Jak zmusić dziecko, żeby coś zjadło, czyli świąteczne potrawy dla niejadka

Od lat zmagam się z jedzeniową wybiórczością i taki problem dotyczy też mojego dziecka. Jeszcze pięć lat temu przyznanie się do tego, że nie dam rady zjeść wszystkiego, bo zwyczajnie nie lubię, było dla mnie ogromnym problemem, bo jak to, można czegoś tak bardzo nie lubić aż do odruchów wymiotnych? Syn nauczył mnie asertywności i dzięki niemu wizja świąt i potrawy na święta nie są dla nas stresem, tylko oczekiwaniem. Co nie zdarza się ciężko.

 

Fakt, miałam w domu przyjazne środowisko, które nie zmuszało mnie do jedzenia nie lubianych potraw, ale też moje „dziwactwa” były też w normach społecznych – nauczyłam się jeść trochę mięs, zawsze lubiłam mleko i jadam kanapki oraz ryby [tylko smażone] i kilka warzyw. Dopiero po traumatycznym rozstaniu, gdy moja wybiórczość się pogłębiła do pięciu produktów [suchy chleb, kabanos, płatki, mleko, kawa], zaczęłam bliżej przyglądać się problemowi.

 

Na stronie przepisy.pl znajdziesz wszystkie możliwe i sprawdzone przepisy na potrawy świąteczne, nawet dla tych, co nie jedzą wiele.

To już wybiórczość czy po prostu jesteś niejadkiem?

 

Z racji tego, że problem dotyczy mojego syna i mnie, piszę ogólnie, choć faktycznie problem „niejadków” ma około 90% procent rodziców, z którymi rozmawiam. Tymczasem okazuje się, że w większości to problemem tylko w głowie rodzica, bo dziecko je, lubi różne rzeczy, tylko nie takie i nie w takiej ilości, jakiej oczekiwałby od niego rodzic.

 

My, dorośli, wciąż zapominamy, że żołądki naszych dzieci są proporcjonalne do naszych dzieci nie do nas i zmuszanie ich do spożycia naszej „na oko” normy jest czasem nie tylko pobożnym życzeniem, co niemożliwością.

 

ALE! Są też dzieci [i dorośli], którzy naprawdę mają problem z jedzeniem i problem nie wiąże się tylko z tym, że nie lubią marchewki i nie dojadają wszystkiego z jedzenia.

Moją pierwszą wskazówką, że mój syn należy do tej grupy było to, że… nie lubił czekolady. Jak dziecko może nie lubić czekolady? No może. I tak jak drugi syn potrafi wyczuć ją z kilku metrów, tak pierwszy nie tknie nic, co jest twarde i do pogryzienia [tak samo wliczają się w to cukierki, twardsze batony, twarde mięso itp.].

 

Kim jest prawdziwy niejadek?

NIEJADEK – (picky eater, fussy eater) – dziecko, które nie spożywa odpowiednio zróżnicowanych pokarmów, co spowodowane jest odrzuceniem znacznej ilości produktów znanych i nieznanych. [Źródło: https://www.sciencedirect.com/science/article/abs/pii/S019566630700]

 

Taki człowiek je mniej niż 20 produktów  i często rezygnuje z całych grup żywieniowych [np z pokarmów miękkich lub twardych], gdy produkt raz zostanie odrzucony, ciężko wprowadzić go do diety na nowo, a posiłek takiej osoby jest zawsze inny niż reszty rodziny i w dodatku zazwyczaj wywołuje stres.

Bardzo długo walczyłam z przekonaniami rodziców, że ich dzieci są „niejadkami”, gdy w rzeczywistości te dzieci dziennie jadły więcej niż moje dziecko w tydzień. Gdy morfologia i regularne badania to dla nas stały rytuał, bo wciąż jesteśmy na granicy anemii i kiedy już przekonam syna do jakiegoś dodatkowego produktu [na przykład pomidora], to on rezygnuje z kolejnego [z grapefruita]. Jakby w głowie miał limit na te kilka stałych produktów i nic nowego nie może się zmieścić.

 

Mimo to i tak przez lata wypracowaliśmy jakiś system „karmienia” i wizja świąt nie jest tak przerażająca, jak u innych. Wiem, że nie usłyszę, że „czemu on znowu nic nie je” i „zjedz, bo dostaniesz karę i nie będzie prezentów” lub „zjedz, bo Mikołaj/babcia/ktoś tam się obrazi”.

 

Takie zagrywki nie tylko dla kogoś z zaburzeniami, ale dla każdego są poniżej poziomu – niektórzy do końca życia nie przełkną ruskich pierogów, nie tkną orzechów i dostaną odruchu wymiotnego na ciasto z migdałami. Choć pewnie nie wszyscy się przyznają.

Pierogi z kapustą i grzybami to jedne z niewielu świątecznych dań, jakie mogę zjeść. Są pyszne!

 

 

Eksperyment Carlosa Gonzalesa

Jeśli wciąż i wciąż dokarmiasz swoje dziecko i stresujesz się tym, że nic nie je, więc może, jeśli nie potrafisz zmienić podejścia twojego dziecka do jedzenia, warto zmienić swoje podejście do dziecka? Może faktycznie po prostu – odpuścić? Powiedzieć: Hej, córko/synku, to ja, twoja matka, tyle lat zmuszałam cię do jedzenia, źle robiłam, przepraszam. Od dzisiaj – proszę! Ty decydujesz o tym, czy chcesz zjeść i kiedy przestajesz być głodny/głodna. I to stosować. I obserwować. Niech je tyle, ile chce. Przez tydzień. Przez tydzień nie wmuszaj, nie namawiaj, nie jęcz, nie stój, nie strasz, nie stawiaj warunków. Przez tydzień nikt jeszcze nie umarł z głodu, ale jeśli po tygodniu twoje dziecko nie schudnie nawet kilograma, to może to całe wmuszanie nie ma sensu, a wszystkie twoje nerwy szły na marne, bo dziecko bez wmuszania coś jednak je? Coś, co mu absolutnie wystarcza?

Eksperyment Gonzalesa właśnie tak wygląda:

 

  • Zważ dziecko.
  • Nie zmuszaj go do jedzenia.
  • Zważ ponownie po tygodniu.
  • Jeśli dziecko nie schudło kilograma, wróć do punktu 2.
  • Jeśli schudło kilogram – koniec eksperymentu. Rób co chcesz*.

 

 

Kiedy pierwszy raz przytoczyłam tę radę, dostałam kilka oburzonych reakcji, że przy takim sposobie dziecko nie zje absolutnie niczego – ciężko mi w to uwierzyć, bo mój syn w najgorszym okresie życia jadł przynajmniej pięć produktów – tost z serem i szynką [trzy] i mleko z płatkami [dwa]. A jeśli faktycznie nic nie zje, to zamiast wpychać, lepiej udać się pędem do specjalisty, bo tylko on pomoże. Z jedzeniem i wmuszaniem jedzenia jest tak jak przy urazach kręgosłupa – zostaw to specjalistom, jeśli sam zaczniesz grzebać, rozwalisz komuś zdrowie.

 

Jak zmusić dziecko, żeby coś zjadło?

 

Jednym z moim sposobów na powolne rozszerzanie diety [na przykład przyzwyczajanie do pomidora/ogórka] jest położenie weźmy to pomidora na talerzu dziecka lub obok talerza. Żeby leżał. Tak tylko, żeby zapach był wyczuwalny, żeby wzrok się oswoił z widokiem. Pokrojonego w plasterki pomidora kładłam na stół przynajmniej raz dziennie do posiłku i po miesiącu chyba syn po raz pierwszy zjadł pomidora.

 

Innym sposobem, który realizuję regularnie jest… przejrzenie stron z przepisami. Wchodzimy z synem na przykład na stronę przepisy.pl i przeglądamy to, co jego zdaniem mógłby zjeść. Przy przeglądaniu sposobów przygotowania od razu mogę zrobić listę zakupów i przygotować to, co moglibyśmy zjeść razem lub co on sam mógłby przełknąć. Tym sposobem syn skusił się na spróbowanie sałatki z makaronem i brokułami [tutaj]  i zechciał spróbować sernika [sprawdź].

 

Kluczem tego, że syn cokolwiek je, oprócz terapii, jest to, że w żaden sposób nie zmuszam go do jedzenia i zdaje się absolutnie na niego w kwestii wyboru potraw. Z tych świątecznych moje dziecko nie zje wiele – pewnie skończy się na kanapce i pierogach z mięsem [jak dobrze pójdzie i będzie spokojnie, czyli nic go nie rozproszy], ale mimo to dostanie prezenty i nikt nie będzie mu wypominał tego, że za mało zjadł.

 

Przed świętami, gdy wariujemy już z ekscytacji i przygotowań i bardzo chcemy [a przynajmniej część z nas] by wszystko było zgodnie z „tradycją”, warto przygotować się do tej wspólnej kolacji i razem z dzieckiem zaplanować coś, co może nie koniecznie jest w kanonie, ale co dziecko zje ze smakiem i bez nerwów, że jeszcze musi przełknąć śledzia czy jakąś galaretę. Warto to zrobić po to, żeby zrealizować ideę wesołych i spokojnych świąt, których z całego serca ci życzę.

 

 

Tekst powstał dzięki wsparciu strony przepisy.pl

Joanna Jaskółka

Joanna Jaskółka – w Sieci znana jako MatkaTylkoJedna – od dziesięciu lat przybliża życie na wsi i pisze o neuroróżnorodnym rodzicielstwie w duchu bliskości. Autorka książki „Bliżej”.

Wspieraj na Partronite.pl

Możesz wesprzeć moją pracę, dołączając do moich patronek.

Spodobał Ci się mój artykuł?

Możesz wesprzeć moją pracę
i postawić mi wirtualną kawę.

Może Cię też zainteresować...

Rzuciliśmy szkołę! (2)

Tydzień na edukacji domowej – jak zorganizowałam chłopcom naukę?

Rzuciliśmy szkołę!

Rzucamy szkołę i przenosimy się do Szkoły w Chmurze [podkast]

DSC_2519

Ciekawostki o kurach, z których pewnie nie zdawałaś sobie sprawy