Chłopie mój kochany, dziś jest dzień ojca, o czym pewnie zapomniałeś, a ja zupełnie zapomniałam, że ostatnio minął kolejny nasz wspólny rok. A najlepsze jest to, że nie wiem, który to już z kolei…
Jak zresztą doskonale się orientujesz mam spory problem z liczeniem i chwilę muszę pomyśleć nawet wtedy, kiedy ktoś się pyta, ile dokładnie miesięcy ma nasz syn. No bo według moich obliczeń Kosmyk ma szesnaście miesięcy, według obliczeń mojej matki 17, a według teściowej pewnie już dwa latka [swoją drogą, szkoda, że przedszkole nie liczy jej systemem]. I gdy ktoś się pyta o wiek mojego syna, stoję zatkana, bo nie wiem, którą liczbą rzucić. Ostatnio burknęłam, że nie wiem i udawałam, że nie widzę zdziwionego spojrzenia…
Ale jeśli założymy, że Kosmyk ma około 1,5 roku i weźmiemy pod uwagę, że nie widziałeś go już pięć tygodni, warto zrobić małe podsumowanie tego, co umie już nasz syn.
A umie już sporo. To, że potrafi biegać i skakać, już wiesz – umiał to przed twoim wyjazdem – ale tego, że potrafi się już wspiąć na stół, płot, a nawet drzewo, uciec z wózka i opuścić samodzielnie łóżeczko – pewnie nie wiesz.
A do tego nasze dziecko gada! Nie jakieś tam „guguga”, on normalnie nawija i umie już powiedzieć kilka ważnych słów. Oprócz „mama”, „tata” i „baba” potrafi już tworzyć różne z tych słów kontaminacje, czyli na spacer chodzi czasami z tworem „maba” złożonym z mamy i babci. Na śniadanie czasami je „kuki”, czyli kulki z mlekiem, takie specjalne dla dzieci. „Kuki” to również jogurt z otrębami, kluski lane, orzechy włoskie, kule bilardowe i czereśnie.
Po śniadaniu Kosmyk wycierany jest czymś, co się określa „papie”, czyli chusteczkami albo ręcznikiem papierowym.
Kosmyk lubi, jak puszcza mu się „bańki” i wczoraj bardzo ładnie sobie tego puszczania zażyczył, po czym porwał opakowanie baniek i wylał w kwiatki.
Wszystkie ptaszki to „koko”. Kotek „kaka”. Gdy „kaka” jest ciągany za ogon, Kosmyk bardzo ładnie się karci paluszkiem i słowami „nonono!”.
Co do innych umiejętności naszego syna – potrafi już samodzielnie zjeść każdy posiłek łyżką lub widelcem, co, nie ukrywam, zawdzięczamy mojemu lenistwu i ciekawemu artykułowi w gazecie. Serio, ja czytałam, a Kosmyk próbował jeść. Korygowałam tylko chwyt łyżeczki. I się udało. Wszamał wszystko i teraz nie ma mowy, żeby ktokolwiek mu „przeszkadzał” przy posiłku. Warunek jest jeden – Kosmyk ma być usadowiony jak najbliżej stołu dla dorosłych i najlepiej, żeby mama miała również swoją zupkę.
A na koniec – syn Twój uwielbia wodę. Jeśli chcesz, żeby miło i przyjemnie spędził czas, pamiętaj – miej przy sobie konewkę, kubeczki i duuużo wody.
List ten jest listem tylko formalnie, ponieważ za niecałe 24 godziny będziesz już z nami, niestety z nieszczęśliwego powodu. Cały czas się zastanawiam, czy podróż do Bytomia na pogrzeb Twojego dziadka jest do przeżycia zarówno dla Kosmyka, jak i dla nas. To w końcu 700 kilometrów, a jak wiesz, nasz syn średnio znosi i podróż samochodem, i upały. Cały czas myślę, kombinuję, jak to zorganizować i pewnie ostateczna decyzja zapadnie wtedy, kiedy będziesz to czytał. Czyli jutro, jakąś chwilę po naszym żarliwym powitaniu…
podoba mi sie twój blog :)zapraszam na nasz <3<br />obs za obs ? ;*<br />http://best-friendd.blogspot.com/
Ten Bytom to na Górnym Śląsku, czy Odrzański?
Samokarcenie się Kosmyka za łapanie kotka za ogon jest bezbłędne.<br /><br />No nie zazdroszczę tak dalekiej podróży i nie mam doświadczenia także nie doradzę nic niestety.
Najlepiej wyjechać na noc jak Kosmyk będzie spał to prawdopodobnie całą drogę przespi. My tak zawsze robimy, bo inaczej też nie dalibysmy rady nigdzie dojechac. Jedyny minus to taki, że kierowca jest zmęczony. Pozdrawiam <br />Monika
12 godzin pociągiem jechałam z Młodym (nie pamiętam skąd to wywnioskowałam, ale są z Kosmykiem chyba z tego samego miesiąca), dosłownie ze dwa tygodnie temu. I przeżyliśmy, a Młody brylował na pokładzie- latał po przedziałach i ładował się na kolana dziewczynom. I to tym ładniejszym.<br />Faceci…<br />Tak czy siak przetrwał bardzo ładnie tak długą podróż, ale fakt faktem że co jakiś czas
Wytrwałości, Matko!
A ty w ogóle musisz tam jechać? Mordować dzieciaka w podróży? Żeby to jeszcze na wakacje dałoby się odpocząć ale na pogrzeb? I zaraz tyle samo wracać…. bez sensu. – nika
Najlepsze życzenia dla Taty!
a nie mozesz zostawić Smyka z babcią?<br /><br />Karol
No nie bardzo właśnie – babcia ma pensjonat i gości cały czas, ledwo pewnie da radę beze mnie, a beze mnie i z małym to już w ogóle.
My ostatnio jechaliśmy 300 km i myślałam, że wysiądę w trakcie jazdy i dalej pójdę na piechotę- tak nam dzieciaki dały w kość :/ Więc nie zazdroszczę…<br />A Kosmyk jest boski! Imię pasuje do niego idealnie. Słodycz chodząca 🙂
witajcie się gorąco 😀 i gratuluję tylu słów Kosmy!
Samo za siebie to mówi 😉
Asiu, bardzo mi przykro :(<br />Ale Kosmyk jest do Ciebie podobny! I jaki fajny chłopiec – pięknie wcina zupę. No i ewidentnie – woda to jego żywioł. Co to za znak zodiaku? ;)<br />Spokojnej podróży!
Dziękuję 🙂 Wodnik! No Wodnik, no… 😀
Wiedziałam:) Ja tez wodnik i też wodę kocham:) Piękny chłopiec, gratuluję samodzielnych posiłków:)
O rety.<br />Ja bym jajo zniosła jakbym miała tyle z Prezesem jechać. 😮 <br /><br />Tak stwierdziłam, że on bardzo podobny do Ciebie. 🙂
A dziękuję 🙂 A czy pojedziemy wszyscy razem jeszcze nie wiem. Cały czas myślę, ale słabo mi się robi na samą myśl, kiedy przypomnę sobie naszą ostatnią dwugodzinną podróż do Olsztyna. A wtedy nawet upału nie było…
700 km? Nie zazdroszczę…