Luty zakończył się pustą kiesą, ale za to pełnymi półkami. Jeśli chodzi o zakupy, to był to naprawdę obfity miesiąc i nie byłabym sobą, gdybym nie podzieliła się naszymi łowami. Będzie to miła rozrywka przed poważniejszym tekstem, który już prawie mi się w głowie ułożył i niedługo przeleję go na pustą kartę w szablonie blogspota. A na razie cieszcie się razem ze mną z zakupów i prezentów 🙂
Do naszej kolekcji dołączyły nowe brumiki [wyżej] i książeczka [niżej]. Pierwsze zakupione przez tatę, drugie przez babcię. Może pamiętacie dialog o brumach, który ostatnio pojawił się w „Szortach z Kosmyka”? Jeśli nie, to przypomnę:
– Zobacz Kosmyku, jaką atencją pała Flejtuch do tego kocyka…
– Atencja… atencja… – powtarza Kosmyk.
– Nie wiesz, co to atencja? To takie coś, co ty okazujesz swoim brumikom.
– Ale tylko duzym! Mamo! Duzym tylko!
Książeczka jest fajna, kosztowała niewiele, a w środku ma sporo naklejek i mnóstwo szablonów do rysowania samochodów, zwierzaków i gwiazdek. Jeśli traficie na nią w którymś z supermarketów możecie kupować śmiało, o ile nie przeszkadzają wam dość cienkie kartki. My sobie jakoś z tym defektem poradziliśmy. Gorzej było z kredkami.
A kredek naszukałam się w necie cały dzień. Szlag mnie trafiał, bo jak zwykle miałam wielki problem ze zdecydowaniem się na konkretny produkt, a nie pomagały opinie na zaprzyjaźnionych blogach, bo im więcej tych opinii czytałam, tym bardziej byłam zdecydowana na wszystkie modele. I tak się praktycznie skończyło. Pierwsze zamówiłam słynne kredki Melissa&Doug [kupiłam TUTAJ]. Podobno niezniszczalne i rewelacyjne. Rewelacyjne okazało się pudełko, bo wkładanie i wyjmowanie z niego kredek skutecznie zajęło Kosmyka, niezniszczalność zaś okazała się pojęciem względnym. Ze względu na twardość podłogi i siłę rzutu po godzinie już dwie kredki były połamane [pomarańczowa i brązowa], a obecnie to już w ogóle nie umiem ich poskładać. Ale rysuje się nimi fajnie. Kosmyk jeszcze eksploatuje szczątki i zręcznie śmiga kolorami po papierze. Myślę, że dla trochę starszego i spokojniejszego dziecka kredki z pewnością nie będą niewypałem.
Tych wyżej, to nawet wam nie podlinkuję. Ładnie wyglądają, nacieszcie oczy, ale nie kupujcie, chyba że chcecie mieć w chacie walające się szczątki piesków i kości. Bezsensowny wydatek, kiepska jakość, średnia zabawa.
I moja miłość. Faber Castell. Zakochałam się w tych kredkach jeszcze bardziej niż mój syn. To im zawdzięczam to, że Kosmyk przekonał się do malowania i zaczął sam się tego domagać. Wcześniej ganiałam go jak głupia, stresując się ogromnie tym, że moje dziecko nie wykazuje żadnej chęci ku manualnym zabawom. Kredki, mimo dość silnej eksploatacji, ani się nie złamały, ani nawet nie ukruszyły. Świetnie dopasowują się do małych rączek i całkiem „lekko” śmiga się nimi po papierze. Jak dla mnie czołówka. Kredki kupiłam TUTAJ. Dla mniejszych dzieci, oprócz łezek, są jeszcze kamyczki. Polecam.
Mam jeszcze kilka kredkowych pragnień. Między innymi kamyczki, które wypatrzyłam TUTAJ. Ten zakup jednak odłożyłam sobie na marzec, kiedy chociaż trochę zużyjemy już nasz spory zapas dotychczasowych sprawunków. Ale i tak nie mogę się doczekać! W dzisiejszym podsumowaniu pewnie znalazłyby się jeszcze TE kredki – spotkałam się z wieloma pozytywnymi opiniami i wiem, że dzieci lubią malować tak ciekawymi wynalazkami. Niestety, moje zapytanie o inny produkt, który chciałam kupić przy okazji, tak długo czekało na odpowiedź, że kompletnie zapomniałam o tych stożkach i pewnie sobie je daruję na rzecz wspomnianych kamyczków.
A ostatnio do pokoiku Kosmyka, którym, ku mojemu zdziwieniu, tak bardzo się zachwycaliście, dołączył plakat – prezent od właścicielek sklepu Mamabu. Dziewczyny zareagowały szybko: kiedy tylko napisałam, że szukam jakiegoś fajnego plakatu, zaproponowały, żebym sobie jakiś wybrała w prezencie od ich sklepu. Bardzo miło. To jeden z takich pierwszych podarunków, które dostałam dzięki temu, że prowadzę blog, zapamiętam więc go na długo. A plakat na razie wisi przyczepiony delikatnie taśmą klejącą. Farba magnesowa do mnie niestety jeszcze nie dotarła. Jak zwykle bawię się z kurierem w kotka i myszkę, ale już niedługo sówki będą wisieć na magnesach. A na razie każdego ranka budzi mnie następujące gaworzenie Kosmyka:
– Cień dobry, sufki! Cień dobry! Jedna śpi, jedna budzi. Cień dobry, gałenzio! Cień dobry siężycu! Cień dobry literki! Kochane!
Tak. Pomysł z plakatem był świetny. 15 minut dłuższej drzemki dla mamusi 🙂 Jeśli chcecie podobny, wpadajcie do Mamabu. Taki sam plakat możecie kupić TUTAJ. Ale są też inne. Sprawdźcie! Zerknijcie też do działu z książkami – mają piękne pozycje, które także są już na mojej liście marcowych zakupów!
Puzzle Djeco to ostatnio nasza ulubiona rozrywka. To jedyne, jak na razie, puzzle, którymi chce się bawić moje dziecko, mimo że już mamy sporą kolekcję innych układanek. Są ładne, twarde, niezniszczalne praktycznie i mimo że moim skromnym zdaniem lew jest trochę większy od kangura, to staram się nie zwracać na to uwagi i poświęcić Kosmykowi te pół godzinki dziennie na układanie i dopasowywanie zwierzątek. Chociaż mój synek coraz rzadziej prosi mnie o pomoc. W trymiga dopasowuje wszystko i woła o więcej. Więcej, więcej! Mama kupi więcej. O TU. Albo TU.
Większość z was już wie, że w piątek pojechałam do Warszawy porozmawiać sobie o wiejskich matkach z Matką Polką Feministką. Audycję, która powstanie na bazie tej rozmowy, będziecie mogli usłyszeć w Programie Trzecim Polskiego Radia we wtorek najpewniej, o wszystkim jeszcze was poinformuję w osobnym poście. A teraz do tego zakupowego podsumowania dołączę moje warszawskie zdobycze. W oczekiwaniu na powrotny autobus, nie mogłam się powstrzymać od pobuszowania po sklepach 🙂
Jednym z najbardziej znaczących i pierwszych zakupów była piżamka. Nie wiem, czy wiecie, ale miałam spory problem z wbiciem sobie do głowy, że moje dziecko może już spać w piżamie. Jeszcze dwa tygodnie temu na gwałt szukałam pajaca w rozmiarze większym niż 86 lub 92, bo miałam jakieś takie przekonanie, że pajace są najlepsze, najwygodniejsze, nie będą się podwijać, łatwo [!] je założyć i w ogóle pajace, pajace, pajace. Kiedy zobaczyłam w H&M tę piżamkę, pomyślałam sobie „A co tam! Spróbuję!”. I wiecie co? Głupia byłam, że nie kupiłam piżamy wcześniej. Być może wynika to z tego, że po raz pierwszy oglądałam jakąkolwiek piżamkę na żywo, a nie w sklepie internetowym. Mogłam ją dotknąć, rozciągnąć jak gacie w kiosku, pomacać, porównać z inną. No cóż. Kolejny minus mieszkania na wsi – brak sklepów i możliwości przekonania się na żywo. A Kosmyk uwielbia swój nowy nocny strój, który jest mięciutki, wygodny, a założenie go zajmuje niecałą minutę. Rewelacja!
Kolejną zdobyczą okazało się Domino Czu Czu. Muszę się wam przyznać, że nie pałam wielką miłością i nie podzielam ogólnej histerii na punkcie tej firmy. Nic specjalnego, sobie myślałam, tym bardziej, że trafiłam na kilka niewypałów. Ale kiedy zobaczyłam Domino i porozmawiałam sobie z panią w sklepie, wiedziałam, że muszę je mieć. I nie pomyliłam się, myśląc, że zabawka spodoba się Kosmykowi. Kiedy tylko moje dziecko ochłonęła z szaleńczej radości, że mama wróciła, dojrzało swym czujnym okiem pałętające się wśród toreb wielkie pudełko [naprawdę spore!] i wieczór mieliśmy z głowy. Dopasowywaliśmy kółeczka do kółeczek, zwierzątka do zwierzątek i nie mogliśmy skończyć tej zabawy. Pisanie tego tekstu również zostało kilka razy przerwane koniecznością „układania”. Co jak co, ale Domino Czu Czu polecam. Opłaca się! Możecie kupić je TUTAJ.
A jednym z ostatnich moich zakupów była [jakżeby inaczej] książeczka. W księgarni spędziłam ponad godzinę. Wybierałam, cudowałam, wreszcie trafiłam na perełkę. „Uśmiech dla żabki” to przecudna historia o małej żabce i jej mamie. Kosmyk słuchał z zapartym tchem, tym bardziej że w książeczce jest masa zwierzątek, które zna: żaba, motyl, ważka, dzięcioł, wydra, piesek, bóbr i kaczka. Przepięknie narysowane i cudownie opowiedziane! Kolejna książeczka mojego leśnego dziecka, która zapewne zagości na stałe w codziennej lekturze. Zapłaciłam za nią 30 zł, ale TUTAJ możecie ją kupić pięć złotych taniej. I wiecie co? Wcale nie żałuję, że przepłaciłam. Było warto!
Na koniec podsumowania – pytanie organizacyjne. Wiecie, na początku chciałam napisać osobny tekst o kredkach, ale ciągle coś było ważniejszego do opublikowania. Potem chciałam do kredek dołączyć brumiki i nową książeczkę od babci. Następnie przyszedł plakat, a zaraz po tym pojechałam do Warszawy i zrobiłam kolejne zakupy. Powstał z tego taki post zbiorczy – długi i naszpikowany linkami. Chciałabym się spytać, drodzy czytelnicy, czy taka forma wam pasuje? Czy nie lepiej by to było podzielić na kilka osobnych wpisów [o kredkach, o nowościach w pokoju Kosmyka, o zakupach w Warszawie], czy wolicie mieć to wszystko w jednym długim poście? Jestem ciekawa, bo mi samej to obojętne – tak czy siak będę nad czymś takim siedziała pół nocy, ale dla was, czytających, zapewne forma ma ogromne znaczenie. Piszcie więc!
Fajny post, dzięki za recenzje kredek! A kiedy w ogóle Kosmyk zaczął rysować?<br /><br />A co do pajaców to w ogóle nie rozumiem zachwytów i popularności tego dziwnego wynalazku… U nas w ogóle sie nie sprawdziły, zawsze coś jest nie tak(mieliśmy na początku caaałe mnóstwo odziedziczonych do wypróbowania). Po roku pomyślałam, że może znów sprópujemy, ale nijak nie były dla nas praktyczne;)
Genialny post – szukam właśnie fajnych kredek dla Maksa:) Co do pidżamy – Młodzież nasza śpi od rozmiaru 74 – wyskakiwaliśmy ze śpiochów jak szybko się dało:) Moimi ulubieńca mi są 3paki z nexta:)Ale tą pidżamką nie wzgardzę;) No a książka… <3
Nie, nie brudzą. I do tego dobrze się ze ściany zmywają 🙂
A czy te kredki Faber Castell brudzą ręcę? Bo tego w kredkach świecowych nie lubię i przez to wybieram miękkie ołówkowe :-/
Muszę mieć tę książkę. Już ją klikam w księgarni internetowej!<br />Podobno te kredki stożkowe nieteges, a kamyczki super (z takimi opiniami się spotkałam)
A ja chyba wolę krótsze. Jakiś taki leniuch chyba ze mnie. Albo liczba otwartych kart jakoś tak wisi nade mną… i czuję, że nie mogę nigdzie się na dłużej zatrzymać, bo trzeba przelatywać i wyłączać :P<br />Domino bardzo mi się spodobało. Chyba rozejrzymy się za podobnym dla Marcina :)<br /><br />A z sowami dobry numer, że Kosmyk tak gada 🙂 Jestem przekonana, że Marcin ograniczyłby się do "
Czy na piątym zdjęciu widzę dwa niebieskie członki? 🙁
Nie, to połamana kość pieska. Miała kolorować nie niebiesko, koloruje na ledwo widać niebiesko.
😀
Też mamy to domino- super jest! 🙂 I w piżamie się zakochałam… może też się skuszę. Bo właśnie dochodzimy do ściany pt. nie ma większych pajacy 😛
Post – bomba. Wiele rzeczy właśnie zamówiłam. Plakat zaś stał się dla mnie wielką inspiracją. Bo jakoś plakaty kojarzą mi się z posterami na ścianach u nastolatek… <br />Co do kredek mamy Crayola wykręcane kredki świecowe – drogie jak diabli z wysyłką prawie 45zł (na allegro) – ale to jedyne kredki których Nadia jeszcze nie połamała w drobny mak.
Właśnie się zastanawiałam do kiedy używa się pajacyków zamiast piżam. Uwielbiam pajacyki ale mój 7-miesięczny wielkoludek śpi już w pajacykach o rozmiarze 86 więc obawiam się że niedługo zabraknie rozmiaru dla niego 🙁 <br />Na pozostałe rzeczy jeszcze za wcześnie ale notuje sobie w główce co kiedyś tam kupić smykowi
Dłuższy post fajniejszy 😉 Starsza córcia długo nosiła pajace, a potem bodziaki i spodnie piżamowe. Młodsza jeszcze nie ma 10 miesięcy, a już od ponad miesiąca śpi w piżamce, często (o zgrozo!! 😉 ) ma gołe plecy i wicie co?? Jeszcze ani razu nie miała kataru odkąd śpi w piżamkach 😉 A tak się tego bałam przy Starszej 😛 😛 A książeczki o Żabce będę wypatrywać w księgarniach 😉
Koniecznie, ale to koniecznie musimy mieć książkę o żabce. Wechterowicz i Dziubak to sprawdzony duet. Mamy już ich książkę "W pogoni za życiem".
Lubiętakie kombajny wpisowe. Zamyślę się, obejrzę, wrócę… Super! Ja bezrobotna nadal a Ty mi tu takie układanki pokazujesz. No, kupię mu- co będę żałować.
Faktycznie zaszaleliście! Z kredkami u nas też różnie bywa. Przewinęło ich się już tyle, że teraz chyba nie jestem w stanie określić które są jakiej firmy, bo trzymamy je wszystkie razem w jednym pudle.
A mi się te kredki spodobały.<br /><br />A tera(z) pokaż co sobie kupiłaś. 😀
A co ja sobie mogłam kupić? Dresy 😀
Jak dla mnie wersja kombajnowa jak najbardziej pasuje. Ale to z racji braku czasu. Jeden post jeszcze ogarnę, ale jakbym miała kilka to pewnie bym do wszystkich nie dotarła.<br />Dla mnie kredki to kredki – byle miękko rysowały, dały się strugać i nie kosztowały fortuny czyli wierna jestem Bambino 😉 <br />I ja wielbicielka Djeco. Czekam na wypłatę 😉
Świetny plakat i idealnie pasuje do tego miejsca 🙂
He he ja też kiedyś spędziłam cały dzień przy komputerze szukając odpowiednich (czyt. Idealnych jak stąd do kosmosu) kredek jak głupia 😉
Post zapewne przydatny, ale do mnie nie trafia zupełnie. To chyba dlatego, że sama dopiero niedawno wyrosłam z kredek i nie mam jeszcze dzieci 🙂
Ach muszę mieć te kredki !! <3 a co do Czu Czu mam DOKŁADNIE te same odczucia 🙂
przy starszym dziecku długo wzbraniałam się przed piżamami dwuczęściowymi kurczowo trzymając pajaców. teraz nie. <br /><br />zawsze możesz zamieniać górę od piżamy na body 🙂
Ja wolę wszystko w jednym. Na osobne trzeba by dłużej czekać, a zgromadzone w jednym miejscu nowości łatwiej zlokalizować i przeglądać. Widzę tu kilka ciekawych rzeczy, które będą u mnie na tapecie w przyszłości, nie będę musiała czytać od nowa całego bloga, żeby je odnaleźć. Może dodatkowa etykieta ułatwiłaby odszukanie? Chociaż czytam z przyjemnością, jednak przy Kasztanie jakkolwiek tekst by
ja lubię taką wersję na bogato – mogę sobie przebierać, wybierać. A na przykład same kredki by mnie nie zainteresowały, bo mamy duuuużo – i co? jakże mógłby mnie post Matki tylko jednej nie zainteresować? tak by nie mogło być ;)<br /><br />też do piżam podchodziłam jak do jeża – teraz wkładam po wieśniacku bluzkę w spodnie i jestem spokojna o zdrowie i życie Zuzy
Bardzo obfity post 🙂 Lubię taką formę. Kredki rewelacja, komplet spodnie i bluzka-świetny. Pozdrawiam:)