Ten wpis pisałam z myślą o tacie moich dzieci, któremu jeszcze nie udało się wyjść ze sklepu bez kupienia czegoś, co dziecko akurat chciało. To zabawne, bo to właśnie Chłop czasami mówi mi, że rozpieszczam dzieciaki, akceptując ich uczucia, sam zaś na każdym wyjściu do sklepu przerabia ten sam schemat: odmowa kupienia – awantura – poddanie się dla świętego spokoju. Mi się takie akcje od dawna nie zdarzają, bo mam sposób na wyjście z dzieckiem do sklepu, zgodny z tym, co od jakiegoś czasu przekazuję na blogu.
Przede wszystkim – uprzedź
Nie lubię akcji nagłych – bach! Postanawiam, że jedziemy z dzieckiem do sklepu i za minutę mamy być gotowi. To się zawsze kończy awanturą i jeśli jest konieczność szybkich zakupów, na które musimy jechać razem, to już sobie w głowie zapisuję 15 minut na wrzaski i protesty dzieci. No bo w sumie mają racją. Są zajęte zabawą czy czymś tam i nie chcą tego przerywać. Całkowicie normalna sprawa. Wiem, że istnieją ludzie, do których można wpaść w każdej chwili i wyciągnąć na piwo. ale istnieją też tacy, którym się nie będzie chciało. I już. Przejrzałam net w tym temacie i z przerażeniem zauważyłam, że większość porad skupia się na samym wyjściu, a o tym, żeby dziecko zwyczajnie uprzedzić, mało kto mówi. A to oszczędza nerwów – i tobie, i dziecku.
Więc uprzedź. Nie że dzień wcześniej, żeby dziecko ci całą noc jęczało czy już [chyba że dziecko chciało dzień wcześniej, to wtedy możesz mu obiecać, że jutro albo nawet w kalendarzu to dla niego zapisać]. Najlepszym takim czasem „przed” jest dla mnie 20 minut. Akurat, żeby się ubrać i zrobić kolejną ważną rzecz [jeśli wasze dzieci się dłużej ubierają, to wiecie, co robić?]:
Zrób z dzieckiem listę zakupów
Listę zakupów można wspólnie zaplanować już z trzylatkiem. Praktykuję to ze starszym synem plus minus od trzecich urodzin. Co śmieszne – racjonalniej robił zakupy jako maluch – wybierał jogurty, owoce i wszystkie „psydatne” rzeczy. Teraz już rozprasza go i kusi mnogość pierdółek w sklepach, ale też dajemy radę. Wspólne robienie listy jest o tyle fajne, że już przed wyjściem pokazuje dziecku, po co idziemy do sklepu. Ale tkwi też w niej pułapka, bo jeśli przy dziecku mówimy, że kupujemy tylko to, co na liście, to kiedy potem stoimy przy koszykach w biedrze i kupujemy coś spontanicznie „nie z listy”, to dziecko to widzi i dziwisz się, że też coś chce dla siebie? Ja stosuję metodę równowagi – jeśli widzę w sklepie coś, czego na liście nie ma, a jest potrzebne, mówię do syna:
– Słuchaj, widzę płyn do płukania, ale nie zapisałam go na liście. Pamiętam, że nam się kończy, wiesz? Jak myślisz, jest nam potrzebny i powinien być na liście, czy niepotrzebny?
Syn zazwyczaj uznaje, że potrzebny, więc taki niekontrolowany zakup uznajemy za coś normalnego. Ale jeśli wpadły mi w oko takie śliczne pudełka na przyprawy i wkładam je do koszyka, to pozwalam też dziecku wybrać sobie drobiazg, żeby było po równo. Albo rezygnuję ze swoich pudełek.
Syn lubi rysować, więc często, kiedy muszę ubrać młodszego, mówię starszemu, co musimy kupić, a on stara się to narysować. I też fajnie jest robić zakupy z takiej listy [czego nie umie narysować, to ja dopisuję] – wyglądamy dość zabawnie z kartką z bloku rysunkowego.
Najpierw ty, potem dzieci
Jednym z powodów awantur jest to, że dziecko jest zwyczajnie przegrzane. Od początku stosowałam zasadę, że najpierw ubieram się ja, potem dzieci. Zbyt wiele widziałam maluchów stojących w kurtkach, czapach i rękawiczkach w ogrzanym domu i czekających aż mamusia zapnie sobie kurteczkę i założy butki. Jestem starsza wytrzymam te 10 minut ubierania [mogę też już w momencie zakładania kurtek dzieciom uchylić okno, a swoją kurtkę zapiąć już na dworze], a dzieci nie zdążą się zagrzać. Zgrzane dziecko, które ląduje na mrozie to u niektórych momentalne przeziębienie, a do tego zgrzane dziecko w ciepłym pomieszczeniu to murowana awantura. I jak już jesteście w sklepie, to rozbierzcie te dzieciaki, chociaż im tę kurtkę rozepnijcie i czapkę schowajcie.
Potem ustalcie zasady
Kiedy dziecko ubrane z listą wsiada już do samochodu [w moim przypadku, bo w twoim może to być spacer albo tramwaj, albo masz sklep pod domem, więc tuż przed wyjściem], zaczynam przypominać to, co przerabialiśmy w domu [nie z okazji wyjścia do sklepu, ale normalnie – rozmów, czytania książeczek]. Ustalamy plan i zasady. Mówię synowi, w czym może mi pomóc, a co mi będzie przeszkadzać [lub przeszkadzało ostatnim razem]. Co kupujemy w pierwszej kolejności, a co na końcu. Podpytuję dziecko, jak on sobie wyobraża wyjście do sklepu. Tak nam mija droga.
Daj dziecku prawo wyboru i ważne zadanie
Staram się wdrożyć synka w rytm domu i pokazać mu, że jego zdanie jest również ważne. Może wybrać sam, jakie warzywa i owoce kupimy. Pomaga przy wyborze innych rzeczy [bułek, mąk, kasz, serów]. Ok, u niego elementem wyboru jest kolor opakowania, ale jeśli widzę, że zakupy się przedłużają, to jest jeden z elementów zajęcia dziecka na chwilę]. Dodatkowo syn ma zawsze jakieś ważne zadanie – zważenie czegoś i odszukanie odpowiedniego przycisku z nalepką. Albo wkładanie produktów do koszyka [lub wykładanie]. Ważne jest pytanie „Jak myślisz?”. Oczywiście, że nie chodzi o to, żeby dziecko decydowało o rodzaju produktu, który wybierzecie [choć czasami – czemu nie?], ale to pytanie pokazuje mu, że jego zdanie się liczy w domu i bierzesz je pod uwagę. Jest też świetnym sposobem na pokazanie dziecku, że moment decyzji nie polega na chwili, ale wymaga rozważenia.
No weź, trochę to dziecko rozpieść!
W momencie, gdy jedziemy samochodem, oznajmiam dziecku, jaką sumę mogę mu dać do jego własnej dyspozycji. Zazwyczaj to jakieś drobniaki, ale że ostatnio rzadko razem jeździliśmy na zakupy [raz na tydzień lub półtora], to zaczynam dawać synowi większą kwotę – 10 zł. Oczywiście, na początku kupował same słodycze [staram się nie negować jego wyborów, nawet kiedy wybrał jakieś badziewne coś, nie kręciłam głową, choć wiem, że to się rozpadnie]. Ale jakiś czas temu kupił sobie kiwi, żelki i dwie cytryny. Drobne odłożył na swój wymarzony tablet. Oczywiście nie zawsze jestem w stanie mu dawać taką sumę [szczególnie gdy czeka nas więcej wyjazdów do miasta], ale nawet kiedy dam mu pięć złotych i powiem, że to na jego zachcianki, to mam z głowy jęczenie, że chce kupić coś jeszcze. Po prostu patrzy na cyfry i sprawdza czy są mniejsze niż pięć i czy mu starczy. Dziecko, które wie, że nie musi walczyć o coś, bo już dostało możliwość wyboru, skupia się na wyborze, a nie na walkę o więcej. Z mniejszym dzieckiem stosowałabym raczej obietnicę wyboru jednej rzeczy [lub więcej, jak tam sobie chcesz] tylko dla niego.
WAŻNE! Ja w ogóle nie stosuję nagród i kar, ale jeśli ktoś stosuje, to nie wiem, czy kupienie lizaka lub czekoladki dobrze uznawać za nagrodę. Ludzie raczej nie dostają nagród za dobrze zrobione zakupy i byłabym ostrożna w uczeniu dziecka że za zrobienie normalnej rzeczy, jaką są zakupy, należy kupić sobie lub komuś nagrodę. Jasne, możemy kupić lizaka czy batonika, jeśli mamy na niego ochotę, ale uważajmy z nagradzaniem dziecka za zrobienie normalnej rzeczy, bo będzie tego oczekiwało po każdych zakupach, na których się dobrze zachowa. A jak nie będziesz mieć na tę nagrodę pieniędzy, to się poczuje urażone. Skupiłabym się na zachęcie i docenieniu słownym 🙂
Zajmij je czymś przy kasie
Może pomagać ci wyjmować produkty z koszyka, może skakać nie nadeptując na linie, jeśli macie przyjazny sklep i jest mała kolejka. Możesz z nim rozmawiać, możesz poprosić, żeby sprawdził, czy to, co kupiliśmy, zgadza się z listą. Kiedyś, kiedy była długa kolejka, a syn już zaczynał być nerwowy, włączyłam mu cicho grę na telefonie. Wszyscy patrzyli się na mnie z pogardą, ale przynajmniej cieszyli się ze spokoju, a dziecko pograło pięć minut i oddało mi telefon, gdy już produkty były z powrotem w koszyku.
Nie przedłużaj
Wyjście z dzieciakiem w miejsce, gdzie jest mnóstwo dźwiękowych, świetlnych i wzrokowych bodźców już samo w sobie może skończyć się aferą. Dzieci są bardziej niż my podatne na hałas i różne efekty [choć i dorośli to mają – ja mam :)]. Nic dziwnego, że pod dwóch godzinach shoppingu stają się nieznośne. Możesz zdecydować – albo bierzesz dziecko na dłuższe zakupy i liczysz się z aferą, albo rozbijasz zakupy na dwie tury, albo robisz je maksymalnie krótko, albo idziesz sama. Niektórym maluchom dobrze robi timer na komórce. Dziecko może pilnować czasu [na przykład 20 minut], żebyśmy się w nim zmieścili, robiąc nasze zakupy. Mi odliczanie czasu przydaje się akurat podczas szykowania do przedszkola, gdzie absolutnie nie możemy się spóźnić nawet minuty.
Przydatne zdania:
⇒ „Widzę, że bardzo tego chcesz, ustaliliśmy, że trzymamy się listy. Obiecuję, że w domu usiądziemy nad nową listą zakupów i przemyślimy, czy naprawdę tego potrzebujesz”.
⇒ „Podoba ci się to? Chciałbyś? A co byś z tym zrobił? Jak byś się bawił? Gdzie byś to trzymał?” [rozmowa o danej rzeczy, którą chce dziecko często rozprasza natrętną potrzebę posiadania rzeczy. Dziecko dostaje też to, o co chodziło mu na samym początku – zainteresowanie rodzica. Ostatecznie zawsze możemy powiedzieć to, co w pierwszym zdaniu lub zaproponować, że pomyślicie o tej rzeczy, gdy już zrobicie zakupy z listy. W 8 na 10 przypadków dziecko zapomni o tym, że chciało tamto coś, w 2 na 10 ratunkiem jest pierwsze zdanie.
⇒ „Będę bardzo szczęśliwa, jeśli uda nam się sprawnie zrobić zakupy według naszego planu. Pomogę ci i chciałabym, żebyś ty też mi pomógł, ok?” [Dziecko zachowuje się najlepiej jak potrafi, ale o wiele przyjemniej jest mu spełniać twoje prośby, jeśli wie, jaki efekt przyniosą. Jeśli wie, że współpraca przyniesie efekt w postaci zadowolonej mamy, będzie starał się zrobić tak, żebyś była zadowolona. To bardzo ważne pokazywać dziecku, co cię wkurza, ale równie ważne jest dawanie mu wskazówek, co cię uszczęśliwia].
Na zakończenie warto docenić dziecko. Docenić, nie pochwalić. Sądzę, że zwykłe „super się spisałeś” albo „brawo” nic dziecku nie mówią, nie są żadną wskazówką. Mówią mu tylko to, że trzeba tępo słuchać rodzica. A przecież nie chcesz, żeby do końca życia słuchał się tylko ciebie i zawracał ci głowę każdą rzeczą? Dziecko kiedyś będzie musiało stać się samodzielne. Warto się wysilić i docenieniem zwrócić dziecku uwagę na jego atuty:
⇒ „Dziękuję, że pomogłeś mi znaleźć ten makaron, to było trudne zadanie wypatrzeć go półce. Masz dobre oko!”.
⇒ ” Och, lubię robić z tobą zakupy, kiedy jesteś tak chętny do współpracy”.
⇒ „To było bardzo pomocne, kiedy ułożyłeś produkty w koszyku”.
⇒ „O! Jak szybko przyniosłeś te jogurty! Chcesz kolejne zadanie?”
⇒ ” Robić zakupy z tak pomocnym chłopcem, to sama przyjemność”
⇒ „Wow! Jak udało ci się to znaleźć! Ja ostatnio stałam przy półce i nie mogłam tego wypatrzeć, a ty przyniosłeś to w minutę!”
Lub inne w tym stylu 🙂 A jeśli dziecko wścieka się, że coś mu w sklepie nie wychodzi i zaczyna się ten okropny moment, gdy ty wiesz, że zaraz wybuchnie, warto przybiec z bronią:
⇒”To jest bardzo ciężkie i chyba łatwiej będzie podnieść to w dwie osoby, jak myślisz?”
⇒”Chyba ktoś bardzo wysoki umiałby zdjąć to pudełko z półki. Może zamienię cię w wysokiego i podniosę wyżej, żebyś dał radę?”
⇒ „Żeby włożyć wszystkie skasowane produkty trzeba być bardzo szybkim. Może ja to zrobię i będę je układać tu, a ty będziesz układać je obok, żeby był porządek?”.
Mój ulubiony sposób na wyjście z dzieckiem do sklepu
Żeby pomóc ci w ogarnięciu wyjścia z dzieckiem do sklepu, poprosiłam czytelniczki o opisanie swoich doświadczeń [potwierdziło się to, że warto się otaczać ludźmi, którzy myślą podobnie, dziewczyny wypracowały ze swoimi dziećmi bardzo podobne metody do moich]. Zaraz podzielę się ich przemyśleniami, ale najpierw pokażę wam mój kolejny patent:
Świetnym sposobem odpowiedzenia na chwilową potrzebę dziecka jest zrobienie upragnionej w danej chwili rzeczy… zdjęcia. To mój ostatni trik, mający ratować Chłopa przed całkowitym opętaniem na zakupach. Chłopcy cykają fotki rzeczom, które się spodobały, okazuje się, że jest ich zawsze od 3 do 4. I samo to, że syn pokaże mi to, co mu się w sklepie spodobało, przynosi mu ulgę w nagłej potrzebie. Zakupy nie są priorytetem, ale samo zrobienie zdjęcia danej rzeczy. Ja sama traktuję te zdjęcia bardzo poważnie i zawsze podpytuję synka, czy mu się podobały, co by z nimi robił. Obiecuję, że wezmę jego pragnienia pod uwagę i biorę, kiedy mam ochotę kupić mu coś, ot tak albo podsunąć pomysł rodzinie.
To trochę jak z reklamami – jako dziecko często „zaklepywałam” sobie reklamowane rzeczy dla dzieci i już sama możliwość tego, że mogłam je zaklepać, uwalniała mnie trochę z tej potrzeby. Daję też tę możliwość synkowi. I często mu to pomaga.
Porady czytelniczek
⇒Razem z synkiem robię listę zakupów.Ja piszę,on rysuje.Może dodać dwie albo jedną rzecz od siebie z tym,ze ustalamy,co mniej więcej to może byc (np sok + slodycz,jeśli już dziś jadł coś słodkiego to umawiamy się,ze sprobuje wybrać coś zdrowego,mamy taki regał z produktami Eko bio itp,no i tam sobie coś wyszukuje).Staram się iść do sklepu,w którym są wózki takie małe dla dzieci.Synek pcha wózek i ładuje do niego zakupy.Pomaga mi wybierać ładne warzywa i owoce.Pytam się go o jego propozycje np jaki makaron kupujemy itp.Jeśli po drodze znajdzie inny slodycz,który by chciał,to zasada jest taka,ze może to wymienić i odnieść ten,który wybrał wcześniej,na miejsce.Pomaga mi też wyladowywac zakupy przy kasie.Potem odwozi wózek i jeśli jest takie miejsce (w osiedlowym sklepie mamy stół i krzesełka dla dzieci przy wyjsciu),to siadamy sobie i zjada lub wypija to,co wybrał.Generalnie bardzo lubię robić z nim zakupy.
Marta Maj
⇒Najlepszym sposobem na mojego trzylatka sprawdzonym wielokrotnie jest włączenie go w zakupy typu podaj reklamówki, załaduj 4 pomarańcze, wyłóż zakupy itp. Itd Na młodszego( i to samo stosowałam jak ten trzylatek był młodszy )było zakupienie zwykłej bułki .Małe wcina ją całe zakupy. ..czyli zakupy musza trwać tyle ile zainteresowanie bułką tylko z reguły mam problem z pamiętaniem by za bułke zapłacić juz nie raz się wracałam do kasy Aaaa i oczywiście lista zakupów musi być zrobiona wcześniej.
Dorcia
⇒Market – regały z zabawkami. Na początku były zmorą ale teraz mamy taką metodę: zawsze jak idziemy na zakupy pierwsze pięć – dziesięć minut spędzamy tam, potem idziemy dalej. Nie to że kupujemy! ogląda i mówi nam co mu się podoba, my pokazujemy mu to co nam się podoba i planujemy np jako zakupy na urodziny, imieniny, święta. W okresie okołoświątecznym poświęcamy tym regałom więcej czasu „tak by mógł uzupełnić list do mikołaja” a i my wiemy co mu się podoba, czym się interesuje.
Justyna
⇒Nie pojmuje nie zabierania dzieci do sklepu, jak maja nauczyc sie zyc wsrod ludzi nie wychodzac. Ale to tylko z mojego pkt widzenia 🙂 krzyczy niech krzyczy w końcu dojdzie sie do porozumienia. u nas syn dostawal swoj koszyk pakowal co tam chciał a potem przy kasie jedną z tych rzeczy pozwalalismy mu wziąć. teraz jest juz lepiej. W zabawkowym tlumaczenia przed wejsciem ze idziemy po prezent dla kogos a jak beda jego urodziny to wtedy tez dostanie cos. np robie zdjecie i mowie mu ze pokazemy babci/cioci moze bedzie mu chciała kupić na urodziny/swieta itp. roznie wychodzi ale w miare działa. (syn 3 lata)
Iwona
⇒U mnie to samo-tlumacze po co idziemy i dla kogo i później przypominam, że innym razem będziemy kupować na urodziny /święta itp… I robienie zdjęć było super odkryciem! Od kiedy pozwalam im fotografować co by chciały mieć to mam zero wyciągnania z rąk przy kasie jupijeeee.
Magdalena
⇒2 latka w wózku sklepowym z buła, 5 latkowi zazwyczaj mówię, że pod koniec zakupów może kupić sobie coś do 5 zł więc praktycznie mam go z głowy bo chodzi koło mnie i tropi okazje na półkach 🙂 dla mnie najgorszy moment to wpakować do auta i siaty i dzieci 😛
Justyna
⇒Przed wyjsciem z domu ustalamy JEDNA rzecz do kupienia z kategorii 'niezdrowych’, przy czym podpowiadam i przekierowuje z chipsow i cukierkow w strone owocow i czekolady. A potem sie tego trzymamy. Jedna ustalona rzecz kupujemy. Jak marudzi przypominam ze na jedna sie umowilismy i ja dostala, i to drugie coś moze chciec na nastepny raz. Dziala.
Katarzyna
⇒ Obowiązkowo dziecko najpierw karmię – wtedy mniej więcej połowa pokus odpada 😉 Druga rzecz to uprzedzenie zawodnika – informuję o wyjściu do sklepu ale też celu (bułki, mleko, buty) i zaznaczam na ile atrakcji możemy sobie pozwolić (wybierzesz sobie ulubiony jogurt, sok..) a na co nie (tym razem nie kupujemy zabawek a ze słodyczy tylko lody). W miarę możliwości obrazuje też w miarę atrakcyjne zajęcia po (w drodze powrotnej możemy na 10 minut wpaść na plac z fontanną).
Do czasu pojawienia się drugiego pakowałam syna do wózka – olewam ze duży, tak nie sięgał półek. Z dwójką to już niemożliwe, za to starszak już daje się zająć – wybierz fajny makaron do sosu na obiad z takim czerwonym obrazkiem; policz jabłka; wybierz 10 dużych ziemniaków.
W miarę możliwości pozwalam dzieciakom decydować o wyborach – zawsze to zajmuje ich uwagę 🙂
Beta Kobieta
Muszę dodać na koniec, że wszystkie porady na temat wyjścia z dzieckiem do sklepu najpierw napisałam, a potem spytałam się czytelniczek [tutaj]. Byłam zaskoczona tym, jak bardzo się zgadzamy i że te same metody, które ja stosuję działają u innych. Więc tak – to naprawdę działa i wspólne zakupy nie muszą być traumą dla żadnej ze stron 🙂
Porady skupiają się na tym, żeby wyjście z dzieckiem do sklepu przeszło sprawnie i bez histerii, jeśli jednak twoje dziecko wpadnie w szał w sklepie, pamiętaj – nie myśl o tym, jak odbierają to inni ludzie.Nie wyszłaś z domu, żeby zrobić wrażenie, ale dlatego, że musiałaś. Twoje dziecko jest najważniejsze i nie zwracaj uwagi na ich zaczepki lub krytyczne spojrzenia. Znajdź ustronne miejsce i postępuj dokładnie tak jak w domu. To normalne. Za dużo bodźców może dać się we znaki każdemu. Absolutnie się nie przejmuj spojrzeniami. Tylko idioci będą cię potępiać. Ty robisz wszystko, żeby uspokoić swoje dziecko.
Fajnie napisane bezpośrednio jeśli dotyczy zakupów w sklepie typu supermarket z wózkiem, z zakupami spożywczymi etc. Ja pokusiłam się o bardziej ogólne zasady hardcorowego wyjścia ogólnie do galerii handlowej http://majciakombinuje.pl/8-sprawdzonych-sposobow-na-to-jak/
Przetestuję listę zakupów, choć u nas jest trochę inaczej, bo duże zakupy w markecie nie stanowią zazwyczaj większego problemu. Gorzej jest w innej sytuacji: syn koniecznie chce kupić „coś” podczas powrotu z przedszkola. Koniecznie. Teraz. W tym sklepie, który właśnie minęliśmy. Soczek, gazetkę z plastikowym badziewiem, lizaka, loda. Wiem, że wynika to ze zmęczenia materiału po całym dniu, ale nie mam za bardzo pomysłu, jak to rozwiązać (np. ostatnio miałam ze sobą banana dla niego i byłam bardzo dumna z siebie – do momentu, gdy skończył go jeść i wpadł w histerię, że przecież chciał iść do sklepu i COŚ kupić). Porady chętnie przyjmę 🙂
Super napisane 🙂 U nas na razie działa patent z bułką 🙂 ale rady bardzo dobre na przyszłość 🙂
Zawsze skupiasz się w tekstach na starszym synku. Chętnie poczytałabym jakie nasz „sposoby” na Adasia. Mam syna w podobnym wieku, bardzo dużo już rozumie, dużo mówi i spokojnie można się z nim dogadać w wielu sytuacjach.
Bo za takim małym Daśkiem nie ma na razie większych kłopotów 🙂 Dać mu bułę w sklepie i jazda 🙂 A przed wejściem do sklepu najlepiej się trochę przespacerować na zmęczenie, żeby odpoczęło sobie w wózku.
Mam 2 synów (wiekowo mniej więcej jak Kosma i Adaś ), ale któregoś chyba podmienili w szpitalu, bo są kompletnie różni 😉 Starszy nigdy nie robił problemów w sklepach, czy to spożywczych, odzieżowych, czy zabawkowych. Młodszy wpada w histerię przy każdym wyjściu choćby do małego spożywczaka.W sumie żadna nowość, bo w domu też często wpada w niepohamowane złości. Czasami mam ochotę wezwać egzorcystę 😉 Zakupy z nim są praktycznie niemożliwe. I nic na niego nie działa, no czasem uda mu się zatkać buzie bułą, ale tylko na kilka gryzów 🙂 Nie odpuszczam jednak. Co prawda, na większe zakupy np w Biedrze, sama się z nim nie chodzę. Biorę wtedy wszystkich moich chłopów, jedno robi zakupy, drugie uprawia biegi między regałami i próbuje opanować sytuacje kryzysowe. Mam nadzieję, że dzięki temu, kiedyś uda nam się wyjść do sklepu w ciszy i spokoju 🙂