Szperałam w ciuchlandzie, szukając jakiejś sensownej bluzki do karmienia i je zobaczyłam. Matki przez duże M. Siaty, skórzane torebki świadczące o niekwestionowanym wysokim statusie w miasteczku, klapeczki, paznokcie, leginsy, tuniczka, blond wichura. Rozmawiały o piłce nożnej – paskudnej pasji ich synów.
Słuchałam, bo co miałam robić, szperanie w bluzkach jest nudne jak robienie zupy z proszku. Poza tym byłam zainteresowana, czemuż ta piłka taka zła? Jaki szatan się w niej czai i dlaczego jeszcze nie było o tym na Frondzie.
– A daj spokój, tylko by na te zjazdy jeździł i jeździł. Urlop musiałam skrócić, bo przecież treningi. Chwili spokoju.
– Wiem, wiem. Ja już mojemu powiedziałam, że jak chce marnować czas na boisku, to mu kieszonkowe obniżę. Bo na same dojazdy, to ja z pięćset złotych wydaję, a jeszcze buty kup, za koszulki zapłać, studnia bez dna. A komputer stoi nieruszany, jeszcze za niego raty płacę, a ten nie ma czasu usiąść… Zawsze marzyłam, żeby został jakimś ważnym człowiekiem, adwokatem, informatykiem, a ten nic tylko biega za kawałkiem skóry…
– Ech… inni to mają jakieś normalne dzieci, a nam się trafiły takie… głupio zainteresowane. [tu zmęczone i zrezygnowane kręcenie głową].
Zmęczona i zrezygnowana [żadnych fajnych bluzek] wyszłam z ciuchlandu z pustymi rękami, ale pełną głową. To był kolejny raz, kiedy spotkałam się z czymś, czego nienawidzę – tylko częściowo pokrywające się ze standardowym podcinaniem skrzydeł – uderzyło mnie to znowu jak młotem: głupie zainteresowania naszych dzieci.
***
Spotykam się z tym na każdym kroku. Na każdym. Wszystko, czym nasze dzieci się interesują, a co nie pokrywa się z naszym wyobrażeniem zainteresowań, dostaje łatkę „głupie”. Głupie bo nie moje, głupie, bo nie znam, głupie, bo pierwszy raz widzę, głupie bo nie rozumiem. Głupie, bo sam jesteś głupi, mam ochotę powiedzieć, ale na nieszczęście [moje] jakoś do tej pory się powstrzymuję.
Pamiętam, jak znajomy został skrytykowany przez kogoś za to, że gra w jakąś grę. Osoba krytykująca „Jak możesz tracić czas na takie głupoty?” o grze nie wiedziała kompletnie nic i do głowy jej nie przyszło zapytać. Wszak wszystkie gry z założenia są głupie, nawet jeśli rozwijają niewyniesioną z domu umiejętność planowania, strategii, punktualności, spostrzegawczości, oszczędzania. Sama w kilka takich gram i wiem, jak dużo umiejętności, zaniedbywanych latami, dzięki nim w sobie wyszkoliłam.
Czemu to robicie swoim dzieciom?
Czemu sprowadzacie do rangi nic nie znaczącego guana coś, co sprawia im frajdę, coś, co je angażuje, coś, co je z pewnością rozwija, choć nie w taki sposób, w jaki wy chcielibyście to widzieć?
A, to taka głupota, którą lubi moje dziecko. Nie jestem w stanie jej tego oduczyć – powiedziała kiedyś jakaś babka, zapytana, czemu jej córka tak dziwnie skacze po chodniku. Córka ewidentnie tańczyła, chciała się ruszać, ale przecież mody na taniec wtedy nie było, a miejsce w szkole muzycznej z fletem dodawało prestiżu.
Te wszystkie głupie zainteresowania waszych dzieci… Pomyślcie czasem, czy to one są głupie, czy tylko wy ich nie rozumiecie i w żaden sposób nie staracie się zrozumieć?
Fascynacja Kosmyka końmi wybuchła, gdy po raz pierwszy zobaczył stado dzikich koników polskich na drugim [od naszej strony jeziora] brzegu Bełddan oraz gdy patrzył na pasące się nieopodal konie sąsiada. Swoje zainteresowanie nimi pielęgnował, aż wreszcie dorósł do tego, że mogłam go zabrać do stajni. Wszystkie zdjęcia ze Stadniny Koni Ferensteinów w Gałkowie. Czy jazda konna jest głupia, spytacie, skoro zdjęcia ze stadniny widnieją pod tym tekstem? Nie wiem. Żadne zainteresowanie mojego dziecka nie jest głupie. Nawet wrzucanie kamyków do wody, co ostatnio syn preferuje zamiast zwyczajnego pływania.
Bluzka Kosmyka w auta – Maxomorra
Bluzka w paski – Kapphal
Spodnie [szare i khaki] – Zara
Buty w ogromnym rozmiarze, a już przymałe: CCC
jazda konna to przepiekna pasja 🙂 ja bylam z tych dziewczyn co to w stajni siedzialy cala sobote i sprzataly lajna… 🙂
Niestety tak to jest, że dzieci mierzymy miarą własnych o nich wyobrażeniach i marzeniach o tym kim powinny być. Jeśli je spełnią, np. będą tańczyć w balecie, bo my tak chciałyśmy ale nie było nas stać na naukę, albo dręczymy układaniem klocków Lego bo my nie miałyśmy ich w swoim dzieciństwie, to dzieci będą szczęśliwe bardziej niż my. Nie chcemy widzieć, że tak nie jest 🙂 Że dziecko nie jest cząstką nas ale osobnym człowiekiem, z jego pragnieniami, marzeniami i po prostu innym gustem. Tak więc wszystkim dzieciom życzę rodziców, którzy docenią ich własny sposób na spędzanie czasu, no może z małą kontrolą. Żeby np. granie na komputerze nie przerodziło się w nałóg 🙂
Konie to CUDOWNE zwierzęta, a z jazdą na nich nic nie może się równać! Do tego łączy się z mnóstwem istotnych spraw, jak nauka opieki nad nimi, cierpliwości, komunikacji… Mogłabym długo, mimo że moja miłość do koniarstwa pozostała za mną daaaawno temu.
Mój syn mały, ale ja już dostaję ekstazy jak widzę, że sam z siebie czymś się zainteresuje (czyt. piłką chociażby) i mam straszliwy dylemat, bo z jednej strony chcę się przyłączyć, a z drugiej pozwolić mu samemu odkrywać. Oboje z Wilkiem jesteśmy gamerami, więc nie mamy nic do gadania, jeśli chodzi o „marnowanie czasu” według „normalnych” ludzi.
To już chyba wolę te mamusie, których dzieci są absolutnie genialne we wszystkim co robią, nieważne czy to gra na fortepianie czy siedzenie na nocniku. Z dwojga złego.
Głupie, strata czasu, nie rozumiem jak możesz …. o jak ja to znam 🙂 T. Elliot powiedział kiedyś fajne słowa, „czas spędzony z przyjemnością nie jest czasem straconym”. Mnie się to podoba i tego się trzymam. Ostatnio zatkałam tymi słowami pewnego znajomego który w dość kpiący sposób dziwował się, że w wolnym czasie gram w Wiedźmina („Jak możesz tak tracić czas, ja wolę wtedy pójść na siłownię”).
No cóż takie szerokie horyzonty Panie posiadają tak bywa 😉
Ja w jego wieku szukałam skamieniałości po piaskownicach i mam ich spora kolekcję! Rodzice nawet zabrali mnie raz do nieczynnej żwirowni, więc za głupie tego nie uważali. Kocham ich za to!
O rany, ale fajnie! Ja kiedyś też chciałam konia, jak Kosmyk. Ojciec załatwił, że jakiś koń znajomego przez wakacje pasł się na naszym polu i mogłam się nim opiekować 🙂
Jazda konna to moje marzenie z dzieciństwa – bo tylko powoziłam wozem. Zawsze to więcej, niż robiły dotąd moje dzieci. Ale może kiedyś…
rewelacyjnie ujęłaś temat….super się czyta, taka prawda
Dzięki!
Żadne zainteresowanie dziecka nie jest głupie. Owszem, jakieś tam wyobrażenie tego co może robic w przyszłości mam, ale jeżeli obierze inną ścieżkę? I np. będzie chciał tańczyć w trykotach? To mu pomogę. Nawet jeżeli za rok zmieni zdanie i zechce się uczyc karate, malowania, śpiewu czy czegokolwiek innego. To on ma znaleźć swoją ścieżkę, a ja mogę mu tylko w tym pomóc.
Dokładnie tak 🙂
To wszystko przypomina mi trochę moich rodziców i komentarze dotyczące mojego brata i mojej pracy (oboje pracujemy w domu): „znaleźlibyście normalną pracę”. Normalną w sensie – że trza wyjść rano do biura i podpisać listę obecności. A że w domu i że hajs niezły – kogo to obchodzi? 😉
Heh, zacytuję mojego ojca: „Po co tracisz czas, nic z tego bloga mieć nie będziesz” 😀 Ups… `na szczęście przeprosił 😀