Czego potrzeba, żeby wspaniała matka wychowała wspaniałe dziecko?

Kiedyś to było normalne, że dziećmi nie zajmowała się tylko matka. Byli dziadkowie, ciocie, sąsiadki i inne dzieci, które lepiej lub gorzej kształtowały młodego człowieka, a cała odpowiedzialność nie skupiała się na jednej, no dobra, w lepszych przypadkach na dwóch osobach. W ostatni weekend poczułam, jak bardzo jest to potrzebne. Jak bardzo potrzebna jest wioska nie składająca się z samej matki. Ale matek. Ludzi w ogóle.

 

 

Jedna nie wyjechała z domu przez kilka lat. Druga ma trójkę dzieci i przyjechała bez nich [wow]. Trzecia stadninę koni i męża, co sobie spaceruje na linie. Czwarta marzy o powrocie do swojej pasji – sokolnictwa. Piąta wyjeżdżając w niedzielę do domu, zdążyła jeszcze na swoją próbę wokalną. Szósta jest artystką i robi przy okazji piękne zabawki, siódma odnawia meble… mogłabym tak wymieniać jeszcze trochę ile pasji, historii i wrażeń kryje się za dziewczynami z mniejszych lub większych wsi, z którymi widziałam się w ten weekend.

 

Spotkałyśmy się  w Hotelu Santa Monica w Mikołajkach [który nas pięknie ugościł i zawsze wam go polecam]. Umawiałyśmy się z dziewczynami z grupy Wiejskie Matki od początku marca, bo zebrać kilkanaście matek z całej Polski w jednym miejscu, zmusić je do opuszczenia gospodarstw i porzucenia zwierząt to trudne zadanie. Ale przyjechały.

Miejsce spotkania wybrałam egoistycznie – blisko mojego miejscowości, dzięki temu mogłam podwozić na wieczory koleżanki sąsiadki spod Mrągowa czy Pisza.
Rybki w tym akwarium to jedyne rybki, na jakie mogą liczyć moi chłopcy 😀 Za dużo lisów koło domu się kręci, żebym jeszcze rybkami je wabiła.

 

Jeśli nie ma nas na placu zabaw w Mikołajkach, jesteśmy tutaj.
Kiedy nie chciałam zajmować się moimi dziećmi, zostawiałam je z Chłopem i udawałam, że robię Bardzo Ważne Zdjęcia Kwiatów Na Stole.

 

 

Spotkania z czytelniczkami są dla mnie zawsze trudne, bo czuję z jednej strony, że one chcą, żebym mówiła, ja ze swojej strony chcę się czegoś o nich dowiedzieć, ale mi głupio i w końcu wychodzi, że pierdzielę kocopoły i co mi ślina na język przyniesie i nic z tego nie wynika. Tym razem jednak było nas więcej, były dzieci, krążące wokół nas jak satelity, i było życie w grupie, która musiała jako tako się dogadać i jakoś funkcjonować.

 

Tak bardzo mnie to uderzyło, kiedy zobaczyłam te nasze dzikie dzieci biegające i upajające się wolnością, bo ich matki zamiast na nich, skupiały się na tym, żeby pogadać, poplotkować, powymieniać się uwagami. I wczoraj cały dzień myślałam, jak bardzo nam – kobietom – brakuje takich małych wiosek. Wiosek małych, ale zwartych, w których nie tylko rodzona matka podetrze nos, poda rękę po upadku, pobuja w hamaku, przypilnuje i poprawi bluzeczkę, jak się podwinie. Małych skupisk, gdzie matka może wyjść samotnie do kibla, bo jest druga, która zerknie, czy jej dziecku tragedia się nie stanie.

 

Patrzyłam, jak same, przyzwyczajone w większości do samotności w tych codziennych zmaganiach z naszymi dziećmi i do radzenia sobie samej, zachłyśnięte tym, że my teraz biegać za dziećmi nie musimy, uczyłyśmy się tego, żeby zwrócić uwagę na inne dzieci, pomóc, wesprzeć, pocieszyć i być obok, kiedy druga potrzebuje.

 

Patrzyłam i dziwiłam się, że mimo różnych miejsc zamieszkania, związków, dzieci, punktów w życiu tak wiele nas łączy – takie same troski, obawy, często i problemy, takie same radości, żarty, takie samo zmęczenie i taka sama potrzeba oderwania się od codziennego życia i monotonni. Heh. Umawiałyśmy się na planszówki, na jakieś gry, zajęcia – wszystko przegadałyśmy przy winie, piwie i coca coli, a ja, odwożąc po nocy dziewczyny mieszkające niedaleko, wracałam do domu i nie mogłam wyjść z podziwu, że grupa znających się z internetu, ale jednak obcych kobiet, może się spotkać i gadać do drugiej w nocy, jakby znały się od lat.

 

Patrzyłam i dziwiłam się, jak fajnie jest opiekować się swoimi własnymi niesfornymi dziećmi w otoczeniu, które cię nie strofuje, nie krytykuje, nie patrzy jak na wariatkę i nie ocenia za plecami tak, że pot ci po karku spływa. Jak bardzo, my, kobiety, potrzebujemy takiego miejsca, takich osób, które uśmiechną się, kiedy dziecko zrobi coś głupiego i przypomną 20 innych historyjek, kiedy ich dzieci zrobiły podobnie.

 

Patrzyłam potem jak odjeżdżają i żałowałam, że tak mało nas, że tak mało tych naszych spotkań, tak mało tych grup kobiety, które są razem, wspierają się i tworzą małą wspierającą wioskę. Tak wiele w nas ocen, przestróg, strasznych historii, wróżb jakie niewychowane dzieci nam wyrosną, oskarżeń, złości, a tak mało miejsc, gdzie można by o tym wszystkim zapomnieć, pozwolić swojemu dziecku biegać na bosaka po trawie i po prostu słuchać drugiej kobiety.

 

Podobno trzeba całej wioski, żeby wychować jedno dziecko. I my, współczesne kobiety, tak bardzo tego potrzebujemy, tej naszej własnej wioski kobiet, skupiska tych matek, które pomogą ci przetrwać trudniejsze chwile, którym możesz się wygadać, z którymi możesz się zresetować i pogadać o pierdołach, które popilnują ci dziecka, kiedy idziesz do kibla i przytrzymają drzwi, kiedy tarabanisz się z wózkiem. Jeśli nie ze mną – róbcie je same. Spotykajcie się, organizujcie się w grupach. Dbajcie o to, żebyście miały do kogo gębę otworzyć, z  kim nawet o głupotach można pogadać, komu nie przyjdzie na myśl krytykować tego, że dziecko nie chce kurtki założyć, czy ma trzecią histerię w ciągu godziny. Twórzcie swoje małe wiejskie wioski, szukajcie ludzi, którzy będą was wspierać, nie oceniać i tam ładujcie baterie, żeby mieć siły i cierpliwość, gdy schowacie się za drzwiami swojego domu sam na sam z tym małym potwornym aniołkiem, którego sama urodziłaś.

 


 

A czy planuję kolejne spotkania? Być może, jeśli wyleczę się z chrypy, bo naprawdę przegadałyśmy dwie noce i w sumie dwa dni i- mój głos tego nie wytrzymał ; ) Z tego, co wiem, to na pewno zaczynamy wysyłać rzeczy z mojego wiejskiego sklepiku [bo byłam winna tę informację]. Torby jeszcze się szyją, ale kubki i magnesy pewnie już jutro/pojutrze ruszą w świat. Dam znać o tym na instastory i na fejsie też. I jeszcze raz dziękuję za spotkanie z dziewczynami – żałuję, że było krótkie i zabrakło nam nocy, żeby wszystko przegadać. Ja czuję niedosyt. Mam nadzieję, że będziemy mieć szansę nadrobić : )

Jeśli natomiast spodziewasz się nowych wpisów w najbliższym czasie, to spodziewaj się ich po świętach. Spotkanie było świetne, ale dało mi jasno do zrozumienia, że bardzo potrzebuję takiego czasu nie w komputerze i zamierzam tę potrzebę zaspokoić : )

Joanna Jaskółka

Joanna Jaskółka – w Sieci znana jako MatkaTylkoJedna – od dziesięciu lat przybliża życie na wsi i pisze o neuroróżnorodnym rodzicielstwie w duchu bliskości. Autorka książki „Bliżej”.

Wspieraj na Partronite.pl

Możesz wesprzeć moją pracę, dołączając do moich patronek.

Spodobał Ci się mój artykuł?

Możesz wesprzeć moją pracę
i postawić mi wirtualną kawę.

Może Cię też zainteresować...

ADHD U DOROSŁYCH

ADHD u dorosłych – leki jak cukierki i z tego się wyrasta, czyli wszystkie bzdury, jakie słyszałaś

wyjazd samochodem do rumunii

3500 kilometrów, czyli wyjazd samochodem do Rumunii z dziećmi i psem

Rzuciliśmy szkołę! (2)

Tydzień na edukacji domowej – jak zorganizowałam chłopcom naukę?