Są książki, które się nie starzeją, to prawda. I "Mikołajek" do nich bezwzględnie należy. Ale są też książki, które są ponadczasowe nie tylko przez temat, bohatera czy układ, ale i przez to, że ich treść jest dwuwymiarowa i trafia do kilku pokoleń jednocześnie, w tym samym czasie. Bawi, śmieszy młodszych i starszych, ale tych starszych wprawia w niejakie zakłopotanie, bo brutalniej niż wszystko wysuwa na pierwszy plan absurd i głupotę niektórych rodzicielskich zwyczajów. Zapraszam na cytaty z Mikołajka:
Ale nie wysuwa tego na wyśmianie. W niektórych momentach aż kłuje ten dramat rodzica lub wychowawcy, który tonie, potrzebuje pomocy, nie wie kompletnie, za co się złapać i w końcu łapie się pierwszej lepszej sposobności, przysłowiowej brzytwy. A w niektórych aż ręka świerzbi, kiedy czytamy taką spokojną zabawę dzieci, która sprawia, że dom staje się pobojowiskiem, łazienka zostaje zalana, lustra pobite, a podłoga zamienia się w śmietnik i dziwimy się, że... rodzice nie wychodzą z siebie i nie stają obok na ten widok. Z drugiej strony widzimy wszystko z perspektywy dziecka i mimo tkwiącego w nas rodzica, kiedy w trakcie czytania widzimy do czego czasem może prowadzić zabawa, wcale nie krzyczymy "przestańcie!", ale razem z Alcestem, Mikołajkiem, Euzebiuszem, Rufusem i Kleofasem czerpiemy tę radość z beztroskiej, swobodnej zabawy.
"Mikołajek" daje nadzieję, że pomimo tych wszystkich wpadek i rodzicielskich głupot, dziecinnych zabaw przez kolejne tomy trwa uśmiechnięty, radosny i rezolutny Mikołajek, który świetnie wychwytuje te rodzicielskie i nauczycielskie zagrywki, uczy się, jak się w nich zgrabnie poruszać, umie wykorzystać swój urok i wygadanie, żeby przypadkiem nie zostać "złapanym" i który z pewnością wyrośnie na ludzi. I mimo że zawsze coś narobi na diabła albo brutalnie ujawni bezsensowność obowiązujących reguł, za co spotka go, oczywiście, kara, którą potraktuje często ze zgodą, choć nie zawsze z oczekiwaną pokorą, to bardzo kocha swojego tatusia i swoją mamusię i bardzo chciałby, żeby byli szczęśliwi.
"Mikołajka" słuchamy na audiobooku i muszę przyznać, że dzięki niemu starszak całkowicie zrezygnował z jakichkolwiek bajek. Jak to on określił, na bajki trzeba patrzeć, a słuchowiska tylko się i słucha i można robić przy tym mnóstwo innych rzeczy: układać klocki, rysować, bawić się. Na audiobooku "Mikołajek" łączy w sobie dwie części: Mikołajka właściwego i książeczkę "Rekreacje Mikołajka". Stąd też cytaty połączyłam w jeden blok "Mikołajek". Kolejne książeczki, których słuchamy są już w porządku, cytaty powinny się zgadzać. Na dole podam linki, jeśli ktoś będzie chciał kupić 🙂
Spis treści
CYTATY Z MIKOŁAJKA
"Mikołajek"
♦♦♦
Wszyscy ojcowie są podobni – okropnie błaznują, a jeśli się na nich nie uważa, łamią rowery i robią sobie krzywdę.
♦♦♦
W klasie pani kazała nam wyjąć zeszyty i przepisywać z tablicy zadania do rozwiązania w domu. Bardzo mnie to zmartwiło, szczególnie jak pomyślałem o tacie, bo kiedy wraca z biura, jest zmęczony i nie ma ochoty na robienie zadań z arytmetyki.
♦♦♦
Ale my nie zwracaliśmy na niego uwagi i zaczęliśmy podawać sobie piłkę - to okropnie fajne tak grać między ławkami. Kiedy będę duży, kupię sobie klasę tylko po to, żeby w niej grać w piłkę.
♦♦♦
Wczoraj czułem się doskonale, najlepszy dowód, że zjadłem całą furę karmelków, cukierków, ciastek, frytek i lodów; a w nocy, zupełnie nie wiem dlaczego, ni stąd, ni zowąd, bardzo się rozchorowałem.
♦♦♦
(...) w tym właśnie największy kłopot, że jak się człowiek bawi sam, to jest nudno, a jak są inni, to się ciągle sprzeczają.
♦♦♦
Ja biłem się dalej z Gotfrydem, porwałem mu jego śliczną czerwono - biało - niebieską koszulę, a on mówił: - No to co, no to co! Wielka mi rzecz! Mój tata kupi mi sto takich koszul - i kopał mnie w kostki. Rufus gonił Ananiasza, który krzyczał: - Ja mam okulary, ja mam okulary! Joachim nie zwracał na nikogo uwagi, szukał swojej monety i nie mógł jej znaleźć. Euzebiuszowi znudziło się stanie w bramce i zaczął walić w nos tych, których miał najbliżej, to znaczy graczy ze swojej ekipy. Wszyscy krzyczeli i uganiali się po całym placu. To była naprawdę fajna zabawa!
♦♦♦
Nie byłem zupełnie pewny, czy to jest dobry pomysł, palenie cygara, a poza tym miałem wrażenie, że to nie podobałoby się mamie i tacie, ale Alcest zapytał mnie, czy tata i mama zabronili mi palić. Zastanowiłem się, no i musiałem przyznać, że tata i mama zabronili mi tylko rysować na ścianach mego pokoju, mówić przy stole, kiedy są goście, a mnie nikt o nic nie pyta, nalewać wodę do wanny, żeby puszczać w niej okręty, jeść ciastka przed obiadem, trzaskać drzwiami, dłubać w nosie, mówić brzydkie słowa, ale palić cygara - nie, tego tata i mama nigdy mi nie zabraniali.
♦♦♦
Tata nie chciał mi kupić roweru. Mówił, że dzieci są bardzo nieostrożne, że robią różne sztuki na rowerach, że je łamią, a same rozbijają sobie nosy. Powiedziałem tacie, że ja byłbym ostrożny, a potem płakałem i dąsałem się, a potem powiedziałem, że pójdę sobie z domu, i w końcu tata powiedział, że będę miał rower, jeśli będę w pierwszej dziesiątce z arytmetyki. Dlatego byłem wczoraj taki zadowolony, wracając ze szkoły, bo byłem dziesiąty z arytmetycznej klasówki. Kiedy powiedziałem o tym tacie, wytrzeszczył oczy i powiedział: „Coś takiego, no coś takiego!”, a mama mnie pocałowała, powiedziała, że tata kupi mi zaraz piękny rower i że to pięknie, że tak dobrze zrobiłem zadanie z arytmetyki. Trzeba powiedzieć, że miałem szczęście: tylko jedenastu chłopców pisało zadanie, bo inni mają grypę, a jedenasty to był Kleofas, który jest zawsze ostatni, ale jemu wszystko jedno, bo i tak ma rower.
♦♦♦
Wszędzieśmy zaglądali, a pan biegał po sklepie i krzyczał: - Nie, nie, nie dotykajcie niczego! Na pewno coś stłuczecie! Było mi żal tego pana. To musi być denerwujące pracować w sklepie, gdzie się wszystko tłucze. Potem pan poprosił nas, żebyśmy stanęli wszyscy razem w środku sklepu, żebyśmy założyli ręce do tyłu i żebyśmy mu powiedzieli, co chcielibyśmy kupić.
♦♦♦
Chcieliśmy go odwiedzić, ale jego mama nas nie wpuściła. Powiedzieliśmy jej, że jesteśmy z jednej klasy i że znamy się dobrze z Kleofasem, ale mama powiedziała, że Kleofas musi mieć spokój i że ona też nas dobrze zna.
♦♦♦
Dzisiaj rano nie idziemy do szkoły, ale co z tego? Musimy iść do ambulatorium na badania, żeby się dowiedzieć, czy nie jesteśmy chorzy albo nienormalni.
♦♦♦
Mój mały - mówiła mama Rufusa - jest bardzo nerwowy. Muszę się z nim porządnie namęczyć, żeby go namówić do jedzenia. - Mój przeciwnie - mówiła mama Alcesta. - Denerwuje się, kiedy nie je. - Ja uważam - mówiła mama Kleofasa - że za dużo każą im pracować w szkole. To szaleństwo. Mój nie może nadążyć. Za moich czasów... - Och, rzeczywiście? - powiedziała mama Ananiasza. - Mój, droga pani, nie ma żadnych trudności; to, naturalnie, zależy od dziecka... Ananiasz, jeżeli nie przestaniesz płakać, dostaniesz klapsa przy wszystkich! - Może nie ma trudności, droga pani - odpowiedziała mama Kleofasa - ale biedny malec nie jest, zdaje się, zbyt zrównoważony. Czyż nie? Mamie Ananiasza nie spodobało się to, co mówiła mama Kleofasa, ale nie zdążyła odpowiedzieć, weszła pani ubrana na biało i powiedziała, że zaraz się zacznie i żeby nas rozebrać.
♦♦♦
Rozebraliśmy się: bardzo to śmiesznie wyglądało, gdy tak staliśmy wszyscy goli. Każda mama patrzyła na synów innych mam i wszystkie miały taką minę, jak moja mama, kiedy chce kupić rybę i mówi kupcowi, że ryba jest nieświeża.
♦♦♦
"Mikołajek i inne chłopaki"
♦♦♦
- Idiota? Kto jest idiota? – zapytał Gotfryd, przestając chodzić.
A potem Gotfryd stanął na nogach i zaczął się bić z Kleofasem.
- Słuchajcie, chłopaki – powiedział Rufus. - Po to, żeby się bić i robić wygłupy, nie warto było przychodzić na plac. Od tego jest szkoła.
♦♦♦
No i przyszła Jadwinia strasznie różowa, w białej sukience, która wszędzie miała pełno zakładek, naprawdę bardzo fajnej. Okropnie głupio było mi dawać jej prezent, bo byłem pewny, że nie będzie się jej podobał, i zgadzałem się z panią Courteplaque, kiedy mówiła mamie, że doprawdy nie trzeba było.
♦♦♦
Chociaż z deszczem i tak jest kupa śmiechu. Można podnosić głowę i otwierać usta, żeby połykać krople wody, można chodzić po kałużach i ochlapywać kolegów, można włazić pod rynny, a sami wiecie, jak to zimno, kiedy woda wpada za kołnierz, bo jasne, że nie warto włazić pod rynnę w płaszczu nieprzemakalnym zapiętym pod szyję.
♦♦♦
...ale ledwieśmy wstali i zaczęli krzyczeć, do klasy wpadła nasza pani, cała czerwona i wściekła. Nie widziałem jej tak rozgniewanej co najmniej od tygodnia.
♦♦♦
Wtedy podszedł do nas Rosół. Rosół to nasz opiekun. On zawsze ma się na baczności, jak widzi nas razem, a ponieważ stale jesteśmy razem, bo fajna z nas paczka, więc Rosół przez cały czas musi mieć się na baczności.
♦♦♦
Wtedy zrobiła się niesamowita draka. Pani okropnie się zezłościła i mnóstwo razy uderzyła linijką w biurko. Ananiasz zaczął krzyczeć i płakać. Wołał, że nikt go nie lubi, że to niesprawiedliwe, że wszyscy go wykorzystują, że umrze i poskarży się swoim rodzicom. Wszyscy stali i wrzeszczeli… Było okropnie wesoło.
♦♦♦
– Siadać! – krzyknęła pani. – Ostatni raz mówię, siadać! Nie chcę was więcej słyszeć! Więc usiedliśmy. Ja z Rufusem, Maksencjuszem i Joachimem. Nagle do klasy wszedł dyrektor. – Wstać! – powiedziała pani. – Siadać! – powiedział dyrektor.
♦♦♦
W domu usiadłem na fotelu, nic nie mówiąc. Kiedy przyszedł tata, spojrzał na mnie i zapytał mamy, co mi jest. – Och, bardzo jestem z niego dumna – powiedziała mama. – Poszedł na urodziny do naszej małej sąsiadki. Był jedynym zaproszonym chłopcem. Pani Courteplaque powiedziała mi, że właśnie on jest najlepiej ułożony! Tata podrapał się w brodę, zdjął mi z głowy tę szpiczastą czapkę, pogładził mnie po włosach, chusteczką starł brylantynę z ręki i zapytał, czy dobrze się bawiłem. Wtedy się rozpłakałem. Tata roześmiał się, a wieczorem zabrał mnie na film z kowbojami, którzy bez przerwy się tłukli i strzelali z rewolweru jak opętani.
♦♦♦
"Wakacje Mikołajka"
♦♦♦
Więc spytałem, czy Atlantyk jest daleko od miejsca, gdzie jedziemy, a tata powiedział, że gdybym się lepiej uczył, nie zadawałbym takich pytań. To było
niesprawiedliwe, bo w szkole nie ma lekcji łowienia ryb pod wodą.
♦♦♦
Na plaży jest bardzo wesoło. Poznałem masę chłopaków: Błażeja, Fortunata i Mamerta - ale z niego głupek! - poza tym Ireneusza, Fabrycego, Kosmę i lwa, który nie jest na wakacjach, bo jest miejscowy.
♦♦♦
Fajnie jest na wakacjach – razem z kolegami pływamy, opalamy się, biegamy, bijemy się, nie odzywamy się do siebie, i jest super zabawa.
♦♦♦
Wczoraj przyszedł nowy nauczyciel gimnastyki.
- Nazywani się Hektor Duval - powiedział - a wy?
- My nie - odpowiedział Fabrycy i to nas okropnie rozśmieszyło.
♦♦♦
Trochę się dziwię, bo w domu nie mówiło się jeszcze o wakacjach! W poprzednie lata tata mówił, że chce gdzieś pojechać, mama, że chce jechać gdzie indziej, i były kłótnie. Potem tata i mama mówili, że jak tak, to wolą zostać w domu, ja płakałem i w końcu jechaliśmy tam, gdzie chciała mama. A w tym roku - cisza.
♦♦♦
Na dworcu tata powiedział nam, żebyśmy się trzymali razem, bo inaczej się pogubimy. A potem zobaczył pana w mundurze, który był śmieszny, bo miał bardzo czerwoną twarz i przekrzywioną czapkę.
- Przepraszam - zapytał tata - gdzie jest peron jedenasty?
- Znajdzie go pan pomiędzy peronem dziesiątym i dwunastym - odpowiedział pan. - Przynajmniej był tam, kiedy przechodziłem tamtędy ostatnim razem.
- Co pan... - zaczął tata, ale mama powiedziała, że nie trzeba się denerwować ani kłócić, że trafimy sami.
♦♦♦
Przy stole Fortunata też słychać było płacze, a potem mama Błażeja powiedziała tacie Błażeja, że miał dziwny pomysł, żeby spędzać urlop w miejscu, gdzie bez przerwy pada, a tata Błażeja zaczął krzyczeć, że to nie był jego pomysł i że ostatnim pomysłem, jaki miał w życiu, było małżeństwo.
♦♦♦
"Mikołajek ma kłopoty"
♦♦♦
- Odkąd jest mój braciszek, ciągle na mnie krzyczą - powiedział Joachim. - W szpitalu mama chciała, żebym go pocałował, ja oczywiście nie miałem ochoty, ale pocałowałem go mimo wszystko i tata zaczął krzyczeć, żebym uważał, że o mało nie przewróciłem kołyski i że nigdy nie widział takiego niezgraby.
♦♦♦
- Cisza! Siadać! Siadać! Słyszycie mnie? Siadać! A potem otworzyły się drzwi od kotłowni i wszedł dyrektor. - Wstać! - powiedziała pani. - Siadać! - powiedział dyrektor. - No cóż, moje gratulacje! Co za hałasy! Słychać was w całej szkole!
♦♦♦
Powiedziałem mamie, że to nie jest żadna idiotyczna latarka i że daje niesamowite światło, ale mama nie chciała o niczym słyszeć, zabrała mi latarkę i powiedziała, że odda, kiedy skończę lekcje. Próbowałem trochę popłakać, ale wiem, że z mamą to nic nie daje, więc zrobiłem zadanie, jak mogłem najszybciej. Na szczęście było łatwe i od razu obliczyłem, że kura znosi 33,33 jajka dziennie.
♦♦♦
- Idźcie, dzieci - powiedziała pani. - Tylko bez przebiegania! Patrzę na was. Wtedy przeszliśmy przez ulicę, powolutku, jeden za drugim, a kiedy byliśmy już po drugiej stronie, zobaczyliśmy na chodniku naszą panią, która śmiejąc się rozmawiała z policjantem, i dyrektora, który patrzył na nas z okna swojego gabinetu. - Bardzo ładnie! - zawołała pani. - Pan policjant i ja jesteśmy z was bardzo zadowoleni. Do jutra, dzieci! Wtedy biegiem popędziliśmy z powrotem, żeby się z nią pożegnać.
♦♦♦
Cytaty z książeczek [wersje papierowe]:
[resztę pozycji kupię starszakowi pod choinkę :)]