Czy czas się pożegnać i czy to będzie ostatni wpis na blogu?

Rok trwały prace nad nowym szablonem i nie ukrywam, że moją irytację odczuwały i osoby dłubiące w tej stronie, jak i rodzina i przyjaciele.

W tym miejscu chciałabym podziękować wszystkim moim Patronom, dzięki którym udało mi się sfinansować prace nad nową stroną. To się dzieje, dzięki nim!

Kiedy planowałam zmiany w szablonie i ustalałam współpracę miałam tyle pomysłów na teksty i nowe cykle, że aż mi głowa parowała. Im bardziej się przeciągały prace, tym mniej tej werwy zostawało i ostatecznie, kiedy nowy szablon się załadował, skwitowałam to tylko lekkim uśmiechem, a zanim usiadłam do tego tekstu, odkurzyłam i wymyłam podłogi w całym domu, zupełnie jakby pisanie nie było dla mnie czymś przyjemnym, tylko czymś przykrym, kojarzącym się z obowiązkiem i nudnym.

Rok przerwy – nie tyle w pisaniu, co w publikowaniu dłuższych tekstów. To dużo. Tak jak jeszcze w listopadzie miałam szczerą nadzieję, że dłuższe teksty blogowe mogą się jeszcze uratować, tak teraz z tej nadziei została smużka dymu. Raczej nikt już nie czyta blogów, prawda?

Mimo że wciąż mam argumenty za blogowaniem:

  • blogi są ostatnim bastionem stron bez wyskakujących okienek i reklam. Konkurują z nimi tylko newslettery. Tu, oprócz zaproszenia na owy newsletter, nie wyskoczy ci żadna głośna reklama, której nie będziesz umieć wyłączyć, i nie będziesz szukał krzyżyka na planszy, która zasłania połowę tekstu. I u mnie zapewne też tak będzie.
  • blogi wciąż są darmowe dla odbiorców. Rzadko spotykam stronę blogową z adnotacją, że za resztę treści musisz zapłacić. Można czytać za darmo, a często jedynym wynagrodzeniem, jakiego spodziewa się autor, jest postawienie kawy czy wsparcie na Patronite [okienka na samym dole mojej strony]
  • blogi prowadzą aktualnie wyłącznie pasjonaci, tacy jak Zwierz Popkulturalny czy mój ulubiony Dael ze strony FSGK.PL, który analizuje „Grę o tron”. Pasjonaci cały czas mają większą wiedzę niż dziennikarze. W żadnym ogólnopolskim portalu i w żadnej gazecie nie dowiedziałam się tylu szczegółów o książkach i filmie jak u powyższych i wielu, wielu innych.
  • blog należy do autora i będzie działał, dopóki autor będzie opłacał hosting i wszystko. W zależności od wielkości bloga mogą to być grosze lub tysiące. Ale – jako autor, jesteś właścicielem. Nie Facebook, nie Instagram, które jeśli, padną, zabiorą w czeluści wszystko, co stworzyłeś. Jako właściciel sam możesz swoje rzeczy spakować i zabrać i nie jesteś zależny od portalu, który może uprzedzi cię, że się zamyka, a może nie uprzedzi, bo nie zdąży.

No i ok. A minusy?

Kiedy zaczynałam pisać blog, liczba czytelników miesięcznie sięgała 300-400 tysięcy. Do dziś spotykam osoby, które w rozmowie odwołują się do jakiegoś mojego starego tekstu, który gdzieś przeczytali w internecie [heh, rzadko się przyznaję, że to ja]. Ale te czasy to było systematyczne pisanie – dzień w dzień, świątek czy piątek, pojawiały się teksty, krótsze lub dłuższe, ale pojawiały się codziennie. Pisałam je w głowie, na spacerze z dziećmi, żeby szybciej przelać je na papier, pisałam w aucie, podczas podróży, pisałam w poczekalni u lekarza. Pisałam non stop. Nawet usłyszałam, że jakbym tyle nie pisała i nie pracowała, tylko zajęła się domem i dziećmi jak normalna kobieta, to może nie doprowadziłabym partnera do pijaństwa. Co się może zgadzać, bo nie mając kogo doprowadzać do pijaństwa, faktycznie ograniczyłam pisanie [ironia, calm down].

Pisanie na fejsie jest proste – krótka treść, chwytliwy początek, suspens, coś zabawnego. Raz się wrzuci zdjęcie, raz odkurzy jakiś stary dialog. I to leci. Ale pisanie na blogu już wymaga ciut większego zaangażowania – zdjęcie do nagłówka, seo, wstęp, zakończenie, nagłówki, a potem dystrybucja, czyli poinformowanie, że ten tekst jest. Ale gdzie? Facebook ogranicza linki, Instagram je zakopuje na głównej w profilu, mam czasem wrażenie, że tik tok myśli, że jego odbiorcy ogólnie mają problem z czytaniem [to moje wrażenie, nie musi to być prawda].

Na blogu trzeba dać coś więcej i w zamian nie dostaje się tej dopaminy, jaka idzie przy prostej, szybkiej treści fejsbukowej, która w pierwszej sekundzie jest widziana przez 1000 osób [w przypadku mojego fp], a żeby zdobyć takie wyświetlenia w tekście na blogu trzeba je skrupulatnie zbierać trzy dni, przypominając wszędzie, że hej, no, napisałam coś nie na fejsie, wejdźcie.

Pisanie na fejsie, nawet dodawanie stories, [o które ja osobiście powinnam bardziej dbać] daje szybki, natychmiastowy feedback, który motywuje do dalszego się produkowania. Mądrego lub głupiego – w zależności od osoby, która się produkuje. Pisanie na blogu wymaga cierpliwości – tekst może zostać natychmiast skomentowany, a może dopiero po roku, kto wie. Jego publikacja na fejsie może trafić na dobry algorytm i się roznieść, dając tekstowi setki nowych czytelników, a może wpaść w dziurę, jak ten tekst [bo znając zasady fejsbuka i blogowe, zapewniam, że nie zrobiłam nic, żeby ten tekst był wiralem] i zobaczy go garstka. Tylko że nad statusem na fejsa siedzisz góra 30 minut, no 40, kiedy jest rozbudowany. A nad tym tekstem [z przerwami na sprzątanie, to prawda], ale mentalnie siedzę od tygodnia. I nie wiem, czy uda mi się dziś go skończyć. Mimo że jest prosty i łatwy, mało skomplikowany i ogólnie nie ma na celu rozwalenia twojego systemu wartości, twoich przekonań czy wierzeń. A układam go w głowie na dwadzieścia różnych sposobów, bo w przeciwieństwie do statusu na fejsie, ten tekst zostanie dłużej, trudniej wejść i go poprawić między robieniem kanapki a kupą, a już na pewno znacznie później dostanie się na niego odpowiedź od społeczności.

Brzmi to jak użalanie trochę, nie? Oj, biedna blogerka, nikt już nie chce jej czytać, ojej ojej. Tylko że nie o użalanie się mi chodzi, a o pokazanie prostych faktów. Pisanie na portalach społecznościowych jest prostsze, szybsze, lepiej dostępne i bardziej opłacalne [chociażby na ten szybki odzew ze strony odbiorców]. Pisanie na blogu – trochę trudniejsze i skierowane do mniejszej liczby ludzi niż kiedyś i bez tej szybkiej gratyfikacji w postaci reakcji ludzi. Ale czemu mam się dziwić? Sama nie obgryzam paznokci w oczekiwaniu na nowe blogowe publikacje. Wchodzę na ulubione strony, kiedy mam ochotę coś poczytać do kawy raz na kilKa dni/tygodni i czytam hurtem wszystko, co autor stworzył od ostatniej mojej wizyty. To normalne i nie mam do nikogo pretensji, że robi tak samo lub jeszcze inaczej [każdy ma swój sposób].

Czy więc pisanie na swojej własnej stronie blogowej wciąż się opłaca?

NIE WIEM.

Wiem natomiast, że kiedy strona miała remont, śniłam o tym, że znowu piszę teksty, że znowu wybieram zdjęcia do okładek, że piszę i nawet nie wrzucam informacji o tym pisaniu, po prostu publikuję kolejne wpisy, bo tak. 12 lat temu zostałam blogerką i nawet kiedy zamiast blogerki, popularniejsze stało się słowo influencerka, ja wciąż nazywałam się blogerką.

Czyli chyba nie mam wyjścia.

Trzeba będzie zacząć publikować.

[jako stara wyjadaczka, powinnam zapytać teraz – czy ktoś to przeczyta? Napisz mi koniecznie! – tylko po to, żeby odpowiedzi podbiły algorytm i sprawiły, że tekst się nie rozniesie]. Ale szczerze – ten tekst jest bardziej dla mnie. Kojarzysz budowanie wieży z klocków? Żeby piąć się w górę, trzeba zbudować jakąś podstawę. Więc ją zbudowałam. Dziękuję. Sobie i każdej osobie, która tę podstawę obejrzała]

Joanna Jaskółka

Joanna Jaskółka – w Sieci znana jako MatkaTylkoJedna – od dziesięciu lat przybliża życie na wsi i pisze o neuroróżnorodnym rodzicielstwie w duchu bliskości. Autorka książki „Bliżej”.

Wspieraj na Partronite.pl

Możesz wesprzeć moją pracę, dołączając do moich patronek.

Spodobał Ci się mój artykuł?

Możesz wesprzeć moją pracę
i postawić mi wirtualną kawę.

Może Cię też zainteresować...

wyjazd samochodem do rumunii

3500 kilometrów, czyli wyjazd samochodem do Rumunii z dziećmi i psem

DSC_2519

Ciekawostki o kurach, z których pewnie nie zdawałaś sobie sprawy

IMG_1693 kopia

Chodź ze mną do łóżka, czyli jak sprawuje się półkotapczan Lenart po roku używania?

4.8 21 votes
Ocena artykułu
8 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Aleksandra
Aleksandra
1 miesiąc temu

Życzę Ci aby ta wierza miała solidną podstawę – czekam na kolejny lekki tekst. ♥️

Ada
Ada
1 miesiąc temu

Dawno mnie tu nie było.. ale dotarłam, przeczytałam 😊 pamiętam pierwsze Twoje wpisy, ten o samotności matki.. wiele się od Ciebie nauczyłam 😊 od wszystkich Wiejskich matek również 🥰 zfakt, blogi rzeczywiście jakoś rzadziej się czyta ale gdy chce się zgłębić jakiś temat to bywa to jedno z lepszych źródeł wiedzy praktycznej. Trzymam kciuki za kolejne wpisy 😍

Dorota
Dorota
1 miesiąc temu

Przeczytałam 🙋🏻‍♀️ czytałam starego bloga, teraz nowego . Pomiędzy fb, ale nadal po przepis na zupę mleczną z kluskami sięgam do Ciebie 😅

Kasia
Kasia
1 miesiąc temu

Publikuj i to jak najwięcej, podstawa jest mocna.

Magdalena
Magdalena
1 miesiąc temu

Jestem tu od posta o porodzie w puszczy😁 i nie zamierzam Cię opuszczać😘

Aleksandra
Aleksandra
1 miesiąc temu

Sama często wracam do przeczytanych juz treści, za to lubię blogi i tęsknię do kilku, bo ich twórcy raczej już olali tę formę.
P.S. Nowa odsłona blogaska niczego sobie 🙂

Magdalena
Magdalena
1 miesiąc temu

Przeczytane. Szczere, inspirujące, pokazujące prawdę słowa. Też nie wiem czy się opłaca pisać bloga, lecz mam zamiar zacząć, a Twój tekst tylko mnie w tym upewnił.

wareckaj
wareckaj
1 miesiąc temu

Ja tak samo  wchodzę na ulubione strony, kiedy mam ochotę coś poczytać raz na kilka dni/tygodni i czytam hurtem wszystko, co autor stworzył od ostatniej mojej wizyty.