Jak rozmawiać z dziećmi o prezentach świątecznych, gdy nie stać nas na wszystko?

Kiedy sytuacja w kraju pogarsza się, a z każdej strony jesteśmy zalewani informacjami o rosnącej inflacji, wielu rodziców czuje ciarki na myśl o zbliżających się świętach. Co się stanie, gdy Wigilia nie będzie „na bogato”? A przede wszystkim, jak rozmawiać z dziećmi o prezentach świątecznych, gdy nie stać nas na wszystko, a marzenia są ogromne?

Artykuł powstał we współpracy z Santander Bank Polska,
który prowadzi portal edukacji finansowej dzieci i młodzieży Finansiaki.pl

Jest coraz ciężej – to prawda. Na mojej grupie kolejny rok działa Mikołaj, dzięki któremu udaje się wesprzeć te dziewczyny, które nawet nie marzą, że będzie je stać na jakikolwiek prezent dla dziecka. Ale bardzo dużo jest też takich, które zostały tak bardzo „przygniecione” rosnącymi cenami, że nie tylko nie mogą pomóc, ale też same zastanawiają się, jak te święta będą u nich wyglądać. Co powiedzieć dzieciom, które oczekują prezentów tym razem zdecydowanie nie na naszą kieszeń?

Jak rozmawiać z dziećmi o prezentach świątecznych, gdy nie stać nas na wszystko?

Przede wszystkim – szczerze. Rosnące ceny nie są tajemnicą, o inflacji słychać w radiu, widać ją w gazetach, a nawet [co mnie nie dotyczy, bo ani radia, ani telewizji nie mam] słychać ją w rozmowach. Mój prawie 11-letni syn sam pyta, jak sobie poradzimy w tej i w tej sytuacji, bo akurat bardzo interesuje się polityką i sytuacją na świecie. A mój siedmiolatek z zainteresowaniem przysłuchiwał się rozmowie o rosnących cenach, które prowadziła ekspedientka z klientką przed nami i zadawał dużo pytań o to, jak my sobie z tym poradzimy.

Według badania firmy doradczej T. Rowe Price ponad 70% rodziców przyznaje, że czuje się nieswojo, poruszając ze swoimi dziećmi tematy związane z pieniędzmi. W tym samym badaniu zapytano dzieci, czy chciałyby wiedzieć więcej o pieniądzach – ponad połowa dzieci odpowiedziała TAK. Dlaczego unikamy tych tematów? Głównym powodem jest zakłopotanie dotyczące wysokości zarobków lub problemów finansowych i popełnianych przez dorosłych błędów. Rodzice sami siebie uważają za słaby wzór do naśladowania w kwestiach finansowych. Innymi słowy – bardzo wielu rodziców po prostu wstydzi się rozmawiać ze swoimi dziećmi o pieniądzach. Dzieci zaś doskonale czują to zakłopotanie i z właściwym sobie instynktem również omijają ten drażliwy temat. Nie rozmawiając z dziećmi o pieniądzach – ba!, nie inicjując tych rozmów, tworzymy wokół podstawowego elementu życia odium tajemnicy i złych emocji.[Źródło: Finansiaki.pl]

Jeśli takie pytanie z ust moich dzieci by nie padło – planowałam sama zagaić ten temat i zarysować dzieciom fakt, że obecnie musimy trochę zacisnąć pas rozpusty, co chłopcy, od dwóch lat praktycznie wyłącznie na moim utrzymaniu, zrozumieli. To niesamowite, jak dzieci potrafią wiele zrozumieć. Tak niesamowite, że muszę zaraz podkreślić następujące zdanie:

Twój brak pieniędzy nie powinien być problemem dzieci

To znaczy – one poniosą tego konsekwencje, ale zaczynając rozmowę z dziećmi o naszej sytuacji finansowej, warto mieć w głowie plan i dać dziecku do zrozumienia, że jadą autem, które nie wpadło w poślizg i pewnie trzyma się drogi. Nie trzeba płakać im w rękaw, jak to źle u nas w domu z pieniędzmi, nie gderać, nie robić sobie z nich powierników. Kapitan na statku ustala kurs i prowadzi. Dzieci to pasażerowie, którzy muszą sobie zdawać sprawę, że rejs jest trudny i się dostosować, ale nie powinni trzymać steru za kapitana lub słuchać, jak on się boi góry lodowej. Pasażerowie to pasażerowie. Dzieci to dzieci. Rozmawiamy tak, żeby nie dawać im steru, tylko zasugerować kamizelki ratunkowe na wypadek większej fali.

Robię tak od dwóch lat, bo od dwóch lat co miesiąc zastanawiam się, czy przyjdą alimenty, czy jednak nie. I zamiast obiecywać dzieciom gruszki na wierzbie przygotowałam je na to, że będą miesiące, gdzie jesteśmy zdani tylko na siebie, wówczas musimy robić to i to i wtedy przeżyjemy. Nie zawsze jest to łatwe, nie zawsze przyjemne, ale robimy, co możemy, żeby w tym wszystkim być szczęśliwymi i do tej pory nam się udaje.

Finansowy aspekt zakupu nie powinien być ukrywany przed dzieckiem. To, że są rzeczy, na które nas stać, i takie, które przekraczają nasze możliwości finansowe, jest lekcją, którą ogromna większość dzieci odbiera w praktyce. Dobrze, jeżeli towarzyszy jej rozmowa. Jeśli jednak masz w danej chwili istotne problemy finansowe, staraj się nie obciążać nimi dziecka. Twoim zadaniem jest przede wszystkim zapewnienie dziecku poczucia bezpieczeństwa. Trzeba zatem w takich sytuacjach uważać na słowa i emocje (choć to bywa dla dorosłych bardzo trudne). Staraj się dziecku pokazać, jak planujesz wyjść z trudnej obecnie sytuacji, a nie strasz go niepewną przyszłością. [Źródło: Finansiaki.pl]

Kochani, w tym roku nie będzie prezentów…

Oj nie, proszę, chciałabym, żeby w żadnym domu nie padły takie słowa – kiedy przygotujemy dziecko na kryzysową sytuację, warto w planie zaznaczyć to, jak będą wyglądały święta.

  • Może rozważycie prezenty robione samodzielnie? Swego czasu w „Przyjaciołach” Joe dawał swoim dziewczynom w prezencie talon na Joe’go czy coś w tym stylu. Nie musicie robić talonu „na rodzica”, ale talon może być okazją do wypisania wszystkich ciekawych rzeczy, jakie zrobicie w następnym roku – piknik na łące, odwiedziny wszystkich placów zabaw w mieście, wyjście do lasu, ułożenie ogromnych puzzli.  Można na jego podstawie zrobić listę rzeczy do zrobienia wspólnie na cały rok i zamiast płakać pod choinką – rozmawiać pod nią o świetnym czasie, który nas czeka.
  • Warto też rozważyć opcję – tylko dzieci dostają prezenty i chociaż najmłodszym kupić po drobiazgu, oszczędzając na starszych. Można też pomyśleć o jakimś limicie kwotowym i poprosić dziecko, żeby zastanowiło się, co by chciało w zakresie tej i tej kwoty [my ze starszym w tym roku wyszukiwaliśmy tak prezenty – do 50 zł]
  • Prezenty całkiem zapomniane – w tym roku kupiłam dziecku drewniane pudełko z kartami do gry. Stworzę do niego instrukcję z najfajniejszymi grami karcianymi [makao, pan, remik, oczko, piotruś] i w czasie wolnym zagramy we wszystkie. Pudełko z kartami kosztowało mnie 40 zł, bo wymyśliłam sobie, że chcę drewniane, które syn będzie mógł sam ozdobić, ale pudełko można zrobić samodzielnie, a najtańsza talia kart kosztuje kilka złotych. Warto też przypomnieć sobie o starych dobrych szachach – gra z tatą czy z dziadkiem to nie tylko przyjemność, ale też nauka, która może wspierać rozwój kompetencji ekonomicznych? Może! Mojej siostrze kupuję za to totalną podstawę kosmetyków do włosów, ale nie pierwszych lepszych, tylko takich do „włosingu”. Same kosmetyki nie będą z najwyższej półki, ale moja siostra przebiera nogami, bo do kosmetyków napiszę jej pełen plan – jak ma ich używać, co jaki czas, w jakiej kolejności, jak wybierać, na co zwracać uwagę. Kto zna „włosing”, ten wie, że podaruję siostrze kilkadziesiąt godzin riserczu, na który nigdy nie znalazłaby czasu przy trójce małych dzieci.
  • Recykling – kiedy nie ma nic, warto czegoś poszukać. Pamiętam najfajniejszy prezent, jaki zrobiłam samodzielnie moim dzieciom. Zaznaczam, że mam dwie lewe ręce, nie umiem nic ładnie narysować, potrafię zepsuć wiertarkę i z prac technicznych jestem noga – niedokładna, chaotyczna, histeryczna. Jednak któregoś wieczoru zerknęłam na bure klocki starszego i coś mnie zabolało na ich widok. Spędziłam kilka wieczorów, polerując klocki papierem ściernym i malując je na pastelowe kolory – efekt był taki, że to właśnie te klocki mamy do dziś i do dziś służą chłopcom do zabawy. Mój szwagier za to dostanie książkę o permakulturze, którą ja przeczytałam pięć razy i do niej zrobię mu streszczenie – jak mógłby wykorzystać ją na swoim podwórku. On dopiero chce zacząć, ja jestem już wyjadaczem. Oprócz książki dostanie też czas, który musiałby poświęcić, zgłębiając temat. Moim tegorocznym pomysłem na prezent dla starszaka są natomiast… klocki lego. Mamy ich dużo i dużo z nich jest pomieszanych. Nikomu nie chce się ich układać na nowo, bo znalezienie konkretnych elementów do konkretnej instrukcji zajmie dużo czasu, ale ja mam „Chirurgów” na Netfliksie i wolne wieczory – skompletuję stare/ nowe zestawy.
  • Własna gra planszowa – możesz kupić ładne kostki i pionki do gry lub materiały potrzebne do ich zrobienia i spędzić z dzieckiem czas, wymyślając własną grę.

    Różne gry planszowe lub bazę do nich znajdziesz w internecie np. wpisując w wyszukiwarkę frazę „karty do gry w tabu do druku”. Po wydrukowaniu materiałów, możesz od razu przystąpić do rodzinnej rozgrywki.

Na portalu Finansiaki.pl znajdziesz fajną grę planszową do pobrania, która bezpośrednio porusza tematy wyborów finansowych i może stać się pretekstem do rozmowy o zarządzaniu budżetem. To bardziej narzędzie niż gra, ale warto ją mieć i wydrukować w kontekście rozmów o pieniądzach i budżecie. 

Pamiętam to uczucie zawodu, gdy spędziłam pierwsze święta poza domem. Prezenty pod choinką zazwyczaj były spełnieniem moich marzeń – może nie zawsze było ich bardzo dużo, może nie zawsze było na bogato, ale zawsze znajdowałam coś, co chciałam, co mi się przyda, co zaspokajało moje potrzeby. Przyzwyczaiłam się, że w domu mnie słuchano i zwracano uwagę na to, co mówię. Poza domem spotkało mnie spore rozczarowanie. Pamiętam, że zadzwoniłam wówczas do mamy i praktycznie szlochałam jej w słuchawkę. Nie dlatego, że w ogóle nie dostałam prezentów, ale dlatego, że miałam wrażenie, że dostałam prezenty dla jakiejś innej osoby, którą nie byłam.

Spokojnie, nie byłam mała, poradziłam sobie z tym. Od zawsze jednak moim ulubionym prezentem nie były brylanty, perfumy, biżuteria, tylko… kolorowe skarpetki, takie zwykłe, do noszenia przez cały rok. Od dziecka o wiele bardziej ceniłam sobie prezenty praktyczne, takie, które mogę wykorzystać na co dzień, niż prezenty, które mam postawić i tylko się na nie patrzeć lub zjeść i zapomnieć. Tego samego uczę dzieci – komplet nowych kredek, które zmieszczą się do piórnika, fajny długopis, zeszyt, który przyda się do rysowania podczas lekcji [nie bijcie, naprawdę są ludzie, którzy lepiej koncentrują się i słuchają, gdy mają zajęte ręce], komplet wymarzonej pościeli lub poduszka – to cieszy o wiele bardziej niż ogromny pluszak, który zbiera kurz. Nad takim podejściem do sprawy pracuję cały rok, robiąc coś, co jest najtrudniejsze dla rodzica: mówiąc „nie”, nie mówiąc „nie”.

W tym miesiącu nie stać mnie na taki zakup, ale spróbuję odłożyć pieniądze na urodziny/ święta/ dzień dziecka”.

„Poczekaj, zrobię zdjęcie tej zabawki i sprawdzę w domu, czy uzbieram na nią pieniądze/ czy jest na nią miejsce w pokoju/ czy nie dopiszemy jej do listy życzeń na święta”.

Powiedz dziecku, że czasami dobrze jest sprawdzić, czy się czegoś naprawdę chce i czy innych rzeczy nie chce się bardziej. Zaproponuj, że wspólnie zastanowicie się w domu, czy właśnie upatrzona zabawka jest tym, czego chce najbardziej. Powiedz, że ty robisz dokładnie tak samo, bo czasami nagły zakup okazuje się zupełnie nietrafiony i potem żałujesz popełnionego błędu. Jeżeli uważasz, że ten przekaz jest zbyt skomplikowany dla twojego dziecka, to jesteś w błędzie! Pod warunkiem oczywiście, że za twoimi słowami pójdą czyny. Obietnica to obietnica, nawet jeżeli dziecko o niej zapomni. [Źródło: Finansiaki.pl]

Bardzo, ale to bardzo otworzyło oczy moim dzieciom nie tylko to, co się dzieje w Ukrainie, ale wcześniej, gdy sprawdzaliśmy listę potrzeb dla dzieci z domu dziecka [co roku staramy się coś wysłać wybranemu domowi] – dzieci marzyły o piórnikach, o nowym plecaku, o nowym ubraniu… O czymś, co nie byłoby używane, tylko ich własne. Często realizując takie pragnienie [tylko błagam, nie róbcie z tego przykładu dla dzieci, zapytajcie, czy chciałyby wesprzeć taki dom i po prostu go wesprzyjcie, chociażby drobnym datkiem] chłopcy sami stwierdzają, że obędą się bez tego i tego, że w sumie to chcieliby przekazać to i to. Uczymy wtedy dzieci nie tylko szczodrości i pomocy innym, ale też tego, że rzeczy można oddawać, przekazywać, że magazynowanie ich w pokoju nie zawsze jest rozsądne [chyba że mówimy o jakichś mocno rzadkich okazach kolekcjonerskich] i że nie zawsze tylko to, co najdroższe, będzie dawało radość.

Dzięki rodzicom nauczyłam się, że fajne święta to nie zawsze góra drogich prezentów, ale takie, które są efektem naszej relacji, tego, że ktoś mnie zna, wie, czego potrzebuję, co mi się przyda, co ułatwi mi życie. I zawsze przed świętami, gdy przeglądam oferty sklepów, zadaję sobie pytanie:

Czy moje dziecko potrzebuje tyle rzeczy?

Przez chwilę spotykałam się z facetem, który gdy mówił o swoich dzieciach, opowiadał ciągle, ile to one mają zabawek. O tym, że mają to i tamto i że tego są góry, a on im to wszystko kupił. W końcu wystękał z siebie zdanie, na które już czekałam – że nie dbam o moje dzieci, ponieważ [między innymi] nie mają w ogóle zabawek. W naszym domu brak porozrzucanych wszędzie samochodzików, klocków etc. – są tylko mazaki, kredki, kartki z rysunkami, mnóstwo książek i gier planszowych. Te zabawki, które chłopcy lubią, są w ich pokojach i łatwo je opanować, bo nie jest ich wiele. A moje dzieci, kiedy planujemy weekend, mówią, że chciałyby pójść na spacer, pojechać na wycieczkę autem lub pograć ze mną w planszówkę. Nigdy nie pojechałam na plażę obładowana sprzętami do zabawy, nie mamy żadnych gadżetów na wyjścia – może nie dbam o dzieci w kwestii kupowania im masy gratów, ale dbam o ich wyobraźnię. Z nią będą w stanie poradzić sobie w każdej sytuacji.

Tak naprawdę dzieci nie potrzebują mieć pokoju pełnego najnowszych gadżetów i piwnicy wypełnionej klockami i przeróżnymi zabawkami – to tylko puder maskujący to, do czego trudno się przyznać rodzicom: że nie mamy dla dzieci tyle czasu, ile byśmy chcieli i że nawet jak go mamy, nie zawsze chce nam się go wykorzystać [to normalne, serio!]. Czas, który dzieci z nami spędzają, nawet kłócąc się o to, co będziemy razem robić za chwilę, jest tym, czego nie wyceni żaden sklep i nie przebije żadna zabawka. Czas, który dla rodzica też może być dobrą zabawą.

Joanna Jaskółka

Joanna Jaskółka – w Sieci znana jako MatkaTylkoJedna – od dziesięciu lat przybliża życie na wsi i pisze o neuroróżnorodnym rodzicielstwie w duchu bliskości. Autorka książki „Bliżej”.

Wspieraj na Partronite.pl

Możesz wesprzeć moją pracę, dołączając do moich patronek.

Spodobał Ci się mój artykuł?

Możesz wesprzeć moją pracę
i postawić mi wirtualną kawę.

Może Cię też zainteresować...

ADHD U DOROSŁYCH

ADHD u dorosłych – leki jak cukierki i z tego się wyrasta, czyli wszystkie bzdury, jakie słyszałaś

Rzuciliśmy szkołę! (2)

Tydzień na edukacji domowej – jak zorganizowałam chłopcom naukę?

Rzuciliśmy szkołę!

Rzucamy szkołę i przenosimy się do Szkoły w Chmurze [podkast]