tatuś objaśni, co się ładuje do drewna, żeby nie grzybiało. Chemia przeciwgrzybiczna jest mooooocno toksyczna. BTW z chemią zależy, która firma akurat jest na topie. W 2012 roku, akurat jak urodziłam młodą, była afera z matami dla niemowląt. No wiesz, te gąbki, co sobie maluszki radośnie kicają. Otóż 99% z nich na rynku polskim zawiera rakotwórczą substancję. Tylko jedna firma produkowała maty bez tego związku, rzecz jasna maty kosztowały 200-300zł a nie 30-50. Minęło parę lat… cisza, znów wszędzie wszyscy kupują rakotwórcze maty.
Co do proszków niemieckich – mają często inny skład, inne proporcje niż te kupione w Polsce. Wynika to z tego, że Polacy nie patrzą na tabelki i sypią proszku ile wlezie. Więc na polski rynek produkuje się proszki słabsze, mniej „skoncentrowane”, żeby ludzie sobie prania nie zniszczyli.
Co do niebezpiecznych zabawek, moje dziecko lubi się bawić brudnymi patykami, ziemią, igłami, kasztanami, piórami ptasimi, czasem nawet peta w piaskownicy znajdzie. To są dopiero niebezpieczne zabawki, psują się w rękach. Tylko że nie. 😉
Lavinka – no wlaśnie tatuś objaśniał, że nie. I mało tego – zabierał mnie do pracy. I mało tego – ja swoje dziecko zabieram do tartaku, bo sporo rzeczy tam kupujemy i widzimy. Więc to, co piszesz, to jakaś bzdura. Prosiłam o jakieś dowody w sensie artykułów naukowych, badań, bo w takim przypadku nie mogę się z tobą zgodzić. Mam dowód w postaci tego, co widziałam, a tego, co ty piszesz nie wiadomo skąd czerpiąc wiedzę, Sorry.
To nie jest kwestia lepsze/gorsze tylko kwestia intensywności określonych środków. Po prostu polskiego proszku więcej trzeba użyć. Mam taki koncentrat w domu i na pranie schodzi mi… no nie wiem, kieliszek od jajka? Taka ilość mniej więcej. Zwykłego proszku ze sklepu muszę nasypać 2-3x tyle. Jak się ma alergię na proszek, to najmniejsza ilość uczula.
Tatuś chyba ma małą świadomość w takim razie. Wystarczy przeczytać co znajduje się w preparatach do konserwowania drewna. Skoro rolnicy nie czytają składu chemii, jaką pryskają rośliny, to mnie nie dziwi, że pracownicy i właściciele tartaku nie wiedzą, co robią z drewnem. Pierwszy z brzegu impregnat do drewna konstrukcyjnego: „Zawiera propikonazol. Może powodować wystąpienie reakcji alergicznej. Chronić przed dziećmi. Nie wdychać pary i rozpylonej cieczy. Zanieczyszczone oczy przemyć natychmiast dużą ilością wody i zasięgnąć porady lekarza. Nosić odpowiednią odzież ochronną, odpowiednie rękawice ochronne. ” http://www.chemiabudowlana.info/wykonawcy,prod,406,vidaron_impregnat_konstrukcyjny?PHPSESSID=5c44efbb612778ff627ba98f3b4d36cf
Ty naprawdę myślisz, że w tartaku nic nie robią tylko drewno impregnują? Ja w życiu nie kupiłam zaimpregnowanego – robiłam to sama. I w ogóle nie znam firmy, a z kilkoma współpracowałam, która kupuje zaimpregnowane drewno do zabawek – przecież to się robi [albo i nie robi, bo nie zawsze trzeba do zabawek] samemu. Owszem, są natryski i zanurzenia: więźby dachowej, tarcicy na elementy budowlane, ale kto takie rzeczy na zabawki kupuje? o.O I proszę już mi nie pisz o wiedzy mojego „tatusia”.
Dowody naukowe? Ciekawe, że nikt nie żąda naukowych dowodów, gdy chodzi o skład soku z marchwi, albo butelek i smoczków, gdy chodzi o powodowanie próchnicy u dzieci. Podałam Ci rakotwórczy i alergizujący skład impregnatu do drewna, którym jest traktowane całe drewno z tartaku. Jeśli nie jest, to będzie zaraz po tym, jak kupi je pośrednik. Ale najczęściej jest, bo by inaczej zimą zgniło w magazynie. Jeśli to nie jest dla Ciebie dowód, to sorry, nie mamy o czym rozmawiać.
Przepraszam, lavinko, ale akurat na drewnie z tartaku to się nie znasz. Drewno się suszy w odpowiedni sposób, składuje, obrabia, ale nikt nie impregnuje całego drewna. Chyba że jakiś błąd nastąpił i te stosy, które ja kupiłam, schną u mnie pod dachem jakimś dziwnym cudem.
Lavinka, skąd Ty się urwałaś przepraszam? Mam nadzieję, że dostaniesz powiadomienie o odpowiedzi w wątku, przeczytasz swoje komentarze sprzed 5 msc i złapiesz się za głowę zawodząc „ojej, ale troll internetowy ze mnie był!”
Nie przytoczyłaś żadnych DOWODÓW, o które zostałaś poproszona, jedynie jakieś ogólne prawdy i teorie – no tak, wszyscy wiemy, że impregnaty do drewna mogą być szkodliwe, ale niestety w swojej mądrości nie zechciałaś się z nami podzielić dowodem na to, że takowe impregnaty stosowane są w ramach obróbki drewna kierowanej na produkcję zabawek niemowlęcych.
Do tego jeszcze to lekceważące „zapytaj tatusia, niech tatuś objaśni” itp. Zakładam, że jesteś dorosłą kobietą. Naprawdę takie zagrywki są bardzo bardzo niskie i na poziomie klasy 0. O rodzicach – nie tylko swoich, ale także innych osób – a szczególnie obcych, jak w tym przypadku, należy wypowiadać się z szacunkiem. Ale może Ty tej lekcji w swoim domu nie dostałaś i dlatego tak kłapiesz buzią w internetach i masz czelność rozpoczynać takie pyskówki.
Drogie z atestami czy tanie bez atestów to jest temat na inną dyskusję. Mnie interesuje nieprzynoszenie zabawek bez okazji, a w przypadku kiedy się już je przynosi, wbrew prośbom rodziców, zainteresowanie się przynajmniej ich jakością (plastikowym samochodzikom, które jestem w stanie zmiażdżyć jedną ręką, mówimy nie) i dostosowaniem do wieku (niezmywalne mazaki albo porcelanowa figurka dla roczniaka – świetny pomysł!). Niestety, babcia wie lepiej, przychodzi, wyciąga kolejne duperele, po czym rozgląda się po pokoju i potępiająco mówi „ależ tu jest tych zabawek, powinnaś im część pochować” (Chowam – do śmietnika te gorsze, a dla innych dzieci te lepsze, ale im starsze są moje pociechy, tym łatwiej im NIE DAWAĆ nowych zabawek, zamiast dawać i odbierać. Zwłaszcza, że od dawania jest dobra babcia, a od chowania ma być okrutna matka).
Podeślij jej ten tekst: https://matkatylkojedna.pl/nie-kupuj-mojemu-dziecku-pierdolek/ 🙂
Asia, to jest ciężki przypadek, nieuleczalny chyba. Podlinkowaliśmy ten tekst na FB oboje z mężem. Polubiła 😀 Nijak się to nie przekłada na życie, oczywiście.
🙁 Tak jak u mnie. Wczoraj wywaliłam masę zabawek do plastiku bo były zwyczajnie niebezpieczne :/
No niestety tak to jest. Mój syn musiał być w pewnym momencie pod opieką teściowej. Choć robiłam mu obiady, dawalam jedzenie to zawsze dostawał coś słodkiego. Prośby nie działały, gróźb za bardzo użyć nie mogłam, bo byłam zależna. Miarka się przebrala jak po słodyczach młody miał mega zatwierdzenie i to ja musiałam go przytulać gdy płakał bo nie mógł zrobić kupki.. Powiedziałam to tesciowej- podzialalo. Choć teraz, gdy tylko tam wpadniemy to zawsze coś wystawia… :/
Wiesz glupiej babce mojego meza nawet to ze mowilam ze dziecko brzuch bolal od slodyczy nie pomaga. I ciagle cos podwaza dopytyje manipuluje naszymi finansami na sama wizyte u niej (opiekuje sie matka mojego meza ktora tez ma jej dosc) rzygac mi sie chce. Do tego babka w rozancu, falszywa jak zmija. Pomozcie ja jej nienawidze. Ostanio powiedzialam ze sie wtraca i ze to robi to robi i ze chce wzajemnego szacunku itp. to mi powiedziala ze wspolczuje Mojemu Marcinowi takiej żony i ze bedzie mial ze mna ciezkie zycie. Powiedzialam prawde czego nie chce zrobic dla chorej corki ( tego nie powinnam wiedziec ) to powiedziala ze ja wpedze do grobu. Nawet nie wiem czy dam rade siedziec z nia przy stole na chrzest w rodzinie ktory jest na swieta. Ja jej nie lubialam ale sie staralam byc wobec niej nawet mila. Niech sie pierdoli , a straci na tym jej corka bo ja nie bede sobie zycia przez nia psula i dziecku wody z mozgu robila. Jakbym tam przyszla z pol roku to powie jedno wtracenie i wychodze. Albo jej corka nie widzi wnuczki a ona prawnuczki. Sama wybrala robi to notoryczne od ponad roku.
13 lat słuchania docinków, które niby mają być żartami, 13 lat zaciskania zębów i udawania, że mnie to śmieszy. Na każdym kroku negowanie mojego zdania i poglądów. Gdy się pojawiło dziecko zaczęło być jeszcze gorzej. W końcu nie wytrzymałam, gdy po prośbie aby wyłączyć telewizor, bo się dziecko przed nim zawiesza i że to szkodliwe usłyszeliśmy, że jesteśmy psychiczni i oni nie pozwolą, żeby ktoś im zabronił we własnym domu TV oglądać. Wyszłam i raczej tam nie wrócę. Dziecko jeździ, na krótkie wizyty z tatusiem. A ja czuję ulgę, że nie muszę marnować czasu na ludzi, którzy mnie po prostu nie lubią.
Dziadkowie od rozpieszczania, a rodzice od wychowania… a skoro tak, to rodzice decydują. Dziadków też trzeba czasem ustawić do pionu, ale przecież chyba nie jest tak źle, co nie?
Jestem tego samego zdania. Dziadkowie mogą rozpieszczac dzieci ale w granicach wyznaczonych przez rodziców. A co do słodyczy. I nie dotyczy to akurat babci bo babcia posłuchała. Prosiłam by na roczek nie przynosić dziecku słodyczy jednak i tak w jednej torebce te nieszczęsne kinderki się znalazły. Ja się pytam po co? Co Ci ludzie z tego mają? Także tekst o słodyczach odniosłabym do całej rodziny 😉
Na roczek? Kinderki? Kazałabym im sama to zjeść. Moje dziecko ma ponad rok i nigdy czekolady nie jadło 😉
Mój skończył 19 miesięcy i ze słodyczy je domowe ciasto 😉
Jeśli dostaje czekoladę lub coś czekoladowego (pierwszą czekoladę i Danonki (też nie je) dostał mając 10 miesięcy) od jakiś przypadkowych gości lub od pradziadków to uśmiecham się, zabieram, czasem wspominam, że on tego nie je (wtedy słyszę komentarz: „To mamusia sobie zje:)”) i zjadam sobie do kawy 😉
Droga Matko tylko jedna jesteś mądrą kobitką 😉 Taki mi się nasuwa komentarz. Dzięks.