„Nie zdurnieję,gdy będę siedzieć w domu z dzieckiem” – tak sobie powiedziałam, kiedy zaszłam w pierwszą ciążę. Jak powiedziałam, tak nie zrobiłam, bo ciąża leżąca zmusiła mnie nie tylko do przerwania studiów na rok, ale też do egzystencji, w której ciężko na intelektualne rozrywki, zwłaszcza kiedy w tej pozycji spędza się większość dnia samotnie. Oglądałam filmy, ale po jakimś czasie szeroka gama ambitnych tytułów ustąpiło starym dobrym „Przyjaciołom” i ulubionemu „Family Guy”. Po jakimś czasie musiałam przyznać – trochę jednak zdurniałam.
Dopiero po porodzie i odchowaniu maluszka palce zaczęły mnie świerzbić. Powstał blog, zaczęłam się dokształcać z marketingu, uczyć nowego świata, poznawać go z zewnątrz i od podszewki. Miałam jakiś cel – dzięki blogowi znaleźć pracę. Kiedy zaszłam w drugą ciążę, wiedziałam, że już nie zdurnieję, bo blog stał się moją pracą. Nieoczekiwaną i nie taką, do jakiej dążyłam, ale spełniającą moje oczekiwania i dającą olbrzymią satysfakcję.
Co to znaczy siedzieć w domu z dzieckiem?
A jednak wciąż i wciąż zdarza mi się dzień, w którym czuję się zdurniona, otumaniona i głupia. Szczególnie, gdy dopada nas jeden z tych najbardziej męczących, samotnych, które kręcą się wokół dzieci i wokół ich potrzeb. Gdy jedyną osobą, z którą można w miarę poważnie porozmawiać, jest pięciolatek, całkiem rozsądnie i z sensem prawiący swoje historie o słoniu na motorze, który poleciał w przestworze. Jakie by one nie były znakomite i angażujące, wciąż są tylko historiami pięciolatka. Dotyczą w sumie jego, nie ciebie. A ty? A ty jesteś gdzieś między dzieckiem a dzieckiem, między zupą, kupą a kolejnym czytaniem bajeczki, a gdy śpiewasz pod prysznicem piosenkę z Psiego Patrolu, nagle stwierdzasz, że jakimś cudem znowu zdurniałaś.
Wcale nie tak trudno zdurnieć, siedząc w domu z dziećmi. Przestać myśleć o sobie, zapomnieć o swoich pasjach, potrzebach, pragnieniach i chęci rozwoju. A bo to tobie czy mi jednej się zdarzyło? Pobudka, śniadanie, przedszkole/szkoła, praca, powrót, zakupy, obiad, zabawa, kolacja i spać. Dzień w dzień, a każdy z nich podobnego do drugiego. Monotonia, dryg, wciąż tak samo, bez zmian i widoków na lepsze, bez przyjemności, bo kiedy, kurde? No kiedy? Między dywagacją o kolorze talerza, a pertraktacjami o majtach z minionkiem. Gdy problemem nie jest fakt, czy doczekasz się nowej powieści ulubionego autora, ale rozmiar piżamy czy skład parówek. Ileż można? Przecież każdemu by się odechciało.
I mnie to złapało. Szczególnie, gdy nie miałam nikogo do pomocy przy dzieciach. Nie wiedziałam, czy drzeć włosy z głowy, czy zasnąć w tym marazmie dnia każdego, codziennego, wciąż i wciąż takiego samego, sprowadzonego do opieki nad małoletnimi i na takim poziomie rozmowami. Monotonia zabija każdą kreatywność, a stałość, do której dążymy, żeby dzieci miały w miarę sensownie zorganizowany dzień, sprawia, że ciężko nam w tym czasie znaleźć chwilę na własną przyjemność. Gdy zrobimy już wszystko, co zrobić mieliśmy, w życie wkrada się niszcząca ospałość, która zabija wszelką chęć robienia czegokolwiek.
Jak siedzieć w domu z dzieckiem i nie zdurnieć?
I z jednej strony nie dziwię się – to naprawdę trudne, wyjść z tej strefy komfortu, nie dać się „zmamować”, nie pozwolić się skitrasić w pieluchach. Z drugiej – hej! To naprawdę niewiele kosztuje! Trzeba zrobić tylko krok, jeden malutki. Często czytam wypowiedzi mam, utyskujących na swój żywot, że nie ma czasu dla siebie, że ciężko im się zorganizować. Nie dziwię się, gdy pisze to matka trójki, czwórki, piątki dzieci. To naprawdę wyzwanie. Ale kiedy pisze to matka, która ma jedno dziecko i w dodatku nie pracuje, w głowie włącza mi się lampka alarmowa – hej, to nie musi tak wyglądać! Kobieto, rusz się!
Maseczkę na buzię możesz nosić, gdy dziecko się kąpie. I tak musisz być w łazience, więc co ci szkodzi nałożyć maskę? Tym bardziej że teraz można kupić już gotowe, na bawełnie, które nie zostawiają śladów. Wystarczy ją nałożyć, poczekać i zdjąć. Filmy, które lubisz, a których nie możesz obejrzeć, bo dzieci trzeba położyć spać, możesz sobie nagrać. Ja do dziś okrywam mój dekoder pocałunkami, że ma funkcję zatrzymania i przewinięcia programu, to nie jest jakiś nowy i drogi sprzęt, mamy go ponad trzy lata! Sprzątam zazwyczaj, kiedy dzieci się bawią. Ich zabawa to szansa, że dołączą do mnie – zmyją szafki kuchenne albo powkładają sztućce do szuflady. W najgorszym razie będą gadać i jakoś to przeżyję. Uwielbiałam zajęcia tańca starszaka. Kiedy czekałam pod drzwiami sali, miałam czas odpisać na maile, przeczytać książkę, albo sobie pograć w kulki dla odprężenia, ewentualnie polatać po sklepach. Godzina ciszy i spokoju! Zawsze znajdowałam sobie coś do roboty i z niedowierzaniem czytałam kiedyś utyskiwania jakiejś mamy, która przeklinała te zajęcia, bo nudziła się, czekając, aż jej syn je skończy.
Jak siedzieć w domu z dzieckiem i nie tracić cennego czasu?
Mam w zapasie mnóstwo haczyków, jak zaoszczędzić czas i co mogę robić, żeby zorganizować go sobie tak, żeby mieć go dla siebie i dla swojego rozwoju. Kulminacyjnym sprawdzianem był lipiec, kiedy zostałam sama z dwójką dzieci. Rodzice byli zajęci, znikąd pomocy i w tym wszystkim ja – na urlopie, bez pisania, bez fejsbukowej roboty i z czasem non stop na dworze, bo upał. Szybko znalazłam sobie zajęcie i kiedy dzieci szalały na polu, piaskownicy czy placu zabaw, ja bez większych wyrzutów słuchałam… słuchałam książek!
Zakochałam się w audiobookach. To taka miłość niespodziewana i nie oczekiwana. Nigdy bym nie nie pomyślała, że kiedykolwiek zrezygnuję w jakimkolwiek stopniu z samodzielnego czytania. A jednak. Ciężko oddać się lekturze przy latającym dwulatku, tak po prostu usiąść i czytać. Można wieczorami, ale tyle innych rzeczy jest do zrobienia… a to naczynia, a to łazienkę posprzątać, a to zadbać o siebie cokolwiek. No ciężko. Książkę zawsze odkładałam na mój stosik w kącie, bo zawsze były ważniejsze sprawy, chociażby to, żeby obiad zrobić, nie umrzeć w kurzu i w moim przypadku, na maile odpisać 🙂 W pewnym momencie, po którymś z kolei zachwycie nad audiobookami jakiejś mojej koleżanki, założyłam konto na Storytel. A co tam, sprawdzę. I wsiąkłam.
Nigdy nie potrafiłam zresztą robić czegoś w ciszy i tak bezczynnie siedzieć w domu z dzieckiem. Zawsze brzęczała mi a to muzyka, a to telewizor, nawet jeśli leciały w nim jakieś głupoty. Wiadomo, że nie będę delektować się „Panem Tadeuszem” gdy zmywam gary. Ale książek słuchać mogę. Jedną słuchałam, gdy sprzątałam łazienkę. Żeby skończyć słuchać oprócz łazienki sprzątnęłam kuchnię. Potem kolejną podczas przesadzania kwiatków. Kiedy dzieci wyjechały udało mi się przesłuchać „Dziennik 1954” „Przygody Sherlocka Holmesa” i „Dumę i uprzedzenie” po raz enty, ale po raz pierwszy po angielsku Wieczorem zamiast szumu telewizora, słucham „Wiedźmina„. Po raz pierwszy w życiu, bo film i serial oglądałam, ale do książki czułam zawsze dystans. A teraz nie mogę się oderwać!
Storytel – bo można siedzieć w domu z dzieckiem i nie marnować ani chwili
Storytel to serwis z audiobookami – płacisz abonament i dzięki niemu możesz słuchać każdej książki, jaka znajduje się na półce. Każdej, naprawdę każdej. Za setki książek płacisz cenę jednej. Jak ci się nie spodoba konkretny tytuł – zero problemu. Po prostu przestajesz słuchać i bierzesz inny. Odpada problem z półkami w domu zawalonymi niechcianymi książkami. Możesz sprawdzić, jaką chcesz książkę i albo ją dosłuchać do końca, albo odłożyć na później, albo w ogóle wyrzucić ze swojej wirtualnej półki. Moja aktualnie wygląda tak:
W moim przypadku, mieszkanki wsi, ale i matki, która nie ma kiedy zajść do księgarni, Storytel jest o tyle fajne, że nie muszę tak naprawdę się na nic ostatecznie decydować. Mogę siedzieć w domu z dzieckiem i jednocześnie sprawdzić sobie, czy dana książka mi pasuje i w najgorszym wypadku stwierdzić, że nie. I szukać dalej. Decyzję podejmuję w dogodnym dla mnie momencie, nawet na kibelku, bo przecież tylko tam znajduję więcej niż chwilę spokoju, kiedy udaję, że nie widzę ręki młodszego syna wystającej przez szparę w drzwiach 🙂 Książek słucham w każdej wolnej chwili, w każdej, dosłownie każdej. Nie wyobrażam sobie ogarniania kuchni, rozwieszania prania, sprzątania czy nawet przesadzania kwiatków bez znajomego spokojnego głosu lektora lub lektorki i kolejnej wciągającej historii. Oczywiście, słuchawki na zdjęciu są metaforą audiobooka, zdecydowanie częściej głos dobiega bezpośrednio z komórki, co pozwala mi ją po prostu położyć na blacie i mieć obie ręce wolne, a uszy zajęte. Ale słuchawki sprawdzają się… w samochodzie 🙂 Gdy z radia lecą piosenki dla dzieci, a ja jestem pasażerem [tak przeżyłam sześciogodzinne wyjazdy do Łomży w ramach kursu prawka, z których ja za kierownicą siedziałam tylko trzy godziny, nie wiedziałam, co robić w tym czasie, więc słuchałam :)]. I zdecydowanie rano, gdy obudzę się przed dziećmi i za żadne skarby nie chcę ich obudzić 🙂
Abonament w Storytel też nie jest wysoki, wynosi średnią cenę jednej książki – 29.90 za 30 dni. W promocji pierwsze 14 dni dostajesz za darmo. A w cenie masz tysiące audiobooków, z których możesz bez limitu korzystać, w tym książki dla dzieci i lektury szkolne. Kosmyk bajek zazwyczaj słucha wieczorami: „Pippi Pończoszankę„, „Dzieci z Bullerbyn” i „Lottę z ulicy Awanturników„. Czyli te pozycje, które są grube, żebym dała radę je przeczytać 🙂 To moje wyzwolenie, bo kiedy usypiam Adasia, Kosmyk jeszcze jest na nogach i w czasie, kiedy zajmuję się młodszym, starszaka mogę zostawić z telefonem, żeby słuchał ulubionych opowieści. A i młodszy chętniej słucha prawdziwego lektora niż mnie 🙂
A kiedy chłopcy zasną… kiedy zasną, słucham ja. Rozkładając się na kanapie, sprzątając kuchnię, siedząc w łazience. Nie marnuję ani jednej cennej chwili, jaką podarował mi sen dzieci. Wkrótce, gdy obaj wejdą w progi przedszkola [młodszy, co prawda, nie regularnie i nie na pełen „etat”] tych chwil dla siebie znajdę więcej. I nie będę się zastanawiać, czy marnuję czas, siedząc w domu. Multizadaniowość to domena każdej matki, więc ja ją wykorzystuję maksymalnie. Odpisuję na maile, sprzątam, układam, porządkuję, składam ciuchy, rozwieszam pranie i każda ta czynność to kolejny rozdział, kolejna wciągająca opowieść lub kolejna potężna dawka wiedzy. To pomaga. Daje siłę zebrać się w sobie. Jest poza tym domem życie. Jest i czeka na mnie. Jeszcze chwilę tu z wami, dzieci, posiedzę, moje życie jeszcze przez chwilę będzie podporządkowane wam. Nie zmarnuję nawet sekundy tego czasu. Poświęconego zarówno wam, jak i mnie. Mnie samej.
Borsukowa sukienka, bluza Adasia, koszula Kosmyka – Samodobro, Zdjęcia zrobiła mi cudna Kasia Siwko.
Książki na Storytel, które przesłuchałam lub jestem w trakcie przesłuchiwania:
„Dziennik 1954” Tyrmanda – dla każdego, kogo interesują czasy socjalizmu, uwielbiają „Złego” oraz dla zafascynowanych nieprzeciętnie inteligentnymi literatami nie bojącymi się mówić prosto z mostu o pewnych sprawach, a także znajomych pisarzach.
„Oskarżona Wiera Gran” – o cudownej śpiewaczce, która popełniła najgorszą zbrodnię. Chciała żyć.
„Przygody Sherlocka Holmesa” – uwielbiam, po prostu uwielbiam Sherlocka prawie tak samo jak Agathę Christie. Ale Sherlock był pierwszy i co zabawne, ja tę książkę mam w wydaniu papierowym i ją kiedyś czytałam. Miałam się zabrać za nią po raz drugi już po obejrzeniu serialu, ale zgadnijcie co? No właśnie – brak czasu. To sobie słucham 🙂
„Duma i uprzedzenie” – zwariowałam, zaczynając słuchać jej w oryginale, zważając na to, że czasem mam problem z podstawowym wysłowieniem się po angielsku, ale te wszystkie noce, gdy oglądałam ekranizacje książek Jane Austen z napisami nie poszły na marne – trochę się osłuchałam.
„Wiedźmin” – jak pisałam. Mam za sobą i film, i serial, a czytanie Sapkowskiego jakimś cudem nigdy mnie nie pociągało. Na głos brzmi o wiele lepiej 🙂
Tak, wpis jest efektem współpracy z serwisem audiobooków, Storytel,
tak się złożyło, bo sam serwis polecałam już wcześniej 🙂
Asia tekst jest swietny, jak wszystkie. Ale ty wiesz co? Ty to bloga modowego powinnas prowadzic jakos na boku 😀 wlasnie znalazlam ta twoja kreacje w internetach i zamawiam sobie (obym sie dopiela…) slicznie wygladasz <3
Czytać lubię tak bardzo, jak badrzo nie lubię przetrzymywać w domu książek
Może z fanki bibliotek stanę się fanka audiobooków – kto wie
Dzięki
A ja już zapomniałam jakie to męczące było nie mieć czasu. 5 latek fajnie się sobą zajmuje, dużo „zrobi” w okół siebie, zresztą już z 3,5 latkiem była różnica diametralna. Choć czasu zawsze mało, tak, że czasem orientuję się, że korzystamy z tego, że on już samodzielny i zapominamy o tym, żeby tego czasu spędzanego razem było więcej.
A co do słuchania, to kiedyś słuchałam kryminałów po angielsku. Mimo że nie miałam problemów z ang.,to był to męczące. Myślę, że mi taka forma nie odpowiada, bo nie potrafię się skupić robiąc inne rzeczy. A już z co prawda zajmującym się sobą ale gadającym w kółko 5 latkiem też nie łatwo. Jeśli mam już czas, wolę jednak czytać. Ale dla mnie tego typu rozwiązanie było by dobre np w podróży. Gdy ktoś prowadzi, pociąg czy auto, obojętne. Czytać nie mogę bo mi się w głowie kręci, a audiobook byłby idealnym rozwiązaniem. Tyle, że nie podróżuję często 😉 Codziennie dojeżdżam do pracy 40 min (w tym przystanek pod przedszkolem po 10 min, potem 30 w długą) ale nie potrafiłabym się skupić. Nie włączam radia, zresztą nie lubię, ale próbowałam swojej muzyki słuchać. Nie da się. Prowadzę długo to nie kwestia przyzwyczajenia, ale nie potrafię słychac czegoś (rozmawiać z kimś) gdy prowadzę.
chyba czas by Twój blog był audiobookiem bo czytając ten wpis właśnie spaliłam kotlety ehh… 🙂
Do audiobooka mnie jeszcze nie przekonalas, malych dzieci co prawda juz nie mam ale czasu z wiekiem jakby coraz mniej, wiec jeszcze to przemysle. Byc moze fajnie by mi sie sluchalo na przyklad piekac ciasto czy wyrywajac krzaki z korzeniami.
Ale dzieki za inspiracje, bo na zdjeciach masz dokladnie to o co mi chodzilo, a czego nie umialam sobie w wyobrazni poukladac – polki i obrazki na scianie 🙂
Kochana, ja mam w domu roczniaczkę, która ani się sama nie pobawi (więc nie mam tego czasu na cokolwiek), ani nie pomoże przy sprzątaniu (chyba, że za tę ”pomoc” w jej wydaniu można uznać fakt, że wszystko co przez ostatnie 30min sprzątałam, ona rozwala od nowa :D, ani nie kąpie się sama, bo skończyłoby się raczej pogotowiem – więc o maseczce czy jakichkolwiek zabiegach nie ma mowy (zdziera mi wszystko z twarzy, ewentualnie rozmazuje paluchem, a potem to zlizuje), a drzemki ma dwie po 10min…nie pójdzie też spać przed 23-cią, choćby wstała o 6-stej..po prostu nie ma bata i takiej siły, która zmusi ją do wcześniejszego zaśnięcia. Ona szaleje do oporu, do utraty tchu, ma adhd do kwadratu, zabieram ją żeby się wyszalała na działce, ale to nic nie daje, ona ma jakieś cholerne japońskie akumulatory. Do tego jest na etapie ”stawiam już kilkanaście kroków, co oznacza, że zdążę uciec zanim mama zwlecze tłusty tyłek, żeby mnie powstrzymać” zatem ucieka, wyrywa się, chce sama, ale sama nie umie, więc za chwile jest guz, albo dwa i ryk jakby już nie miała ani skóry ani włosów w miejscu uderzenia i kość mieniła się w słońcu, podbiega do czego się da i ciągnie, ciągnie ile sił więc potrafi swoje krzesełko do karmienia zwalić sobie na głowę zanim ja zdążę ją złapać…i tak całe dnie od 6 czy 7 do 23-ciej… kiedy kochana, kiedy czas na cokolwiek? Niby jest jedna, nie powinnam narzekać bo tylko jedna, to co ja mogę wiedzieć..ale ja jestem po 13h w domu sama z tym łobuzem (taką mąż ma niestety pracę w innym mieście) i wszystko spada na mnie – nie tylko ta mała terrorystka, ale całe mieszkanie, pranie, sprzątanie, gotowanie itd. Czasami myślę sobie, że może coś jest ze mną nie tak, że inne ogarniają lepiej..ale ja o tej 23-ciej padam na twarz – nawet często nie mam siły zmyć z siebie tego dnia. Więc jak żyć? jak żyć? kiedy się rozwijać i robić coś dla siebie?
To włącz sobie książkę i słuchaj 🙂 zawsze to coś 🙂
Rozumiem, że laptop lub tablet mam trzymać w zębach biegając za dzieckiem, które zmienia pomieszczenia z prędkością światła? zresztą słuchawki w uszach – to nie przejdzie. Ani nie da mi mieć ich na miejscu przez dłużej niż 3 sekundy, ani przy jej wymaganiach nie dam rady ani trzymać żadnego sprzętu, ani skoncentrować się na książce.
Niestety, ale nie każdy może sobie pozwolić na pewne rzeczy – np.rodzice małych bobasów, dlatego uważam ten tekst za nieco niesprawiedliwy, krytykujący tych co nie mają czasu, ale według Ciebie to tylko wymówki… być może przy starszych dzieciach, które same wychodzą na dwór, same się bawią, kąpią, jedzą faktycznie można zarzucić rodzicom brak dobrej organizacji czasu i wykorzystania tych momentów. Ale chyba nie zostało wzięte pod uwagę w tym tekście promującym stronę z audiobookami, że są tu też rodzice malych bąbli, które nic jeszcze nie zrobią same, a mają duże wymagania i dają niezły wycisk bez przerw w trakcie dnia. Są to też czasami rodzice, którzy samotnie wychowują dzieci i taki tekst zwyczajnie możę dać im poczucie, że beznadziejnie spełniają się w swojej roli rodzica, że są gorsi bo im się nie udaje wykrzesać tego czasu na rozwój, czytanie, słuchowiska itp.
Z rocznym dzieckiem stworzyłam bloga, którego czytasz, a był wyjątkowo HNB i było ciężko, z kolejnym rocznym dzieckiem przesłuchałam calą Grę o Tron, wciąż zajmując się blogiem oraz starszym dzieckiem, więc, przepraszam, ale – da się, tylko trzeba chcieć, a nie szukać sobie wymówek. Wymówki znaleźć najłatwiej, wiem to dobrze, mam dwójkę energicznych i szalonych chłopców. Jak wiadomo, czasem rąbek u spódnicy przeszkadza, ale to już nie mój problem. A słuchawki? W tekście jest wyraźnie napisane – można bez nich, z telefonem w kieszeni. A przy rocznym dziecku tym bardziej, bo jeszcze tyle nie gada i więcej śpi 🙂
Bardzo lubię Twojego bloga, czytam wszystkie teksty, często do wielu wracam, bo otworzyły mi oczy w kwestii wychowania, ale strasznie nie lubię pouczającego i wywyższającego tonu niektórych matek, że inne tylko szukają sobie wymówek, żeby broń Boże się nie rozwinąć i z jednym dzieckiem to można normalnie wszystko… I nie, czasem roczne dziecko nie śpi więcej niż 2-latek, choć może statystycznie tak jest, ale nie każdy przypadek jest taki sam. Może bądźmy – my matki – dla siebie wzajemnie bardziej serdeczne a nie oskarżające i rzucające wyrzutami i „cudownymi rozwiązaniami” oraz uniwersalnymi radami. Tak naprawdę o tym jak ma druga z nas możemy się przekonać dopiero kiedy byłybyśmy w dokładnie jej sytuacji, z dokładnie tym samym dzieckiem, a tego się zrobić nie da. Może nie bądźmy jedna dla drugiej wiecznie krytyczne, a bardziej miłe i serdeczne…
Zgadzam się.
Też nie lubię gdy ktoś mówi,że to wymówka. Wymówka by było jakbym nie miała co robić całymi dniami faktycznie i mówiłam, że czasu nie mam.
Przepraszam, jeśli wyczytałaś pouczający ton, przed drugim dzieckiem marnowałam mnostwo czasu i czegoś się nauczyłam może. A może nie? Nie wiem. Ale jesli teraz przy dwójce dzieci i pracy do tego jako w zasa dzie samotna matka znajduje czas na sluchanie ksiazek i dom, to chyba coś o tym wiem. Może zamiast się oburzać i poświęcać na to czas, poświęcić go na choć jeden rozdział książki? To mnie bawi, również u mnie samej, że taka jestem zarobiona, a 10 minut na komentarz zawsze znajde 🙂
„Może zamiast się oburzać i poświęcać na to czas, poświęcić go na choć jeden rozdział książki?” – znowu pouczasz… Wiesz, ja również pracuję, mam rodzinę, czytam książki, blogi, robię na drutach i szydełku, rozwijam inne swoje pasje i zainteresowania, ale mimo wszystko ogarniam, że ktoś może nie ogarniać 🙂 Czasem piszesz wyluzuj, do nas znajomych – matek – koleżanek z internetu, a czasem sama nie możesz wyluzować. Tak, znowu poświęciłam całe 2 minuty na komentarz 😀 😛 Moją główną myślą było to, żebyśmy były po prostu dla siebie bardziej życzliwe i już.
Nie, to nie było pouczanie, bo nie piszę, co masz robić. To była propozycja, a ty możesz z nią zrobić, co chcesz. Twój wybór.
Tak, z formalnego punktu widzenia była to rzeczywiście propozycja. Z ludzkiego punktu widzenia – dogryzanie 🙂
Wiesz, co? Nawet mi się nie chce tłumaczyć. Chcesz to traktować jako dogryzanie, to tak traktuj. Przykro mi, ale widzę, że już sobie ułożyłaś w głowie obraz złej mnie i z nim nie zwyciężę, a cokolwiek napiszę potraktujesz jako traktowanie z góry, pouczanie i złośliwość. Dziękuję, że czytałaś mój blog. Miłego dnia.
Czytając twoja wypowiedź aż się zdenerwowalam.
Gdzie ja ci napisałam, że to wymówki????!!!! Nic takiego nie napisałam i czytaj proszę bez podtekstów.
Mam dwoje dzieci, w tym małego bobasa, żeby usiąść i zjeść w spokoju mogę tylko pomarzyć, nie śpię w nocy od wielu miesięcy wliczając ciążę co odchorowuje.
Zresztą, nie ważne.
Nie wiem gdzie w moim wpisie tyle rzeczy wyczytałas
A może po prostu chwilowo odpuścić, zrobić listę rzeczy mniej ważnych i tych ważniejszych, nie spinać się, to tylko roczniaczka, za niedługo na pewno będzie lepiej. Jedna matka lepiej się ogarnia, druga gorzej, to nie jest do jasnej anielki żaden konkurs czy ranking. Jeśli mogę doradzić to spróbuj zastanowić się, nawet o tej 23 jak może przeorganizować przestrzeń w domu by mniej ryzykownych sytuacji jak z tym krzesełkiem, może jakieś ogrodzenie przestrzeni w salonie typu taki wielki pseudokojec, by ją tam zatrzymać z zabawkami byś miała ją na oku. Może zaplanuj sobie czynności domowe na cały tydzień, nie wszystko musisz robić codziennie. A z kartką i odhaczaniem jakoś idzie sprawniej. Jakaś pomoc z zewnątrz. Jesteś zmęczona, to logiczne,ale jakiś krok zawsze można podjąć. Trzymam kciuki!
Super pomysł z tym kojcem! Bardzo bym chciała, żeby to u nas zadziałało, ale ona ma problem z moim opuszczaniem pomieszczenia i z wszelkimi ograniczeniami – nawet jak się ją posadzi w wózku czy krzesełku jest krzyk – nie wiem zatem jakby zniosła kojec.
Ostatnio zaczęła się po wszystkim wspinać..na kanapę wspina się w 3 sekundy, próbuje i ćwiczy wspinanie się po swoim łóżeczku – tak od wewnątrz jak od zewnątrz…zmora to jest z tym maluchem..co chwila głowa rozbita i same guzy. Ja się zaczynam martwić czy ona się tym uderzaniem głową jakoś nie uszkodzi w końcu 🙁
Przestrzeń przeorganizowałam już tak jak tylko się dało, to mieszkanie jest fatalne, inaczej się tu nie da i tak jakoś…
Liczę na to, że tak jak piszesz w końcu będzie lepiej. Po prostu irytują mnie takie treści jak to jedna matka sugeruje, że skoro ona może, to inne też i te inne wtedy zaczynają się zastanawiać co jest z nimi nie tak, skoro nawet czasu na jedzenie nie znajdują, bo taki mają w domu ”egzemplarz”.
Myślę, że powinnaś poszukać kogoś, kto pomoże ci z dzieckiem, żebyś w spokoju mogła pewne rzeczy przemyśleć. Piszesz o tym, że zjeść nie możesz, a pisząć tn komentarz mogłabyś właśnie coś zjeść, zamiast marnować czas na coś, co tak cię wkurzai oburzać się, że ty nie dajesz rady. Jak nie dajesz rady, to trzeba albo odpuścić albo coś zmienić. Nie szkoda ci czasu na oburzanie się? Ja rozumiem, że chcesz wyrzucić z siebie żal. Proszę bardzo – widzę, jak bardzo jesteś rozżalaona. Może jakaś grupa wsparcia, na przykład na fejsie, która pozwoliła ci się wygadać? Bo widzę, że w tym co piszesz nie ma oburzenia na tekst, ale na twoją osobistą sytuację.
Ja mam takie samo nigdy nie bawiące się dziecko i powiem Ci tyle: rozumiem Cię i będzie lepiej. Teraz syn ma 2,5 roku i jest o wiele łatwiej. Od jakiegoś czasu mogę z nim więcej zrobić bo iozaczal włączać się w moje działania: w gotowanie, wkładanie prania do pralki i TP. Do tego odkryłam, że on ma fazy i np teraz bawi się tylko i wyłącznie drewnianymi klockami i absolutnie niczym innym (po 2 minuty bo przecież nie dłużej) ale to są te dwie cenne minuty. No i mówi już płynnie więc idzie się dogadać. Wciąż wymaga ogromu uwagi, trzech długich spacerów itd ale w tym tygodniu rodze mu siostrę bo już jakoś tak łatwiej 🙂 wszystkie teksty o organizacji i relaksie mnie bawią…
jejku, jak dobrze czytać co piszesz!
Naprawdę staję za dnia na głowie, żeby wszystko ogarnąć, zaspokoić malucha i mieć szansę na jakikolwiek posiłek, choć i to często się udaje dopiero jak mąż wróci póżnym wieczorem z pracy. Mnie wciąż te pouczenia irytują jak to niejedna nie pisze bloga mając ileś tam dzieci, ma błysk w mieszkaniu, zrobione paznokcie itp. Ileż takich chwalipięt jest! To super, że mają tak idealne dzieci i idealne sytuacje niczym z amerykańskiego filmu, że mogą sobie na to pozwolić. Ja na przykład nie mogę…i pewnie długo jeszcze nie będę mogła. Marzę o posłuchaniu odrobiny muzyki w ciągu dnia! Jak już uda mi się ją włączyć to potomstwo, albo dopada pilota i wyłącza, albo wyłącza wieżę, albo telefon…ewentualnie zaczyna krzyczeć bądź uruchamia własne grajfony. U mnie jest podobnie jak u Ciebie, kilka spacerów musi być, ale mała nie usiedzi w wózku, a sama jeszcze dobrze nie chodzi…więc jest pchanie wózka jedną ręką, prowadzenie drugą…jak na złość nie chce na tych spacerach iść spać! Dziś zostawiłam ją na pół sekundy w jej pokoiku, przystosowanym do niej, wydawałoby się w miarę bezpiecznym…chciałam tylko wyłączyć gotujące się ziemniaki, żebyśmy miały co jeść, a ona w ciągu własnie tej pół sekundy nabiła sobie siniaka na pół czoła. Ale przecież czas mam, bo inne mają, możliwośći mam, bo inne mają, mogę nawet bloga prowadzić, bo inne dają radę..
Dziewczyny, ale na litość, jakoś czas znajdujecie, żeby te blogi czytać! Kiedy, skoro dziecko jest nieodkładalne i tyle czasu zajmuje? I co przeszkadza telefon z muzyką czy innym audiobookiem postawić gdzieś wysoko i się bawić z dzieckiem? No właśnie bawić, bo jak przeczytałam gdzieś niżej, że roczne dziecko nie chce się samo bawić, to mi witki opadły. Nie to, że nie chce – przeważnie zwyczajnie nie umie, a my oczekujemy, że nie wiem – ogarnie się samo? Mój dwulatek umie się sam bawić góra 20 minut i zazwyczaj w 20 minucie już coś robi na diabła. Ja wiem, że to szok, że ciężko się dostosować do tej rzeczywistości, pamiętam to doskonale i też jęczałam i płakałam, że się nie da. Ale zamiast jęczeć postanowiłam się zorganizować, sprzątanie odpuszczam, obiady też [sorry, ja zjem kanapkę, a dzieci to czasem nawet nie] i kombinuję, żeby czas sobie tak zorganizować, żeby dla mnie starczyło. Słyszę i czytam dziewczyny trochę zagubione i przygniecione tym, co niesie ze sobą dziecko, ale wierzę, że jest w was siła, która pozwoli wziąć się za siebie, zorganizować tak, żeby trochę tego czasu znaleźć. A za rok lub dwa już nawet nie będziecie pamiętać, jak ciężko było, serio!
Ja się nie czuję przygniecona – pracuję zawodowo, obiad gotuje codziennie świeży i w domu jest mniej więcej ogarnięte (mniej więcej :)). I piszę, że jest coraz łatwiej i weselej 🙂 Ale nie zaprzeczysz, Jaskółko, że SĄ dzieci bawiące się i zajmujące się sobą. Ja znam takich wiele. Książki czytam kiedy syn śpi. Wszystkie domowe prace wykonujemy w tym momencie razem i nawet mamy z tego frajdę. Ale nie mydlę oczu nikomu – nie jest łatwo i nie każde dziecko się zainteresuje sobą samo. A słuchanie audiobooka kiedy syn nonstopowo coś mówi albo wymaga mojej uwagi mija się z celem bo w efekcie w ogóle nie słucham albo zwyczajnie nie słyszę 🙂
Z tymi serwisami jest taki problem, że książka czytana na głos zajmuje o wiele więcej czasu niż przeczytana samemu… Przy dzieciach i innych obowiązkach już od 2 miesięcy słucham jednej, więc de facto taniej mi kupić 😛
Wiedźmin… <3