Jakoś to się stało. Gdzieś między klockami a rysowaniem udało mi się odebrać telefon. Po kilku minutach dotarło do mnie, że jestem nawet w stanie normalnie rozmawiać. Dzieciaki były zajęte, a zasięg wyjątkowo silny. Nagle spytała, co dziś robię na obiad, bo ona nie ma totalnie pomysłu. I zrobiło mi się głupio. Bo nic.
No nic, kompletnie nic.
Nie udało się, ojej.
Nie podam gorącego posiłku na stół, matko leśna, wszystkocierpiąca.
Straszna rzecz, bo zamiast tego po pięciokroć godziłam ze sobą braci, szesnaście razy podałam kredkę, która spadła ze stołu, dwukrotnie posprzątałam blaty w kuchni, wspólnie z dziećmi umyliśmy fronty szafek, trzykrotnie przebierałam młodszego, odkurzyliśmy i dziewięć razy sprzątaliśmy wspólnie po zabawie. Przez trzydzieści minut przewalaliśmy się na kanapie, w międzyczasie odpisałam na 13 maili i odbyłam cztery rozmowy telefoniczne dotyczące współpracy, przez czterdzieści minut biegaliśmy też po dworze, odebrałam dwie paczki od kuriera i usłużnie pomogłam mu wygrzebać się z błota, w którym się zakopał. Podrzucałam mu trawę pod koła, żeby złapały tarcie, jednocześnie trzymając młodszego na barana i upominając starszego, żeby nie podchodził. Przebrałam wymoczone w błocie dzieci. Rozpaliłam w piecu i pozwoliłam im zachlapać łazienkę, samej w tym czasie patrząc się tępo w ścianę i nie robiąc nic, kompletnie nic przez całe 13 minut. A potem robiliśmy pranie, zjedliśmy po kawałku bułki z masłem, popiliśmy sokiem i czytaliśmy książeczki przez godzinę, walcząc z młodszym, którego to znudziło po 15 minutach i wciąż przewracał nam kartki.
I tak nie udało mi się zrobić obiadu. Jak się czujesz z roztrzaskanym mitem matki polki odbębniającej codziennie swoje przypisane do kuchenki godziny? Gdzież ta zapracowana pani domu, która na głowie stanie, nie dośpi, nie doje, tabletkami się nafaszeruje, zdrowie straci, gardło zedrze, a ciepłą strawę na stole postawi? Nie ma. Nie istniała. Ani to dziwne, ani wyjątkowe. Dziś nie miałam ani siły, ani ochoty gotować.
Co mi zrobisz?
Bo ja sobie kompletnie nic 🙂 Zjemy cokolwiek, bo tak.
Hehe, Ty jednak matka wyrodna jesteś ;D … dokładnie tak jak ja 😀
nie ma bata u mnie obiad musi być, oczywiście mięsny, syn nastolatek głodny jest średnio raz na godzinę 😀 a lenia mam oj mam i to często 😉
Zamrażarka – nadmiar obiadu 1-2 porcje, zamrażam i na dni lenia mam jak znalazł 😉
Bo często jak mam jeść sama z dzieckiem to mi się nie chce robić, szczególnie, że dziecko często zje mikro porcję. Ale ogólnie lubię gotować i piec 🙂 szczególnie jak mam dla kogo 🙂
Oj zdarza mi się podobnie, dość często, i co? i nic, dobrze mi z tym nawet:)
Słoiczki ratują 🙂 przynajmniej dziecko
Oj też czasami nie wiem kiedy mam ten obiad przygotować …i czasem zamawiam go w pobliskiej jadłodajni 🙂
czasami robie sobie dzień lenia od kuchni i zamawiam pizze
Obiadu może i nie było ale za to ile rzeczy zrobiłaś 🙂 Zawsze można coś zamówić ! 😀
Na szczęście zawsze w domu mam jajka, mąkę orkiszową i ziemniaki . Dzięki temu zawsze można zrobić pyszne omlety, dla jednego z szynką i serem, dla drugiego z pieczarkami i cebulą. A jak nie omlety to naleśniki, domowe frytki i kilka innych szybkich i prostych dań 🙂 A mit. Niech sobie będzie 🙂 Nie ma ideałów. Na szczęście. Jesteśmy za to my – współczesne Matki Polki. Pozdrawiam
Zmyślona matka ? boskie