Kiedy pewnego popołudnia w 2012 roku wyszłam z malutkim Kosmykiem na warszawskie chodniki, coś we mnie pękło. Była wiosna, pierwsze promienie słońca spadały już na asfalt, chodniki i murki, a ja stałam w parku pod wielkim kasztanowcem i dochodziło do mnie coraz bardziej, że w sumie tylko pod tym drzewem czuję, że żyję. Że oddycham. Kilka dni później podjęliśmy najważniejszą decyzję w naszym życiu – w poszukiwaniu oddechu, spokoju i szczęścia w miesiąc zamknęliśmy wszystkie sprawy, pożegnaliśmy się z kasztanowcem i zamieszkaliśmy na Mazurach. Czy ucieczka na wieś za świeżym oddechem faktycznie była konieczna?
Decyzja, którą podjęliśmy, w dużej mierze oparta była na finansach i perspektywach, ale spore znaczenie miała też pewna prawidłowość, którą w czasie ciąży zauważyliśmy. Byłam mamą oczekującą przyjścia na świat pierwszego dziecka i wszystkie wyniki ciążowe studiowałam niemalże jak doktorat. Sprawdzałam, analizowałam, wyciągałam wnioski, a że często wyjeżdżałam do rodziców, żeby podtuczyć się na zdrowym jedzeniu mamy, to zauważyłam jedną prawidłowość: po pobycie na Mazurach, wśród lasów i krzewów, wyniki mojej ciąży były wręcz znakomite w przeciwieństwie do tych, które robiłam po dłuższym pobycie w mieście.
Zawsze wiedziałam, że wdychane powietrze ma wpływ na nasze zdrowie, ale żeby miało wpływ aż tak bardzo? Zerknijcie na infografikę:
Zanieczyszczenia oddziałują negatywnie na rozwój dziecka już w okresie płodowym. Badania prowadzone w Stanach Zjednoczonych i Polsce przez Polsko-Amerykański Instytut Pediatrii Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum wskazują, że dzieci, których matki w okresie ciąży przebywały na terenach o dużym zanieczyszczeniu powietrza, miały mniejszą masę urodzeniową, były bardziej podatne na zapalenia dolnych i górnych dróg oddechowych i nawracające zapalenie płuc w okresie niemowlęcym i późniejszym, a nawet wykazywały gorszy rozwój umysłowy.
Z malutkim Kosmykiem przenieśliśmy się więc w totalną głuszę i otoczeni lasem, w istnej komorze tlenowej, która wspierała nie tylko nasze dziecko, ale i moją drugą, dość problemową, ciążę. W najtrudniejszych momentach, gdy niesforny trzylatek przekraczał granice, a znajomi się pytali, jakim cudem znoszę to z takim spokojem, wychodziłam na dwór i głęboko oddychałam tym, co szczodrze darowała mi Puszcza Piska. Pomagało.
Czy warto mieszkać w lesie?
Wiecie, że jedno drzewo w ciągu zaledwie roku produkuje tyle tlenu, ile zużywa człowiek w ciągu dwóch lat, a hektar lasu asymiluje rocznie ponad 3600 kg dwutlenku węgla [w ciągu godziny jest w stanie wchłonąć tyle CO2, ile wydycha prawie 200 osób]? Dodatkowo lasy pochłaniają i neutralizują różne substancje toksyczne [ołów, miedź, cynk], stając się swoistymi płucami i największymi producentami życiodajnego powietrza. Gdy pytają się mnie, czy warto mieszkać w lesie, po wyliczeniu wszystkich minusów i po standardowych utyskiwaniach, że wszędzie daleko, biorę głęboki oddech i odpowiadam: Oczywiście!
Na pewno warto to docenić
I doceniamy. Każdego dnia. W trosce o drzewa, które chronią nas przed słońcem, zapewniają w miarę stabilną temperaturę, są schronieniem dla zwierząt i przede wszystkim producentem tlenu, codziennie swą troskę wykazujemy kilkoma standardowymi działaniami:
– przede wszystkim planujemy każdy wyjazd. Bliski czy daleki – nieważne. Organizujemy go tak, żeby nie jeździć jak pokręceni po mazurskich drogach, a za jednym razem załatwić jak najwięcej spraw. Jeśli czegoś zapomnimy kupić – trudno, musimy sobie jakoś poradzić. Jeśli czegoś nam zabraknie – dopisujemy do listy zakupów i kupujemy przy okazji kolejnego, dobrze zaplanowanego wyjazdu. Do przystanku autobusowego mamy jakieś 15 kilometrów, więc dojazdy do pracy oparte są wyłącznie na samochodzie, ale i na to Chłop znalazł sposób, umawiając się z kolegami na wspólne dojazdy jednym samochodem.
– sadzimy drzewa – i to prawda nad prawdami, ponieważ dziadek Kosmyka, leśnik, zaszczepił w moim synu miłość do drzew i skrupulatnie uczy go nie tylko do nich szacunku, ale i tego, co zrobić, żeby rosły [wiecie, że świerkowy szpaler drzew przy ruchliwej ulicy potrafi zatrzymać ponad połowę zanieczyszczeń od niej płynących?].
– zakupy online – na początku z konieczności [sklepy daleko], potem już ze świadomością, że robię to dobrze. Jeden wyjazd do sklepu mniej, sporo czasu zaoszczędzonego, a do tego wyćwiczyłam kurierów tak, że jeśli jedzie do mnie dwóch czy trzech naraz, proszę, żeby się jakoś dogadali i z paczkami przyjechał do mnie jeden.
– bateria słoneczna – testowana przez nas wielokrotnie na żaglach, świetnie się sprawdza jako dodatkowe źródło prądu, w dodatku – możemy spokojnie nie wyjmować z niej ładowarki, bo nie marnujemy prądu, tylko… energię słoneczną, której mamy przecież jeszcze sporo.
– nowy piec – pierwszy zakup do mojego domu, załatwiony jeszcze przed remontem. W tym momencie jednym z największych producentów spalin są… nasze stare piece oraz to, że w dużej mierze palimy w nich śmieciami [ostatnie doskonałe zmiany zapewne to ukrócą]. Niemniej dobry piec jest w stanie znacznie zmniejszyć emisję pyłów, a do tego zużyje o wiele mniej opału.
Ty też możesz zamieszkać w lesie!
Nie no, bez przesady, nie będę cię zmuszać do przeprowadzki, spokojnie. Wystarczy że przystaniesz i rozejrzysz się wokół siebie – co mógłbyś zmienić, żeby powietrze, którym oddychasz, stało się czystsze? Czy jesteś w stanie trochę przeorganizować swoje życie? Przywitać się z rowerem, zaprzyjaźnić z roślinami, poszukać dotacji na piec czy własną małą elektrownię?
Mieszkając na skraju wspaniałej, ponad stuhektarowej Puszczy Piskiej, stoję na straży zielonych płuc naszego kraju. Pilnuję wam drzew, żeby rosły i przynosiły dużo tlenu, a wraz ze mną stara się coraz więcej ludzi w całej Polsce. W związku z tym powstała kampania „Tworzymy atmosferę”, bo my wszyscy powinniśmy starać się o to, żeby oddychać jak najczystszym powietrzem.
DLATEGO MAM DLA WAS KONKURS!
Nie chcę już czytać komentarzy, jak bardzo zazdrościcie mi moich okoliczności przyrody i świeżego powietrza! Wy też możecie mieć swoje czyste powietrze, a co lepsze, możecie nauczyć dbać o nie swoje dzieci. Pokażcie, jak wspólnie z nimi tworzycie atmosferę, jak tworzenia dobrej atmosfery ich uczycie* [ i wygrajcie nagrody:
NAGRODA GŁÓWNA:
Wspaniały zestaw toreb od La Millou by Katarzyna Zielińska:
DWIE NAGRODY DODATKOWE:
Ładowarka solarna do urządzeń mobilnych Basalt Charger:
* w komentarzach możecie opisywać swoje doświadczenia i działania, w jaki sposób tworzycie atmosferę i przyczyniacie się do pielęgnowania czystego powietrza, możecie dodawać obrazki, zdjęcia lub linki do filmików, a nawet… wpisów na swoim blogu. Jeśli nie możesz dodać komentarza – prawdopodobnie nie jesteś zalogowany w Disqusie. Rejestracja jest bardzo łatwa, nikt nie wysyła spamu, a dodatkowo dostaniem powiadomienie mailem, czy wygrałeś/wygrałaś 🙂 Główna nagroda oraz nagrody dodatkowe czekają!
Konkurs trwa od dziś [12.10.2015] do następnego poniedziałku [19.10.2015] do północy. Zwycięzców ogłoszę 20.10.2015 w tym wpisie. Regulamin: tutaj.
WYNIKI KONKURSU
Zróbmy to szybko, bo to ogłoszenie jest dla mnie wyjątkowo trudne. Rzadko to się zdarza, ale wasze komentarze są cenniejsze od nagród i po prostu wspaniałe. Dziękuję wam za każdy i szybko, szybko, żeby nie przedłużać, ogłaszam, że nagrodę główną zdobyła Milena za niesamowitą konsekwencję i wprost niezwykłe zaangażowanie w dbanie o powietrze na całym szerokim polu gospodarstwa domowego oraz za konkretne wypełnienie moich wskazówek z postu, które wypełniła, zanim o nich napisałam:
Pierwszy raz trafiłam na twojego bloga, jednak poruszany temat jest mi dość bliski, czuję pokrewieństwo dusz 😉 Myślę, że będę tu zaglądać.
Uważam, że to bardzo ważne, aby tworzyć dobrą atmosferę wokół siebie. Pamiętam, jak będąc na macierzyńskim po urodzeniu pierwszego syna, zaobserwowałam jak zmienia się temperatura w naszym domu. Wcześniej tego nie dostrzegałam bo wychodziłam do pracy o 7 i wracałam o 17-18, co oznaczało, że zimą w dni powszednie bywałam w domu głównie po zmroku. Gdy zostałam na macierzyńskim, zauważyłam, że w mroźny lecz słoneczny dzień w domu robi się bardzo szybko ciepło. Okna mieliśmy na południową stronę i już około 9tej w salonie było tak ciepło od słońca, że musiałam zakręcać kaloryfery. Piec mieliśmy na ekogroszek, jednak nie wytrzymywał on gdy wszystko było pozakręcane i woda zaczynała się gotować. Nie wyobrażałam sobie, żeby otwierać okno, szkoda mi było ciepła wyprodukowanego przez słońce, dlatego wyłączałam piec. Jednak po zachodzie słońca, dom szybko się wychładzał, nie był wystarczająco dobrze izolowany i mąż po powrocie z pracy pierwsze co, to rozpalał piec. Dwa lata temu rozpoczęliśmy budowę nowego domu i postanowiłam, że będzie to dom energooszczędny. Mamy duże okna od południowej strony, dom jest bardzo dobrze izolowany i nie chciałam ogrzewania na paliwo stałe. W dobrze izolowanym domu, nie ma ono sensu. Gruntowa pompa ciepła była dużym wydatkiem inwestycyjnym, spłacałaby się około 15 lat. Długo szukałam rozwiązania i znalazłam promienniki podczerwieni, których montaż kosztował 25% tego co gruntowa pompa ciepła. W całym domu mamy ogrzewanie elektryczne. Tuż pod panelami rozłożone są folie grzejne. Każde pomieszczenie ma osobny termostat dzięki czemu można indywidualnie sterować temperaturą według potrzeb. To nie jest ogrzewanie elektryczne jakie znamy z dawnych lat, nie są to przewody elektryczne. Na wylewce mamy wyłożony styropian, na to folie grzewcze (promienniki podczerwieni) i na nich ułożone panele podłogowe. W domu jest fantastyczny klimat, nie za gorąco, nie za zimno, bo dostosowujemy temperaturę do potrzeb. Moi synowie (lat 7 i 5), którzy asystowali mi często na budowie, teraz uczą się jak efektywnie gospodarować ogrzewaniem. Zimą odsłaniamy okna i korzystamy z darmowej energii słonecznej. Chłopcy zasłaniają rolety na noc, żeby ciepełko nie uciekało. Wiedzą, żeby na noc nie zostawiać kocy, poduszek na podłodze, bo wtedy zasłania się ogrzewanie. Choć w nocy mamy zazwyczaj obniżoną temperaturę bo tak lepiej się śpi. Mąż, choć początkowo obawiał się o nasze rachunki, po pierwszym sezonie grzewczym wychwalał mnie wszędzie, bo po pierwsze nie użerał się z piecem, wokół domu nie było brudu sadzy, powietrze było czystsze, w domu było cieplutko a w portfelu ubyło mniej niż gdy paliliśmy ekogroszkiem. Nasz dom jest zamieszczony na stronie producenta jako dom wzorcowy. Mamy założony podlicznik na ogrzewanie i podajemy miesięczne zużycie. Skoro mogę podać link to podaję, ale to nie jest reklama, tylko przykład: https://www.enerbau.pl/koszt-o…
Ale nie tylko mądrym ogrzewaniem dbamy o atmosferę. Wymyśliłam klimatyzację z recyklingu. Mając duże okna na południe, latem trzeba się liczyć z gorącem. Dlatego uczę dzieci, że latem od rana zasłaniamy roletami okno od południa, widno jest od pozostałych okien. Gdy słońce zmienia położenie, chłopcy zasłaniają kolejne rolety a odsłaniają te od południa. Szybko tego się nauczyli. Otwieramy też drzwi do garażu dzięki czemu do salonu płynie przyjemny chłód. Mam też swój innowacyjny sposób na grzanie wody użytkowej. Nie zamontowaliśmy na dachy solarów, gdyż chciałam zostawić połać dachu dla ogniw fotowoltaicznych. Na razie są dla nas za drogie ale mamy wszystko przygotowane, gdy potanieją, będziemy mogli montować. Do grzania wody używamy powietrznej pompy ciepła, która przerabia cieple powietrze na ciepłą wodę a jako odpad wyrzuca zimne powietrze. Skojarzyłam, że nad lodówką jest zawsze ciepło, bo chodzi ona 24 godziny na dobę przez 365 dni w roku. Pompa pobiera ciepłe powietrze znad lodówki, dzięki czemu owa bierze przy okazji mniej prądu. Latem natomiast zimne powietrze wypuszczamy na salon a zimą na zewnątrz budynku. Dzięki racjonalnemu używaniu rolet i pompy powietrza w salonie mamy przyjemny chłód. Ala mnie zadziwiające jest jak szybko dzieci skojarzyły fakty i jak same pilnie przestrzegają, żeby nie przegrzewać domu latem i nie wychładzać zimą.
Rozpisałam się 🙂 Stosujemy też inne rzeczy, aby dbać o atmosferę, np.: oszczędzanie wody, redukowanie ilości śmieci, oszczędzanie prądu ale te opisane powyżej wydają mi się najistotniejsze.
Cieszę się, że poruszasz ten temat. Obecnie bardzo interesuje się budownictwem i często rozmawiam z przyszłymi inwestorami. Niestety wielu nie zdaje sobie sprawy jak niewielkim kosztem można zadbać o naszą atmosferę. Najczęściej inwestorzy decydują się na piec na paliwo stałe i nie szukają innych rozwiązań, nie myślą o środowisku tylko głównie o kosztach użytkowania. A nasz dom jest przykładem na to, że można mieć niskie koszty, super klimat w domu, wygodę i jednocześnie dbać o środowisko.
Nagrody dodatkowe, czyli ładowarka solarna leci do Marty Zet [żeby miała kontakt ze światem podczas leśnych wycieczek i dla udowodnienia, że można dbać o powietrze i klimat również w mieście] oraz Anny Florek za całokształt wypowiedzi i plany konkretne związane z ochroną powietrza.
Zwycięzców proszę o zgłoszenie się na mój e-mail asia.jaskolka@gmail.com i wysłanie mi adresu do wysyłki 🙂 Gratuluję!
yuuuuuuupiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii dziękuję 🙂 🙂 😉 nie sądziłam że wygram !!!!!!!!!!!!!!!! dziękuję marzyłam o takiej nagrodzie właśnie :)))))))))))) bosko bosko bosko :))))
Obecnie mieszkamy w dużym mieście, ale mimo to staramy się dbać o atmosferę. Staram się odbierać córę z przedszkola rowerem. Gdy przyjadę autem ona jest bardzo niezadowolona, i mimo że mam 5 km w jedną stronę (może i nie dużo, ale ciągnąc przyczepkę z dwójką dzieci i „bagażem” na plac zabaw – w sumie ok 40 kg, co pod wiatr znacznie utrudnia jazdę) to wiem, że zawsze jest to jakieś zbawienie dla powietrza najbardziej zanieczyszczonego w Polsce. Jest to wysiłek (łatwiej wsiąść w auto) ale i codzienna dawka ruchu i sportu, co mamie z dwójką malutkich dzieci jest wręcz niezbędne.
Gdy zaś muszę uruchomić samochód – dobieram trasę i sprawunki tak, aby za jednym wyjazdem załatwić jak najwięcej spraw. Robimy też zbiorowe zakupy ze znajomymi tworząc mini kooperatywę – zawsze mniej wtedy tych paczek do transportowania i mniej przebiegów autem. A gdy się da wyjeżdżamy za miasto na wieś lub w góry by tez nasze płuca mogły odetchnąć. Dbamy też o nasze otoczenie segregując dokładnie śmieci, pamiętając o gaszeniu światła oraz o rozsądnym używaniu wody – i tu córka jest strażnikiem i pilnowaczem tego porządku.
O dobrą domową atmosferę dbamy mając poczucie humoru i dystans do siebie, dobry śmiech to podstawa. Wspólna zabawa oraz mnóstwo wygłupów – no i ta myśl, że dziećmi są dla nas okazją do odkrywania świata a nie jakimś obciążeniem – to pozwala nam czuć, że życie jest Wielką Arcyciekawą Przygodą.
Moja córka otacza się takimi widokami. Żyje pośród matki natury….a ona pokazuje jej jak łatwo można żyć w zgodzie z nią.
Od dziecka mieszkałam na wsi. Moja córka urodziła się w mieście skąd pochodzi mój mąż. Po roku czasu nie wytrzymałam betonowych murów i wróciliśmy na łono natury. Z racji tego że nie mam nawet prawa jazdy moje wszelkie wyjścia z domu wiążą się z rowerem lub spacerówka dziecka. Jestemo osobą aktywna fizycznie także moje dziecko które kończy dziś rok i 5 miesięcy nie ma ze mną łatwo (nie ja z nia) wychodzimy na długie spacery; przejażdżki rowerowe dzięki czemu nie trujemy powietrza spalinami. Śmieci sortujemy drzewka hodujemy o zwierzątka dbamy i świeże powietrze kochamy! Starej trawy nie palimy ludziom innym powietrza nie smrodzimy. Co babcia mamie przekazała córka z pokolenia na pokolenie będzie o to dbała! ♥
Od 8 lat mieszkamy w mieście smogu. Widzę go prawie co dziennie gdy podnoszę rolety, szaro-beżowa łuna nad miastem. Dwojka dzieci (4,5 oraz 1,5 roku), a dokładnie obawa o ich i swoje zdrowie, skłoniły nas do podjęcia szalenie trudnej decyzji-wyprowadzki w nasze rodzinne rejony (Góry Świętokrzyskie). Wcześniej to były tylko marzenia, ale tak dłużej już nie mogę, czuję że się duszę tym smrodem. Na razie jesteśmy na etapie kupna działki, więc jeszcze sporo przed nami, ale póki co staram się dzieciom pokazywać przyrodę tu gdzie jesteśmy.
Spacery do parku, weekendowe wyjazdy za miasto, na łąkę obok stadniny gdzie można pozrywać trawę i pokarmić konie, gdzie nie ma miejskiego zgiełku. Uczę by szanować dobra cywilizacji, które mamy bo są one kosztem przyrody, żeby światło nie świeciło się bez potrzeby, a woda do mycia kucyków nie lała się strumieniami, segregacja to już oczywista oczywistość.Na placu zabaw starsza córka gdy tylko znajdzie śmiecia( o co nie trudno) od razu biegnie z nim do kosza. Na co dzień też nie używamy auta, to co możemy to na nogach, mąż jeździ do pracy rowerem lub autobusem. Są to podstawy działania, ale jeśli dzieci mają je wpojone od małego to nie będą potrafily inaczej postępować. Ja takie zasady wyniosłam z domu i poprostu nie umiałabym zrobić inczej.
To, co najlepiej pamiętam z dzieciństwa, to wakacje u babci na wsi, w jej małym drewnianym domku otoczonym lasami i świętym spokojem…Dlatego kiedy tylko zostałam mamą postanowiłam sobie, że moje dzieci nie będą dorastały na wsi – a szczególnie w smogu Krakowa, że nie będą żyły w rytm rozkładu autobusów i szukały schronienia przed słońcem w cieniu blokowisk czy przed komputerem.
I lepiej późno niż wcale: swojego postanowienia dotrzymałam, pod koniec września przenieśliśmuy się na Podkarpacie, gdzie budujemy dom i marzenia wśród cudownych okoliczności przyrody (bardzo podobnych do Twoich…;) )!
Ale teraz już do sedna przejdę (nie: przejadę). Zawsze byłąm zdania, że dzieci najlepiej uczy się…przez modelowanie! Przed dawanie dobrego przykładu zmiast setek złotych rad i życie według deklarowanych reguł 😉 Dlatego na moje październikowe okrągłe urodziny dostałam nie sukienkę z poliestru czy pierwsze własne auto, ale…czteroosobowe stadko alpak; dlatego moje dzieci rozwożę do szkoły/przedszkola na rowerze lub w szkolnym autobusie; dlatego zamiast wyrzucać śmieci, staramy się nadać im drugie życie w naszym życiu 🙂
Jak na załączonym zdjęciu (mój starszak z Gabrysią) – staram się „oswajać” moje dzieci z przyrodą, zaszczepiać w nich miłość do natury i pokazywać im, że w jeździe na rowerze, sadzeniu nowych drzewek czy spędzaniu czasu na świeżym powietrzu niż przed komputerem jest „coś” fajnego! To taka edukacja u podstaw, która przekłada się na fantastyczne efekty, z których dzisiaj jestem dumna ja jako mama i z których w przyszłości będą dumne ich wnuki 🙂
Gdzieś zniknął mój wcześniejszy wpis. 😉
Mrożąca krew w żyłach opowieść o tym, jak żyją prawdziwi leśni ludzie. 😉 Mieszkamy na wsi i kochamy taki sielski żywot. Mamy zdrowe powietrze, zdrową żywność i zdrowe nawyki. Zresztą, co tu będę pisać. Szczegóły w filmiku. https://www.youtube.com/watch?v=hPexpF3aIW0
Gdzieś zniknął mój wcześniejszy wpis. 😉
Mrożąca krew w żyłach opowieść o tym, jak żyją prawdziwi leśni ludzie. 😉 Mieszkamy na wsi i kochamy taki sielski żywot. Mamy zdrowe powietrze, zdrową żywność i zdrowe nawyki. Zresztą, co tu będę pisać. Szczegóły w filmiku. https://www.youtube.com/watch?v=hPexpF3aIW0&feature=youtu.be
To ja tak poza konkursowo (choć jeśli miałabyś ochotę mnie nagrodzić, to nie lękaj się) napiszę: że Ci zazdroszczę. Oczywiście tych lasów, jezior, tego powietrza, zapachu, spokoju, bezkresu… Ale przede wszystkim odwagi. Bo podejrzewam, że to nie lada życiowe, logistyczne wyzwanie. Dzień w dzień. Planowanie każdej czynności życiowej, która w mieście jest błahostką, jak wyjście po zakupy, dojazd do przedszkola, pracy, wyjście na plac zabaw. I pewnie tych różnych komplikacji będzie przybywać, bo dzieciak jak wstaną, tak ruszą po swoje (szkoła, jakieś zajęcia pozalekcyjne), co za tym idzie i kreatywnych rozwiązań, jak tę rzeczywistość ogarnąć. O Ciebie się nie boję. Ale właśnie zastanawiam się, czy sama bym dała radę. Jestem mieszczuchem, uwielbiam to miejsce, w którym przyszło mi mieszkać, dobrze mi z tym, że do ulubionych miejsc mogę dotrzeć na nogach, że możliwość realizowania moich pasji jest w zasięgu ręki. Ale w sumie zaczynam się czuć więźniem we własnym mieście, i tu zdecydowanie kopuła smogu nad miastem ma w tym swój udział. Od jakiegoś czasu myślimy o swoim małym domku. Jeszcze do niedawna rozważaliśmu opcję domku miejskiego, ostatnio podmiejskiego, ale zaczyna nam chodzić po głowie koncept domku wiejskiego. Ciekawe czystarczy odwagi… 🙂
Jesteś chyba pierwszą osobą, która literalnie nazwała to, z czym borykam się każdego dnia – logistyka 🙂 Dzięki!
Ależ proszę.
Tak sobie przemyślałam temat, to w tej Twojej logistyce może/musi być metoda na oszczędność czasu. Ja to nawet nie chcę myśleć, ile czasu marnotrawimy tygodniowo na głupie zakupy, bo przecież sklepy są pod ręką. Więc no po co myśleć i głowić się nad listą zakupową…
Mrożąca krew w żyłach opowieść o tym, jak żyją prawdziwi leśni ludzie. 😉 Mieszkamy na wsi i kochamy taki sielski żywot. Mamy zdrowe powietrze, zdrową żywność i zdrowe nawyki. Zresztą, co tu będę pisać. Szczegóły w filmiku. https://youtu.be/hPexpF3aIW0
Urodziłam się na wsi, a dokładniej w górach naszych pięknych,
dlatego od zawsze obcowanie z naturą było mi tak powszechne jak woda, nie
spędziłam dzieciństwa przed komputerem, tylko gotując zupy z trawy, układając
mech na kamieniach, skacząc po drzewach, paląc ogniska i budując igla zimą. Nie
było mi obce łażenie po górach z plecakiem, śpiworem i pajdą chleba z konserwą,
musiał wystarczyć zimny strumyk i ciepło ogniska. Z wiekiem musiałam podejmować
różne decyzje niekoniecznie zgodne z moją naturą, więc za pracą pojechałam do
naszej stolicy i tutaj osiadłam, co niestety mocno kłóciło się z moim
zamiłowaniem do natury, ale cóż życie stawia nas w różnych sytuacjach. Obecnie
po kilkunastu latach niestety nadal mieszkam w stolicy w miejskim huku i
pędzie, ale….. jest postęp. Po wieeeeelu długich latach i namowach udało mi się
przekonać moją drugą połówkę aby zamieszkać poza miastem lub chociaż pod, z
dala od tego pędu a bliżej lasu, wody i całej natury która daje oddychać i żyć.
Więc co robimy dla natury i powietrza???
Wybieramy domek mocno energooszczędny ze wszystkimi udogodnieniami jakie może
nam ofiarować właśnie nasza ziemia czyli pompę ciepła wprost z ziemi, solary
słoneczne i jeszcze parę innych rozwiązań które uda się nam wdrożyć mając takie
a nie inne finansowe zaplecze. Jeszcze długa droga przed nami, ale jest już
światełko w tunelu. Ale ale to że do tej pory mieszkamy w blokowisku nie znaczy
że nie robimy nic dla natury i dla powietrza, ale też dla nas samych i naszych
dzieci. Zawsze wtedy kiedy tylko możemy uciekamy z miejskiej dżungli,
kajakujemy-nawet nasz piesek (już niestety nieżyjący) to uwielbiał, plażujemy i
łazimy po lasach i wdychamy świeże powietrze, kiedy tylko możemy przesiadamy
się na rower z naszym jeszcze małym synkiem, ale mimo dopiero 1,5 rocznego jego
życia na rowerze z nami zrobił już 700 km.
Tak tak dokładnie tyle! W przyczepce czuje się jak ryba w wodzie a kiedy
ma wracać do domu to kończy się płaczem bo chciałby jeszcze. Czy zimno czy
ciepło jest mu bez różnicy ważne że poza blokiem. Oprócz tego zwiedzamy co się
da, łazimy po górach (pierwsza wycieczka
naszego syna odbyła się w wieku jego 3 miesięcy, mamy nawet pamiątkową
statuetkę za zdobycie szczytu dla najmłodszego uczestnika złazu), wędkujemy,
żeglujemy, podróżujemy, jeździmy na nartach, na rolkach i tego samego pomału
uczymy swojego syna, a dzięki temu liczę na to że jak dorośnie będzie wolał
spędzać czas na powietrzu mając swoje hobby, a nie tylko w domu czy bloku przed komputerem,
ale czas pokaże. To my jesteśmy od tego żeby zarażać pasją nasze dzieci, żeby pokazać
im że da się żyć aktywnie a jednocześnie mając przy tym wielką radochę. Ja sama
z zamiłowania (a obecnie i z zawodu) jestem rękodzielnikiem czyli również
pomagam naturze, odnawiając stare rzeczy, malując wiercąc szyjąc itd. Teraz
czekamy na drugiego synka a jak już niebawem się pojawi to i on będzie razem z
bratem uczyć się jak radzić sobie w życiu aby jak najwięcej czerpać z natury i
działać dla niej, ale to pomalutku. A na te nasze już stare lata marzy nam się
malutki domek nad jeziorem… ech marzenia się spełniają trzeba tylko dać im
szansę.
eech coś nie mogę sobie poradzić z wrzuceniem posta a szkoda bo chciałam 🙁 nawet się zalogowałam ale coś mi nie idzie 🙁
Dało radę, zdublowało się, ale trudno 🙂
Urodziłam się na wsi, a dokładniej w górach naszych pięknych,
dlatego od zawsze obcowanie z naturą było mi tak powszechne jak woda, nie
spędziłam dzieciństwa przed komputerem, tylko gotując zupy z trawy, układając
mech na kamieniach, skacząc po drzewach, paląc ogniska i budując igla zimą. Nie
było mi obce łażenie po górach z plecakiem, śpiworem i pajdą chleba z konserwą,
musiał wystarczyć zimny strumyk i ciepło ogniska. Z wiekiem musiałam podejmować
różne decyzje niekoniecznie zgodne z moją naturą, więc za pracą pojechałam do
naszej stolicy i tutaj osiadłam, co niestety mocno kłóciło się z moim
zamiłowaniem do natury, ale cóż życie stawia nas w różnych sytuacjach. Obecnie
po kilkunastu latach niestety nadal mieszkam w stolicy w miejskim huku i
pędzie, ale….. jest postęp. Po wieeeeelu długich latach i namowach udało mi się
przekonać moją drugą połówkę aby zamieszkać poza miastem lub chociaż pod, z
dala od tego pędu a bliżej lasu, wody i całej natury która daje oddychać i żyć.
Więc co robimy dla natury i powietrza???
Wybieramy domek mocno energooszczędny ze wszystkimi udogodnieniami jakie może
nam ofiarować właśnie nasza ziemia czyli pompę ciepła wprost z ziemi, solary
słoneczne i jeszcze parę innych rozwiązań które uda się nam wdrożyć mając takie
a nie inne finansowe zaplecze. Jeszcze długa droga przed nami, ale jest już
światełko w tunelu. Ale ale to że do tej pory mieszkamy w blokowisku nie znaczy
że nie robimy nic dla natury i dla powietrza, ale też dla nas samych i naszych
dzieci. Zawsze wtedy kiedy tylko możemy uciekamy z miejskiej dżungli,
kajakujemy-nawet nasz piesek (już niestety nieżyjący) to uwielbiał, plażujemy i
łazimy po lasach i wdychamy świeże powietrze, kiedy tylko możemy przesiadamy
się na rower z naszym jeszcze małym synkiem, ale mimo dopiero 1,5 rocznego jego
życia na rowerze z nami zrobił już 700 km.
Tak tak dokładnie tyle! W przyczepce czuje się jak ryba w wodzie a kiedy
ma wracać do domu to kończy się płaczem bo chciałby jeszcze. Czy zimno czy
ciepło jest mu bez różnicy ważne że poza blokiem. Oprócz tego zwiedzamy co się
da, łazimy po górach (pierwsza wycieczka
naszego syna odbyła się w wieku jego 3 miesięcy, mamy nawet pamiątkową
statuetkę za zdobycie szczytu dla najmłodszego uczestnika złazu), wędkujemy,
żeglujemy, podróżujemy, jeździmy na nartach, na rolkach i tego samego pomału
uczymy swojego syna, a dzięki temu liczę na to że jak dorośnie będzie wolał
spędzać czas na powietrzu mając swoje hobby, a nie tylko w domu czy bloku przed komputerem,
ale czas pokaże. To my jesteśmy od tego żeby zarażać pasją nasze dzieci, żeby pokazać
im że da się żyć aktywnie a jednocześnie mając przy tym wielką radochę. Ja sama
z zamiłowania (a obecnie i z zawodu) jestem rękodzielnikiem czyli również
pomagam naturze, odnawiając stare rzeczy, malując wiercąc szyjąc itd. Teraz
czekamy na drugiego synka a jak już niebawem się pojawi to i on będzie razem z
bratem uczyć się jak radzić sobie w życiu aby jak najwięcej czerpać z natury i
działać dla niej, ale to pomalutku. A na te nasze już stare lata marzy nam się
malutki domek nad jeziorem… ech marzenia się spełniają trzeba tylko dać im
szansę.
Urodziłam się na wsi, a dokładniej w górach naszych pięknych,
dlatego od zawsze obcowanie z naturą było mi tak powszechne jak woda, nie
spędziłam dzieciństwa przed komputerem, tylko gotując zupy z trawy, układając
mech na kamieniach, skacząc po drzewach, paląc ogniska i budując igla zimą. Nie
było mi obce łażenie po górach z plecakiem, śpiworem i pajdą chleba z konserwą,
musiał wystarczyć zimny strumyk i ciepło ogniska. Z wiekiem musiałam podejmować
różne decyzje niekoniecznie zgodne z moją naturą, więc za pracą pojechałam do
naszej stolicy i tutaj osiadłam, co niestety mocno kłóciło się z moim
zamiłowaniem do natury, ale cóż życie stawia nas w różnych sytuacjach. Obecnie
po kilkunastu latach niestety nadal mieszkam w stolicy w miejskim huku i
pędzie, ale….. jest postęp. Po wieeeeelu długich latach i namowach udało mi się
przekonać moją drugą połówkę aby zamieszkać poza miastem lub chociaż pod, z
dala od tego pędu a bliżej lasu, wody i całej natury która daje oddychać i żyć.
Więc co robimy dla natury i powietrza???
Wybieramy domek mocno energooszczędny ze wszystkimi udogodnieniami jakie może
nam ofiarować właśnie nasza ziemia czyli pompę ciepła wprost z ziemi, solary
słoneczne i jeszcze parę innych rozwiązań które uda się nam wdrożyć mając takie
a nie inne finansowe zaplecze. Jeszcze długa droga przed nami, ale jest już
światełko w tunelu. Ale ale to że do tej pory mieszkamy w blokowisku nie znaczy
że nie robimy nic dla natury i dla powietrza, ale też dla nas samych i naszych
dzieci. Zawsze wtedy kiedy tylko możemy uciekamy z miejskiej dżungli,
kajakujemy-nawet nasz piesek (już niestety nieżyjący) to uwielbiał, plażujemy i
łazimy po lasach i wdychamy świeże powietrze, kiedy tylko możemy przesiadamy
się na rower z naszym jeszcze małym synkiem, ale mimo dopiero 1,5 rocznego jego
życia na rowerze z nami zrobił już 700 km.
Tak tak dokładnie tyle! W przyczepce czuje się jak ryba w wodzie a kiedy
ma wracać do domu to kończy się płaczem bo chciałby jeszcze. Czy zimno czy
ciepło jest mu bez różnicy ważne że poza blokiem. Oprócz tego zwiedzamy co się
da, łazimy po górach (pierwsza wycieczka
naszego syna odbyła się w wieku jego 3 miesięcy, mamy nawet pamiątkową
statuetkę za zdobycie szczytu dla najmłodszego uczestnika złazu), wędkujemy,
żeglujemy, podróżujemy, jeździmy na nartach, na rolkach i tego samego pomału
uczymy swojego syna, a dzięki temu liczę na to że jak dorośnie będzie wolał
spędzać czas na powietrzu mając swoje hobby, a nie tylko w domu czy bloku przed komputerem,
ale czas pokaże. To my jesteśmy od tego żeby zarażać pasją nasze dzieci, żeby pokazać
im że da się żyć aktywnie a jednocześnie mając przy tym wielką radochę. Ja sama
z zamiłowania (a obecnie i z zawodu) jestem rękodzielnikiem czyli również
pomagam naturze, odnawiając stare rzeczy, malując wiercąc szyjąc itd. Teraz
czekamy na drugiego synka a jak już niebawem się pojawi to i on będzie razem z
bratem uczyć się jak radzić sobie w życiu aby jak najwięcej czerpać z natury i
działać dla niej, ale to pomalutku. A na te nasze już stare lata marzy nam się
malutki domek nad jeziorem… ech marzenia się spełniają trzeba tylko dać im
szansę.
2 lata temu, z dwójką małych dzieci dusiłam się w podstolicy
Nie mogliśmy się wyprowadzić, znalazłam domek letniskowy w puszczy- starą, rozklekotaną budę i poczułam się jak w niebie… hamak w lesie, drzewa z chmurami… Dzieci biegają po lesie z patykami, cały dzień i nie znają nudy, rzeka w lesie, robaki, ryby, kawałek sznurka, kamyk… Jezu, jakie to dobre…
Uciekamy tam, kiedy się da…
Moja córa ma 7 lat i wie, że należy dbać o to, co nas otacza. I to tak dla nas oczywiste, że nie czekamy na poklaski. Serio. Zawsze schylam się po śmiecia na chodniku. Zawsze mam w torebce szmaciane torebki na zakupy i prawie nigdy nie biorę foliowych siatek, i jeszcze o tym gadam do sprzedawców i innych kupujących – o nierozkładałnych granulkach w oceanie i umierających przez to zwierzętach. I wiem, że dla niektórych jestem wariatką. Wszystko potrafię, potrafimy z Młodą przerobić na domową sztukę, każdy śmieć. Pękam z dumy i radości, kiedy córa bierze do ręki jakąś pierdołę i mówi, co widzi – miasto, parowiec, ptaka, itp.. Potrafimy znaleźć dalsze wykorzystanie czegoś, czego nie potrzebujemy i jeszcze to dostarczyć, do ponownego wykorzystania. W domowe logistyczne „wycieczki” wpisuję wypad do schroniska podrzucić stare koce czy gary, elektro-śmieci do dobrego miejsca, zużyte baterie składuję w koszyku i pamiętam o nich, jak jadę do Lidla.Lubię jeździć kolejką, tramwajem, czytam wtedy więcej i traktuję to jako „czas wolny” od myślenia.
Umiem szyć i naprawiam, co się da z ubrań. Ostatnio spodnie dresowe synka zyskały łaty z Batmanem i wyglądają lepiej niż nowe. Teraz uczę szyć córę.
Najtrudniej jest z zakupami, bo bardzo trudno ominąć tysiące opakowań żywności, co przy zakupach żywieniowych dla 4-osobowej rodziny ma duże znaczenie. Tutaj, w podwarszawie, nie bardzo znajduję małe sklepiki typu rzeźnik, ryby, warzywa, itp..
Aha, no, i uwielbiam, uwielbiam kupować w lumpeksach. Jestem kiepskim konsumentem.
Fajnie było o tym powiedzieć do kogoś, kto nie popatrzy na mnie jak na wariatkę 😉
Pozdrawiam serdecznie
Dbanie o atmosferę to podstawa
uczymy córkę, że może być to także niezła zabawa.
Śmieci u nas w domu się segreguje,
nasza Basia dzielnie przy tym asystuje.
Oddziela plastik, papier, bioodpady i szkło,
a rano przed przedszkolem z tatą do śmietnika Wioo!
Myjąc łazienkę octu używamy,
dzięki temu atmosfery chemikaliami nie zatruwamy.
I chociaż w Warszawie mieszkamy
to ” słoikami” się nazywamy!
Warmia jest miejscem, skąd pochodzimy
tam zawsze dużo rzeczy na powietrzu robimy.
Jeździmy do lasu zbierać grzyby,
córeczka się również uczy jak łowić ryby.
Dziadek z Tatusiem drzewa pokazują,
o mieszkańcach lasu zawzięcie dyskutują.
Odgłosy rożnych ptaków słyszymy raniutko,
aby je rozpoznać przyglądamy im się cichutko.
Na kajaki latem zawsze się wybieramy,
w sitowiu ptactwa bacznie wyglądamy.
Basia bardzo lubi ogródek u dziadka
rozpoznawanie warzyw idzie jej „jak z płatka”.
Dzięki temu zawsze wie,
skąd w Warszawie biorą się
bioowoce i warzywa, zdrowe mięso, świeża ryba.
Natura swoim urokiem ją oczarowuje,
w lesie ze śmieciami dzielnie wojuje.
I choć nie ma jeszcze 4 lat,
z tworzeniem zdrowej atmosfery jest ” za pan brat”!!!!
Jesteśmy mieszczuchami i choć mieszkamy w małym miasteczku,
gdzie do lasu i nad jezioro jest względnie blisko, tęsknimy za dzwoniącą w
uszach ciszą, taką jak na wsi. Bo dla naszych pociech największą frajdą nie są
dalekie wycieczki do egzotycznych krajów, ale wyjazdy do babci i dziadka na
wieś. Odkąd pamiętam, nasze dzieci zawsze z utęsknieniem wyczekują momentu,
kiedy zaczną się pakować, bo na drugi dzień czeka je podróż pociągiem (z
kilkoma przesiadkami). Na wsi spędzamy dwa tygodnie, a każdy dzień staje się
niezwykłą przygodą. Dziadek zabiera dzieci do lasu, opowiada im o gatunkach i
zwyczajach zwierząt, roślinach, razem podpatrują ptaki przez lornetkę i szukają
tropów. Dziadek jest emerytowanym leśnikiem i ma w zanadrzu wiele ciekawych
historii. Babcia z kolei uczy naszą młodszą pociechę piec smakowite ciasta i
chleb w starym ceglanym piecu czy szyć na starej maszynie Singera. Dziadkowie
przed snem opowiadają dzieciom historie ze swojej młodości, również o czasach
wojennych a maluchy zawsze słuchają tych opowieści z uwagą. Ładna, słoneczna
pogoda sprzyja wycieczkom (pieszym i rowerowym) po bliższych i dalszych
okolicach. Wbrew pozorom jest co zwiedzać, bowiem tereny obfitują w jeziora,
łąki oraz rozmaite malownicze ruiny zamków i pałaców. Zawsze staramy się
wcześniej poczytać o danym obiekcie w Internecie a potem w trakcie wycieczki
przekazujemy wiedzę dzieciom. Później nasze pociechy biorą kredki, pisaki albo
farby i malują to, co zobaczyły wcześniej. Atrakcją dla dzieci jest również wielki
ogród i sad z ulami. Razem z dziadkiem odciągają miód i zbierają do koszyków
warzywa i owoce. Dziadkowie hodują kaczki, krowy, świnie, kury, owieczki, a na
podwórku mają psy i koty. Dzieci uczą się jak dbać o zwierzęta, dokarmiają je i
z wielką chęcią chodzą z koszykiem zbierać jajka;) Wielką frajdę sprawia im
przypatrywanie się dojeniu krowy (ręcznym) a później próbują wyrabiać masło i
ser w starej, drewnianej masielnicy. I oczywiście rano ze smakiem zajadają
własnoręczny wyrób na śniadanie. Frajda jest zjedzenie śniadania czy obiadu w
ogrodzie, na świeżym powietrzu. Wieczorami rozpalamy ognisko, pieczemy
kiełbaski i ziemniaki, podziwiamy niebo przez teleskop i gonimy świetliki.
Nawet w czasie deszczu dzieci się nie nudzą: razem buszujemy na strychu przedwojennego
domu dziadków i szukamy skarbów, oglądamy albumy ze starymi zdjęciami,
rysujemy, gramy w gry planszowe (zachowało się sporo z czasów mojej młodości)
albo po prostu czytamy książki. Niekiedy nakładamy kalosze i płaszcze
przeciwdeszczowe i jeśli nie jest zbyt zimno, idziemy na spacer, skacząc po
kałużach;) Ostatni dzień naszego pobytu na wsi to dzień, w którym odbywa się
odpust. Niewielka wioska tętni wtedy życiem i dźwiękami klaksonów, z okolic
zjeżdża mnóstwo ludzi. To taka tradycja w naszej rodzinie bo i ja, kiedy byłam
mała, z utęsknieniem czekałam, aż się rozstawią odpustowe stragany. Teraz nasze
dzieci robią to samo, przy okazji wydając część oszczędności na odpustowe
drobiazgi. Wakacje to dla nich czas pełen wrażeń i przygód, spanie na sianie, poszukiwanie
żuków gnojarzy w krowich plackach i czytanie książek w hamaku rozwieszonym w
sadzie. To zabawy ze zwierzętami, wspinanie się na drzewa by dosięgnąć
najsłodszych wygrzanych na słońcu czereśni. Taki wyjazd jest też nauką poprzez
zabawę. Myślę, że gdy nasze pociechy dorosną będą kontynuować rodzinną
tradycję:)
Uczę dzieci, że warto się dzielić: miejscem w samochodzie, nieużywanymi zabawkami i ubraniami a nawet jedzeniem, które np. nam nie posmakowało i zamiast wyrzucać do kosza, oddajemy je potrzebującym osobom. Wspólnie zastanawiamy się, jak nie marnować pracy wielu osób, składników, które zostały użyte do produkcji oraz kupować mądrze, by nieograniczona konsumpcja nie powodowała jeszcze większego zanieczyszczenia powietrza. Zawsze świetnie się bawimy a ich pomysły naprawdę zaskakują! Dzięki temu wiem, że wiele potraw mogę zamrozić albo zamiast kupować – wypożyczyć 🙂
Moje Dzieci i ja ,jesteśmy pozytywnie zakręceni na punkcie ekologii.Wyraża się to tym, że czerpiemy z natury jak najwięcej,oczywiście dając jej od nas to co najlepsze.Nie śmiecimy,szanujemy, o co najważniejsze zachęcamy do tego innych.
My uwielbiamy Polskie lasy
I nie musimy wcale jeździć na wczasy
One dają nam radości wiele
Wiemy to my i nasi przyjaciele
I radę mamy dla wszystkich dzieci
Gdy jesteś w lesie to zbieraj śmieci
I o zwierzętach pomyślcie czasem
Gdy idziecie pięknym, zielonym lasem
franulka5@gazeta.pl
Matka jest tylko jedna każdy człowiek o tym wie a ja dzięki temu blogowi najwięcej o ekologii dowiedziałam się .Niech się cały świat o tym dowie ,że Nasza Asia Jaskółka potrafi rozsądnie przebywać w komorze tlenowej 🙂 .Piska Puszcza ,Puszcza Piska u Asi pełna smakołyku jest psia miska 🙂 .W lesie drzewa chronią każdego człowieka i zwierzęta a wizytę w tak szczególnym dla Nas miejscu do końca życia się pamięta .Asia to moja bateria słoneczna która jest dla środowiska w pełni bezpieczna 🙂 .Ona ma serce gorące jak piec i warto na jej blog każdego dnia biec 🙂 .Dzięki niej z rowerem się zaprzyjaźniłam i mojemu mężowi brzuszek spaliłam .Oczywiście nie używając zapałek 🙂 a regularną jazdą na rowerze można ciało kształtować wspaniale .W moim domu pojawiły się w dużej ilości paprotki a dzięki tym niepozornym roślinkom nabrałam do życia ochotki .Asia tworzy ze swymi fanami niezwykle przyjazną atmosferę i do szczęścia każdemu człowiekowi naprawdę nie trzeba wiele .Doskonale mały kosztem swój budynek mieszkalny ociepliłam i Asi podziękować sobie z całą rodzinką pozwoliłam .Dla mnie blog ,,Matka jest tylko jedna ” jest pełen mądrości ,nietuzinkowy a większości domach działa już piec retortowy . .Uczę ekologi nawet najmłodsze dzieci i wpajam im ,że nigdy nie wolno palić śmieci .Zanieczyszczenia źle na organizm ludzki wpływają więc nie ma się co dziwić ,że już najmłodsze dzieci alergie mają .Reni Jusis ,Jusis Reni kto posłucha ambasadorkę ,,Tworzymy Atmosferę ” na pewno dbanie o atmosferę doceni. Nasza Planeta mówi do Nas cichutki głosem :Człowieku ja ledwo dyszę a ja biorę się za siebie i dba o nią wraz z Hołowczycem Krzysiem .On osiąga duże w swym samochodzie prędkości a blog Matka jest tylko jedna każdego dnia sprawia mi wiele radości
Cześć! Jestem krakowianką, więc ze smogiem ścieram się niemal codziennie, z wyłączeniem ciepłych miesięcy w roku. Walczymy zawzięcie o to, żeby móc swobodnie oddychać i nie dusić się w naszym mieście…choć to trudne, to nie poddajemy się! O wszystkim tym, co robimy, żeby wygrać i pozostawić Gród Kraka czystszym, możesz przeczytać i mnie, czyli tu: http://co-mnie-wkurvia.blogspot.com/?m=1
Moja Córka pilnie pomaga mi w podlewaniu kwiatów, nie tylko tych „antysmogowych” 😉
Pozdrawiam!
Jak dbamy o środowisko i dobrą atmosferę? Właściwie trudno
mi odpowiedzieć na to pytanie ponieważ cała moja rodzina ma to „we krwi”. Takim
najważniejszym elementem w naszym codziennym życiu jest segregacja odpadów: materiały
z których nie da się już nic stworzyć (uwielbiamy „tworzyć” coś z niczego!) wkładamy
do odpowiednich pojemników: szkło, plastik, papier…. Resztki organiczne
wyrzucamy na kompost- wiosną będzie jak znalazł na nasze warzywne grządki J
Na oknie mamy mini-szklarnię w której hodujemy natki z resztek warzyw. W domu
nie używamy aerozoli a chemiczne środki czystości zastępujemy tymi naturalnymi
(sodą oczyszczoną, octem….), staram się kupować jedynie eko-kosmetyki. Staramy
się oszczędnie gospodarować wodą i gazem. Stary piec na węgiel zmieniliśmy na
gazowy, na wszystkich grzejnikach mamy termostaty, ociepliliśmy dom i
uszczelniliśmy okna. Dzięki temu zużywamy mniej gazu i mniej eksploatujemy
nasze środowisko. Zimą pomagamy ptakom (wiemy, jak ważną rolę spełniają w
naszym ekosystemie)- na oknie ustawiamy karmik a na brzozie wieszamy słoninkę
dla zaprzyjaźnionej rodzinki sikorek. Wiosną w ogrodzie zakładamy warzywne grządki-
hodujemy na nich marchewkę, pietruszkę, dynie, kalarepki, cukinie i wiele
innych wspaniałości. Robimy to „razem”- grabki, motyki i łopatki to druga para Naszych
rąk. Jesienią tworzymy z nich pyszne przetwory na zimę. Staramy się większość czasu
spędzać na świeżym powietrzu- co prawda ze względu na pracę nie udaje nam się
codziennie wyjść na spacer ale każdy weekend spędzamy aktywnie: w lesie, nad
jeziorem, na łąkach puszczając latawce. Latem jeździmy na naszą ukochaną
działkę na Mazurach- właśnie w Puszczy Piskiej! Nie mamy tam prądu, po wodę
biegamy do jeziora a nasz domek zrobiliśmy własnoręcznie i przypomina raczej
szałas niż domek ale i tak jest cudowny! Mamy tam też kawałek pola na którym
uprawiamy warzywa na zimowe zapasy. Wieczorami pod domek podchodzą sarny i
jelenie a jesienią trzeba uważać na jeże. Pewnie mogłabym wymienić jeszcze
tysiąc drobiazgów które goszczą w Naszym codziennym życiu a teraz umknęły mi z
głowy. Wiem jedno: cała moja rodzina dobrze wie, jak cenna jest przyroda wokół
nas, jaką rolę spełniają drzewa, zwierzęta, rośliny… Dlatego dbamy o to dobro
które zostało nam dane. Codziennie.
Kocham naturę a las kocha Nas – myślę codziennie po przebudzeniu.
Mimo iż wierszy pisać nie potrafię, zato wspaniale zgadzam się z tym co naposałaś.
Moi teściowie od dizecka mieszkają na wsi wśród lasów i zwierząt, ja zawsze bylam miastowa dziewczyną ale…. ciąża jedna/druga/trzecia uświadomiła mi że Natura to cos najlepszego co moge zrobić dla siebie i dla dzieci. Doceniłam i doceniam codziennie przebywanie na świeżym powietrzu
czerpania z natury energii., Miesziamy na wsi nieopodal teściów mamy swoje jajka bo mamy cudowne kurki. Do lasu chodzimy codziennie nie straszny Nam deszcz, wiatr czy upalne słońce. Nasze dzieci od dziecka doceniają dary natury i szanują podchodząc z miłością. 3 razy w roku sprzatamy lasy, nasze wszystkie zabawy odbywaja się na łonie natury.. Szczerze tez powiem ze moje dzieci nigdy nie chorowaly. wiem ze to duza zasluga Naszego trybu zycia i podejscia. sadzimy wlasne warzywa i owoce robimy z Nich przetwory. Ze slonka czerpienmy energię i oddajemy ją Naszymi usmiechami.
Co jest najlepsze ? to że duzo znajomych zaczelo sie przekonywać ze w lesie mozemy znaleźć cisze, spokój, milosc i szczescie. Kazde drzewo ma swoja historie, inna energię i niepowtarzalny kształt. To drzewa pozwalaja Nam odczuć radość kiedy podchodzimy do Nich z szacunkiem i miłością. Ja osobiscie jako matka kocham przytulac drzewa czuje z Nimi więź ktora pozytywnie wplywa na cale moje zycie.
Kocham LAS jego dary i doceniam wszystko co dla Nas robi. Moje dzieci uwielbiaja latać boso po lesie, kochaja zbierać liście, uwielbiają zapraszac swoich znajomych do Nas i opowiadac o tym jak wazna jest segregavja smieci, jak duzo daje zabawa na świeżym powietrzu.
Dzieki naturze robimy syrop z sosny na przeziebienie, syrop z mlecza, do picia kwiaty bzu. Nayura towarzyszy Nam wszedzie i codziennie. To Natura połączyła jeszcze większą więzią Nasza rodzine.
w domu o atmosfere dobra dbamy gdy bawimy sie w ciuciubake ulubiona zabaea od pokolen w w naszej rodzinie szystkie fochy wycia i jeczenia znikaja od razu i atmosfera odvrazu jakby lepsza i czystdza o moja atmosfere dbam gdy ja leze i uskuteczniamy zabawy typu ktos szybciej zbierze kto szybciej znajdzie super emocje a ja leze no cudowna atmosfera sie robi 🙂 a o atmosfere faktyczna zadbalismy raz i to porzadnie zadadzajac w pobliskim lasku nasze drzewko – orzech wloski dogladamy regularnie zastanawiajac sie ile pochlonie CO2 i ile tlenu wyprodukuje zanum doczekamy sie pierwsxegi orzeszka 🙂
Kocham las! i w lesie czuje, ze zyje 🙂 obecnie mieszkam w niewielkim miescie, ale kiedy tylko jest okazja uciekam w las. szukalismy z mezem w okolicy działki w odpowiednim terenie, ale dla mnie wszedzie jest za mało lasu w lesie (pochodzę z Borów Tucholskich). co do zdrowia, to moj starszy syn ma alergie na roztocza i jak jestemy w Borach wlasnie, to mimo dywanow, poduszek i innych atrakcji u babci, nic mu nie dolega tam (powietrze czyste!), natomiast w domu mamy ciagly problem z katarem, kaszlem itd. (zanieczyszczenia miasta 🙁
Natura to moja odtrutka od codzienności, ucieczka od wszystkich pilnych spraw do załatwienia i najlepsza ładowarka moich życiowych akumulatorów. Kocham ten moment, gdy wchodzę wśród drzewa i słyszę…no właśnie…ciszę słyszę, przetykaną jedynie nieśmiałymi ptasimi trelami, spokojnym
szumem liści na wetrze i odgłosami spadających gałązek „pac pac”…Nie wyobrażam sobie życia, w którym zamknięto by nas w betonowych dżunglach, a jedyny nasz kontakt z naturą odbywałby się poprzez bywanie w starannie wypielęgnowanych miejskich parkach…
Dlatego dbanie o środowisko, w tym o czyste powietrze – jest w mojej rodzinie tematem, na który się dyskutuje i traktuje go poważnie…Dzieci kochają naturę na równi z nami i wiedzą, że trzeba o nią dbać. A co robimy w tym celu, by moja katastroficzna wizja betonowej dżungli się nie ziściła? Przede wszystkim jesteśmy rodziną rowerzystów i gdy tylko pozwalają okoliczności, czas i pogoda (proza życia!) – zawsze wybieramy dwa kółka zamiast czterech. A gdy rower „odpada”– przemieszczamy się komunikacją miejską. Nie dość, że ekologicznie – to można jeszcze nadrobić zaległości książkowe:) Ponadto segregujemy śmieci, nigdy ich nie palimy i często wykorzystujemy na domowe DIY – zabawki dla dzieci (kartonowe łóżeczka dla lalek rządzą!) czy pojemniki na różne rzeczy (np.pojemnik po mascarpone jest świetnym pudełkiem na śrubki). Nie palimy papierosów, dbając tym samym nie tylko o swoje zdrowie, lecz również atmosferę. Piec mamy nówka sztuka, rocznik 2014, więc emisja „złych” substancji spadła, z czego jestem wyjątkowo dumna! A każdy kącik w domu zasiedlają coraz to nowe
roślinki, które kocham całym sercem i które oprócz napełniania mojego serca spokojem – dzielnie produkują tlen.
By podsumować ten mój wywód pokusiłam się nawet o grafikę, taki mój handmade:)
Pozdrawiam!
jankapazio@gmail.com
O atmosferę domu naszego
dbamy jak o nic innego
Lubimy żyć eko i aktywnie
kochamy rowery, spacery i bieganie
Gdy rozruszać się chcemy a energii nam nie brakuje,
to każdy z nas na rower swój wsiada i pedałuje.
Ładna pogoda do spacerów nas zachęca
więc bierzemy się za ręce i idziemy w stronę słońca
Paliwa przy tym nie spalamy ani grama
to zdrowie dla ciała i cudowna zabawa
Nie ważne jaka pogoda wiatr wieje, czy deszcz pada
bo czeka na nas wielka przygoda.
Jedziemy gdzie nogi poniosą,
drogą, ścieżką czy szosą.
Radości przy tym bez liku,
bo rodzinka jest w kompleciku 🙂
Pierwszy raz trafiłam na twojego bloga, jednak poruszany temat jest mi dość bliski, czuję pokrewieństwo dusz 😉 Myślę, że będę tu zaglądać.
Uważam, że to bardzo ważne, aby tworzyć dobrą atmosferę wokół siebie. Pamiętam, jak będąc na macierzyńskim po urodzeniu pierwszego syna, zaobserwowałam jak zmienia się temperatura w naszym domu. Wcześniej tego nie dostrzegałam bo wychodziłam do pracy o 7 i wracałam o 17-18, co oznaczało, że zimą w dni powszednie bywałam w domu głównie po zmroku. Gdy zostałam na macierzyńskim, zauważyłam, że w mroźny lecz słoneczny dzień w domu robi się bardzo szybko ciepło. Okna mieliśmy na południową stronę i już około 9tej w salonie było tak ciepło od słońca, że musiałam zakręcać kaloryfery. Piec mieliśmy na ekogroszek, jednak nie wytrzymywał on gdy wszystko było pozakręcane i woda zaczynała się gotować. Nie wyobrażałam sobie, żeby otwierać okno, szkoda mi było ciepła wyprodukowanego przez słońce, dlatego wyłączałam piec. Jednak po zachodzie słońca, dom szybko się wychładzał, nie był wystarczająco dobrze izolowany i mąż po powrocie z pracy pierwsze co, to rozpalał piec. Dwa lata temu rozpoczęliśmy budowę nowego domu i postanowiłam, że będzie to dom energooszczędny. Mamy duże okna od południowej strony, dom jest bardzo dobrze izolowany i nie chciałam ogrzewania na paliwo stałe. W dobrze izolowanym domu, nie ma ono sensu. Gruntowa pompa ciepła była dużym wydatkiem inwestycyjnym, spłacałaby się około 15 lat. Długo szukałam rozwiązania i znalazłam promienniki podczerwieni, których montaż kosztował 25% tego co gruntowa pompa ciepła. W całym domu mamy ogrzewanie elektryczne. Tuż pod panelami rozłożone są folie grzejne. Każde pomieszczenie ma osobny termostat dzięki czemu można indywidualnie sterować temperaturą według potrzeb. To nie jest ogrzewanie elektryczne jakie znamy z dawnych lat, nie są to przewody elektryczne. Na wylewce mamy wyłożony styropian, na to folie grzewcze (promienniki podczerwieni) i na nich ułożone panele podłogowe. W domu jest fantastyczny klimat, nie za gorąco, nie za zimno, bo dostosowujemy temperaturę do potrzeb. Moi synowie (lat 7 i 5), którzy asystowali mi często na budowie, teraz uczą się jak efektywnie gospodarować ogrzewaniem. Zimą odsłaniamy okna i korzystamy z darmowej energii słonecznej. Chłopcy zasłaniają rolety na noc, żeby ciepełko nie uciekało. Wiedzą, żeby na noc nie zostawiać kocy, poduszek na podłodze, bo wtedy zasłania się ogrzewanie. Choć w nocy mamy zazwyczaj obniżoną temperaturę bo tak lepiej się śpi. Mąż, choć początkowo obawiał się o nasze rachunki, po pierwszym sezonie grzewczym wychwalał mnie wszędzie, bo po pierwsze nie użerał się z piecem, wokół domu nie było brudu sadzy, powietrze było czystsze, w domu było cieplutko a w portfelu ubyło mniej niż gdy paliliśmy ekogroszkiem. Nasz dom jest zamieszczony na stronie producenta jako dom wzorcowy. Mamy założony podlicznik na ogrzewanie i podajemy miesięczne zużycie. Skoro mogę podać link to podaję, ale to nie jest reklama, tylko przykład: https://www.enerbau.pl/koszt-ogrzewania-domu/dobroszow-olesnicki-169-m2
Ale nie tylko mądrym ogrzewaniem dbamy o atmosferę. Wymyśliłam klimatyzację z recyklingu. Mając duże okna na południe, latem trzeba się liczyć z gorącem. Dlatego uczę dzieci, że latem od rana zasłaniamy roletami okno od południa, widno jest od pozostałych okien. Gdy słońce zmienia położenie, chłopcy zasłaniają kolejne rolety a odsłaniają te od południa. Szybko tego się nauczyli. Otwieramy też drzwi do garażu dzięki czemu do salonu płynie przyjemny chłód. Mam też swój innowacyjny sposób na grzanie wody użytkowej. Nie zamontowaliśmy na dachy solarów, gdyż chciałam zostawić połać dachu dla ogniw fotowoltaicznych. Na razie są dla nas za drogie ale mamy wszystko przygotowane, gdy potanieją, będziemy mogli montować. Do grzania wody używamy powietrznej pompy ciepła, która przerabia cieple powietrze na ciepłą wodę a jako odpad wyrzuca zimne powietrze. Skojarzyłam, że nad lodówką jest zawsze ciepło, bo chodzi ona 24 godziny na dobę przez 365 dni w roku. Pompa pobiera ciepłe powietrze znad lodówki, dzięki czemu owa bierze przy okazji mniej prądu. Latem natomiast zimne powietrze wypuszczamy na salon a zimą na zewnątrz budynku. Dzięki racjonalnemu używaniu rolet i pompy powietrza w salonie mamy przyjemny chłód. Ala mnie zadziwiające jest jak szybko dzieci skojarzyły fakty i jak same pilnie przestrzegają, żeby nie przegrzewać domu latem i nie wychładzać zimą.
Rozpisałam się 🙂 Stosujemy też inne rzeczy, aby dbać o atmosferę, np.: oszczędzanie wody, redukowanie ilości śmieci, oszczędzanie prądu ale te opisane powyżej wydają mi się najistotniejsze.
Cieszę się, że poruszasz ten temat. Obecnie bardzo interesuje się budownictwem i często rozmawiam z przyszłymi inwestorami. Niestety wielu nie zdaje sobie sprawy jak niewielkim kosztem można zadbać o naszą atmosferę. Najczęściej inwestorzy decydują się na piec na paliwo stałe i nie szukają innych rozwiązań, nie myślą o środowisku tylko głównie o kosztach użytkowania. A nasz dom jest przykładem na to, że można mieć niskie koszty, super klimat w domu, wygodę i jednocześnie dbać o środowisko.
A ja się za lasem przeprowadziłam do Czech, i za mężem też 🙂 I owszem mieszkamy pod lasem, chodzimy na grzyby, jeżyny, maliny, borówki, szyszki i żołędzie – żyjemy jak zbieracze. Ale to tylko margines. Najważniejsze dla mnie jest, że córka chodzi do leśnego przedszkola, gdzie dzieci cały dzień są na dworze. Zamiast zabawek mają kijki, szyszki, mech, kamyki. Zamiast placu zabaw drzewa i korzenie. Zamiast typowych przedszkolnych zajęć obserwację przyrody i poznawanie jej tajemnic. Trochę się bałam zimy w leśnym przedszkolu, ale okazuje się, że nie ma złej pogody, jest tylko nieodpowiednie ubranie. A wiecie jak wygląe dziecko, które cały dzień, marzec czy listopad spędza na świeżym powietrzu, w lesie? Jest rumiane, zdrowe, zmęczone i ma ten błysk w oczach… MAMOOO! WIDZIELIŚMY DZISIAJ JAJECZKA PTASZKA! MAMA ZROBILIŚMY DOMEK DLA ŻUCZKA! MAMO JEDLIŚMY MŁODE PĘDY ŚWIERKU… (A to się da córeczko???). Codziennie uczę się od dziecko czegoś nowego 🙂 Moje dziecko żyje lasem i czasem chcę żeby nigdy nie szło do szkoły, bo nie ma lepszej szkoły życia… Więcej o naszym leśnym przedszkolu: https://zdrowebaby.wordpress.com/2015/10/08/nasze-lesne-przedszkole/
Pisałam ostatnio na fp o leśnym przedszkolu – zazdroszczę!
Chciałabym pochwalić się wspaniale urządzonym domem, w myśl tego jak zmieniło się moje życie po narodzinach syna, ale tak naprawdę nie ma czym się chwalić – jestem w trakcie remontu, zmiany swojego otoczenia na lepsze. Dlaczego zmiany? Odkąd urodził się mój syn, moje postrzeganie świata bardzo się zmieniło – z typowego mieszczucha przeobraziłam się w osobę ceniącą spokój i szum wiatru, która zamiast samochodu wybiera rower. Zmieniło się moje podejście do natury, do ziemi, którą tak bardzo niszczymy już od wielu, wielu lat. Zdałam sobie sprawę, że wraz z postępem technicznym zanika nasze zdrowie, samopoczucie, stajemy się szarzy, chorzy, trujemy się różnymi substancjami i nie robimy nic aby to zmienić. Można by powiedzieć, że narodziny mojego dziecka sprawiły, że wyszłam z pudełka, otworzyłam się na świat i zaczęłam układać swoje codzienne życie tak, aby odnowić swój kontakt z naturą. Ziemię – jak głosi pewien słynny cytat – nie dostajemy od naszych rodziców, a jedynie pożyczamy ją od naszych dzieci, tak bardzo utkwiło mi to w głowie, tak więc staram się robić wszystko, aby mój syn żył w świecie jak najbardziej naturalnym. Oczywiście, całego świata nie zmienię, ale mogę zmieniać świat wokół siebie, poprzez segregację śmieci, używanie i kupowanie produktów, które nie zaśmiecają środowiska, są biodegradowalne i czerpią jak najmniej prądu. Tego właśnie uczę syna, choć ma zaledwie 14 miesięcy i jeszcze długa szkoła życia przed nim. I tak uciekliśmy wraz z mężem i nim poza miasto, gdzie czuć zapach pobliskiego lasu, zmieniamy swoje otoczenie, krok po kroku, na czystsze, energooszczędne i uczymy się wszyscy dbania o środowisko. Robię również wszystko, aby poprawić nasz kontakt z naturą, chcę aby otaczała mojego syna zdrowa aura, aby zwierzęta były obecne w jego życiu (na tę chwilę mamy psa i kota) i aby jak najwięcej czasu spędzał wśród roślinności. O dziwo, mój Maluszek wie, że te wszystkie zabawki, które dostał od cioć i wujków nie są tak fajne i kreatywne jak rośliny, kamienie, piasek, że nawet najlepszy samochodzik jest niczym w porównaniu ze zwykłą wodą w strumyczku, do którego można wchodzić, wychodzić i nim pluskać. Myślę, że nasza nauka dbania o czystą atmosferę, zarówno w zaciszu własnego domu jak i poza nim, będzie nam towarzyszyć już zawsze i choć nie wiem, jaki będzie mój syn gdy dorośnie, to wiem, że będzie zawsze szanował nasz ziemski świat, który go otacza.
Na zdjęciu synuś podczas spaceru po lesie, niedaleko cudownego z resztą Klasztoru Ojców Kamedułów w Bieniszewie. Oczywiście w rączce trzyma szyszkę i żołądź – najlepsze zabawki znajdujące się w lesie 🙂
Temat czystego powietrza jest ciężki jako ten słynny krakowski smog, od którego uciekliśmy do mniejszej miejscowości. O dobrą atmosferę można zadbać, często najważniejsze jest to, co mamy w głowach. Nasze podejście do naszego życia, bo całego świata i jego atmosfery nie zmienimy. Bez wymyślania napiszę Wam co robimy z 4 letnią Ewcią: Po pierwsze spędzamy mnóstwo czasy w naszym ogrodzie, pod starym orzechem, który daje nam tlen, cień i intymność. Jeśli puszczamy banieczki…to tylko takie kolorowe jak na zdjęciu, bezpieczne dla atmosfery hehe 😉
Edukujemy malucha, na tyle ile to możliwe -tutaj tworzyłyśmy las dla zwierzaków z plasteliny, da się?Da! Zabawa+rozmowa może dać lepsze efekty niż najlepsze publikacje książkowe.
Używamy pojazdów, o których nawet małe dziecko wie, że „nie śmierdzą” i nie „kurzą z rury” 😉
No i z nutką czarnego humorku, na własne życzenie bohatera zdjęcia – używamy tylko ekologicznego opału ;););) Wszystko to zobaczycie na naszym zaawansowanym graficznie foto-kolażu.
A nagroda jest po prostu rewelacyjna, ślinka mi cieknie na torbę do wózka, bo w styczniu przyjdzie mi do takowej zapakować pieluchy i inne wypełniacze dla nowego malucha 🙂 Pozdrawiam!
tak się tworzy atmosferę w rodzinie i na Ziemi 😉
Jak dbać o atmosferę w domu? Bierzemy szczyptę segregacji śmieci żeby nie zanieczyszczać środowiska, do tego dodajemy dwie łyżki miłości do natury (można dodać więcej), następnie mieszamy. Gdy składniki się połączą dolewamy 2/3 szklanki dbałości o roślinki w domu (bo one choć małe przecież też produkują tlen) oraz pół kilograma częstego używania roweru zamiast samochodu i kilka garści długich spacerów po świeżym powietrzu. Codziennie to wszystko razem podgrzewamy, a na koniec posypujemy zrozumieniem otaczającego nas środowiska. Przy każdej okazji tłumaczymy, tłumaczymy i tłumaczymy jak ważna jest atmosfera i jak środowisko nam się odwdzięcza za to co dla niego robimy. I gotowe!!!
Budzi mnie dźwięk śmieciarki, wysypującej śmieci pod moimi
drzwiami. „No tak, środa” – myślę posępnie. Po kilku chwilach słyszę dzwonek do
drzwi – to dostawca przywiózł wodę. Ze zblazowaną miną wręcza mi rachunek, dużo
za duży. Co to się porobiło – żeby w dzisiejszych czasach woda była droższa niż
złoto. Idę do kuchni i po śniadaniu łykam 12 tabletek – każda z nich na inną
alergię. Jeszcze tylko szybki prysznic i wychodzę z domu, w locie łapiąc
maskę przeciwgazową – stężenie
toksycznych substancji ostatnio znów wzrosło, mówili w „Wiadomościach”…Taki właśnie
miałam ostatnio sen, po obejrzeniu jakiegoś reportażu, alarmującego przed
nieodwracalnym i postępującym zanieczyszczeniem środowiska…Nie chciałabym żyć w
takim świecie, dlatego uczę dzieci szacunku do środowiska i zaszczepiam w nich
szacunek dla Matki Natury.
Miasto, blok, jedna z większych ulic w mieście i drugie
piętro z widokiem na…okno sąsiada – tak na codzień mieszkamy. Nasz wybór? No
tak, nasz:) Lubimy miasto mimo to, lubimy jego rytm i całodobowe pulsowanie,
lubimy atrakcje, które oferuje dzieciom i dorosłym, lubimy kina i teatry, place
zabaw i parki. Las jednak to całkiem inna historia. Las kochamy i gdyby nie
proza życia codziennego („Mężu, przeprowadzimy się na Mazury?”, „A mają tam
Dział Finansów, w którym mogłabyś pracować jak do tej pory?”;) – to na pewno
już dawno mielibyśmy jakąś urokliwą chatkę na brzegu puszczy…Kochamy las, jego
spokój, jego dostojność, szum liści i poczucie, że wraz z wejściem między
drzewa – czas się zatrzymał, a my jesteśmy w jakiejś odległej czasoprzestrzeni,
gdzie liczy się tylko „tu i teraz”, nie ma stresu codzienności, nie ma listy
spraw do załatwienia i gonitwy za „więcej”, „szybciej”, „lepiej”… Będąc
więc „pół-mieszczuchem”;), każdy wolny weekend ze znośną pogodą staram się
spędzać z mężem i dziećmi daleko od miasta – w lesie, na wsi, nad jeziorem. Moje
dzieci są już przyzwyczajone do piątkowych narad rodzinnych, podczas których
ważą się losy weekendu i zazwyczaj kończą się spontanicznym: „No to jedziemy!”:)
I choć mieszkamy w mieście – to las dla moich dzieci jest niemalże drugim domem
i wspaniałym oderwaniem od pędu codzienności…Staram się zaszczepić w dzieciach
miłość do natury i nauczyć je szacunku do tego, co dostajemy od Ziemi w
prezencie każdego dnia. Staramy się nie marnować jej zasobów i nie powiększać
stosów śmieci – to również przekłada się na czystsze powietrze, bo zamiast
utylizacji – niepotrzebne rzeczy są wykorzystywane ponownie. Moje dzieci wiedzą, że papier i
plastik wrzucamy do „tego kosza po prawej”, nie kupujemy butelkowanej
wody, najlepszym środkiem czyszczącym jest ocet, a kartony, które przytargał
kurier mogą stać się nowym Porsche – i to najlepszym, bo zrobionym własnoręcznie:)
Wiedzą, że do innego kosza wrzucamy butelkę po mleku, a do innego skórkę od
pomarańczy. Wiedzą, że wodę nalewamy z dzbanka filtrującego, a nie z
jednorazowych butelek. Wiedzą, że wody nie można marnować, a światło trzeba
wyłączać w pokojach, w których nie będziemy przebywać. To jest tak integralna
część naszej codzienności, że dla mojej dziatwy to tak naturalne jak dla pandy
wcinanie bambusa;) Zresztą połowa zabawek w naszym domu jest z
recyclingu – kręgle z plastikowych butelek, wazon ze słoika po dżemie, garaż z
kartonu czy nakrętki plastikowe jako autka – zresztą zerknij sama na filmik,
koniecznie z włączonymi głośnikami!
https://www.youtube.com/watch?v=OqGLs3jhHME
zytkamarta@gmail.com
Mieszkam we Wroclawiu:) ostatnio w mieście mieliśmy 2 edycje glosowania na temat projektów obywatelskich. Całe miasto było zaangażowane w to, żeby zbierać punkty na swoje projekty. Głos każdego obywatela był cenny na wagę złota. Projekty dotyczyły tworzenia wartosciowych dóbr dla mieszkancow np. Gospodarowania zasobami zielonymi. W miejscu, którym mieszkam w tamtym roku wszyscy okoliczni mieszkańcy walczyli o park! Udało się i wygraliśmy 1 etap inwestycji. Park z drzewami nowymi i starymi (wcześniej na tym dzikim terenie rosły różne drzewa owocowe i orzechowe) będzie cieszył oko mieszkańców dużych i małych. Uważam, że to wazne, aby nie wycinać starych drzew, można przecież umiejętnie pogodzić nowe plany zagospodarowania z oczekiwaniami mieszkańców. bardzo cieszę się że tylu ludzi potrafiło zmotywować się do tego, abyśmy wspólnie mieli nie tylko atrakcyjne otoczenie, alei miejsce, ktktóre będzie płucami naszego osiedla. Oby takich projektów więcej, aby nasze pociechy bawiły się na świeżym powietrzu, a nie przed telewizorem.
to nasz projekt 2 etap, obyśmy go wygrali i w tym roku!!!! Trzymajcie kciuki, wyniki głosowania w poniedziałek! !!!:):)
http://oltaszyn.com/pl/Aktualnosci/Twoja-decyzja-Twoj-Park
Tak. Wiem, że martwe drzewa nie produkują tlenu, ale nawet takie,
potrafią wprowadzać mentalnie ożywczą atmosferę. Nasze zostało wykreowane
pracą rąk własnych. Narodziło się w bólu, że ktoś odważył się położyć trupem
tak piękne i stare drzewo. Ocaliliśmy jego część z miłości do doskonałego
wzornictwa przyrody i ostatecznie również dla samej przyrody, która biega sobie
po naszym domu i psoci. Taki osobliwy krąg życia, który tworzy nasz klimat. Balkon
za wielkim oknem stanowi jego dopełnienie, a na nim siedmiometrowy trawopłot,
który filtruje ciekawskie spojrzenia i brudy z ulicy. Nasz klimat ewoluuje –
zatacza coraz szersze kręgi. Stał się naszą kuźnią kreatywnych pomysłów, w
której dumamy wraz z młodszym pokoleniem nad przyrodą i jej teleskopową konstrukcją. Kto
wie, może uda nam się ją namalować, albo skonstruować z papieru ?
Jeśli macie ochotę, sami możecie to śledzić. http://mamarak.pl/
Ja chyba podkradnę pomysł z tym drzewem!
Polecam, bo drapak warty trudu. Koty są zachwycone, a dziecko jeszcze bardziej 😉
Kocham jeździć rowerem na grzyby. A wczoraj posadziliśmy kilka tysięcy drzewek na naszych skromnych nieużytkach. Martwię się tylko panującą suszą. Przez to nie ma grzybów i boję się o drzewka. Oby się przyjęły.
I teraz odezwie się stary (no może jeszcze nie:) dwadzieścia lat jeszcze przez dłuższą chwilę mam:) mieszczuch:) Od dwóch lat z Mężem zastanawiamy się, gdzie zamieszkać na stałe. Mieszkamy w Warszawie, ja jestem stąd od pokoleń, Mąż jest z lasu:) niedaleko Mazur – stąd wątpliwości, czy nie zamieszkać w domu z jego rodzicami dosłownie w lesie, bo to nawet wieś nie jest.
Teraz czekamy na pojawienie się Maluszka i chyba to zdecydowanie przesądziło o życiu w mieście. Po pierwsze oboje mamy tu pracę, rodzinę i przyjaciół. Mąż, jako inżynier, znajdzie pracę prawie wszędzie, ja, jako redaktor, niekoniecznie. Zobaczymy, jak pokieruje mną instynkt, ale do pracy chyba po jakimś czasie chciałabym wrócić, a w głuszy trudno o to będzie. Przyjaciele i rodzina – ja potrzebuję kontaktu z ludźmi, wieczorów ze znajomymi przy dobrej herbacie, a w lesie jakoś trudno mi sobie wyobrazić takie spontaniczne spotkania ot tak, bo do najbliższej wsi jest 15 km… Moje zajęcia – kursy, szkolenia, taniec, można przez Internet – ale np. mój kurs szycia dużo lepiej mi idzie, gdy mam przy sobie krawcową „namacalnie”. Nasze pasje też są związane z miastem, więc trudno byłoby je realizować w lesie.
Zakupy – jestem uzależniona od tego, że gdy zachce mi się (szczególnie w ciąży) czegoś o północy, Mąż zaraz jest z tym w domu – za rogiem mamy Tesco 24h/dobę:) Lekarze – gdy coś mnie niepokoi, mogę umówić się na wizytę na następny dzień, nawet do specjalisty (Enel Med), a aptekę mam pod nosem. Wybór kościoła – nie musimy chodzić do jednej parafii, możemy wybrać sobie taki, który nam pasuje np. pod względem księdza (nasza ukochana św. Anna!).
O ofercie kulturalnej (również bezpłatnej, baaardzo dużej) nie wspomnę, bo to każdy wie.
A czemu wybraliśmy miasto dla naszego dziecka? Bo gdy analizowaliśmy za i przeciw, uznaliśmy, że oferta edukacyjna i sportowa w mieście jest baaaardzo duża (pewnie równie różnorodna jak na wsi, ale wybór przedszkoli i szkół jest siłą rzeczy większy), a my nie chcemy być do 20 roku życia naszych pociech taksówkarzami – w mieście problemu z dojazdami o każdej porze nie ma żadnego. Na wsi musielibyśmy co chwilę je wozić na różne zajęcia, przywozić z imprez (lub choćby odbierać ze stacji), a tak mamy ten problem z głowy. Jasne, że w lesie jest zdrowe powietrze, ale przecież nie całe miasto to beton – my akurat mieszkamy przy parku, więc na brak zieleni nie narzekamy. A jedzenie ekologiczne można kupić już wszędzie:)
Nie chodzi o to, że Twoim dzieciom czegoś w życiu brakuje, jestem pewna, że są szczęśliwe i mają wszystko, czego im potrzeba. Mam nadzieję, że podobnie będzie z moimi dziećmi, choć wychowają się w mieście. I nie ma się co licytować, kto ma lepiej lub gorzej, bo to wybór każdej rodziny. Nasze dzieci będą dumnymi z historii Warszawy mieszczuchami, ale weekendy dla odmiany będą spędzać na wsi lub na działce z dziadkami, gdzie będą miały ten słynny kontakt z naturą. W mieście też jest dużo zieleni, zapach lasu jest niepowtarzalny i chyba tylko zapach morza go przebija.
Trzymam kciuki za nasze dzieci – te z miasta, ze wsi, z lasu itd… – oby były zdrowe i szczęśliwe:)!
PS A niektórzy po prostu kochają rytm miasta i tę niesamowitą atmosferę!
Do PSa – ja też czasem za nim tęsknię 🙂
O naturę dbam
bo lubię jej dobry stan !
Zawsze kiedy do pracy się wybieram
to rower z garażu wybieram,
auto odstawione, na inne czasy pozostawione !
Na rowerze jeżdząc świat od spalin ocalam
a zarazem dbam o siebie i stan ciała.
Zawsze zamiast windy ,
schody wybieram ,
Lubię się wspinać , lubię się zmeczyć,
za to natura mi szczerze dziekuje .
Śmieci chętnie segreguje,
segregacja to ważna sprawa .
Butelki plastkowe zgniatam
a zakretki chorym dziecią oddaje.
Papier oszczędzam , drukuje tylko co trzeba!
A zbedną makulaturę wyrzucam tylko tam
gdzie jest jej przeznaczone !
Produkty zamiast w puszkach
kupuje szklane
szkło można wykorzystać do ponowanego zastosowania .
Plastikowych toreb w sklepach nie biorę
mam swoją jedną ekologiczną torbę !
Aerezoli staram się nie używać
a jeśli muszę to wybieram bez freonów
bo szkodzą naturze !
Wodę oszczedzam , woda to życie
Biorę przysznic zamiast wanny
Wtedy wody mniej się zużywa.
Szczelne krany w domu posiadam
tatę pogonić to nie łatwa sprawa.
Lecz kiedy tylko krzyknę to kran w mig naprawia !
Moja pralka wodę oszczedzą specialnie do tego została stworzona przez producenta.
Kiedy tylko z pokoju wychodzę
swiatło zgaszone jest od zaraz
a wieczorami z chłopakiem przy świecach posiedzę
bo tworzy to atmosferę !
Nocą ogrzewanie zmiejszam
bo pod kołdrą już dość ciepła !
Dzieki temu wstaję wypoczęta i zmiejszam węglowy ślad.
W ogrodku drzewa posadziłam
rózne rosną , także owocowe.
ekologiczny ogródek stworzyłam
są pomidory i rzodkiewka
ogórki się też znajdą
i truskawki wyrastają , smaczne czerwone !
Z owoców drzemy robię , a z warzyw sałatek stos!
by na zime jeść na zdrowie !
Liśći jesiennią nie pale
Nie jestem ZA za tym zwyczajem !
Trują ludzie srodowisko wypalaniem róznych rzeczy.
Mam nadzieję że ludzie zaczną naturę cenić
bo szacunek dla świata to szacunek dla samego siebie.
justyna-329@wp.pl
Otaczające nas powietrze jest czymś tak oczywistym, że na co dzień nie zwracamy na nie uwagi. A przecież życie człowieka zależy od oddychania, od powietrza. Bez niego nie moglibyśmy funkcjonować.Niestety w powietrzu jest coraz więcej zanieczyszczeń. Zanieczyszczone powietrze nas męczy, utrudnia normalne funkcjonowanie. Zły stan powietrza, którym oddychamy negatywnie wpływa na nasz układ oddechowy, wpływa również na złe samopoczucie. Ja mam to szczęście,że mieszkam z dala od miejskiego zgiełku. Kiedy mam tylko ochotę pooddychać świeżym powietrzem wychodzę poprostu na taras. Dookoła otaczają mnie drzewa i krzewy,wiosną i latem nieustannie towazyszy mi świergolenie ptaszków szczególnie z rana. Szacunek do przyrody to dla mnie rzecz naturalna. Możemy nie szkodzić naszemu otoczeniu a nawet polepszyć jego stan przez najprostsze czynności takie jak np:
Segregacja odpadów nadających się do powtórnego użycia, co czyni spalarnie niektórych śmieci zbędnymi.
Należy oszczędzać papier, zbierać makulaturę do specjalnie wyznaczonych pojemników.
Wyłączanie oświetlenia w pokoju, gdy z niego wychodzimy.
Unikać kupowania rzeczy z plastiku, na zakupy zabierać ze sobą reklamówki, aby nie trzeba było przynosić kolejnej torby plastikowej ze sklepu.
Zużyte baterie umieszczać w specjalnie oznaczonych do tego celu pojemnikach (często są takie miejsca w sklepach elektrycznych, czy punkty zbiórki w szkołach).
Oszczędzać wodę przy zmywaniu.
Kontrolować szczelność kranów.
Kupować sprzęty oszczędzające wodę (pralki, zmywarki do naczyń).To tylko niektóre z możliwych sposobów ochrony środowiska, w którym żyjemy. Stan otoczenia nie zależy tylko od wielkich zakładów przemysłowych, ale także (a może głównie) od postawy nas samych.Przede wszystkim nie oglądajmy się na innych zacznijmy zmiany od samych siebie.Uwielbiam swoją wieś nie zamieniłabym jej na żadną inna, otaczające mnie lasy i ten niesamowity klimat jaki tu panuje to coś wspaniałego 🙂 Zachęcam każdego aby zaprzyjaźnił się z otaczająca nas naturą bo to mały krok w wielkich zmianach na lepsze. 🙂
Mieszkam w mieście Olsztyn. Jest to stolica Warmii i Mazur i co z tym sie wiąże? Między drzewami i jeziorami MY 😀 od 3 lat mieszkamy z mym bojem i 3 kocurami (urosła nam gromadka) na obrzeżach Olsztyna. Dzięki czemu duże lasy, sady, rześkie powietrze…natura z każdej strony atakuje. I ta cisza 🙂 czas staje w miejscu. Magia. A niedawno odkryliśmy niedaleko nas magiczne miejsce. Z dojściem do jeziora. Z wiatami, miejscami na ogniska… i z każdej strony ogromne drzewa. Marzenia się spełniają. Wystarczy tylko zatrzymać się na chwilę i skręcić w drugą stronę 😉
Ha. Wiedziałam, że nie drzesz się na dzieci tylko dlatego, że w lesie nie wolno krzyczeć.
W punkt! 😀
Od dwóch lat jestem znowu człowiekiem wioski! Las mam na wyciągnięcie ręki, a w nim piękne małe jeziorko. Całe wakacje od rana do nocy razem z dziećmi na świeżym powietrzu! Czy można chcieć więcej od życia? Nie przeszkadza mi, że miasto daleko – bo co to jest 13 km!, że czasem nie ma prądu (dzięki za informację o baterii słonecznej, muszę o nich poczytać), że dzieci dojeżdżają do szkoły i przedszkola autobusem, że sarny zjadły mi całą kapustę w ogródku. Za to wszyscy zjeżdżają do nas na grilla, ognisko, na pływanie w jeziorze – bo niby morze mam blisko, ale nad jeziorem mniej ludzi, woda cieplejsza i dla dzieci bezpieczniej, bo są na oku. Teraz zbieramy grzyby, zimą rozpoznajemy tropy zwierząt, wiosną gdy kopię grządki dzieci bacznie wypatrują wszelkich dżdżownic, ropuch czy pędraków, bo to ich „przyjaciele”, latem zjadamy czereśnie prosto z gałęzi. Życie w głuszy jest cudowne!
A miłości do przyrody uczę w cyklu wpisów „Opowieści z mchu i paproci” http://swinki3.blox.pl/t/662482/Opowiesci-z-mchu-i-paproci.html
Spacery to dla rodziców, a dla dzieci na spacerach musi być zabawa.
http://przechadzka.pl/wyprawy/poszukiwanie-skarbow/
Ja urodziłam się na wolności i na wolności się wychowałam. Od 15 lat pomieszkuję w różnych miastach i czuję się trochę jak zwierzę w klatce. Tęsknię za wsią. Dzieci uczę życia w przyrodzie, nie obok. http://sunspotter.pl/nie-zrywaj-kwiatkow/
Obcowanie z przyrodą Ala ma we krwi 🙂 Na spacerach przytula się do drzew i głaszcze ich liście. Najbardziej ukochała sobie wierzbę płaczącą 🙂
Ale bym chciała taki domek w drzewie mieć!
Zapraszam w okolice Gliwic – miejscowość Chudów 🙂 Drzewo nazywa się Tekla i rośnie sobie obok ruin zamku w Chudowie. Co rok, w połowie sierpnia, odbywa się tam Jarmark Średniowieczny. Można podpatrzeć jak się „buduje” taki domek 😉
`Domek cudowny <3
Jeżeli kiedyś ogłoszę, że wynoszę się ze stolicy na Mazury…. to będziesz wiedziała dlaczego 😉
Mi również bliskie są takie klimaty. Trochę przez wykształcenie (architektura krajobrazu), trochę przez to, że moi rodzice również mieszkają w lesie. Moje 12 miesięczne dziecko jest jeszcze za małe, aby podjąć z nim konkretne działania, póki co skupiam się na tym, aby zaszczepić w nim miłość do lasu, szacunek do natury. Rozpoczęłam jednak u siebie na blogu cykl wpisów o naturalnych miejscach zabaw dla dzieci. Zależy mi na tym, aby zamiast plastikowych pustyń, dzieci mogły bawić się na drzewach, trawie, wśród kwiatów i krzewów. Tego z resztą chcą same dzieci o czym pisałam w tym wpisie http://www.mamooo.pl/2015/08/place-zabaw-jak-sprawic-by-byy-dla.html?m=1