Dziecko w szambie

Poczułam mocny skurcz i coś jakby we mnie pękło w środku. Miałam wrażenie, że sikam, ale jasne spodnie zabarwiły mi się na czerwono.

 

– Mamo, co się stało? – spytało moje dziecko.

 

 

Mam na kolanie twojego braciszka lub siostrzyczkę, pomyślałam, ale na głos powiedziałam, że nic takiego. Idź się pobawić, mamusia zaraz do ciebie przyjdzie.

 

Tylko sprzątnę po twoim rodzeństwie.

 

– Poroniłam – powiedziałam siostrze, a ona spuściła wzrok.
– Nie wiem, co ci powiedzieć. – usłyszałam.
– Ja nie wiem, co chcę usłyszeć.

 

 

Bo nie wiedziałam. Mamy wpojone od dziecka reguły zachowania w przypadku ślubów, pogrzebów, narodzin dzieci – mamy się cieszyć, płakać lub śmiać. Co z dzieckiem, które nie zdążyło porządnie umrzeć, bo nie miało szansy nawet przyjść na świat? Jak się zachować? Co powiedzieć?

 

 

Alka swoje pochowała. Powiedziała, że najgorzej było przyjmować od lekarki słoik z pływającym w środku mikroskopijnym dzieckiem. Potem już jakoś poszło. Ksiądz, pogrzeb. Ciągle przed oczami ma ten słoik. Dziecko jak ogórek konserwowy.

 

 

Ja nie pomyślałam, żeby wyławiać to, co wyleciało z moich majtek. Spuściłam wodę. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że ono pływa teraz w szambie. Chciałam płakać, ale zamiast moich łez, poleciały łzy dziecka, które domagało się obiadu. Już 15. Trzeba wstawić ziemniaki.

 

 

Z Moniką spotkałam się przypadkiem. Ona po trzech. Trzeci przyjęła spokojnie. Zadzwoniła do swojego lekarza, a potem zaparzyła sobie herbatę.

– Wiesz, ja się cieszę, że przynajmniej sobie zdawałam sprawę, że ronię. Wiesz, ile kobiet nawet nie wie, że to nie był okres?

 

 

W sumie. To przecież tylko gęściejsza krew.

 

 

– Jak się czujesz? – pyta matka.

 

 

A jak mam się czuć. Straciłam coś, czego nie miałam okazji poznać. Co powiedzieć kobiecie, która poroniła? Długo patrzę się w lustro. Dopiero dziecko mnie wybudza z transu.

 

 

– Mamo?

 

 

Och. To już ranek. Trzeba wyjść naprzeciw oczekiwaniom rodziny, że zrobię lub powiem coś, co pasuje do sytuacji. Nic nie pasuje do tej sytuacji, a przede wszystkim oni, ale przecież wiem, co robię. Staram się nie zauważać, że oni nie wiedzą, gdzie oczy podziać.

 

 

Idę siku. Spuszczam wodę. Przez moment mam ochotę włożyć głowę do odpływu i drzeć się do nienarodzonego, że zaraz do niego przyjdę. Ale idę do kuchni. Dziś jajecznica. Nie jestem taka jak Ewka. Ona rozpaczała. Tłukła głową w ścianę. Pamiętam, że powiedziałam jej, że mi przykro. Warknęła, że ma mi być przykro gdzie indziej. Była wściekła. Zrozpaczona. A ja nie wiedziałam, czym się martwi bardziej – tym, że zawiedziony jej facet zrobi wreszcie dziecko innej, czy autentycznie z miłości do czegoś, czego ja nie mogłam pojąć. Do dzisiaj.

 

 

– Wiesz to było straszne. Ja miałam wyrzuty sumienia, że to moja wina, rodzina miała wyrzuty sumienia, że o mnie nie dbali, ja cierpiałam, ale nie wiedziałam, co mi pomoże, oni cierpieli, bo ja cierpiałam i nie wiedzieli, jak mi pomóc. Pieprzone kółko poronnej adoracji.
Fakt. Święty spokój. Na dwa, trzy dni. Żeby przemyśleć, ułożyć sobie w głowie. Bez dziecka, bez męża. A tak to budzę się w nocy i zastanawiam, czy rano przyjedzie szambiarka i zabierze moje dziecko gdzieś do oczyszczalni. Od trzech dni się nie myję. Im mniej wody zużyję, tym później mi go zabierze.

 

– Co powiedzieć kobiecie po poronieniu? – zastanawia się Monika – Na pewno nie „następnym razem może bardziej się postarasz”, jak mi powiedziała teściowa. W ogóle to przy moim pierwszym przypadku, co zdanie, to wpadka. Nie chciałam współczucia, nie chciałam zapewnień, że będzie dobrze. Chciałam się pogrążyć w żałobie, chociaż na kilka dni, przepłakać swoje, a nie być na siłę wyciągana za nogi i stawiana do życia. Bo przecież nic się nie stało. Następnym razem się uda. A następnym razem i kolejnym miałam to już w nosie. O trzecim to tylko mąż wie i ty. Co ja się będę uzewnętrzniać. To moje cierpienie i tylko ja je rozumiem.

 

Kurde, wszędzie dzieci, wszędzie niemowlaki. Nowe kocyki, wózki, zabawki, walka o karmienie piersią. Chciałabym mieć taką blokadę, jak na reklamy, ale wyłącznie na twarze niemowlaków i noworodków. Ciekawe, jaką mój miałby twarz. Ciekawe czy… jeszcze żył, jak go spuszczałam z wodą. Dlaczego go nie zebrałam do kupy tylko wyrzuciłam w gówno? Brak refleksu? Panika? Dziś też się nie umyję. Wydzieram się na dziecko, że nie zakręciło wody w kranie.

 

 

– Trzeba żyć – mówią jednym głosem dziewczyny – musisz się wziąć w garść i żyć. Wiesz, w ustach tych, co nie tego nie przeszli brzmi to jak jałowa gadka, ale my wiemy, co mówimy. Niczego nie zmienisz, czasu nie zawrócisz. Możesz jedynie mieć w pamięci, tylko tam, i żyć. Bo masz dla kogo.

 

 

W ich ustach te proste słowa brzmią normalnie. Nie są wymuszone współczuciem czy chęcią uspokojenia własnego sumienia. One wiedzą, że ja wiem, że świat się nie skończył, tylko jeszcze muszę dać sobie szansę się z tym pogodzić.

 

 

Wracam do domu.

 

 

Zamawiam szambiarkę.

 

 

Spuszczam wodę.

 

 

Dzwonię do lekarza, umówić się na kolejną wizytę.

 

 

Dla pewności spuszczam wodę jeszcze raz.

 

 

Dopiero wtedy zaczynam płakać.

 

 

Tekst powstał 11 czerwca 2014 roku na promilu osobistych doświadczeń, a przede wszystkim na podstawie rozmów z czytelniczkami [imiona zmienione], które pisały do mnie o braku społecznej akceptacji poronienia i problemach związanych z życiem „po”. Serdecznie dziękuję, kochane, za zwierzenia i życzę idealnego porodu wkrótce [tak, wszystkim się udało!]. Zapraszam też TUTAJ.

Wyjątkowo pozwalam na całkowicie anonimowe komentarze.

 

————————————————————————————————————————————–

 

W tym roku biorę udział w konkursie na Blog Roku. Żeby wziąć udział w eliminacjach [wyboru będzie dokonywać Dorota Wellman] muszę dostać się do pierwszej 10, a od soboty piastuję honorowo zaszczytne, choć nie dające mi żadnych szans, 11 miejsce. Być może od finałowej 10 dzieli mnie zaledwie kilkanaście waszych głosów. 

 

Bardzo bym chciała poznać panią Dorotę, więc bardzo, ale to bardzo potrzebuję Twojej pomocy. Żeby pomóc mi dostać się do finału, musisz wysłać SMS o treści F11671 pod numer 7124. Koszt SMS to 1,23 zł z VAT, a cały dochód zbierany jest dla Fundacji Dziecięca Fantazja.

 

Czy złotówka to dużo? Tego dowiemy się jutro – ponieważ konkurs kończy się 1 marca w południe. Twoja pomoc będzie nieoceniona!

 

 

 

Tu niżej, macie inne teksty, które mogą wam się spodobać:

 

 

 

Joanna Jaskółka

Joanna Jaskółka – w Sieci znana jako MatkaTylkoJedna – od dziesięciu lat przybliża życie na wsi i pisze o neuroróżnorodnym rodzicielstwie w duchu bliskości. Autorka książki „Bliżej”.

Wspieraj na Partronite.pl

Możesz wesprzeć moją pracę, dołączając do moich patronek.

Spodobał Ci się mój artykuł?

Możesz wesprzeć moją pracę
i postawić mi wirtualną kawę.

Może Cię też zainteresować...

ADHD U DOROSŁYCH

ADHD u dorosłych – leki jak cukierki i z tego się wyrasta, czyli wszystkie bzdury, jakie słyszałaś

Rzuciliśmy szkołę! (2)

Tydzień na edukacji domowej – jak zorganizowałam chłopcom naukę?

Rzuciliśmy szkołę!

Rzucamy szkołę i przenosimy się do Szkoły w Chmurze [podkast]

0 0 votes
Ocena artykułu
196 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Megan Parks
Megan Parks
7 lat temu

W przypadku poronienia zawsze warto zgłosić się do szpitala i oddać się pod opiekę dobrych lekarzy, którzy zadbają o nasze zdrowie. W przypadku komplikacji z późniejszym zajściem w ciążę, w przyszłości konieczne mogą być badania na bezpłodność.

Katarzyna Rudnicka
Katarzyna Rudnicka
7 lat temu

Do wszystkich obrończyń utraconych zygot. Wiecie co to jest selekcja naturalna? U ludzi też występuje. Poronienie to własnie sekcja naturalna!

Lulu
Lulu
7 lat temu

A już zupełnie inny temat to temat pań, które jedzą tabsy antykoncepcyjne przez laaaata, 8, 10 lat. I w tym czasie spuszczają w toalecie nie wiadomo ile własnych dzieci na wczesnym etapie rozwoju (te tabletki mają 3 linie obrony przed ciążą, jak zawiedzie pierwsza linia, czyli hamowanie owulacji to w dalszej kolejności działają na powstałą zygotę – roniąc ją. Niestety taka jest prawda. I to nie jakaś kato-teologia, tylko taki jest farmakologiczny mechanizm.) A potem te same panie ronią chciane ciąże i walą głową w mur, rozdzierają szaty, wyją do księżyca i mają depresję do końca życia. Hipokryzja lub niewiedza (?). W każdym razie warto sobie to uświadomić, że spuściłyście w toalecie nie jedno dziecko (i to nie z przyczyn biologicznych, tylko dlatego, że latami miało się zwykłą chęć na seks). Ale biadolicie tylko nad tym pojedynczym chcianym dzieckiem, opłakujecie tylko to dziecko, tęsknicie za tym konkretnym, jakby było jakieś lepsze, bardziej wasze. A na resztę opada zasłona milczenia (lub niewiedzy). Smutne to.

Joanna Jaskółka
Reply to  Lulu
7 lat temu

Z czystej ciekawości – proszę o badania, z których jasno wynika, że wszystkie kobiety, które poroniły łykały tabletki. Pomogą poprzeć twoją tezę – obrażającą wszystkie kobiety nie łykające tabletek, na przykład mnie.

Lulu
Lulu
Reply to  Joanna Jaskółka
7 lat temu

Nigdzie nie napisałam, że wszystkie te które ronią łykały tabletki. Zupełnie nie zrozumiała pani sensu mojego wpisu. Piszę o paniach, które brały bezrefleksyjnie tabletki nie rozumiejąc ich mechanizmów i możliwości powodowania straty ciąży na najwcześniejszym jej etapie (wtedy, kiedy jeszcze nawet nie podejrzewamy, że możemy być w ciązy tzn. pierwsze jej dni, kiedy rozwija się zygota, morula, blastocysta.) Jeśli Pani nie łyka tabletek, to post w ogóle nie jest o Pani, więc nie wiem dlaczego bierze go Pani do siebie. Piszę o kobietach, które przeżywają stratę wyczekiwanej ciąży, a wcześniej stosując tabletki najpewniej straciły już nie jedno dziecko, tylko nawet nie były tego świadome, bo tak wczesne poronienie wygląda jak okres. Kobiecie się wydaje, że jest wszystko spoko, seksu do woli, tabletki działają, bo ciągle miesiączkuje, a to niekoniecznie za każdym razem jest miesiączka. Później odstawia tabsy i chce zajść w ciążę, zachodzi i z różnych przyczyn zdarzyć się może poronienie (tym jesteśmy zagrożone wszystkie, taka jest natura, że pewien procent jest eliminowany, często są to zarodki z ciężkimi wadami genetycznymi, ale również zdrowe zarodki mogą ulec obumarciu) i roni. I wtedy jest wielka rozpacz po straconym dziecku, a nie pomyślała, że stacić mogła ich więcej, w czasie stosowania tabletek. O to mi chodzi. Nie wiem czy tym razem wyjaśniłam to jaśniej. Na pewno, w żadnym momencie nie obraziłam żadnej kobiety niestosującej tabletek.

Joanna Jaskółka
Reply to  Lulu
7 lat temu

Niestety, w dalszym ciągu nie rozumiem tonu komentarza [pod wpływem którego być może napisałam odpowiedź, nie jestem w stanie teraz sprawdzić, czy ja się pomyliłam, czy ty edytowałaś – nieważne] ani nie potrafię zrozumieć, czemu mają nie odczuwać smutku i drzeć szat na sobie? I jak ma im pomóc komentarz sugerujący „masz to chciałaś?”. Myślisz, że żaden lekarz im nie powiedział, że poronienie mogły spowodować tabletki i takie, za przeproszeniem, dowalenie im przypominaniem o tym, pomoże?

Lulu
Lulu
Reply to  Joanna Jaskółka
7 lat temu

Nie zmieniłam sensu mojego wpisu. Pani nadal nie rozumie, co chciałam przekazać. Nie chodzi mi o to, że nie mogą odczuwać smutku. Chodzi o to, że odczuwają go tylko z powodu tej ciąży, której chciały i na którą czekały po odstawieniu tabletek. A te ciąże i ich straty, które zdarzyły się w czasie brania tabletek, bo tabletka nie zahamowała owulacji, doszło do zapłodnienia i do poronienia w pierwszych dniach z powodu innego działania tabletki (takie ciąże nawet nie sąuświadomione, że są i dzieją się i traktowane są jakby ich nie było) są po prostu przypięte pod hasłem „tabletki działają, miesiączkuję, wszystko jest super”. A jak napisałam, to może nie być miesiączka, tylko poronienie w pierwszych dniach z powodu stosowania w danym czasie tabletek. Chodzi o to, że nie przeszkadza kobietom to,że stosując tabletki mogą jednak mimo wszystko zajść w ciążę i poronić od razu z powodu tabletek. Ale już jak odstawią tabletki i zajdą w ciąże to przeżywają to i się smucą. Dlaczego nie jest im smutno z tego powodu,że już wcześniej przez czas brania tabletek mogły stracić dzieci? te utracone dzieci ich nie smucą i z ich powodu szat nie drą i nie rozpaczają.

Lulu
Lulu
Reply to  Lulu
7 lat temu

Smucą się z powodu wybranych dzieci.

Joanna Jaskółka
Reply to  Lulu
7 lat temu

Ja to rozumiem. Tylko czemu to oceniasz? Jestem w stanie pojąć twoje przejęcie tematem, jednak dalej nie rozumiem, czemu zabraniasz komuś akurat teraz się smucić? Tabletki są to po, żeby nie zajść w ciążę. Jasne, można wybrać inny sposób nie zachodzenia, jednak ktoś tak wybrał. I to jego sprawa. Na przykładzie, niech już będzie, mordercy – może zabić 10 osób, a przy 11 powiedzieć: nie mogę, nie dam rady. I co? Karę dostanie z urzędu, ale kto mu zabroni płakać nad 11? Ach. Ty.

Lulu
Lulu
Reply to  Joanna Jaskółka
7 lat temu

Ale nie zabraniam nikomu się smucić. Niech się smucą do woli, choć życzę im, żeby poradziły sobie z tym ogromnym bólem i smutkiem. Chodziło mi bardziej o kontrast (i obrazowe opisanie tego kontrastu chyba nadało taki ton mojemu wpisowi, że się sprzeciwiłaś), że po jednym dziecku jest żal nie do opisania, a reszta dzieci się nie liczy. Zachowują się jakby to było: „Było minęło, nie smucę się bo ich wtedy nie chciałam i nie przeszkadza mi, że wtedy spłynęły do kanału. Ale teraz to umieram z bólu, bo to wybrane dziecko chciałam lulać i tulić itd.” Ja wiem, że umierają z bólu i jest to prawdziwy, autentyczny ból i smutek. Ale przy tym nie odczuwają ni krztyny żalu, że wcześniejszym dzieciom nie pozwoliły się narodzić. Przy czym masz rację, że to nie moja sprawa, co kto wybrał, każdy żyje tak jak uważa, ale mogę wyrazić swoje zbulwersowanie taką postawą, zwłaszcza, ze temat ma znaczną rangę, a wiele kobiet nawet nie wie, że tak się dzieje.

Monika
Monika
Reply to  Joanna Jaskółka
7 lat temu

Dokładnie, nie wzięłam ani jednej tabletki anty w życiu, poroniłam. Dziecko chciane, planowane, kochane… Z reguły rzadko komentuję cokolwiek w internecie, ale komentarz Lulu strasznie mnie zdenerwował. To nie jest nasza wina, że takie rzeczy się dzieją, bo możesz robić wszystko dobrze, a i tak się nie udaje.

Lulu
Lulu
7 lat temu

Bo nie powinno się trąbić na prawo i lewo że jest się w ciąży od samego momentu jak się dowiecie w 8, 10 t.c…. NIGDY nie ma gwarancji, że się ją donosi. NIGDY. Dać sobie na wstrzymanie i dopiero jak ciąża będzie widoczna poinformować rodzinę. Ale panie mają przymus trąbienia o ciąży, a potem spada na nie grad bolesnych słów i niezrozumienia. Przeogromny procent ciąż do 15 t.c obumiera. Uświadomcie to sobie. Ja wiem że ciąża to przeżycie, wielkie nadzieje, radość, plany. Ale dla własnego dobra psychicznego dajcie sobie na wstrzymanie z afiszowaniem się do czasu, gdy ciąża się rozwinie.

Marta Rusek-Cabaj
Marta Rusek-Cabaj
7 lat temu

„następnym razem może bardziej się postarasz” – serio? Masakra…

Poroniłam na miesiąc przed zajściem w ciążę ze swoją – teraz już roczną – córką. Nie chciałam drugiego dziecka. Jedno, jak sądziłam, mi wystarczyło… I zdarzyło się TO. Nie byłam pewna, czy jestem w ciąży, okres się spóźniał, poszłam zrobić badania krwi, by mieć stuprocentową pewność. Następnego dnia miały być wyniki, ale nie doczekałam. Wieczorem poroniłam. Wiedziałam, że to było to – poczułam, jak wypluwa się ze mnie… Nie powiedziałam nikomu, tylko mąż wiedział. Też nie wiedziałam, jak chcę, by mnie traktowano… Więc wolałam uniknąć przykrej sytuacji dla siebie i jeszcze mieszania w to innych… Ale… to było trochę jak z Gabi z „Gotowych na wszystko”. Przypomniałam sobie scenę, gdy miała wypuścić balonik, by ten poleciał w niebo. Pożegnać się, metaforycznie. A ona nie umiała, nie chciała… Coś pękło… I ja się wtedy tak poczułam… Że niby nie chciałam, niby nie ma problemu, ale… no właśnie. A po miesiącu przypadkowo zaszłam w ciążę… Może to doświadczenie było potrzebne, bym doceniła rozwijające się we mnie życie?

Jak czytam niektóre opowieści ze szpitala, kiedy kobiety są traktowane momentami zwyczajnie tragicznie… Szkoda słów. 🙁

aNo
aNo
7 lat temu

Poród, mój trzeci poród był najbardziej bolesny. To była już połowa ciąży, pierwsze ruchy za nami, już się poznawaliśmy i przyszło niespodziewane pożegnanie, bardzo bolesne, pełne krwi. W tej całej dramatycznej sytuacji najbardziej doceniam wsparcie męża, który był przy mnie cały czas gdy roniłam. Personel szpitala zachował się wspaniale, z taktem dostosowali się do naszych potrzeb, poinformowali o naszych prawach. Pochowaliśmy synka, ciało wróciło do normy, serce nigdy nie wróci.

Daria Kowalczyk
Daria Kowalczyk
7 lat temu

Rano. 10tc, krwawienie, zero bólu. Szybka akcja – Izba Przyjęć. Przyjmuje Pan-Ordynator i pyta: a jak krwawienie? Mocne? Żywo czerwone? Już coś wyleciało? Ja (oczywiście w szoku): yyy… nie wiem, nie znam się. Wtedy on: to ja dokończę jeść i przyjdę. 3 dni temu właśnie bym urodziła. To byłby chłopiec… czułam to. Czułam tak samo jak czułam to z córką (oczywiście, że będzie córka). Dzień wcześniej wszystkim powiedzieliśmy, że oczekujemy dziecka. Córka do dzisiaj pyta czy mam w brzuchu dziecko. Dosłownie. A co mam powiedzieć 3 latce? Pan zjadł śniadanie, uspał mnie i wyciągnął to co nie wyleciało? A resztę wyrzucił do śmieci? Smutne i przerażające poronić w naszym kraju.

Monika Raus
Monika Raus
8 lat temu

Pierwszy raz nie wiem co napisać, na myśl przychodzi mi tylko jeden wiersz

przepraszam, że jestem…
przepraszam, że byłam…
przepraszam, nie chciałam Cię skrzywdzić.
przepraszam naprawdę nie ja zawiniłam
a jednak…przepraszam że żyję.

Właściwie nie mam prawa się wypowiadać, bo nawet nie potrafię wyobrazić sobie co się wtedy czuje.
Powiem tylko jedno, do kobiet które to przeżyły, podniosły się i walczyły dalej o szczęście…Jesteście wspaniałe, wielki szacunek!

Krasia K
Krasia K
9 lat temu

Witajcie!

Kiedy zrobiłam test i okazało się że jestem w ciąży a było to 29
września moja radość przeplatała się z lękiem czy wszystko będzie
dobrze. Mam niedoczynność tarczycy i Hashimoto i trochę nam zajęło
zajście w upragnioną ciąże, mam wrażenie że podczas starań pojawił się
nawet początek depresji więc rozpoczęłam wizyty u psychologa. A jak
marzenie się spełniło od razu poleciałam do mojej endo, która od razu
zwiększyła mi dawkę leku. Hormony wróciły do normy a ja czułam się
świetnie. Brzuszek rósł i bardzo szybko kupiłam pierwsze spodnie
ciążowe. Piersi bolały i rosły, miałam napady głodu i czułam się z mężem
szczęśliwa. Ta magia oczekiwania, ten cud który się rozwijał i jak
zobaczyliśmy malucha na USG to jest już taka więź i masz ochotę biegać
po ulicy i każdemu mówić jak bardzo jesteś szczęśliwa. Zbierałam się aby
w 12tygoniu powiedzieć moim szefom. Niestety 11.11.2015 czyli w zeszłą
środę dostałam krwawienia. Pojechaliśmy do szpitala w Piasecznie i to
zdanie lekarzy: nie słyszę serca. Wpadłam w spazmy. Od razu przyjęli
mnie na oddział gdzie personel otoczył mnie niesamowitą opieką i
wsparciem. Gdyby nie rozmowy z położną, ordynatorem to mój mąż zbierałby
mnie z podłogi. Ja wiem, że z medycznego punktu widzenia matka natura
podjęła najlepszą decyzję. Maluch (jakoś słowo „płód” nie może mi
przejść przez gardło) źle się rozwijał, mój organizm go zmierzył, zważył
i stwierdzić że coś jest jednak nie tak. A przecież dziecko musi być
zdrowe bo tak bardzo go pragniemy. Więc postąpił słusznie. Ale jednak
umarło marzenie, które się nam spełniło. Na które tak czekaliśmy,
którego tak pragnęłam. Prysła ta magia oczekiwania, ten stan w którym
byłam i w którym poczułam się już MAMĄ. Zanim zaszłam w ciążę, też
czytałam że co 5 ciąża do 11 tygodnia kończy się poronieniem i też byłam
taka mądra, że przecież to tylko „embrion”, że nie można się związywać
od samego początku, bo później jest dramat. Ale kiedy już to poczułam,
marzenia się spełniło to nie byłam w stanie po prostu tej więzi nie
poczuć. Dla mnie to nie była fasola, czy płód to było nasze DZIECKO. I
ten żal i tęsknota jest tak ogromna że współczuję teraz każdej kobiecie
która tego doświadczyła. Bo umiera właśnie to marzenie, ta magia. Czuję
się tak jakbym dostała w łeb i została wytrącona z orbity, z tych torów na które trzeba znowu wrócić. Ja również widziałam swojego malucha w łazience w szpitalu i miałam go na dłoni by potem włożyć do przygotowanego przez położną słoiczka. To tak przykre, kiedy widzisz że taki cud jest taki malutki i już mu serduszko nie bije..
Mąż jest moim największym
wsparciem, prawdziwym przyjacielem który mnie wspiera ale jednak ja
muszę się wyryczeć bo chce mi się wyć i walić pięściami na oślep. Bo się
nie udało. Do pracy chcę wrócić 7 grudnia. I do tego czasu chcę sobie
wszystko poukładać. Boję się powrotu do pracy, ale pracuję ze
wspaniałymi ludźmi, którzy na pewno się ze mną na nowo odnajdą.
Przesyłam wyrazy najgłębszego współczucia wszystkim Wam.

Beta Kobieta
Beta Kobieta
9 lat temu

Szambo? U mnie nie ma szamba…
Kanalizacja czy kosz w gabinecie?

Coś powiedzieć umieją chyba tylko Ci co przeżyli. W moim przypadku o dziwo reakcje mężczyzn wspominam lepiej – dyskretnie i delikatnie (jak się pracuje w męskim gronie i wybiega z pracy bez słowa za to zalanym łzami to trudno uniknąć pytan).
Czasem chyba łatwiej gdy nikt nie wie.

I nie – nowe nie jest plasterkiem.

Marta Kordys
Marta Kordys
9 lat temu

też mam za sobą poronienie. stratę ciąży chcianej, planowanej, wystaranej. skończyła się ona w 9 tygodniu, nieco ponad dwa lata temu. teraz trafiłam na ten tekst. zupełnie przypadkiem. ja czytam, a w pokoju obok śpi moja cudowna ponad 13-miesięczna córeczka. dziewczyny, nie załamujcie się. poronienia są bardzo powszechne, były, są i będą. ale po nocy zawsze wychodzi słońce.

moniowiec .
9 lat temu

Mocny tekst! Jeden z mocniejszych w tym roku!

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

To było już tak dawno, że powinnam zapomnieć, przecież mam 62 lata, a nie zapomniałam. Ania miałaby teraz 30 lat, dobrze, że był już syn (teraz ma 31 lat), bo chybabym zwariowała. I tak pogrążyłam się w jakiejś totalnej depresji, prawie na pół roku, robiłam co trzeba wokół małego, ale myślałam o tej drobinie, której resztę musiał usunąć lekarz. Przejmujące są te doznania matek, ale trudno, aby

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

Wiecie co, ja miałam 16 lat gdy poroniłam. Wpadka przy pierwszym razie. Dziś mam 25 lat. Wtedy nie wiedziałam, że byłam w ciąży. Dziś już nawet nie pamiętam w którym tygodniu poroniłam – moja psychika to wyparła. Zawsze byłam pulchnym dzieckiem, a jako nastolatka wiecznie się odchudzałam. Wtedy dostałam lek meridię na schudnięcie. Przestałam niemal kompletnie jeść. Przez krótki okres ciąży

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

dziękuję za ten wpis…<br /><br />moja Mama poroniła (w zasadzie przedwcześnie urodziła) mojego brata<br />był to miesiąc piąty, nie było wtedy takich cudów jak usg; były plamienia, dostała więc leki na podtrzymanie…<br />okazało się, że ciąża była już obumarła, cud, że Mama to przeżyła…<br /><br />z całej akcji pamiętam tylko jak przez sen jej krzyki pośród nocy, że &quot;dziecko jest w

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

Nie mogę pozostać w ciszy. 2007 rok a tak jakby to było wczoraj i też szambo i ten widok, tylko innego dziecka nie było – do dzisiaj mam przeczucie, że to by były bliźniaki. Takie przemyślenia są potrzebne. Pozdrawiam a dla nienarodzonych (*)

KOLOR owanka
10 lat temu

Dawno nie czytałam w takim skupieniu. Jakbym była z tobą-jakbyś trzymała mnie za rękę….<br />jakbyś odebrała mi mój ból. Dziękuję za ten post. Bolesny, przytłaczający,ale zarazem tak potrzebny. <br />Dziękuję

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

Takiej tragedii jak utrata dziecka nigdy się nie zapomni!Choćby minęło nawet kilka lat…Wiem bo sama to przeżyłam niby aż 3 lata temu,ale czuje to jakby było całkiem niedawno bo rana w sercu nadal krwawi…Pamiętam świetnie słowa położnej ze szpitala,że to przecież jeszcze nie dziecko bo dziecko jest dopiero po 20tyg ciąży ich zdaniem.Nikt z personelu nie przejął się tragedią jaką przeszłam i

Majka
10 lat temu

Bardzo dobry tekst. O ile można użyć tego przymiotnika w odniesieniu do takiego losu.<br />Jeszcze bardziej doceniłam dziś to co mam. I tego czego jeszcze nie mam.<br />Dziękuję.

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

Pamiętam, kiedy byłam w 1-3kl.SP, przyszła do nas kobieta zrobić z nami ankietę. W drugim czy trzecim punkcie trzeba było zaznaczyć, ile mamy rodzeństwa. Podniosłam rękę i zapytałam: zaznaczyć też tych, którzy nie żyją? <br />Pamiętam tę chwilę, bo w klasie cisza zapadła. <br /><br />Mój brat żył 1dzień, dokładniej pół dnia, kilka godzin. Nie poznałam go. W tym roku obchodziłby 35-te urodziny.

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

Wiesz u mnie mineło już 13 lat od mojego pierwszego poronienia w 2003 roku urodziłam syna który skończył już 11 lat po porodzi miałam 2 kolejne poronienia . Wiem jak to boli i wiem jak się czuje kobieta która pragnie tego dziecka które nosiła pod swojim sercem .Ja chyba już się nie odważe zajść kolejny raz w ciąże ,zabardzo siedzi to w mojej psychice . Już mam dość słuchania tego że jedno dziecko

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

3 dni temu minęły 3 lata jak moje dzieciątko podczas toalety wypadło do muszli, to był 6tc. W lipcu minie 2 lata jak urodziłam moich wspaniałych synów (bliźniaki), ale serce nadal ogromnie tęskni za tamtym maleństwem i rzeczywiście tego bólu nie zrozumie ktoś, kto tego nie przeżył. Nie mam z kim o tym porozmawiać, nikt nie chce o tym słuchać, przykre… 🙁

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

My kobiety tylko czujemy ten okropny ból po stracie tego co w nas żyło,tej maleńkiej iskierki..niech boźia każdą mała iskiereczkę ma swojej opiece.

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

Trzeba to przeżyć aby zrozumieć i to w tym tekście jest najważniejsze i najbardziej prawdziwe.Wiem co mówię, bo niestety też to przeżyłam, dosłownie jak historia wyżej 🙁 z szambem w tle…. Ale żyje się dalej , swoje trzeba wypłakać , przemyśleć i dać szansę samemu sobie na normalne życie.

Halikula
10 lat temu

Jednych coś dotyka, innych nie. Jedni są w żałobie, inni nie są.<br />Każdy jest inny.<br />Moje dziecko dotrwało do porodu a ja i tak cierpię.<br />Życie, życie…<br />

agulinda71
10 lat temu

To prawda, nigdy się nie zapomina, mój synek odszedł prawie 18 lat temu, a zawsze będzie dla mnie moim maleńkim synkiem. Nikt nas nie potrzebował, moja mama powiedziała nie płacz nic się nie stało , mąż znalazł sobie inną potem inną i jeszcze kolejną inną, teściowie też zostawili mnie sama sobie. Pamiętam jak moja 5-letnia wówczas córeczka chodziła po korytarzu szpitalnym ściskając w rączce

Anna
10 lat temu

Współczuję wszystkim rodzicom, którzy przeszli przez stratę wyczekanego dziecka. Ja też kiedyś poroniłam, le to nie było chciane i wyczekane maleństwo. Ot głupi romans z niechcianym owocem. Pamiętam, że wtedy płakałam i zastanawiałam się, co by było gdyby…Teraz jednak nie palę świeczek, nie rozmyślam, nie rozpaczam, nie żałuję. Na tamtym etapie nie byłam gotowa, by zostać mamą, więc dobrze się

koval24100
10 lat temu

Dziękuję za ten tekst który juz chyba na pamięć znam wreszcie czytając go mogłam sie rozplakac i wyrzucić wszystkie swoje żale które trzymałam w sobie podejrzewam ze przeczytam go jeszcze nie raz i nie raz będę wyć w poduszkę ale tak! Tego potrzebowałam ! Niestety nie mam możliwości wygadania sie nikomu tak naprawdę a to mi bardzo pomogło jeszcze raz dzięki za terapie

InspiracjeOnline
10 lat temu

Ogolnie nie znoszę gdy ktoś mówi &quot;nie martw się, będzie dobrze&quot; na każdy problem, trudne przezycia, wydarzenia, kłopoty. Mam wrażenie, że to powiedzenie czegoś tylko by coś powiedzieć. Sama tak nikomu nie mówię, bo nie wiem czy bedzie dobrze. Może to i taki moj problem – nie potrafię bezmyślnie pocieszać i mowić pokrzepiających słów od tak, takich które nie mają pokrycia. Mam taką

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

Moje dzieciatko mialoby teraz 3 tygodnie i 2 dni. Poronilam w 9 tygodniu ciazy. Szok. Niedowierzanie. Nieustajco dudniace w glowie pytanie: DLACZEGO????? I wszystko wydaje sie takie glupie, blahe. Ten jeden moment, jedna chwila zmienia wszystko. I wtedy myslisz sobie, Niech czas sie cofnie ta minute, zaciskam mocno oczy i mysle sobie NIE NIE NIE to nie moze byc prawda. Przeciez jeszcze kilka

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

nikomu nie życze teg bólu, straty tak bardzo oczekiwanego dziecka. umarł kawałek mnie. a im więcej czasu, tym gorzej znoszę te wszystkie nowonarodzone i nowopoczęte dzieci dookoła mnie. Tak bardzo tęsknię za poczuciem miłości, sensu mojego istnienia, tej wszechogarniającej troski o życie we mnie. Uważam że to przeznaczenie, ze przeczytałam twój wpis. Cieszę się, ze mogłam gdzieś wylać swoje

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

od razu powiedział że to musi być to. kazałmi spuścić w sedesie. nie mogłąm. zawinełam w ręcznik papierowy, przypomniało mi się że lekarz powiedział że można zbadać martwy płód. chciałm go zachować. dowiedzieć się, ile tygodni miało moje dziecko, być może je zobaczyć. nie miałam jednak odwagi grzebać w jaju płodowym. to był gudzień. trzymaliśmy moje dziecko na balkonie &quot;żeby się nie zepsuło&

Anonymous
Anonymous
Reply to  Anonymous
10 lat temu

Mnie też przy poronieniu tak strasznie fizycznie bolało. Tak jak opisałaś wyżej. Wydawało mi się, że tego się nie da wytrzymać. Choć wydawało mi się, że na ból jestem dosyć odporna, bo niejedno już w życiu przeszłam. Później rozmawiałam z koleżanką, która też poroniła i mówiła, że ten ból był chyba gorszy niż przy porodzie (bo rok po poronieniu zaszła w ciążę i urodziła zdrową córeczkę).<br />(

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

było tego naprawdę dużo. nie do opisania. miałam wrażenie że to były kawały mięsa. gdy na chwilę odpuszczało wracałam na kanapę i przyjmowałam najdziwniejsze pozycje, żeby sobie ulżyć. i tak kilka razy, ubikacja, kanapa. i ten rozpierający ból ciała, serca i strach – co ze mnie wyleci. nikt mi tego nie pwiedział. ciągle podkładałm ręcznik papierowy pod siebie siedząc na sedesie, gdy tylko czułam

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

czekałam na poronienie zalana łzami. chyba dziwnie musiałam się zachowywać, mąż wyciągał mnie z mu, jeździliśmy po sklepach. chciał mnie czyms zająć. to było dobre. w sobotę albo niedzielę stało się (2-3 dni)po usg i tragicznych wieściach. Ale to nie było, jak to opisał – silniejszy skurczi mocniejsze zakrwawienie). Dzień przed poronieniem zaczęłam krwawić jak przy miesiącze. Dostałam bardzo

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

Teraz czas na usg. I tu ta martwa cisza, ten wyraz twarzy lekarza, kiedy już wiesz, że coś jest nie tak. Pytania w głwie, &quot;dlaczego nie pokazuje mi montora&quot;?, &quot; co się dzieje&quot;…Boże!!! Zaraz umrę. I te słowa, jak wyrok :&quot; Niestety nie mam dobrych wieści. Ciąża się nie rozwija. od jakichś 2 tygodni. I nie mam tu wątpliwości. Płod się nawet już odkleja. serce nie bije.

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

Maż zadzwonił do znajomego, ten sam szpital, ale już znajomy. kazał nam natychmiast przyjechać. natychmiast wywiad przez tel. o moje ciążowe samopoczucie, kazał nam przyjeżdżać z powrotem. Popaprzył w wyniki, powiedział że tsh jest za wysokie i że zaraz przepisze mi lek (wtedy do mnie dotarło że ginekolog może to zrobić. Wcześniej, w międzyczasie w drodze do domu po tej planowej wizycie,

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

Każdego dnia sprawdzałam co dziś się dzieje z moim dzidziusiem (rozwój płodu dzień po dniu). Wstawał rano i umierałam ze szczęścia głaskając się po brzuszku. Przed planowaną wizyta zaczął się już nawet zaokrąglać delikatnie i nie tylko ja to widziałam (dla mnie od początku był większy) – siostra i mąż widzieli i cieszyli się jak szaleni. na dosłownie 2 dni przed wizytą zauważyłam brązową

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

Bałam się że to kolejna torbiel. bałam się, że znów będzie laparoskopia i mnie uszkodzą. W 28 dla pewności, że to nie ciąża zrobiłam test. po trzech minutach sprawdziłam, byłam w szoku gdy zobaczyłąm drugą bladą kreskę. kazałam męzowi oglądać i pytałam czy tez ją widzi. była naprawdę blada, była noc, światło słabe (niekompletne oświetlenie w stopniowo remontowanym mieszkaniu). On też ją zobaczył

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

Zawsze był seks na czas, na godzinę, a to i tak w najlepszym wypadku. Byało i do słoiczka a potem przez rurkę we mnie. Taka oto miłość. Pragnienie dziecka oddaliło nas od siebie, wzajemnie upokorzyło. Przerobiłam temat w sobie, jako wprawny pedagog, życiowy psycholog. Podeszłąm do męża jakdo obieku seksualnego. Wyluzowaliśmy, przeżywaliśmy chyba pierwszy w życiu miesiąc miodowy – nie jeden. W

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

. Nawet za 2 razem po zabiegu byliśmy dumni z plemnczków (obraz z mikroskopu na ekranie zawsze zostawiają do podziwiania kiedy się tak leży i czeka a spłynie wszystko tamgdzie trzeba), bo wreszcie się przemieszcały jak szalonei było i ch naprawdę dużo – oczywiście po specjalnym odwirowaniu i skoncetrowaniu ich wszystkich w małej ilości płynu. Nadzieje wielkie, ale za każdym razem nic. Pomimo, że

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

Najpierw sprawdzanie owulacji i &quot;celowanie&quot; w te dni, nadal brak ciąży. Lekarz, badania, jakieś wątpliwości co do ułożenia hormonów względem siebie, obraz policystycznych jajników. Jajnik w którym była kiedyś 7cm torbiel usuwana laparoskopowo dużo mniejszy i nie wykazujący czynności. Ale to było nic. Wyniki badań męża, głębokie wady nasienia. Na pierwszy rzut trzymiesięczna terapia

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

Co za ironia losu. Czytam ten tekst z bolącym brzuchem, bardziej niż zwykle przy miesiączce i zastanawiam się, czy to też była ciąża, ale przynajmniej taka która nie dała mi nabrać nadziei i nie dała szansy pokochać dziecka, które jest we mnie. Krwawię po raz kolejny, zarówno ciałęm jak i sercem i nie mogę pozbyć się myśli że za 2,5 tygodnia na świeci powinno pojawić się moje dziecko. Być może

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

A mnie sie wydawało, że przeszłam przez to twardo – ten szpital i cały proces &quot;ronienia&quot; … tak, wszyscy czekali kiedy w końcu to ze mnie wyjdzie…nie podali leków, nic…tylko czekali az poronię po prostu. Wiec czekałam i ja. Jak w transie, jakby do mnie wtedy nie docierało… pogodzona z faktem… miałam na to kilka dni! Poroniłam oczywiście do sedesu… malutka kuleczkę. I dopiero

elf
elf
10 lat temu

Moje pierwsze byłoby &quot;flagowe&quot; – w noc poślubną poczęte. Nie wiem jak, ale wiedziałam, że zaszłam w ciążę, ale niestety nie dowiedziałam się czy to chłopiec czy dziewczynka – poroniłam w 12 tyg. 3 USG i wyrok – skierowanie do szpitala. Pojechałam na drugi dzień, wsiadłam w auto, męża wygoniłam do pracy, wzięłam tylko piżamę… mój tato przywoził mi resztę potrzebnych rzeczy…

Kamila
10 lat temu

o moim poronieniu rodzina nie wie, nie chcialam, zeby ktos mi wspolczul i sie nade mna litowal. Oczywiscie nade mna, bo nikomu nie rpzyjdzie to glowy, ze to nie tylko moja sprawa, ale jego tez, ze on tez cierpi. To my poronilismy oboje. Wszystko spada na kobiete i wspolczucie i wsparcie. nie chcialam tego. o poronieniu wiedza tylko niektorzy znajomi. A z rodziny jakis wuj z glupia frant zapyta,

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

Nie wiem od czego zaczac duzo sie tu naczytalam I chcialam tez opowiedziec moja historie wiem ze kazdy kto sie tu wypowiada duzo przezyl I chcialam tez z siebie to wykrztusic I moc sie komus zwiezyc z pierwszym dzieciem staralam sie o nie 9 mies kiedy lekaz mi powiedzial ze jest ciaza cieszylam sie choc bylam mloda I nie mialam warunkow do dziecka I ojciec nie chcial twierdzil ze to nie jest jego

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

Najgorsze są słowa &quot;wszystko będzie dobrze, jeszcze jesteś młoda i będziesz miała dzieci.&quot; W takim momęcie ja potrzebowałam milczenia i przytulenia.Współczuje. Wypłacz się wykrzycz i rób tylko to na co TY masz ochotę masz do tego prawo.

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

Kochana ja również dziękuję…Mój pierwszy Aniołek odszedł 6 października 2012 r. w 9 tc. Nie da się opisać bólu a ja nadal pamiętam i zawsze będę pamiętać. Po niecałym miesiącu od zabiegu, który był niezbędny okazało się, że znowu dostaliśmy szansę. 18 sierpnia 2013 r. zdarzył się cud i to co prawie niemożliwe bo niecały miesiąc po poronieniu stało się faktem. Za dwa dni mój cud kończy 10

Anonymous
Anonymous
10 lat temu

nie znam tego uczucia ale teraz siedzę i łzy lecą mi strumykami na poduszkę. Kubusiu dziękuję że jesteś…