Wczoraj późnym wieczorem wyszłam na chwilę na dwór – popatrzeć na gwiazdy i posłuchać tej osławionej wiejskiej ciszy. Akurat trafiłam na moment, w którym jakiś drapieżny ptak porywał z krzaków leśnego futrzaka. Futrzak darł się rozpaczliwie, jakby ktokolwiek jeszcze mógł go uratować ze szponów oprawcy. Jego śmierć była pewna już w chwili, gdy dojrzały go bystre oczy puchacza. Słyszałam oddalający się skowyt nawet wtedy, gdy lekko przestraszona uciekłam już do domu i z napięciem liczyłam nasze koty. Na szczęście wszystkie były w domu. Z ironicznym uśmiechem pomyślałam sobie, że ta wiejska sielanka doprowadzi mnie kiedyś do nerwicy.
Futrzak wrzeszczał pewnie z bezsilności. To typowe dla niektórych stworzeń, że o swoim istnieniu informują dopiero wtedy, gdy umierają.
Dzień wcześniej jeden z leśnych oprawców krążył nad naszym domem. Być może szukał ofiary. Albo zwyczajnie chciał, żebyśmy wiedzieli. Półświadomi jego obecności spokojnie bawiliśmy się z Kosmykiem na podwórku. Na świecie umiera tyle zajęcy, że niepodobna płakać nad tym, dzięki któremu przeżyje trójka młodych orlątek wysiadywanych w gnieździe nieopodal. Coś za coś. Prawo natury.
Nigdy tak bardzo nie wąchałam życia, jak teraz. Pachnie krwią, świeżo odmarzłą ziemią, dopiero co pociętym drzewem i pierwszym ciepłym podmuchem wiatru znad jeziora. Ma smak wapna z remontu i skisłej wody z roztopionego śniegu w porzuconej jeszcze na jesieni misce. Słychać je w przeprowadzkach żurawi już o szóstej rano. Rozbłyska nagle, gdy do tej pory nieświadoma, orientujesz się, że kaczki, zazwyczaj dostojne w swej kaczkowatości, potrafią zrobić niezłą domową awanturkę. Na pół jeziornego osiedla. Ale co się dziwić. Też bym urządziła kipisz chłopu, gdybym siedziała w chałupie uwiązana do jajka, a on by się szwendał i szczęścia szukał na innych kaczych kuprach.
Kosmyk, na razie nieświadomy wszystkich leśno-jeziernych niuansów, w swoim rytmie odkrywa świat i przyjmuje go całkowicie bez zdziwienia. Z poważną miną bada pozostałości po zaprawie murarskiej, chętnie wspina się na odłożone na później deski. Cierpliwie czeka, aż odkuję mu zamarzniętą jeszcze ziemię w piaskownicy. Nasłuchuje wrzasków żurawi i martwi się, kiedy zbyt długo nie słychać dzięcioła. Uprzejmie ogląda przyniesioną przez kota pod drzwi domu zagryzioną mysz. Odkrywa swoje zeszłoroczne zabawki. Obserwuje, jak powoli rozkładamy trampolinę.
Na górze dostojnie lata orzeł. Na dole małe pisklę dopiero rozpościera swoje skrzydła. Chciałabym, żeby kiedyś umiał tak pięknie i dostojnie – lecieć. Marzę o tym, żeby żył w zgodzie z prawami przyrody i żeby rozumiał je tak, jak ja powoli zaczynam je pojmować.
Dostałam sporo pytań ostatnio o tę piękną bluzę z rekinem, w której Kosmyk występuje na zdjęciach. Możecie ją kupić w sklepie Tuliluli TUTAJ. Jeśli szukacie ciepłej i bardzo wygodnej bluzy [zakłada się ją bez problemu!], to już znaleźliście. Wybierałam ją z wahaniem, znając niechęć Kosmyka do ubierania, ale okazało się, że wejście na głowę jest tak wyprofilowane, że założenie jej na grzbiet zajmuje dosłownie pół minuty. Idealna na szybkie wyjście na dwór i zbadanie podwórka.
No, a teraz przyznajcie się, kiedy ostatnio widzieliście orła na żywo?
Orła widziałam jakoś dwa lata temu, na działce w centralnej Polsce. Bynajmniej, nie uważam jest to widok zarezerwowany tylko dla mieszkańców Mazur, niemniej na pewno mieszkanie tam, oraz możliwość wychodzenia przed własny DOM (a nie stłoczony na osiedlu blok czy też kamienicę w środku miasta) o dowolnej porze, a nie tylko w wakacje spędzanąc je właśnie na wioskach, pozwala pełniej doświadczać
Ja osobiście i na słowo honoru powiem krótko – ubóstwiam ten blog i uwielbiam czytać o wszystkim, o ptakach, o kupie w pieluchach, o Nowych Gutach, o kredkach kamykach i sposobach na zjedzenie całego obiadu. O wszystkim. Gdy ktoś umie tak lekko i przyjemnie pisać, niech mi pisze, bo to dla mnie (dla nas) to pisanie, bo czytać lubię, a los pisarza już taki, że tworzyć dla ogółu musi. Nie rozumiem
Popieram po całości. Mieszkam na skraju dużego miasta, za oknem mam Trójmiejski Park Krajobrazowy. Zwierząt nie brakuje a i tak każde spotkanie to wielka frajda i przeżycie. I nawet sikorki na pobliskim drzewie potrafia rozczulic i rozbawić.
Popieram po całości. Mieszkam na obrzeżach Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego, zwierząt nie brakuje a i tak sikorki za oknem potrafią rozczulić i rozbawić. I być tematem fajnych dyskusji.
Natura się wdziera ze swoim… naturalizmem, że tak to ujmę. U nas ostatnio chodziła jakaś kura. W zasadzie mieszkamy w sporym oddaleniu od innych domów, więc zdziwiłam się, ale kura chodziła, dziobała, nie miałam nic przeciwko. Tak było kilka dni. Może tydzień. Później znalazłam ją pod garażem z… rozszarpanym gardłem (czy kury mają gardła, czy co to tam jest? ;p). Innym razem jakiś gołąb
Mam wrazenie, ze wydaje Ci sie, ze takie zjawiska to tylko na Mazurach, na wsiach, ze doswiadczasz czegos, czego malo kto ma okazje doswiadczyc.. Owszem, Mazury sa bardzo urokliwe, spedzalam tam wszystkie wakacje mojego dziecinstwa i sa pewne rzeczy ktorych nie doswiadczysz poza ta kraina.. Ale bez przesady. Moze nie zdajesz sobie sprawy.. Wiec wyobraz sobie taka sytuacje: miasto na poludniu
Nie wiem, dlaczego, ale mam wrażenie, że takie rzeczy tylko na południu Polski, na wsiach. Nie wiem, dlaczego.<br /><br />PS. Pokaż mi w tekście, gdzie jest napisane, że akcja dzieje się na Mazurach 😛
pokazalam palcem – juz wiesz o ktore miejsce mi chodzi? Ty zawsze masz jakas odpowiedz – nawet kompletnie od rzeczy 🙂 byle wyjsc na intelYgentną 🙂 ale malo kto da sie nabrac. Pozdrawiam Mazury i tamtejsze orły..
Ynteligentnie czy nie, nie rozumiem, skąd stwierdzenie, że w tym tekście "epatuję mazurskością". Nawet słowo "mazury" tam chyba nie pada, przecież akcja może się dziać wszędzie. Nawet pod Warszawą. <br /><br />To jest takie doczepianie się, żeby się doczepić, nie wnikam z czego wynikające. Każdy doświadcza czegoś, czego nikt inny nie jest w stanie zrozumieć, pojąć, ja się
oj – bez przesady. Czy kazdego kto ma inne zdanie traktujesz odrazu jak wroga? Jestes taka bardzo "serio" i na powaznie. <br />Pokaz mi gdzie padlo stwierdzenie "epatujesz mazurskością". Pewnei między wierszami – tak jak ja wywnioskowalam ze piszesz o Mazurach bo głównie tam siedziesz, mieszkasz, Kosmyk ma swoja piaskownice 😉 – a o tym zaczelas wprowadzając do sytuacji gdzie
Ja orła nie widziałam nigdy w życiu. 🙂
Ogromnie mi przykro, ale niestety, będę zachwycać się nawet zachodem słońca, jeśli mnie w jakiś sposób poruszy. I jeszcze bardziej mi przykro, że nie zastosuję się do Twoich "gdybyś". Mało tego – zachwycałam się tramwajami i autobusami, nawet jak mi stuknęło dwadzieścia lat obcowania z nimi. Zachwycę się lotniskiem, lub nie, nie wiem, ale na pewno opiszę je jakbym widziała je po raz
Orła dawno nie widziałam, Za to zdarza mi się spotykać na polach za blokiem zające lub łanie. Jak już wyjdę z domu, raz na miesiąc…
kiedy widziałam orła? rok temu, usiadł za płotem na czubku małej sosny…okazuje się, że maja gniazdo niedaleko, nad rzeką. 😛
Zazdroszczę wam tego wiejskiego spokoju. <br />A orła nie pamiętam kiedy widziałam, może jak byłam dzieckiem.
Orła? Nigdy 🙂 wstyd się przyznać…
U nas też sezon na "piaskownice" otwarty… nawet posta poczyniłam co by zebrać nieco "wsparcia" :)))
Mogę się do was przeprowadzić? 😉
🙂 Ja mam na swoim terenie parę Bielików, coś pięknego!! I 8 osobową rodzinę łosi, która często przychodzi na pole sąsiada. Mój dwulatek wychowywany też na zapadłej wsi, ale pięknej! Pozdrowienia!!
Orła w Bieszczadach, naście lat temu. Oj, nostalgię mi fundnęłaś.<br /><br />A w dzieciństwie puchacza raz spłoszyłam z topoli. W dzień! Wychynął nagle, pod nogi spadł mi skrwawiony martwy ptaszek. Przerwałam ucztę. Ptaszek nie żył, puchacz głodny. Żal mi było obydwu. <br /><br />Wygrzebałaś mi tę chwilę ze wspomnień. Dzięki. Jasny promyk dzieciństwa – wieś i ja błądząca w przyrodę. Lęk przed
kilka ładnych lat temu 🙂
Piękne te Twoje wiosenne zdjęcia. Jak sobie pomyślę o tych miejskich przeludnionych placach zabaw to mi się odechciewa "sezonu piaskownicowego". Ale co robić chodzić będziemy.
Orła z bliska widziałam półtora roku temu. Żywego. Na dwumetrowym łańcuchu przywiązanym do kawałka drewna 🙁 Na wolności na szczęście też się udało, ale tamten widok wciąż mam przed oczami :(<br />Moje dwa pisklątka też odkrywają świat, każda na swój sposób, Starsza przez "dlaczego" i "muszę to sprawdzić", Młodsza na razie rączkami i wciąż buzią. Ale piękne jest to, jak
ja to raczej ostatnio orła cień widziałam 😛
Ostatnio orła widziałam pięć lat temu i do tej pory to pamiętam. Wcześniej orzeł to tylko w godle, albo na obrazku. Na żywo robi ogromne wrażenie, tak ogromne, że się go przestraszyłam, choć jestem większa od zająca 🙂
I my już zainaugurowaliśmy piaskownicę. Starszy brat obsprawił a młodszy się bawił. Jakieś życie łatwiejsze, jak słońce świeci!
Tzn bluza też urocza, ale jak z tego sprać tę świeżą wiosenną ziemię, w której młody ogrodnik z pasją się tarza?
Mam wrażenie, że to jedna z tych bluz, która "nie łapie" brudu. Dwa dni zabawy na dworze i nawet lekko przybrudzona nie jest. Fajne są rękawy, bo końcówki są przylegające i mogę je spokojnie podwinąć – i się nie brudzą. <br /><br />Prałam w 40 stopniach, w pralce na trybie "pranie ręczne".
Chrzanić bluzę. Co to za spodnie są? Chcę.
Spodnie są unikatowe, znalezione w ciuchlandzie. Będzie je można dostać tylko na wyprzedaży u mnie 😀
To chyba na hipotetyczne drugie dziecko, bo moje pisklę z gatunku tych sprorszych 🙂
Jejku, jak ja kocham Mazury 🙂 I zazdroszczę Ci tego, że możesz w ciszy i spokoju pobyć z dzieckiem na dworze, przed domem. U nas las niby bliziutko, ale boję się sama z Franiem tam chodzić 🙁 A On też ciekawy świata coraz bardziej 🙂 Pozdrawiam
U nas teraz podobny czas, podobne wrażenia i zdziwienia. 🙂 Szymek jest w wieku, kiedy zaczyna odkrywać świat, a wiosna temu służy szczególnie.
Masz kobieto tak lekkie pióro,że powinnas zacząć pisać książki :)<br />Niby też mieszkam na wsi,kilka metrów za płotem rozpościera się las, codziennie ostatnio budzą mnie ptaki za oknem i pies sąsiada, a także JUŻ DZIEŃ MAMUSIU naszego Młodego, ale nie potrafię tego przelać słowami…. w taki sposób… dlatego tak często cię podczytuje 🙂
Uff a ja myślałam,że tylko moje dziecko już się bawiło w piaskownicy;-) zdjęcia cudne…
Takie uroki wsi, ale w mieście też takie sceny się zdażają (choćby psy zagryzające koty)<br />Cudne zdjęcia 🙂