Ciuchland, lumpeks, szmateks czy jak to zwą. Od rana komunikowałam, że wybieram się na zakupy w ciuchlandzie i mimo że wszystko się przeciwko mnie przysięgało [najpierw listonosz, potem kurier, potem brak miejsca do parkowania, wreszcie sarna, przez którą wjechałam w zaspę w drodze powrotnej], to mi się udało. I na pomysł tego tekstu wpadłam, nie ukrywam, dzięki wiadomościom na instastory i pytaniem, jak udaje mi się zrobić zakupy w ciuchlandzie i kupić fajne rzeczy, bo podobno nie wszystkim to wychodzi. Prawda to? Prawda? Przecież, żeby zrobić zakupy w ciuchlandzie trzeba tylko pamiętać o kilku podstawowych zasadach…
Zaraz o nich. Wiem, że byłyście ciekawe, co udało mi się upolować… Specjalnie z tej okazji pokazałam moje zakupy w filmiku na insta [koniecznie obserwuj]. Podobno fajne rzeczy, sama oceń i nie zwracaj uwagi na brak żyrandolu w korytarzyku, dobra napisałam o tym, to każdy zobaczy, że nie mam żyrandola w korytarzyku. Oficjalna wiadomość jest taka, że zamiast żyrandola, zrobiłam te zakupy:
Post udostępniony przez Asia Jaskółka (@matkatylkojedna)
Już? Wszyscy widzieli? Ok. To przejdźmy do meritum.
JAK ZROBIĆ ZAKUPY W CIUCHLANDZIE, ŻEBY WYJŚĆ Z NIEGO Z SAMYMI FAJNYMI CIUCHAMI.
I z satysfakcją dobrze wydanych pieniędzy 🙂 Ale to się łączy. Zaczynajmy.
PO PIERWSZE CZAS. Ciuchlandy to takie dziwne miejsce, w którym szał zakupów nie jest sezonowy, jak to bywa z markami, domami handlowymi czy zwykłymi sklepami, ale w ciuchlandach szał zakupy występuje tygodniowo, a bywa że i dobowo. Twoje udane zakupy zawsze więc będą zależeć od czasu, w którym weszłaś do ciuchlandu – zazwyczaj dostawy są co tydzień, więc zwracaj baczną uwagę, czy jest dzień dostawy i na wieszakach są same nowe produkty, czy jest dzień po dostawie i czy sprzedawca dowiesił w puste miejsca coś nowego. A może to ostatni dzień, wszystko jest po 2 zł i tak naprawdę możesz tam wejść tylko po jakieś szmatki, które sama przerobisz lub po zasłony/pościel? W ciuchlandach moment przyjścia do sklepu jest ważny i od niego zależy powodzenie całej akcji.
Ja osobiście nie lubię robić zakupów w godzinie dostawy. Pamiętam jeszcze z czasów studiów, jakie kolejki potrafiły się tworzyć przed second-handami tylko dlatego, że za kilka minut mieli otworzyć ciuchland z nową dostawą. Kilka razy byłam też na takim otwarciu – swoje odstałam i weszłam do jaskini lwa, bo to, co się działo w takim miejscu tuż po otwarciu to była jaskinia lwa. Można to było porównać do wrzucenia markowych torebek do Lidla. Z tego, co wiem, szał na ciuchlandy trochę zmalał, niemniej zawsze dzień dostawy to większy ruch w takim przybytku i większa konkurencja i tłok przy wieszakach. Jeśli nie lubisz patrzeć, jak osoba obok sprząta ci cudowną bluzkę sprzed nosa, tylko dlatego, że jesteś cztery wieszaki za nią, to sobie tego nie rób.
Ja lubię chodzić w dniu dostawy wyłącznie, gdy ten cały szał minie, a sprzedawca ma czas dowiesić nowe rzeczy w puste miejsca – koło południa lub popołudnia. Lubię też dzień po dostawie zajrzeć, jeśli mam po drodze, bo wiem, że sprzedawca na pewno zdążył „dowiesić” coś z zaplecza. Rzadko odwiedzam szmateksy w ostatnie dni przed dostawą, bo wtedy ciężko coś znaleźć, są już same ogryzki i wszystko przegrzebane.
PO DRUGIE GDZIE. Mega ważna rzecz, bo są ciuchlandy i ciuchlandy. Ja lubię szmateksy, gdzie płaci się na wagę za ubrania. Zazwyczaj wychodzi najtaniej. Ale nie jest to regułą. Na przykład ceny ubrań na wagę na takiej Puławskiej w Warszawie podchodzą często po 100 zł za kilogram, wtedy pierwszy lepszy sweter wychodzi cenowo tyle, ile ten w sklepie. Oczywiście, że pewnie będzie miał lepszy skład i wytrzyma dłużej, ale jednak tani nie będzie. Wysokie ceny za kilogram najczęściej spotkacie w większych miast. Ciuchlandowy raj jest w mniejszych miasteczkach i na przedmieściach. Tam cena za kilogram rzadko jest większa niż 40 zł, świetne są też ceny ubrań wycenionych. Wszystkie moje perełki upolowałam właśnie w ciuchlandzie, gdzie ubrania są wyceniane. Sukienka kosztowała 25 zł, spodnie 25 zł, bluzka z kwiatkami – 10, a pajac i zielona koszulka – po 5 zł. Moim ukochanym łupem z tego szmateksu są kamizelki chłopców na zdjęciach niżej, każda po 10 zł. I czerwona kurteczka Adasia po 15 zł.
PO TRZECIE CO. Sprawdzaj skład i to, jak się daną rzecz pierze. Teoretycznie, jeśli coś przetrwało segregację i pranie sortowni ciuchów, to przeżyje wszystko [wielokrotnie się o tym przekonałam, piorąc w pralce rzecz, którą powinnam prać ręcznie], ale niemniej warto prać ubrania zgodnie z metką 🙂 Nie ma też sensu kupować jakiegoś dziadostwa, który w składzie ma syf. Bez względu na cenę, nie ma sensu wydawać na taką rzecz nawet złotówki. Kilkakrotnie się na tym ucięłam, kupując coś, co ładnie wygląda, a co potem na przykład reagowało na moje zgrzane bieganiem za chłopcami ciało jakimś dziwnym i brzydkim zapachem. Wszystkie takie bluzki musiałam wyrzucić i straciłam nie tylko pieniądze, ale i czas. Sprawdzaj metki. Najlepiej, żeby nie zawierały większości akrylu czy poliestru i w ogóle, żeby w składzie nie było więcej niż 30% włókien syntetycznych.
[Tak, trzeba grzebać. Ceną za tanie perełki są niestety bolące ręce od grzebania w wieszakach, rzadko coś upolujesz bez grzebania]
PO CZWARTE JAK. Spokojnie. Cechą ciuchlandu jest to, że trzeba polować. W babach więc zawsze włączy się morderca Będą się przepychać, zacznie działać adrenalina i łowca, zaczną zbierać te ciuchy w kupkę, to moje, moje, nie ruszaj, ja to kupię… i kupują wszystko, jak leci, bez zastanowienia, a potem płacz, bo tyle ubrań, a nie ma co na siebie włożyć. Dlatego odsyłam do punktu pierwszego – CZAS. Wejdź do tego ciucha, jak będzie mało ludzi i spokojnie sobie pooglądaj te ubrania, odłóż, co ci wpadło w oko na kupkę czy do koszyka i nawet jeśli uzbiera ci się duża sterta, przejrzyj każdą rzecz i oceń, czy nie masz podobnej, czy jej potrzebujesz, gdzie będziesz chodzić, czy na pewno wyobrażasz sobie ją w szafie? Ja mam jeden z najlepszych sposobów na taką selekcję. Z całej kupki wybieram najładniejszą rzecz, jaką znalazłam w sklepie i to jest mój cel, do jakiego dążę. Do tej rzeczy przykładam kolejne i porównuję, jaka jest między nimi różnica. Jeśli jest ona pod względem jakości, stylu, koloru czy innych aspektów na bakier z tą najlepszą rzeczą – to znaczy, że to bubel i odkładam. W taki sposób odłożyłam dziś na bok cztery bluzki – niby fajne, ale przy sukience z cekinami wyglądały jak szmaty. Od razu nie żal mi było z nich zrezygnować.
PO PIĄTE NIC NA SIŁĘ, WSZYSTKO MŁOTKIEM. Zawsze, kiedy myślimy o ciuchlandzie, wydaje nam się, że obkupimy się za wszystkie czasy, bo jest tanio i wiadomo, można znaleźć cuda. Nie nastawiaj się na cuda! Niczego się nie spodziewaj. W każdym, nawet najlepszym ciuchlandzie może coś być, a może czegoś nie być. Nigdy nie kupuj na siłę, bo siedziałaś w sklepie pół godziny i przejrzałaś wszystkie wieszaki i coś musisz, przecież. Jak nic nie znalazłaś, to trudno, następnym razem będziesz mieć więcej szczęścia. Setki razy wychodziłam z ciucha z niczym i dobrze na tym wychodziłam. Finansowo i gabarytowo, jeśli chodzi o szafę 🙂 A niżej zdjęcie z moją narzutą we wzory. Pamiętam, że przeglądałam ciuchy wtedy prawie pół godziny, ostatecznie wyszłam tylko z tym sweterkiem czy czymś tam. Nie wiem, jak to się nazywa, ale na blogu jest na kilku zdjęciach, bo to jeden z moich ulubionych ciuchów, który od trzech lat wygląda w sumie tak samo jak w dniu zakupu 🙂
PO SZÓSTE NIE KUPUJ JEŚLI. Zawsze ostrzegają przed kupowaniem w ciuchlandach bielizny i nie będę oryginalna, ale też odradzam. Z takich najbardziej intymnych rzeczy mogę jedynie polecić dziecięce rajstopy i kalesony – są taniuśkie, a składy mają o niebo lepsze. Damskie też ujdą, jeśli uda się znaleźć takie niepozaciągane. Niemniej, jeśli się brzydzisz, to sobie daruj. O właśnie – oprócz bielizny osobistej, odrzucaj wszystko, co jest pozaciągane, przybrudzone [jeśli plama nie zeszła w sortowni, to już nie zejdzie], wyblakłe i choćby z jedną małą dziurką. Nawet jeśli sądzisz, że ta dziurka nie będzie ci przeszkadzać. Za kilka tygodni lub miesięcy możesz znaleźć podobną rzecz w idealnym stanie i po co sobie szafę zarzucać*? Ja osobiście rezygnuję z każdej rzeczy, która ma choć jedną wadę, choć czasami robię wyjątek – na przykład dla spodenek starszaka z Benettona, których wykończenia wybitnie mi się nie podobały [wybitnie było widać, że to obcięte długie spodnie], ale coś mnie w nich przyciągnęło i faktycznie, na starszaku wyglądają rewelacyjnie, co więcej – nosił je dwa sezony, bo mają jakiś magiczny ten obwód w pasie i wszystko wskazuje, że ponosi je w przyszłym roku. Pamiętam, że miałam przyszyć mu te nogawki, żeby podwinięcie się nie rozwijało, ale starszak lubi, kiedy mu się odwija. No i co mam zrobić.
* [od tego jest jeszcze wyjątek – patrz punkt ostatni]
PO SIÓDME OGARNIJ SIĘ. W tekstach opisujących zakupy w ciuchlandzie zazwyczaj znajdziesz informajcę, że w ciuchach znajdziesz wszystko i ubierzesz się od stóp do głów. Otóż nie. W ogóle, na zakupy do szmateksu najlepiej wybrać się, kiedy masz w miarę ogarniętą bazę ubrań. Wtedy wiesz, że nie musisz kupować trzydziestej białej bluzki, bo masz już dwadzieścia dziewięć, a ta trzydziesta jest taka jak reszta. Albo odwrotnie – wiesz, że możesz pozwolić sobie na oczojebną różową kieckę, bo baza twoich ubrań jest delikatna i będziesz miała czym ją stonować. Albo inaczej – większość twoich ciuchów jest szalona i bluzka w stonowanym kolorze za kilka złotych to strzał w dziesiątkę. Jeśli twoja szafa to jeden wielki misz masz i sama nie wiesz, co do czego, to nie spodziewaj się, że ciuchland odmieni twoje życie. Nie odmieni.
PO ÓSME, WYNIKAJĄCE Z SIÓDMEGO, NIE SPODZIEWAJ SIĘ CUDÓW. Nie, w ciuchlandach nie kupisz wszystkiego. Może znajdziesz wszystko, ale nie kupisz. Ja od lat mogę policzyć na palcach jednej ręki, ile razy udało mi się kupić spodnie dla siebie. Ten dzisiaj to drugi. Nigdy nie kupiłam bielizny. Raz udało mi się kupić kurtkę. Za 15 zł. Idealną, bo byłam wtedy w ciąży i ona rewelacyjnie ukrywała brzuszek. Ciuchowe zazwyczaj mam sukienki, tuniki, bluzki, katany, swetry [szczególnie z kaszmirem], wszystkie, czyli dwie, marynarki. Obaj moi chłopcy wyprawki mieli głównie ciuchowe, bo ubranek dla małych dzieci jest w ciuchach najwięcej. Problem ze znalezieniem czegoś dla dziecka zaczyna się od trzech lat. Bywają wyjątki, takie jak na zdjęciu niżej, że uda się znaleźć spodnie dla dziecka pięciosześcioletniego, ale tak naprawdę, dzieci w przedziale od 4 do 6 lub siedmiu lat strasznie niszczą ubrania i naprawdę ciężko coś teraz kupić w lumpie dla starszaka.
Spodnie upolowane cudem, ale kurtka już nie – naprawdę czasem wybór kurtek dla dzieci jest spory i te kurtki są całkiem ładne. Mnóstwo jest też piżam [jeśli się nie brzydzicie] i koszulek dla dzieciaków. Podczas rozszerzania diety Adasia większość jego koszulek była z lumpa – jak się nie doprały, to nie było szkoda, a cena takich rzeczy to zazwyczaj parę złotych. Ceny dla noworodków i niemowląt zaczynają się od złotówki.
PO DZIEWIĄTE, ZAPRZECZAJĄCE WSZYSTKIEMU, SZALEJ. No, dobra, napisałam tekst, w którym pouczam, jak trzeba wziąć wszystko pod uwagę i czas, i rodzaj ciuchlandu, i podejście do zakupów, i wszystko, ale główną zaletą, jaką mają zakupy w ciuchlandzie, jest to, że za parę groszy można kupić coś, czego boisz się kupić w sklepie, bo na przykład jest za drogie. Nie wiem, czy zaryzykowałabym kupno sukienki z cekinowymi ramionami, gdybym zobaczyła ją w necie. Bałabym się, że wydam kasę, a będzie źle leżeć. Nie wiem, czy kupiłabym kiedykolwiek moją pierwszą marynarkę, gdyby nie to, że moja pierwsza, ujrzana w ciuchlandzie, kosztowała jakieś 7 zł, była z Marks and Spencer i postanowiłam zaryzykować. Przechodziłam w niej pól studiów. W podobny sposób przekonałam się do spódnic i w ogóle do sukienek. W sklepach omijałam je szerokim łukiem, bo myślałam, że i tak nie będą na mnie leżeć. To dzięki zakupom w szmateksie za parę złotych testowałam, w których czuję się najlepiej, w których najlepiej wyglądam i jakie kiecki powinnam kupować [w tym momencie mogę spokojnie kupować sukienki w internecie i zawsze trafiam w 10, to chyba zależy od wyrobionego oka :D].
Polecam czasem zaszaleć. Zorganizowanie to jedno, ale kupując w ciuchlandzie możesz sobie czasem pozwolić na szaleństwo, bo nie tracisz tyle, ile straciłabyś w regularnym sklepie. No i ceny ubrań dla mniejszych dzieci to czasami śmiech na sali. Dzięki temu, że dzieciaki miały 80 procent szafy z lumpa, mogłam sobie pozwolić na kupowanie im lepszych butów i innych akcesoriów 🙂
No to jak? Pójdziesz ze mną na zakupy do ciuchlandu? A może pochwalisz się swoimi zakupami? A może ja o czymś zapomniałam i chcesz uzupełnić? Nie krępuj się!
A jeśli chcesz dostawać info o nowych wpisach, możesz od jakiegoś czasu zainstalować sobie blog na komórce. Na święta dostałam własną blogową aplikację, która sprawi, że do całego bloga będziesz mieć dostęp z komórki. Tu wersja na Android, a tu na IOS. Możesz też udostępnić wpis i polubić go na facebooku, zawsze też jestem na instagramie, dziękuję!
A ja właśnie chodzę w sobotę, kiedy jest wszystko za 2 zł. Nie wiem jak to się dzieje, ale właśnie w ten dzień kupuję najwięcej najfajniejszych ubrań. Na przykład kurtki za 2 zł, przegenialne 🙂
Uwielbiam! Zwłaszcza jak szukam czegoś konkretnego np wszystkiego dla chłopców 😉
Ja również zaglądam do takich sklepów i powiem ze nie raz udało mi się wygrzebać coś naprawdę super. Mieszkam w USA i tu ciuchy są tanie i czasami nie opłaca się chodzić do szmateksów ale jeśli chodzi o jakość to w ciuchlandzie czasem udaje się znaleźć porzadne rzeczy. Ja zawsze jak znajdę coś fajnego to mam satysfakcję. Co za sztuka pójść do sieciówki i kupić to co maja wszyscy w koło. Zreszta nie jestem zwolenniczka tak zwanego zjawiska „fast fashion”.
Ja też tak uważąm, slow rządzi 🙂
Ja dopiero po przeprowadzce do Berlina odkryłam ciucholandy do których rzeczywiście regularnie zachodzę i zaczynam się obawiać, że jestem zaledwie o krok od uzależnienia… 😀 niestety w Polsce trafiałam zawsze na bardzo słabe lumpexy i w zasadzie poza może dwiema sytuacjami, nigdy nie udało mi się tam niczego dla siebie kupić. W Berlinie akurat znalazłam dwa świetne miejsca, to co mi się podoba to to, że nie ma w nich tego charakterystycznego dla lumepexów zapachu, za którym osobiscie nie przepadam, bez większych trudów trafiam na rzeczy naprawdę bardzo dobrej jakości, i oczywiście cenowo wychodzi lepiej niż w normalnych skepach. Przykładowo ostatnio w jednym ciuchlandzie nabyłam: 2 pary dżinów dla siebie (a to jest naprawdę trudne bo jestem bardzo niską osobą i mam szerokie biodra a te dzinsy nie dość że dobre na szerokość to jeszcze dobre na…długość), kamizelkę puchową dla męża, koszulę, dwa swetry i bluzę dla siebie no i paczki nowych skarpetek – za to wszystko zapłacilam niecałe 50 EUR (tylko nie patrz na kwotę po przeliczeniu na złotówki bo wyjdzie majątek) 🙂 W tych moich lumpach oprócz ciuchów bardzo lubię np. dodatki do domu – szydełkowe obrusy, ściereczki domowe, zasłonki – czasem można naprawdę znaleźć skarby!
A ja czytam tekst i mysle, musze w koncu poszukać fajnych lumpów w Berlinie. Juz 8 lat tu zyje, a jeszcze sie o to nie postarałam. Także opowiadaj! Gdzie, gdzie?
O jak fajnie przeczytać kogoś z Berlina 🙂 Jako emigrantka z małym stażem emigracyjnym zawsze entuzjastycznie reaguję na Polaków w Berlinie 😀 Ja jakimś wielkim znawcą berlińskich szmateksów nie jestem jeszcze bo mieszkam tu dopiero niecały 4 msc 🙂 Natomiast moje do tej pory ulubione to Re-Sales na Prenzlauer Allee (to właśnie tam zrobiłam te zakupy za niecałe 50EUR), mają ciuchy więcej niż bardzo dobrej jakości (oczywiście nie wszystko ale to ten urok sh – trzeba pogrzebać 😉 Kupiłam tam np. koszule Hilfighera dla siebie, wątpię czy w ogóle była noszona. Kosztowała oryginalnie 15 EUR a akurat był dzień na 50% sale 😉 Drugi sh, który lubię jest na Charlottenburgu, w pobliżu mojej szkoły językowej Berlinek.de – nie pamiętam niestety nazwy ale mogę poszperać w necie i wrzucę Ci tutaj 🙂 Tam jest już nieco drożej, praktycznie z zewnątrz to w ogóle nie wygląda na sh, jest tam też sporo zupełnie nowych rzeczy. Ogólnie samo miejsce jest przyjemne, w klimacie takiego butiku, rzeczy są ładnie posortowane rozmiarami. Kupiłam tam np. zimową czapkę hand-made z jakiejś alpaki, która jeszcze miała metki z oryginalną cena 35 EUR a kupiłam ją za 5 EUR. Czasem zagladam też do Humana na Frankurter Tor bo akurat mam blisko pracy natomiast ogrom tego miejsca mnie przerasta i przeraża, ale jak szukam czegoś nietypowego np. stroju hawajskiego to tam można spokojnie coś znaleźć. Wiem, że dużo osób poleca Humana w pobliżu Alexanderplatz ale byłam tam z koleżanką i wyszłyśmy z pustymi rękami i przekonaniem, że ceny wcale nie są takie atrakcyjne jak mogłoby się wydawać. Ostatnio było też otwarcie nowego sklepu tej sieci sh: http://picknweight.de/ Na otwarciu akurat nie byłam ale ogólnie lubię tam zaglądać – płaci się właśnie za kilogramy. U nich nabyłam m.in. świetne dżinsowe ogrodniczki na lato 🙂 Pewnie jest jeszcze cała masa fajnych lumpeksów w Berlinie ale tylko tylko zdążyłam odkryć do tej pory 😀
Rewelacyjny tekst. mogę powiedzieć, że jestem zamożną osobą a i tak uwielbiam takie zakupy. bo wielka sztuka jest ubrać się za parę złotych i wyglądać jak milion dolarów. Po za tym w ciuchlandzie kupuję ubrania, które wiem, że rzadko założę, a i tak trzeba je w szafie mieć np. wszelakie szale i narzutki na sukienki imprezowe. nie dawno odkryłam możliwość upolowania rewelacyjnych ręczników – super grube, wielkie, markowe za 10 -12 złotych. Zdarzyło mi się kupić pościel – nową lecz niewymiarową, ale dla mnie – osoby szyjącej nie stanowi to problemu.
Pozdrawiam i życzę udanych polowań.
Zazdroszczę umiejętności szycia 🙂
Wszystkie moje marynarki do pracy są z lumpa. Żadna nie kosztowała więcej niż 25 zł 🙂
Uwielbiam, największe łowy oczywiście na studiach. Ale i teraz w takim małym upolowałam spódniczkę z wełną i nowe body po 3 zł sztuka. Nowe ciuchy łatwo poznać po metkach tych wewnętrznych, oraz braku oznak prania.
PS extra jest ta Twoja sukienka.
Ja też najwięcej kupowałam na studiach, macierzyństwo mnie wyciszyło 😀