Sytuacja poniższa wypłynęła raz przy świątecznym stole, kilkanaście razy podczas zeszłych wakacji i kilka razy podczas weekendu majowego. Dziecko podczas jedzenia nagle robi się czerwone na twarzy, macha rączkami i widać, że nie może oddychać. Zebrane przy stole ciocie, mamy, dziadkowie i wujko-ciotki wrzeszczą jednogłośnie:
– Rączki do góry!
I oto stoi przed nami dziecko z rękami na „heil hitler” przygotowane do zejścia z tego świata…
Sporo z was zapewne o tym wie, ja dowiedziałam się o tym kilka lat temu na kursie ratownictwa, potem utrwaliłam wiedzę na warsztatach z ratownictwa niemowląt. Co robić, kiedy przy nas krztusi się dziecko?
Kompletnie nie rozumiem, czemu najpopularniejszą odpowiedzią jest zawsze „rączki w górę. Nie rozumiem. Tym bardziej, że kiedy sami się zakrztusimy, instynktownie pochylamy nasze ciało w dół i z całych sił staramy się odkaszlnąć. A dziecku nakazujemy podnieść ręce, przez co jeszcze bardziej zatykamy mu drogi oddechowe. Spróbujcie teraz – podnieście wysoko ręce i sprawdźcie, czy prościej wam się tak oddycha. ODDYCHA, a wyobraźcie sobie, czy łatwo będzie odkaszlnąć to, co utkwiło w gardle.
„Rączki w górę” to jakiś relikt religijno-pogańskich wierzeń, że wznosząc ręce do nieba, jakiś anioł zlituje się nad nami i wyjmie nam z gardła tę tkwiącą skórkę od chleba. Chyba. A wiecie, co zrobiłam WTEDY, kiedy Kosmyk się zagapił, że pomost się kończy, i wleciał do wody? Tuż po wyciągnięciu dziecka, przełożyłam go przez kolano głową w dół i mocno klepnęłam go pomiędzy łopatkami. Trzy razy starczyło. Wykrztusił wodę. Gdybym kazała mu podnieść ręce, pewnikiem bym go udusiła.
I wiecie, co? Chodzimy na kursy, oglądamy pierwszą pomoc w telewizji, czytamy książki, a kiedy dochodzi do sytuacji lekko kryzysowej, jak psy Pawłowa łapiemy się jednego utrwalonego przesądu i nie umiemy przełożyć zdobytej wiedzy na najpowszechniejszą sytuację życiową, jaką jest zakrztuszenie.
Co więc robić, kiedy dziecko się zakrztusi? Z moich obserwacji 90 procent zakrztuszeń dziecko jest w stanie odkaszlnąć samo [jeśli mu nie „pomagamy „rączkami w górę”], tym bardziej że instynktownie pochyli się w dół. Jeśli widzimy, że zakrztuszenie jest silne, możemy mu pomóc, uderzając go otwartą ręką między łopatki. Zazwyczaj raz lub dwa wystarczy, teoretycznie powinniśmy zrobić to pięć razy. W mojej karierze matki jeszcze nie miałam takiej konieczności. Ale jestem przygotowana. Raz na jakiś czas przypominam sobie ten filmik:
[embedyt] https://www.youtube.com/watch?v=kQRfv4VMehM[/embedyt]
I wam też radzę – obejrzyjcie go koniecznie. I pomyślcie, że ta lalka na kolanach tego pana, to wasze dziecko, które zakrztusiło się jabłuszkiem lub winogronkiem.
Zobaczcie, że pan ratownik wcale nie podnosi mu rączek w górę.
Czemu wy to robicie?
Filmik już nie działa, pewnie wygasł. Mogłabyś w wolnej chwili zaktualizować?
Moja teściowa powiedziałąby swoje w tym momencie.. ah szkoda gadać, że rączek do góy dawać się nie powinno, bo przecież kiedyś się dawało i było wszystko dobrze..
Dzisiaj mi się Zosia zakrztusiła paskudnie – przestraszyła się ona i ja, ale zachowałam zimną krew.<br />Dobrze, że ktoś napisał co trzeba robić w takiej sytuacji:)
Tak, o głowie w dół dopiero przy drugiej córce się dowiedziałam, gdy notorycznie krztusiła się przy karmieniu. <br />Ileż ja się wtedy naczytałam i nauczyłam… a ile tej praktyki miałam. Dobrze, że już mam to za sobą. <br /><br />W razie zakrztuszenia rąk do góry nie każę podnosić, przeciwieństwie do całej rodziny. <br /><br />Fajny wpis.
Ważny wpis, ja wciąż próbuję przemówić babci do rozumu i tłumaczyć, że to nie rączki w górę są rozwiązaniem. Ale jak byłam dzieckiem to też musiałam je podnosić – dobrze, że żyję… :/
Oj Matko…nawet nie wiesz jak mi ten wpis pomógł… Hanka (1,5roku) jadła bułkę. Nagle zaczęła gwałtownie kaszleć. Nie pomogło. Zdaje się , ze to pieruństwo musiało przykleić się do krtani, więc przełożyłam przez kolano i najpierw klepałam w plecy…niestety trzeba było zmusić młoda do wymiotów, bo franca nie chciała się odkleić…koszmar…<br />dziękuje za ten wpis<br />
Bardzo fajny blog. Moja 3 latka kilka razy tez juz miała akcje i rączki do góry nie pomagają. Od kiedy wiem co robić na prawdę to czuje się bezpieczniej, mam halo na tym punkcie bo raz już sina była.
Rzeczywiście wielokrotnie słyszałam komentarz "Rączki do góry" i zupełnie nie potrafię pojąć jego sensu…
właściwie to nie zwróciłam na to uwagi:)) Gałganek jest na tyle malutki, że rączek do góry sam na komendę nie podnnosi (chyba że chce na ręcę;P). Kilka razy już mieliśmy sytuację z zakrztuszeniem i przełożenie pomogło. dzięki za wpis. Na pewno się przyda, a i pamięć odświeżył.
I wisienka na torcie -pod rozwagę matek (choć pewnie tutaj nieobecnych)- jako osoba , która zawodowo uczy pierwszej pomocy, mam jedno spostrzerzenie – matki, które CHCĄ się nauczyć pierwszej pomocy (nawet w ramach darmowych akcji) są niestety w MNIEJSZOŚCI. Znaczna część uważa, że od ratowania jest pogotowie…. które niestety często przyjeżdza za późno, ot co!
Tymon prawie się nie krztusił – gorzej jest z Agnieszką. Za każdym razem to samo:<br /><br />P: Weź jej ręce do góry!<br /><br />Nie dociera tłumaczenie, pokazywanie filmików, wypowiedzi – nawet odczytanie mu tego posta. On wie lepiej. Jemu pomagało.
Instrukcja odksztuszania dla dorosłych i dzieci, z dobrą muzyką: https://www.youtube.com/watch?v=sMLaKb32QyE
Rzeczywiście wszyscy popełniają ten błąd z podnoszeniem rąk w górę…będę pamiętać żeby tego nie robić ;)<br />Ewelina
amen…<br />U mnie sytuacja zakrztuszenia miała miejsce 2 tygodnie temu u mojego 3 latka… jadł lizaka takiego okrągłego płaskiego z kwiatuszkiem w środku i trzymał go w buzi i mamlał, nagle lizak mu sie zsunął i wpadł do gardła… na wspomnienie o tym trzęsą mi się ręce… mały zsiniał, bełkotał, przełozyłam go przez kolano i uderzałam kilka razy ale nic nie dawało, robił się coraz bardziej
Bardzo słusznie.
Tak, przyznaję (i wstyd mi okropnie) to ja przy stole wielkanocnym krzyknęłam do Kosmyka: "do góry rączki" Stres mi rozum odebrał:( Nie był to stres związany ze stanem wnuka, on odkrztuszał spokojnie i sprawnie ale stres sytuacyjny gospodyni domu, teściowej 😉 ) I ja, niepomna na wielokrotne kursy pierwszej pomocy; niepomna na skutecznie ratowaną przeze mnie dławiącą się wielokrotnie
Zapisuję!
Moje dziecko poważnie zakrztusiło się 3 razy. Raz jak miala 5 mcy, miesiąc później i kilka dni temu – ma roczek. Gdyby nie wiedza i zimna krew – czyli dziecko na kolano w dół i z otwartej między łopatki …nie wiem co by było… Radzę nie czekać zbyt długo, że dziecko samo sobie poradzi… Tym bardziej że nie zawsze wiemy czym się dławi. Moja Kalina uraczyła się ostatnio pokaźnym kawałkiem
Bardzo dobry wpis! I bardzo potrzebny!
Super, że ktoś to w końcu tak dosadnie a przy tym po ludzku napisał. No, ale kto miałby to zrobić, jeśli nie Matka jest tylko jedna 😉 <br />Popieram w 100%, bezzasadnym fanaberiom, mitom, zabobonom i "mądrościom" ludowym, mówię stanowcze NIE!
W tym filmie jest błąd. Nie należy uderzać dziecka otwartą dłonią lecz tzw. "łódeczką" a mniejsze dzieci nadgarstkiem. Marta.
Podstawowa wiedza jest najważniejsza, potem w razie wypadku i tak większość się zapomina, ale ważne, że mniej więcej wiemy, jak pomóc. A ja sama, jeszcze dwa lata temu byłam uczona udzielać pomocy właśnie otwartą dłonią. Tak też udzielałam pomocy mojemu dziecku, kiedy się podtopiło. Jeśli znalazłaś filmik, który pokazuje odpowiedni sposób uderzenia, podziel się nim proszę. Chociaż obawiam się,
http://dziendobry.tvn.pl/wideo,2064,n/co-zrobic-gdy-dziecko-sie-zachlysnie,115189.html<br /><br />w przypadku niemowlaków otwarta dłoń może robić różnice i bo dłoń dorosłego jest za duża. dzieci roczne i starsze to co innego.
Dziękuję za aktualizację wiedzy 🙂