Ostatnio w sieci krążył spot reklamowy Ikei, w którym to pokazano życie pewnej rodziny z wszystkimi blaskami i cieniami. Spot był bardzo popularny, ale też nie był pozbawiony krytyki, bo mama w filmie miała tłuste włosy i chodziła w samym staniku z wielkim ciążowym brzuchem. Ja sama ostatnio opublikowałam status, w którym podzieliłam się naszym pewnym porankiem i pierwszy komentarz pod statusem był o tym, że jakaś przyszła mama czuje się zdołowana taką perspektywą. Skąd się wzięła ta heroiczna potrzeba idealizowania rodzicielstwa? Czy naprawdę nie wypada mówić o cieniach rodzicielstwa i kreować wizerunek smarkania samym szczęściem?
Dla mnie niesie to jedne ważne zagrożenie, którego nie spodziewały się moje koleżanki: mocny upadek na ziemię po którejś tam zarzyganej bluzce, obślinionych spodniach czy pomazanej ścianie. Rozczarowanie, które w dużym stopniu może prowadzić wręcz do depresji.
Nie tak to miało wyglądać
– Ale to nie tak to miało wyglądać, Asia! Nie spałam już ponad rok, od urodzin nie kupiłam sobie nawet jednej nowej rzeczy! Wszystkie pieniądze idą na dziecko, a ja na samą myśl, że mam paradować z cyckami pełnymi mleka po mieście dostaję dreszczy. Mam dość. Non stop siedzę w domu. Dom, dziecko, dom, dziecko. I to nie tak, że ja nie mogę wyjść, nie mam kiedy. Jak mam kiedy, to jestem tak wykończona, że chcę tylko spać. Miał być róż, tiule, miałam roześmiana karmić małą w białej kuchni i wycierać radośnie uroczo zasmarkaną buzię, a nikt mi nie powiedział, że u dziecka nawet gile z nosa mogą śmierdzieć! Czy to ze mną jest coś nie tak? – pytała mnie ostatnio znajoma.
I czemu mam się jej dziwić? Tak wygląda rzeczywistość większości młodych mam. Są smarki, gile, a pierwsza kupa to jedynie delikatna zapowiedź tego, co się dzieje później. W pewnym momencie stajemy przed faktem, że oto urodziliśmy człowieka, niezależnego, wolnego człowieka, który może mały, ale strasznie zaciekle potrafi bronić swoich granic i walczyć o to, czego aktualnie chce.
Dzieci to po prostu trochę upierdliwi współlokatorzy, którzy nie potrafią mówić
Im szybciej się pogodzisz, tym szybciej zaczniesz pracować, by wasze wspólne życie nie stało się koszmarem. Ale musisz też brać pod uwagę, że dzieci są dziećmi. Z rączek wypadają im kubki, zdarza im się być nieuważnym, zdarza im się nie pytać, czy mogą pomalować ścianę, czy nie, a ja w domu mam osobnika, który zdemoluje pół domu i nawet nie raczy chrząknąć, żeby obudzić rodziców. To się zdarza. Miej tego świadomość.
Rodzicielstwo jest piękne, ale nie spodziewaj się za dużo słodyczy
Bycie rodzicem to jedno z najfajniejszych przygód mojego życia. To naprawdę piękne – wychowywać człowieka, starać się go zrozumieć, uczyć się od niego. Ale wybuch wulkanu dla zwykłego obserwatora też może być piękny, choć ogrom zniszczeń wybuchu jest przerażająco duży. Tak, rodzicielstwo to wybuch wulkanu. W pewnym momencie staniesz w kuchni i nie będziesz wiedziała, czy najpierw wyciągać dziecko z kosza na śmieci, czy ratować przypalający się obiad, czy może kołysać niemowlaka i będziesz musiała dokonać wyboru. Coś odpuścić, na czymś innym się skupić. W momencie narodzin zacznie twojemu życiu towarzyszyć przekleństwo wyboru. I ciągły strach.
Moment, w którym się zagubiliśmy
Wydaje mi się, że ten szok niektórymi moimi statusami czy filmikiem Ikei spowodowany jest tym, że przez lata telewizja, gazety i my, blogerzy, kreowaliśmy wizerunek idealnego macierzyństwa, z mamą posiadającą idealne zęby, cycki i fryzurę karmiącą swoje idealne dziecko łyżeczką w idealnym foteliku w idealnym mieszkaniu. Oglądaliśmy te obrazki, patrzyliśmy na nasze osobiste pierdolniczki i czuliśmy się winni, że nie potrafimy tak jak ona, tak pięknie, beztrosko, CZYSTO. Wierzyliśmy, że ten wizerunek w tv to ideał, do którego powinniśmy dążyć. Zamiast skupić się na tym, by nasza rodzina dążyła do tego poziomu doskonałości na jaką ją stać, marnowaliśmy energię na dorównanie czemuś, nad czym pracował sztab ludzi i sporo lekarzy [te cycki i zęby :D, choć nie chcę odbierać podziwu dla tych, co faktycznie mogą się takimi naturalnymi przymiotami pochwalić].
Poranny kosmos to standard
Doszliśmy do momentu, w którym opisanie zwykłego poranka uchodzi za odważne. Do momentu, w którym czytamy taki status i nie dziwimy się, że nie tylko u nas. Mało tego – zachłyśnięci lukrowym obrazkiem rodzicielstwa, nie chcemy uwierzyć, że nas czeka to samo. Nasze dzieci też kiedyś rzucą talerzem z obiadem prosto na świeżo wyprany dywan. Naszym dzieciom też zdarzy się posikać tuż przed wyjściem. Nasze dzieci też będą wrzeszczeć, pokrzykiwać i w pewnym momencie ze zdumieniem odkryjesz, że mają też własne zdanie. To standard. Każde dziecko tak ma, a kosmiczny poranek prędzej czy później przydarzy się tobie, choć nikt nie mówi, że musi tak być zawsze i każdego dnia. No ludzie, to życie. Raz jest lepiej, raz gorzej, a jeden kiepski dzień wcale nie świadczy o twoim czy moim nieudolnym radzeniu sobie z dzieckiem.
A ja mówię „Nie!” powszechnej chęci do idealizowania rodzicielstwa
Staję okoniem, bo nie po to założyłam blog, żebym teraz stawała na rzęsach i ukrywała za plecami wszechpanujący rozgardiasz. Nie jesteśmy flejami i w sumie większość z nas lubi porządek, ale przytrafił nam się mały berbeć, który odwrócił wszystko do góry nogami i czasami naprawdę po całodziennej wędrówce i próbach przekonywania, gdy wieczorem widzę tego małego brzdąca wspinającego się po firance – zwyczajnie pasuję. Niech się dzieje, co się dziać ma. Ja wysiadam.
I tak sobie myślę – czasem dostaję a to wiadomości, a to komentarze pod jakimś statusem, że ojej boję się, ojej, nie podoba mi się taka perspektywa, ojej to dołujące, ojej to straszne. I wiesz co? Ktoś ci mówił, że będzie łatwo? Naprawdę ze świadomością, że przez następne naście lat będziesz żyć z drugim człowiekiem [może i z twojej krwi, ale jednak odrębnym człowiekiem] łudziłaś się, że obejdzie się bez spin? No to pobudka. Fajnie popatrzeć na piękne zdjęcia i pomyśleć, że ktoś tam ma idealne życie. Ale to tylko zdjęcia i tylko kawałek, skrupulatnie wycięty po to, żebyś czerpała z tego przyjemność i w zaciszu własnego domostwa smutno się zadręczała, że u ciebie jest inaczej.
Bycie rodzicem to najfajniejsza przygoda na świecie, choć czasem masz ochotę wyskoczyć przez okno. Tak, literalnie przez okno. Od trzech lat płaczę, że mieszkam na parterze. I chcąc nie chcąc, masz dwa wyjścia – albo się z tego w końcu zacząć śmiać, albo zacząć brać jakieś prochy, bo na litość drzew i krzewów, z tą całą swoją powagą i przerażeniem oraz chęcią by było jak w reklamie lub na jakimś innym blogu, to ty, przyszła matko, daleko nie zajedziesz. Rodzicielstwo jest fajne, jasne. Ale jednocześnie jest najnormalniejszą sprawą na świecie, miliony ludzi jest rodzicami przechodziło lub przechodzi przez to sam, co ty. Nic w tym szokującego, że rano bywa gorąco. Nic zdrożnego, że dziecko płacze. Nic kontrowersyjnego, że masz go czasami dość. Rodzicielstwo to kawał orki i jeśli komuś udaje się przejść przez to z odpowiednią dozą humoru i dystansu, to prawie jakby wygrał los na loterii.
Ja wciąż siedzę i wypełniam te kupony.
Wszystkie moje statusy o rodzicielstwie znajdziesz na profilu na fejsie – tutaj. Jeśli zdarza ci się, że ich nie widzisz, możesz zaznaczyć przy przycisku „Lubię to” opcję powiadamiania o nowych wpisach. A jeśli tekst ci się podobał, nie wahaj się udostępnić, będzie mi szalenie miło 🙂
Hahaha 🙂 Uśmiałam się tym fragmentem: „Miał być róż, tiule, miałam roześmiana karmić małą w białej kuchni i wycierać radośnie uroczo zasmarkaną buzię, a nikt mi nie powiedział, że u dziecka nawet gile z nosa mogą śmierdzieć! Czy to ze mną jest coś nie tak?”. Wiesz co? Wydaje mi się, że po pierwsze nie mówi się wielu rzeczy przyszłym rodzicom, żeby ich nie straszyć. A czasem kobiety w ciąży są same sobie winne, bo kiedy zaczyna im się mówić, jak to nie jest cukierkowo po narodzinach dziecka, to mówią: przestań!!! nie chcę tego słuchać! Dlaczego mnie straszysz??? Ja nie do końca wiedziałam, że będzie tak ciężko. Wiedziałam, że nie będzie idealnie, ale też wierzyłam, że przecież jakoś to będzie. I co? I zaczęłam pisać bloga, żeby wyrzucić z siebie trochę frustracji, ale też, żeby pokazać innym matkom, że jeśli u nich też tak jest, nie są w tym odosobnione. Nie chcę trwać w zmowie milczenia. Będę mówić prawdę. 🙂
Jak to nie lukrowo jest u mnie? A na przykład tak:
https://mamapodprad.blogspot.com/2018/01/spacer-czyli-mission-impossible.html
https://mamapodprad.blogspot.com/2018/02/spacer-z-dzieckiem-wersja-2.0.html
Dziecko krzyczy mąż krzyczy. Ja krzyczę żeby było ciszej. Mam ochotę udusić towarzystwo dla chwili spokoju. Zamiast tego zamykam się w łazience biorę głęboki wdech i do roboty…
Post o PRAWDZIWYM życiu z dzieckiem pod jednym dachem. Potrzeba takich więcej. Mi zajeło 2 miesiące wyleczenie się z wizji idealnego macierzyństwa. Teraz (mała ma prawie 2 lata) żyje nam się łatwiej i z mniejsza ilością stresu 🙂
Właśnie dlatego lubię Twojego bloga. Opisujesz życie tak bardzo „nieidealne”, że od razu robi mi się lżej na duszy, że nie jestem sama;) Przez długi czas bardzo się starałam być perfekcyjną matką i żoną, która w domu ma porządek i jeszcze serwuje codziennie super zdrowy i smaczny obiad. Kończyło się natomiast na tym, że stałam z wrzeszczącym dzieckiem na rękach, z garnków kipi, pranie już kilka godzin się kisi w pralce i mi zostawał tylko płacz nad tym jak beznadziejna jestem i nie daję sobie z niczym rady. Długo trwało zanim zrozumiałam, że nie warto walczyć z czymś, co muszę po prostu zaakceptować i wrzuciłam na luz. A jak Ciebie czytam to tylko utwierdzam się w przekonaniu, że to jest właśnie jak najbardziej normalna droga:)
No dobra, może wrócę tu za te pół roku i troszkę i odszczekam. Słówo honoru, że odszczekam, jak zmienię zdanie. Ale…
Na razie to sobie myślę tak. A właściwie dlaczego miałoby to byc takie trudne? Przecież to jest takie naturalne. Mam to w sobie, tak mam w sobie umiejętność oddychania. Samice innych gatunków sobie radzą, więc dlaczego mnie, samice gatunku ludzkiego miałoby to przerosnąć?
Zresztą wokół słyszę, jak bardzo trudne są relacje w rodzinach patchworkowych i jakie to wyzwanie być macochą. Miało być trudno, a nie jest. Miało być konfliktowo, a konflikty są w ilosciach całkiem akceptowalnych. Miała być masa negatywnych emocji, a są głównie pozytywne. Więc dlaczego z rodzicielstwem miałoby być tak cięzko?
Chyba, ze po prostu jestem na hormonalnym haju i mi przejdzie z czasem 😀
Oczywiście że dasz radę, bo musisz. Taka sytuacja. Ale chodzi po prostu o wyidealizowanie jak z reklam Pampersa czy Nan 🙂
Ale mi nie chodzi o takie „dam radę, bo muszę, bo przecież nie zostawię tego wrzaskuna na pastwę losu”, tylko „to jest naturalne, jak oddychanie, muszę mieć ten skrypt w sobie i sam się uruchomi”.
Samice innych gatunków nie gotują, nie sprzątają, nie chodzą do pracy, nie malują się i nie stroja nawet jak w domu siedzą. Innym gatunkom zostaje opieką nad potomstwem i to nie to jest dla człowieka jakimś problemem bo faktycznie to naturalne (o tym powinno się pamiętać kierując się swoim instynktem i empatią) a pogodzenie rodzicielstwa z milionem innych rzeczy.
Nie maluję się i nie stroję nawet jak wychodzę z domu, to może ułatwi nieco sprawę 🙂 Do gotowania i sprzątania jest jeszcze samiec, więc też nie jest to jakieś specjalne obciążenie.
zgadzam się.. wszystko jest wyidealizowane.. zdjęcia idealne, teksty idealne… muszą być bo na takie się fajnie patrzy , czyta… a normalność zwykłość jest zupełnie fee… zwykły blog z niedoskonałościami jest ble ma mało czytelników bo sami się nakręcamy na idealność dążenie do perfekcji nie pozwalamy sobie na słabości itp… na szczęście mnie to nie dotyczy… nie wsiadłam do tego zwariowanego pociągu…
To chyba wszystko przez to, że ludzie nie myślą samodzielnie
i nie mają dystansu do wielu rzeczy, tylko dają się „uwieść”
medialnym wizjom. Na jakiej podstawie? Nie wiem. :o) Poza tym ta tendencja do
planowania swojego życia w szczegółach i wizualizowania sobie
„przepięknie” wszystkiego, zamiast wypatrywania z pozytywnym
nastawieniem tego, co przyniesie nam kolejny dzień. I stąd ten szok i
rozczarowanie – ups, nasza wizja się nie zgadza. A rzeczywistość często potrafi
być o wiele fajniejsza, ciekawsza, niż wyobrażenia (gorsza też oczywiście, ale
to nie reguła!!!). Myślę, że dobrze robi trochę mniej chęci kontrolowania
wszystkiego, a trochę więcej wiary w partnera, w dziecko i w siebie przede
wszystkim. Weryfikacja wyznawanych wartości chyba też nie zaszkodzi! A Tobie,
Jaskółko, należą się brawa za promowanie dystansu i poczucia humoru, jako
podstawy rodzicielstwa, związku i życia w ogóle !!!!
Przy drugim dziecku nastawiłam się na to, że przez pierwszy rok jego życia nie będzie w domu porządku.I tak mi lepiej:) Ale przy pierwszym ciągle wszystko wstawiałam na miejsce zamiast siąść i się z nim bawić. Teraz myślę, że wszystko mija, nawet najdłuższa żmija i…jak szkoda,że tak szybko. Pozdrawiam!
W piękne instarodzicielstwo nigdy nie wierzyłam, ale czułam sie rozczarowana gdy 1) okazało sie, że lansowany przez feministki równy podział obowiązków jest nierealny, 2) moj mózg przestał sprawnie działać, i tak zostało przez prawie rok, czemu nikt nie mówi o tym kobietom pracującym umysłowo…, 3) mąż, generalnie mąż mnie rozczarował. Ps. Mam zajebistą figurę i zęby 😉
Cały ten tekst można by w ogóle przekształcić w opis prawdziwej wizji normalnego życia. Bezdzietni też mają kosmiczne poranki i też zdarzają im się dni, kiedy nic nie działa jak trzeba.
Powtórzę za Tobą: ktoś mówił, że będzie łatwo?
Jestem już dojrzałą matką (o rany jak to strasznie brzmi ale to prawda mam dorosłego syna i syna nastolatka) i nic się nie zmieniło. Zamiast pomazanych ścian mam do prania śmierdzące (nastolatek) ciuchy po treningu. Zamiast braku snu z powodu marudzenia dziecka mam brak snu z powodu powrotu z koncertu/wypadu. Może nie muszę już martwić się czy spadnie z tego ruszającego się krzesełka ale większość czasu zajmuje mi obawa czy to co on ogląda/gra w necie i z kim się kontaktuje nie spowoduje u niego trwałego uszczerbku na zdrowiu/psychice. Decydując się na dziecko /dzieci decydujemy się na zmianę swojego życia.
Jestem zawodową nianią i ruszające sie krzesełko, gile i kupy są nadal moją codziennością.
Dodam tylko, że pełen czad jest wtedy gdy dziecko jest dorosłe i już nic nie możesz i na nic nie masz wpływu. Gluty i kupy oraz pomalowane ściany to małe piwo. Pozdrawiam serdecznie
Jakbyś mi w myślach czytała kobieto… Pozdrawiam, mama 3 miesięcznego brzdąca:)
Amen!!!
Brawo, taka jest prawda i tak ją trzeba przedstawiać.
Nie ma idealnego rodzicielstwa, idealnych mam i dzieci.
Jest pot, brud i łzy jest również szczęście i radość ale wszystko to trzeba umieć wypośrodkować!