Wiele razy próbowałam powiedzieć to delikatnie. Wiele razy patrzyłam się na ciebie i nie wierzyłam, że nic łapiesz. Postaram się więc dziś wyrazić jasno i konkretnie, czego oczekuję. Nie dla mojej satysfakcji. Dla twojego dobra to powiem. Słuchasz?
Wiesz… ja naprawdę jestem w stanie wiele zrozumieć. Wychowywałeś się i byłeś wychowywany w systemie, który dzieci miał za głupiutkie, mające się podporządkować istoty. „Jestem sobie przedszkolaczek, nie grymaszę i nie płaczę…”, jakby przedszkolaki były istotami nie z tego świata, przybyłymi z kosmosu, nie mającymi uczuć, nastrojów, humorów. Małe robociki w ogrodniczkach i berecie. Bliski obraz? Rozumiem to.
Ale moje dzieci płaczą. Płaczą, bo mogą. Bo są ludźmi.
W mojej gestii jest im pomóc przez ten płacz przejść. Wyrazić współczucie, uspokoić dobrym słowem, przytulić, pomóc wszystkim emocjom opuścić to małe niedoświadczone ciałko. Ja sobie poradzę, spokojnie. Nie pierwszy to i nie ostatni płacz, mam wprawę.
Więc po kiego wała, i tu już piszę z frustracją, stajesz nad nami i krzyczysz coś o bachorach, płaksach, beksach? Czemu mówisz, że moje dziecko paskudnie wygląda, gdy płacze? Czemu uważasz, że jesteś osobą kompetentną do osądzenia powodu płaczu, złości, niezadowolenia? Dlaczego masz czelność rozkazywać mojemu dziecku i żądać by płakać, złościć się przestało?
Mam jedno, bardzo ważne pytanie. Czy moje dziecko cię przezywa? Czy się z ciebie śmieje? Czy cię obraża? Czy wypomina ci te okropnie pomalowane oczy i narzekanie? Czy kiedykolwiek w jakikolwiek sposób odniosło się do ciebie bez szacunku i potraktowało cię protekcjonalnie? Czy z ciebie drwi? Czy kpi? Czy szydzi, że przejmujesz się zepsutym autem albo kradzieżą, bo przecież, powody twojej złości są dla niego tak samo irracjonalne, jak jego smutek dla ciebie?
Nie. A wiesz dlaczego?
Bo go tego uczę nie przezywając, nie kpiąc, nie obrażając, nie drwiąc i traktując z szacunkiem każde jego uczucie. Uczę go, traktując go tak, jak sama bym chciała być traktowana. Pozwalając mojemu dziecku mieć uczucia, myśli, być smutnym, zawiedzionym, rozgoryczonym i wściekłym wtedy, kiedy czuje się smutny, rozgoryczony czy wściekły. A on czeka na ciebie, jak na gwiazdkę z nieba, wypatruje, rysuje cię na swoich obrazkach. Opowiada o tobie historie, dopytuje, mówi o tobie zawsze „Mój wujek”, „Moja ciocia” „Moja babcia”. Jest dla ciebie zawsze uprzejmy i rękę dam sobie uciąć, że będziesz mógł liczyć na jego uśmiech i szczerą chęć pomocy, gdy będziesz tego potrzebował.
Jeszcze dam uciąć, bo za chwilę?
Za chwilę nauczysz go, że czyjś smutek [twój też!], złość czy jakiekolwiek uczucie trzeba wykpić, wyśmiać, obrazić, wyszydzić, zdeprecjonować. Że to uczucie, kiedy jemu wali się świat, dla ciebie jest okazją do żartu i drwin. Że swój żal trzeba ukrywać, że nie można liczyć na czyjeś współczucie, pomocną dłoń czy wsparcie.
Jeśli zaś zdarzyło się, że zachował się wobec ciebie nieodpowiednio, kim jesteś, by się na nim mścić? Moje dziecko ma dwójkę rodziców, którzy pomogą ci tę sprawę załatwić, nie musisz stosować tanich zagrywek rodem z gimnazjum, bo „wet za wet”. Nazywasz się dorosłym, więc z pewnością znajdziesz inne rozwiązania. Możesz na przykład przyjść z tym do mnie. Jestem matką mojego dziecka, poomogę.
A więc. Drogi wujku, droga ciociu, dziadkowie i babcie. Mam do was bardzo wielką prośbę.
Powiem krótko: daj sobie spokój i zamknij paszczękę. Kiedy płacze, kiedy się złości, a ty masz na końcu języka „przestań, to bzdura” albo „nie masz powodu do płaczu”, bądź „wyglądasz paskudnie jak tak ryczysz”, po prostu ugryź się w język. A jeśli widzisz, że zajmuję się smutkiem mojego dziecka, że przy nim jestem, że sobie radzę, to zajmij się swoim niewyparzonym dziobem i nie wtrącaj w coś, co robię poniekąd i dla ciebie. Twoje słowa w niczym nie pomogą. A jeśli masz ochotę dalej odzywać się w taki sposób do mojego dziecka, to nie zdziw się, że ono kiedyś stanie nad twoją zasmuconą buzią i powie takie same słowa, jakie ty kierowałeś do niego w chwilach słabości: oj babciu, jak ty okropnie wyglądasz, kiedy tak drzesz tego ryja, przestań, nie masz powodu.
Myślisz, że to będzie miłe?
No właśnie. Też tak myślę.
A jeśli chcesz dostawać info o nowych wpisach, możesz zainstalować sobie blog na komórce. Na święta dostałam własną blogową aplikację, która sprawi, że do całego bloga będziesz mieć dostęp z komórki. Tu wersja na Android, a tu na IOS. Możesz też udostępnić wpis i skomentować go na facebooku [jeśli chcesz widzieć, co tam piszę], zawsze też jestem na instagramie, więc tam możesz zerkać, co gadam na żywo ? dziękuję!
Dodatkowe teksty o emocjach tutaj.
Mi się post nie podoba. Jest mądry ale w wydzwieku agresywny. Mama jest pełna zrozumienia dla emocji dziecka. Nie rozumie jednak emocji osoby dorosłej. Dla mnie to nie szczere. Zdecydowała że nie należy pokonywać złości dziecka frustracją i konfrontacja. Dlaczego więc nie robi tak samo z emocjami opisanej ciotki. Czemu nie stara się jej wytłumaczyć? Nie wiem na ile jej zasady są szczere, skoro dla dziecka są dobre, ale już jako ogólna zasada w relacji to nie do końca?
Zgadzam się w 100%. Ja też walczę z babciami, dziadkami, ciociami i sąsiadkami i całą masą ludzi, którzy wiedzą lepiej dlaczego moje dzieci płaczą i jak mam sobie z nimi poradzić. Na szczęście przestałam już być grzeczną i potulną owieczką i mówię wprost co o takich dobrych radach sądzę… Dzięki temu pozbyłam się kilku osób z mojego otoczenia 😉 http://codziennik-kobiety.blogspot.com/
Szczerze nie wyobrażam sobie, ktoś miałby w ten sposób odezwać się do mojego dziecka kiedy płacze..
Dlatego zawsze żal mi dzieci, które w okropnych dla nich samych chwilach nagrywane są telefonami, a filmiki wrzucane do internetu z podpisami typu „głupie powody płaczu mojego dziecka” po to, by inni mogli się pośmiać…
Do tego dołożyłabym jeszcze komentarze w stylu: bo zaraz Ci dziadek/wujek naleje w pupe (jest to mówione oczywiście w formie żartu). Gdy zwracam uwagę na to, spotykam sie z tłumaczeniem, że ona jescze przecież nie rozumie (ma 12 miesięcy). o kro pność.
Właśnie uświadomiłaś mi jakie przeboje mogę mieć z rodzinką po narodzinach mojej córki 🙂 Pamiętam ze swojego dzieciństwa te powszechne kpiny i wyzwiska w moim czy moich braci kierunku. Nie było to nic miłego i do dzisiaj kilka osób z rodzinki nie lubię i unikam jak mogę. Aktualnie w rodzinie nie mamy żadnego małego szkraba, więc wszystko się okaże jakie będą teksty leciały. Niestety już czuję w kościach kłótnie, które będzie trzeba stoczyć 🙂
kłótnie to chyba wpisane są już z góry w kalendarz dzisiejszych rodziców. Dziadkowie wychowani w zupełnie innych czasach mają czasami takie teksty, że nie wiadomo czy zwrócić uwagę, czy wyprowadzić z pokoju. Mam nadzieję, że Wam się uda. U nas było wiele krzyków, płaczu, nazywanie nas nienormalnymi. Szkoda, bo finalnie dużo rzadziej się spotykamy (z konsekwencjami dla dziecka w postaci braku kontaktu z jakąś częścią rodziny).
No tak, wszyscy są specjalistami od wychowywania dzieci, szkoda tylko, że nie swoich… świetny wpis, może ciocia/babcia/wujek przeczyta i zrozumie. Pozdrawiam!
każde dziecko ma swoje humory owszem ale trzeba jakoś pomagać i pokazywać dziecku jak może radzić sobie z trudnościami… mój synek średni ostatnio powiedział że jest brzydki i że się brzydko sam myje zawsze go chwale że jest samodzielny a mimo to ma niską samoocenę…. może dlatego że kiedyś usłyszał że ma brzydkie włosy i jest brzydki? choć chłopiec na placu zabaw go przeprosił ale gdzieś to mu zostało…. staram mu się mówić że ma wyjątkowy kolor włosów (ma rude włoski sama bym taki chciała mieć) tłumacze mu że to zazdrość innych dzieci itp. a też i słyszałam od dorosłych że „zobacz jaki rudy pewnie strasznie wredne dziecko”…. a synek mój jest cudny i wrażliwy…
tak wujkowie również zawsze wyszydzają się z dzieci a to że jest mały, że mało jest itp. to napewno okropnie wpływa na dzieci psychikę niby żarty ale dzieci biorą to bardzo poważnie i przeżywają staram się ich uczyć jak reagować na takie zaczepki i „głupie żarty wujków)
A spróbuj nazwać jego uczucia, zamiast im zaprzeczać? Jest mu źle, gdyby tobie było źle z powodu brzydkich w twoim mniemaniu włosów, to albo byś chciała słuchać wciąż i wciąż zapewnień, że nie [a takie zapewnianie jest męczące], albo byś chciała, żeby ktoś cię wysłuchał i zrozumiał. To naprawdę przykre, kiedy ktoś usłyszy takie słowa o sobie [że jest brzydki], pewnie synek czuje się inny, odrzucony. Nie wiem, czy jest potrzeba zwalania emocji na inne dzieci. Tak bywa, że inne dzieci się tak zachowują i to nie ich wina, a dorosłych.
Może stańcie przed lustrem i pokażcie sobie wszystkie rzeczy, które wam się w sobie nie podobają [na pewno masz takie, każdy ma], możesz pokazać dziecku, że to normalne, że ktoś ma wady lub coś mu się w sobie nie podoba i tak po prostu jest. Tak sobie na szybko przypominam, że kiedyś, kiedy powiedziałam koleżankom „Ale jestem gruba” usłyszałam od jednej „To schudnij”. I wcale nie zrobiło mi się lepiej. Od drugiej „Wcale nie”. I też mi się nie zrobiło lepiej. Od trzeciej „Jak możesz tak myśleć, tylko ci kilogramy dodają uroku. I wcale nie zrobiło mi się lepiej. A od czwartej „Musi ci być ciężko z większą wagą, nie? I ubrania trudniej znaleźć i pewnie szybciej się męczysz…” I dopiero ten komentarz dał mi pocieszenie 🙂
Ludzie myślą że pomogą, że jak zaczną mówić „a dlaczego ty taka niegrzeczna” to dziecko stanie się grzeczne. Serio. Takie wychowanie z tamtych lat. Sporo ludzi czuje, że jak nic nie powie, to będzie że „no tak, a reszta siedzi i palcem nie kiwnie, nie pomoże matce” a tak naprawdę im więcej srok przy takiej okazji, tym gorzej. Ja zawsze proszę, zeby się nikt nie wtrącał, kiedy mamy „kryzys”, żeby nie mówił, nie „pomagał”. Mówię i proszę spokojnie i uprzejmie. „Uwagowicz” wtedy ma poczucie ze „no chcialem pomóc, ale ona nie chciała” a ja mam wychowanie, jakie chce. Wilk syty i owca cała.
Dziękuję za ten wpis i mądre słowa. Była taka sytuacja, kiedy mój 2,5-letni syn powinien zawstydzić naszą rodzinę a wzbudził tylko właśnie niepokój i słowa „nie płacz…weźcie go już stąd”.
Otóż żegnaliśmy moją teściową na pustym wieczorze. Podczas modlitw, siedząc u mnie na kolanach A. zapytał czy babcia jest w szpitalu. Odpowiedziałam, że nie, że już nie ma jej w szpitalu, że umarła i jest „w gwiazdkach, w niebie”, że przyszliśmy ją pożegnać, bo już nigdy się nie spotkamy. Siedział cichutko i myślał. Po modlitwach zapytał czy można przytulić się do babci, odpowiedziałam podobnie jak poprzednio, przecząc. A. rozpłakał się tak, jak nigdy dotychczas, najszczerzej jak mogłabym sobie wyobrazić ze słowami „ja chciałbym się przytulić do babci… przytulić”. Zrozumiał. W tym płaczu 2,5-latka było słychać, że wie, że to już nie będzie możliwe. To było niesamowite przeżycie, płakał przez 45 minut w kaplicy, drodze do domu, w domu w fotelu, jedynie tulony przez nas. Potrzebował tego, jak my wszyscy, jednak tylko on nie wstydził się, nie miał skrupułów… Dzięki niemu mogliśmy przeżyć wspólnie to pożegnanie a nie „odhaczyć modlitwy”. Jestem mu wdzięczna.
Na pogrzebie był całkiem spokojny i nawet wesoły, mówiąc, że „babcia jest w gwiazdkach”. My też byliśmy już spokojni. Inni, którzy patrzyli na nas z pogranicza pogardy „zimno mu.. zmęczony jest.. po co to dziecku…” mogą tylko żałować, że nie dane im było przeżyć w taki sposób tego wieczoru jak A. i jak nam.
Z wyśmiewaniem na szczęście się nie spotkałam, ale u nas jest też bardzo wkurzająca maniera rodziny… Analiza.
Dziecko płacze, ja próbuję z nim rozmawiać, a za naszymi plecami toczy się dyskusja „a czemu ona taka rozdarta?”, „a moze sie nie wyspala”, „od dawna taka niegrzeczna?”, „a moze ma zły dzien?”, „a jak Ty sobie dajesz radę z takim dzieckiem?”.
A moje dziecko stoi i wszystkiego słucha, slucha tych głupot, ze nie ma prawa płakać, bo płacz oznacza bycie niegrzecznym i slucha całej analizy rodziny, z ktora widuje sie raz na dwa miesiące, na temat tego dlaczego ona mogła sie rozpłakać…
Mnie zawsze drażni, kiedy mój syn zaczyna płakać bo cośtam a babcie i ciocie natychmiast wybijają się na wyżyny swojej pomysłowości, albo jeszcze gorzej zagadują go lub próbują wziąć na ręce. On dostaje histerii wtedy (dosłownie), a nikt nie jest w stanie zrozumieć jak mówię, że on chce i potrzebuje tam stać i płakać. A jak będzie chciał się przytulić to przyjdzie.
Najbardziej utkwiło mi w pamięci wyszydzanie wnuków w trakcie odpieluchowywania, a słów – taki duży i sika w majtki – nie znoszę. Albo – przestań się mazgaić, taki duży a płacze. A my dorośli – tacy duzi a ile w życiu płaczemy, narzekamy, denerwujemy się. A wystarczy dziecko traktować jak człowieka, nie jak dziecko.
Jedną z rzeczy którą ostatnio wynioslam z lektur dotyczących rodzicielstwa bliskości jest: traktuj dziecko tak jak sam chciałbyś być traktowany. Tutaj chyba też pasuje.
Brawo! Lepiej bym tego nie ujęła. Do szewskiej pasji doprowadzają mnie tacy dorośli. Niestety, w tym gronie jest mój tata i teść, któremu ostatnio mało elegancko zwróciłam uwagę. Ale nie mogę pozwolić na znęcanie się nad dzieckiem. Bo takie lekceważenie uczuć dzieci to forma znęcania się nad nimi. Chyba częściej to mężczyźni tak okrutnie drwią z zasmuconych dzieci. Babcie i ciocie jakoś lepiej potrafią utulić smutek i otrzeć łzy. Nie wiem dlaczego ludziom tak trudno zrozumieć, że dziecko ma prawo też do negatywnych emocji. A może zwłaszcza do takich, bo przecież trudniej temu młodemu człowiekowi zapanować nad łzami, gniewem czy smutkiem.
Wydaje mi się, że to dlatego, że ludzie boją się tych negatywnych emocji… Zwyczajnie nie wiedzą jak na nie reagować, jak sobie z nimi poradzić. A to się bierze właśnie z tych wczesnych lat, więc jeśli oni będą tak traktować swoje dzieci to te dzieci później będą miały to samo… Chyba że wczesniej się zorientują, że coś jest nie tak i to naprawią.