Zazwyczaj staram się unikać ludzi, którzy swoimi poglądami psują mi humor i usiłują na siłę mnie przekonać, że moje inne zdanie na jakiś temat jest złe i należy je „naprostować”. A wręcz uciekam od tych, co jeszcze nie wiedzą, jak postąpię, a już „gdybają” i proszą, żebym nie robiła tego, co oni sobie wyobrażają, że zrobię. Niestety, nie od wszystkich mogę uciec – od niektórych roi się moja tablica. Taka pigułka „po”…
Nie rozumiem, dlaczego wściekamy się na zdanie radykałów. Dla nich nawet plemniki są święte i oczywiste jest, że pigułka po będzie dla nich tak samo zła jak prezerwatywa. Nawet jeśli jest środkiem wspomagającym leczenie mięśniaka. Wiem, że absurdalnym byłoby żądać, żeby ci, co uważają pigułkę „po” za zabójstwo niezagnieżdżonego w macicy plemnika, pielęgnowali swoje wartości w gronie rodzinnym i ufali, że ich dzieci postąpią zgodnie z preferowanym przez rodziców światopoglądem [tym bardziej, że ta tabletka nie jest tania – 100 zł, jeśli dzieci mają tyle gotówki, żeby sobie kupować takie tabletki nagminnie, to raczej nie w moim województwie].
Rozumiem za to, że Terlik się klika. Że wszystkie radykalne opinie są fajne, bo „się czytają”. Że ludzie, którzy zamiast trąbić o tym, jak dobrze żyć, zwyczajnie dobrze żyją i z drobnych rzeczy wyciągają dobro, się nie klikają. Wkurza mnie tylko, że media cytują największe bzdury, jakie może powiedzieć człowiek i ktoś przez przypadek uwierzy, że „pigułka po” wspomaga choroby weneryczne lub zabija dziecko [uniemożliwia zagnieżdżenie się plemnika w pochwie, hamując owulację, ciekawy tekst, rozwiewający wątpliwości – tutaj, tekst mojej koleżanki z wątpliwościami – tutaj.]. Fanatycy lubią podpierać swoje argumenty osobistymi historiami – uważają, że to uwiarygadnia ich zdanie na jakiś temat. Tak było ze szczepionkami – czytelnicy ignorowali naukowe teksty i ripostowali je „swoją historią” lub „historią znajomej”. Jakby jednostkowy przypadek był dowodem na wszystko. Mój jednostkowy przypadek nie jest dowodem, ale tak – brałam „pigułkę po” raz w życiu i nie zachorowałam na żadną chorobę weneryczną, mało tego – zaszłam w ciążę. I to nie jedną. Bez problemów. Nie, nie płaczę za dzieckiem, które nie powstało, tak samo jak nie płakałam po każdej miesiączce, która, o zgrozo, wydalała moje biedne niewykorzystane jajko.
Tylko że – może jestem dziwna – szanuję decyzję rodziców, którzy postanawiają, że ich nastoletnia [17 lat ona nawet nie miała!] córka urodzi dziecko swojego gwałciciela [ostatnio często odwiedzam gabinety ginekologiczne]. Ufam, że zrobią wszystko, by zapewnić jej opiekę psychologa i wytłumaczą, że wsadzenie, mimo jej woli, pindola w pochwę było dobre, bo powstało ŻYCIE. Nie protestuję przed kościołem. Nie oceniam. Ich decyzja. Nie mam nic przeciwko, żeby ktoś podejmował decyzję zgodną ze swoim światopoglądem i wychowywał dzieci w taki sposób, jaki uważa, ale wiem, że to trudne pogodzić się z tym, że ktoś może podjąć inną niż nasza. Albo ma możliwość podjąć taką decyzję.
Bez recepty.
Bez recepty przepisuję też wszystkim mój ulubiony lek – zamiast martwić się na zapas o innych, porozmawiaj ze swoim dzieckiem. Mam wrażenie, że gdyby połowa tych ludzi, co protestują i biadolą w mediach, że „ta straszna pigułka po” jest dostępna bez recepty, pogadała o tym ze swoimi dziećmi, a nie ze szklanymi ekranami, sprzedaż tych tabletek wcale by nie była wysoka. Plus – gdyby wszyscy ci ludzie martwili się o dzieci, które już się urodziły i żyją w dramatycznych warunkach lub w chorobie [pomóż zamiast gadać – klik lub tu – klik], świat byłby o niebo lepszy. A przecież o niebo chodzi tym, co najgłośniej protestują? Ufam, wierzę tak, jak nigdy nie wierzyłam w nic, że tych spokojnych jest jednak więcej niż krzykaczy.
Mnie najbardziej rozbawiło to niewykorzystane jajeczko. Osobiście dla mnie bez recepty na plus.
Popieram dostępność tej pigułki bez recepty. Po pierwsze każdy ma prawo wyboru, a młodzież trzeba edukować,żeby mogła dokonać właściwego. Z tego z wiem, najczęściej taką pigułkę można było dostać w większości przypadków „dając w łapę lekarzowi”. Mieszkam w USA i tu ta tabletka jest dostępna bez recepty, jeśli ma się ukończone 16 lat.Nie zauważyłam, żeby ludzie kupowali ją hurtowo, czy nagminnie. Przyrost naturalny jak na razie w USA jest dodatni.
najbardziej wkurza mnie to, że Ci wszyscy kardynałowie, księża i lekarze z klauzulą nie pamiętają o jednym – nie każdy jest katolikiem, więc taka Kowalska czy inna Gożdzikowa nie powinna dostać odmowy aptece, ponieważ tak nakazuje religia. to co ona wyznaje może zabraniać posiadania dzieci. i co? absurdalny przykład, ale.. w tym temacie absurd goni absurd no. wkurzam się za bardzo na media ostatnio. czas się od tv odizolować;p
To nie jest kwestia wiary. To jest kwestia systemu wartości i ochrony poczętego życia (bo, co do tego, że życie rozpoczyna się od momentu połączenia plemnika z komórką jajową nie ma chyba żadnych wątpliwości).
Niestety nie wszystko jest tak proste i jednoznzaczne: „Mechanizm działania preparatu zależy od tego, w którym momencie cyklu kobiety doszło do współżycia. – To ma być tak zwana antykoncepcja awaryjna, pigułka stosowana maksymalnie do 72 godz. po tzw. stosunku niezabezpieczonym. Jeżeli współżycie było w okresie okołoowulacyjnym, czyli potencjalnie mogło dojść do poczęcia w ciągu tych 72 godzin, to wtedy ta tabletka będzie miała działanie wczesnooporonne. Jeżeli do współżycia doszło po owulacji, czyli w okresie niepłodnym, to tabletka nie będzie miała żadnego działania. Jeżeli natomiast do współżycia doszło w okresie przedowulacyjnym, można się spodziewać, że zadziała mechanizm blokujący owulację, czyli antykoncepcyjny. Wszystkie trzy możliwości są faktyczne – wyjaśnił dr Barczentewicz.”
Nie wiem, co to za doktor, ale mi lekarz mówił i zostało to potwierdzone w tekstach i na ulotce, że jeśli doszło do zapłodnienia i jajeczko zagnieździło się w macicy, tabletka po raczej podtrzymuje ten stan, a nie wydala. Chodzi o to, że ona ma działa, jeśli jajeczko nie zdążyło się zagnieździć. Doktor Bar coś tam swoje, ulotka swoje? 😀
Jest dokładnie tak, jak Pani pisze (tabletka działa, jeśli jajeczko nie zdążyło się zagnieździć). Cały szkopuł w tym, że jednym z zadań tejże tabletki jest zapobieżenie zagnieżdżeniu się owego jajeczka i to bez względu na to, czy zostało ono zapłodnione, czy też nie. Idąc dalej: jeśli doszło do zapłodnienia komórki jajowej to charakter tabletki zmienia się, bo o ile mi wiadomo, antykoncepcja powinna polegać na niedopuszczeniu do zapłodnienia, a nie na spuszczaniu do ścieków zapłodnionych komórek jajowych. Zwracam też uwagę, że odwołując się do źródła (w postaci ulotek) dobrze byłoby dokładnie zapoznać się z ich treścią. Wprawdzie niektórzy producenci spłycają sposób działania tabletek do minimum (ostrzegając jedynie przed niebezpieczeństwem ciąży pozamacicznej), jedna są firmy, które uczciwie piszą o tym, że działanie ich wyrobu polega m.in. na:
– uniemożliwieniu zapłodnienia już uwolnionej komórki jajowej, lub
– zapobieganiu zagnieżdżenia się zapłodnionej komórki jajowej w błonie śluzowej macicy.
W którym zatem miejscu cytowany przeze mnie dr Barczentewicz mija się z prawdą? Proszę również zwrócić uwagę na sformułowania zawarte w ulotkach w stylu „Uważa się, że lek działa poprzez…” – cóż, bardzo asekuracyjne podejście do tematu.
Ja nie rozumiem tylko jednego. Pigulce po blizej do tabletek antykoncepcyjnych niz prezerwatywy, bo to hormony a nie lateks. W takim razie dlaczego pigulke po mozna kupic bez recepty, a tabsy nie??? Dla mnie to dziwne.. Pozdrawiam, radykalna czytelniczka Matki tylko jedynej;)
Bo tabsy bierze się codziennie i stały kontakt z hormonami [stały, czyli nie przez dzień, dwa czy trzy, ale przez miesiąc, dwa lub trzy] powinien być skonsultowany z lekarzem? I uprzedzając dalszy tok myślenia – apap też może być niebezpieczny, jeśli się go przedawkuje, a można go kupić w każdym kiosku.
Ciekawy i dający do myślenia tekst o pigułce „po” pojawił się kiedyś na blogu zimnoblog, tekst między innymi o tourne po szpitalach i proszeniu się o receptę, bo mieliśmy „wypadek”. Mi taki wypadek też się przytrafił dosyć niedawno, szybka wizyta na ostrym dyżurze, z której pamiętam tyle, że lekarz, który nas przyjmował w kółko powtarzał jak dobrze, że przyszliśmy, bo w mojej sytuacji zdrowotnej dziecko jest opcją niemożliwą. Pomyślałam na koniec tej historii, że było to wszystko dosyć łatwe chociaż kosztowało kilka godzin fatygi i ból brzucha, potem przyszło mi do głowy jak trudniejsze byłoby „załatwienie” sprawy gdybym mieszkała w Polsce. A co do radykałów to zgadzam się absolutnie, że gdyby swoją energię i chęć naprawiania świata poświęcili rzeczywistej pomocy to świat byłby sto razy lepszy.
Z tymi chorobami wenerycznymi, to tylko pozornie jest całkiem od czapy, można wysnuć jakiś ciąg przyczynowo skutkowy: „pigułka po””zwiększone narażenie na choroby weneryczne”. Z tym, ze ja też nie bardzo wierzę, że młodzież będzie wolała nabyć pigułkę za 50-100 zł zamiast prezerwatywy za 1-3zł.
Tak też właśnie myślę, że łatwiej kupić gumkę, niż zapłacić za tabletkę. Poza tym – strach radykałów – potrzebna jest przy tym edukacja seksualna. Mamy w szkołach dwie lekcje religii tygodniowo, a edukacja seksualna leży odłogiem… Przy czym, jeśli już mam sobie przypominać ten okres, kiedy poczęstowałam swój organizm tabletką po tym, jak gumka pękła, to ja bym nie chciała siebie na takie wahania nastrojów narażać. Ale na mnie nawet apap źle działa 😀
A propos edukacji seksualnej, moje dziecko mnie ostatnio zaskoczyło. Wyszło trochę jak w tym dowcipie: „Jasiu, musimy porozmawiać o tych trudnych sprawach seksu”, „Dobrze, tato, a co chcesz wiedzieć?”.
„Zagnieżdżenie się plemnika w pochwie” zwinęło mnie w precelek. Ale spoko, każdy coś czasem palnie jak pisze na szybko albo w emocjach. 😉
Omówienie celowe, żeby jakiś baranek się oburzył, że nie wiem, o czym piszę. Sprawdza sie teza, że jeśli ktoś pieprzy głupoty non stop o pochwach innych kobiet, to przestaje się zwracać uwagę na jego głupoty, a jak ktoś napisze wyważony tekst, to jedna napisana tam głupota zostanie wyłapana. Dla inteligentnych podałam tuż obok link 🙂
Jak widać, MediaMarkt też nie dla mnie… 😀
Przestań! Ty akurat swoją uwagę wyraziłaś w normalny sposób, do przyjęcia 🙂
Nie no, Joanno, i ty także Brutusie… Oczekując też pisze głupoty przecież! No wery rili. Pigułka po prowadzi do obumarcia zarodka, jeśli ten już się pojawił, uniemożliwiając mu zagnieżdżenie się. Więc – według tych, którzy w życie od poczęcia wierzą, na co im pozwalasz – zabija dziecko. Żadne „największe bzdury” więc.
Bzdury to ja tu czytam u ciebie 🙂 Bo tabletka po, jeśli nastąpi zagnieżdżenie się jajeczka w macicy nic mu nie zrobi – jest po to, żeby nie dopuścić do zagnieżdżenia, a jeśli do niego dojdzie – to już po ptakach. Ludzie wierzą w różne rzeczy, moja babcia wierzy we wróżki, ale nie zmusza nikogo do nie siadania na drzewach, żeby nie zniszczyć wróżkom domków.
JEŚLI nastąpi. Po zapłodnieniu zarodek krąży 6-7 dni zanim zacznie się zagnieżdżać. Więc tak – nie ma zapłodnienia, spoko. Jest zagnieżdżony zarodek – spoko. Jest zarodek, czyli do zapłodnienia doszło, ale nie zdążył się zagnieździć – pigułka uniemożliwia jego zagnieżdżenie się, ergo – doprowadza do obumarcia.
Nie odpiszę, bo płaczę po moim okresie.
Słabo. Marketingowo słabo w sensie, bo nie wierzę, że nie widzisz różnicy między zapłodnioną a niezapłodnioną komórką jajową.
Tak, wiem, że trudno wierzącym uwierzyć, że ktoś może patrzeć się na to, co mówi medycyna, a nie katecheta 🙂 Rozumiem to. Niemniej polecam to, co w tekście – martwienie się o swoją macicę.
Z przekory pociągnę. Co ma do tego wiara? Medycyna mówi: od połączenia jaja i plemnika zaczyna się okres zarodkowy. Zarodek dzieli się, jest morula, potem blastocysta. Blastocysta zaczyna zagnieżdżać się 6-7 dni po zapłodnieniu. Kończy zagnieżdżanie w góra 12 dniu. Potem mamy łożysko.
Moja macica ma się nieźle 🙂
Lubisz trollować, wiem, ale idź ze swoją przekorą gdzie indziej, dobrze? Jeśli uważasz, że niezagnieżdżone w macicy jajko jest dzieckiem, ok. Dbaj o nie. I płacz, bo z okresem też możesz takie jajko wydalić [się zdarza, pytałam]. Na pisanie tych komentarzy straciłaś kilkanaście minut pewnie, a mogłabyś w tym czasie zrobić co przyjemniejszego – na przykład napisać nowy tekst na blog 🙂
Hmm… stawiasz jakąś tezę, a następnie ją obalasz i nawet wychodzi Ci to całkiem zgrabnie. Nikt jednak nie nazwał zapłodnionej komórki jajowej dzieckiem. Użyję podobnej strategii – jeśli uważasz, że dziecko pojawia się nagle w momencie urodzenia (a do tego czasu jest… hmmm… no właśnie…czym? Bo chyba nie kim? Pasożytem?), to pozwólmy usuwać kobietom owe coś, aż do momentu porodu. A może pójdźmy dalej…
Otóż to… Albo jest to świadectwo braku zrozumienia sedna problemu, albo celowe żonglowanie słowem, czyli sofistyka w czystej postaci.
Pigułka, nie bo zła. Pomoc nie. Bo po co. Taki kraj. Tacy chrześcijanie. Tacy dobrzy.
http://www.fakt.pl/wroclaw/dramat-rodziny-z-walbrzycha-sad-zabral-rodzicom-dzieci-bo-sa-biedni,artykuly,516542.html
Prawda
Jeśli chodzi o rodziców. Człowiek jest tak wychowany przez społeczeństwo, że automatycznie szuka winnych gdzie indziej. Mimo, że dotyczy to ich dziecka ciężko jest się przyznać do własnego błędu, że nie było rozmowy, czy nie zauważyli. A w takich sytuacji jak opisujesz jest łatwiej, gdyż reklamują pigułkę. To oni są winni.
A ja nie mogę się oprzeć wrażeniu, że cała burza medialna wywołana wokół tej pigułki jest sztucznie rozdmuchiwana, co by się więcej osób dowiedziało, że 'o tak, można bez recepty’ i żeby dzięki temu zysk z nich był większy… Od tygodnia nie włączyłam telewizji i zaczyna mi być z tym coraz lepiej. A co do reszty to mam takie poglądy jak Ty.
Reklama dźwignią handlu 😉 założę się, że cena spadnie i to znacznie.
Jeśli reklama, to raczej wzrośnie 🙂
Też tak uważam…..
Bo jest znacznie więcej tych spokojnych. Niemniej coraz częściej dochodzę do wniosku, że być to za mało, trzeba jeszcze coś w koło siebie robić. Ty piszesz, pokazujesz swoje „być bez krzyku i dla dobra” normalnie. Oby każdy z tych spokojnych, co są, coś chciał dać. Oby.