Moja najbliższa koleżanka depresja. Jak z nią żyję i przeżyję?

Hej. Jestem Asia. Od trzech lat mam depresję, stany lękowe i zaburzenia odżywiania. Zdiagnozowano u mnie zespół stresu pourazowego (PTSD) i zaburzenia ze spektrum autyzmu. Oprócz dzieci są to najbardziej stałe elementy mojego życia. Ponad pół roku temu zakończyłam kolejną terapię. Bywa, że wciąż ze zmęczenia śpię po 14 godzin na dobę i jedyne, co wiem, to to, że dam sobie radę.

 

 

Co pomaga mi utrzymać pion?

 

Oprócz tradycyjnej ścieżki leczenia, poprzez leki i psychoterapię, odkryłam drobne, codzienne przyjemności, które cieszą i poprawiają mi nastrój.

Przede wszystkim aromaterapia. Korzystam stale i jestem ogromną fanką, co wie każdy czytający mnie na Facebooku lub oglądający stories.

Polubiłam też jogę. Taką relaksacyjną, spokojną, pozwalającą mi złapać równowagę i oczyścić głowę z głupich myśli.

O tym, że ogrodnictwo jest polecane jako cudowny sposób na wyciszenie i uspokojenie, dowiedziałam się po zrobieniu pierwszych czterech donic. Nie polemizowałam z tym faktem, osobiście go doświadczyłam.

 

 

Kontrola emocji, wagi, odpowiedniej liczby ruchu – w tym wszystkim pomaga mi technika i dedykowane aplikacje. Przykładem jest Welbi, partner tego wpisu.

Welbi uruchomiło niedawno darmowy, 6-tygodniowy programem MindSpace, który pomaga zadbać o samopoczucie i równowagę psychiczną. Znajdziecie go w aplikacji, w sekcji „Wyzwania”.

 

Pobierz darmową aplikację Welbi >

 

Joga, pielenie ogródka, a na koniec sesja oddechowa z aplikacją – brzmi prosto, prawda? Cóż, nie zawsze tak jest.

 

 

Moja najbliższa koleżanka depresja

 

Wstaję rano i szykuję dzieci do szkoły. Najpierw młodszego, bo pierwszy odjeżdża spod domu, potem starszego. Robię im kanapki, herbatkę w bidony, sprawdzam plecaki, a na pożegnanie mówię nasz stały tekst-mantrę: „Życzę ci miłego dnia, lepszego niż wczoraj.” Bez tego tekstu nie wyjdą z domu. To jak zaklęcie. Gwarancja tego, że dożyjemy wieczora i damy radę.

Kiedy jestem już sama w domu, patrzę w lustrze na swoją twarz i robię podsumowanie. Nakarmiłam dzieci, nakarmiłam zwierzęta, ogarnęłam po śniadaniu. Powinnam iść i coś napisać. Na oczy zachodzi mi mgła. Wzruszam ramionami i rzucam się na łóżko. Drzemię dwie godziny.

Gdy wstaję, ogarniam trochę pracę, odpisuję na najważniejsze rzeczy, zerkam na zegarek. Do powrotu młodszego zostało 1,5 godziny, starszego odbierze dziadek. Kładę się na chwilę. Zasypiam.

Chłopcy w domu potrzebują uwagi. Słucham o ich dniu, robię im przegryzkę, potem trochę czytam, odrabiamy lekcje. Koło 17:00 pytają, czy mogą obejrzeć film. Włączają, a ja kładę się obok i drzemię 1,5 godziny.

Wieczorem ratują mnie rytuały. Dzieci już same wiedzą, co robić po kolei. Ja tylko zarządzam czasem i pomagam, gdy mają z czymś kłopot. A mimo to, gdy zasypiają koło 21:00, wbrew ponagleniom agencji o wystawienie faktury, dotrzymanie terminu reklamy czy zwykłych zapytań o współpracę, kładę się do łóżka i do pierwszego budzika o 6.30 jestem nieprzytomna.

 

Kuźwa no. Kiedyś myślałam, że po 30. będę taką biznesłoman, że w garsonce będę wchodzić do biura, z teczuszką, wyprostowanymi włosami i pełnym makijażem. Że będę jechać do tego biura moim lśniącym autem i będę wracać z niego zadowolona, z zakupami z delikatesów. Na biureczku w biurze będę miała cuty things i pięknie poukładane dokumenty oraz lśniący komputer i telefon.

A siedzę w kuchni, ignorując nierozpakowane zakupy z biedry. Siedzę w płaszczu i butach, bo nikt za mnie w piecu nie rozpali. Siedzę, starając się nie ruszać, bo kiedyś zalałam wejście do ładowarki i każdy ruch odłączy ładowanie i komp mi się rozkraczy. Telefon już dawno mi się rozkraczył, spadł szybką na dół i rzadko z niego korzystam. Tylko siedzę. Siedzę, a po lewej na stole mam planer z rzeczami do zrobienia. Zamazany różowym mazakiem „pses psypadek mamusiu”. Po prawej mam garnek z ziemniakami, co by nie zapomnieć wstawić, kiedy przypomnę sobie, że szynka mi się już zjarała w piekarniku. Siedzę. Przed sobą mam stertę książek z wczorajszego wpisu. Zajmującą 3/4 stołu, ale stanowiącą piękną podstawkę na nierozpakowane zakupy. Samochód stoi przed oknem, upaćkany, bo zaspaliśmy do szkoły i jechałam na wprost przez las po wertepach i kałużach, podskakując na każdym dołku. Siedzę i gapię się w ten ekran komputera, usiłując złożyć jeden rozdział książki do kupy i pytam siebie: kim jestem? Kim jestem do cholery?

Na to odpowiada mi kula kołder sunąca od jakiegoś czasu po kuchennej podłodze dziecięcym głosikiem mojego młodszego syna:

– Nie wiem, jak Ty, ale ja jestem ślimakiem!

 

 

Tak wyglądały moje pierwsze miesiące przed terapią i przed wdrożeniem leków. Żyłam w świecie, w którym jedyną moją misją było przespać, przeczekać smutek, wykrzesać z siebie odrobinę radości dla dzieci. Zapytana na pierwszym spotkaniu z terapeutką o moje marzenie, odpowiedziałam bez zastanowienia: dożyć do wieczora i obudzić się rano.

Jeśli zastanawiasz się, gdzie i kiedy w ciągu mojego dnia jadłam – odpowiem, że nie wiem. Miałam totalny jadłowstręt i żywiłam się w sumie wyłącznie suchym chlebem i kabanosami. Tylko to mogłam przełknąć bez odruchu wymiotnego.

Moja droga do zdrowienia trwa już trzeci rok. Zakończyłam jedną terapię, drugą, trzecią. Przeszłam od ataków paniki, przez stany lękowe i jadłowstręt po silne, uniemożliwiające funkcjonowanie kompulsje. Jednocześnie starając się doprowadzić do końca terapię dwójki dzieci.

Jednymi z ostatnich słów mojej terapeutki, na ostatnim spotkaniu była prośba o to, abym pamiętała o swoich emocjach i uważała na nie. To dzięki nim dowiem się, czy idę prosto przed siebie, czy znów wchodzę pod kołdrę.

 

Moje emocje, moja terapia, moje leki, moje przeżyć albo żyć

 

Jako osoba w spektrum od zawsze miałam problem z nazwaniem i określeniem emocji, które odczuwam. Bardzo dobrze się czułam jako obserwator i potrafiłam stać jak kamień, przypatrując się czemuś. To, jakie to coś wywołało na mnie wrażenie, umiałam określić po czasie. Nawet długim. Stąd też moja potrzeba, żeby od malutkiego uczyć moje dzieci nazywania emocji.

 

Ja mam pierdolca na punkcie tych rozmów o uczuciach, wiecie przecież. No i idziemy przez to pole z chłopakami i nagle orientuję się, że idę sama ze starszym, a młodszego nie ma przed nami [bo zwykle biegnie pierwszy]. Zza pleców słyszę:

– Mamo, mamo, ja wpadłem… ja wpadłem…

– W smutek? – odwracam się i zgaduję, bo stoi na środku pola ze skonsternowaną miną.

– NIE! – zaprzecza wściekle.

– W złość? – strzelam, skoro tak brutalnie odpowiada.

– Nie! – to już mówi z uśmiechem.

– W radość? – wnioskuję.

– Nie!

– To w co wpadłeś? – poddaję się, bo nie kumam, normalnie nie kumam.

– W kupę! Jelenia chyba!

To, że depresji nie wyleczy się po prostu “ruszając dupę i wstając z łóżka” powinien wiedzieć już każdy. To, że depresja i zaburzenia wiążą się często ze sobą – również. To, że jedna wizyta u lekarza nie wystarczy, powinno już być powszechną wiedzą. Piszę to jako osoba po trzyletnich zmaganiach, długiej terapii  i stale na lekach pomagających żyć i przeżyć. Wbrew temu, co czasami ludzie mi piszą w wiadomościach, to nie wstyd leczyć się farmakologicznie. To oznaka siły i chęci zawalczenia o siebie. O taką siebie, jaką byłaś. I o swoje życie. Moje leki to nie oznaka słabości. To moje żyć albo przeżyć, nawet jeśli czasami mnie usypiają.

 

Aplikacja Welbi – zdrowie w zasięgu ręki? 

 

Podjęłam się przetestowania tej aplikacji ponieważ jako pierwsza, którą testowałam, nie skupia się wyłącznie na tym, ile kroków danego dnia przeszłam, ile wody wypiłam, ile zjadłam i jak długo spałam. Oczywiście Welbi przyswaja i analizuje tego rodzaju dane (dzięki synchronizacji ze smartwatchem), ale nie jest to jej główną funkcjonalnością.

 

Pobierz darmową aplikację Welbi >

 

Welbi to nowy wymiar dbania o siebie, bo oprócz fizyczności skupia się też na zdrowiu psychicznym. Dba o nas w zasadzie w każdym wymiarze: aktywności fizycznej, wagi, snu, serca i umysłu. Pierwsze, co musiałam zrobić po zalogowaniu i wpisaniu danych biometrycznych, było określenie mojego samopoczucia. 

 

Welbi jest na bieżąco udoskonalana. Niedawno została wzbogacona o nowy moduł o nazwie MindSpace. Jest to 6-tygodniowy program opracowany w oparciu o badania naukowe, które aplikacja przekazuje w przystępny, przyjemny i pomocny sposób, okraszony dużą dawką humoru. Co tydzień znajdziemy tam nowe narzędzia, które pomogą rozwinąć umiejętności radzenia sobie ze stresem i złym samopoczuciem psychicznym. Całość została podzielona na 6 tygodni:

 

  •   Tydzień 1: Ćwiczenie głębokiego oddechu
  •   Tydzień 2: Zwiększenie aktywności fizycznej
  •   Tydzień 3: Budowanie pozytywnego nastawienia
  •   Tydzień 4: Uspokojenie umysłu
  •   Tydzień 5: Przeformułowanie uczuć 
  •   Tydzień 6: Odzyskiwanie skupienia

Program MindSpace znajdziecie w zakładce „Wyzwania” w aplikacji Welbi, którą możecie pobrać za darmo tutaj.

 

Jest to pierwsza ze znanych mi aplikacji, która nie skupia się tylko na zliczaniu kroków i analizie jakości snu, ale bierze pod uwagę również to, jaką mamy kondycję psychiczną. To pozwala szybko (czasem szybciej niż sami sobie zdamy z tego sprawę) rozpoznać potrzebę pomocy lekarza specjalisty. 

W Welbi lubię też moduł wyzwania. Dostępne w tym momencie jest ponad 20 wyzwań, pozytywnie zaopiniowanych przez lekarzy ze względu na ich korzyści ogólne dla zdrowia. Ja aktualnie pracuję nad piciem wody. Zaczynam od małych kroków w wyzwaniu zaznaczyłam malutki kroczek, żeby pić więcej niż dwie szklanki wody więcej. Już samo to pokazuje, jak bardzo się odwodniłam przez ostatnie miesiące i że należy to zmienić.

Wiem, że dam sobie radę.

Nieszczęściem naszego pokolenia jest to, jak świat wpływa na nasze samopoczucie, jak ogromną presję wywiera na dzieci, na nas jako pracowników, ludzi, przyjaciół. Jak zmiany w środowisku, klimacie, sytuacja na świecie, o których wiemy stukrotnie więcej niż nasi dziadkowie potrafią nas przygnieść, zastopować, doprowadzić na skraj wytrzymania. 

Szczęściem naszego pokolenia jest za to dostęp do narzędzi, dzięki którym możemy sobie lepiej radzić, lepiej pracować nad sobą, mieć większą samoświadomość i wiedzę o naszym ciele i o zmianach, które w nim zachodzą. Jednym z takich narzędzi jest partner tego wpisu aplikacja Welbi. 

Sprawdź sama i daj znać, czy to jest to, co Ci pomoże. Ja korzystam, bo w walce o swoje zdrowie psychiczne warto mieć wsparcie i zabezpieczenie z każdej strony.

 

 

Joanna Jaskółka

Joanna Jaskółka – w Sieci znana jako MatkaTylkoJedna – od dziesięciu lat przybliża życie na wsi i pisze o neuroróżnorodnym rodzicielstwie w duchu bliskości. Autorka książki „Bliżej”.

Wspieraj na Partronite.pl

Możesz wesprzeć moją pracę, dołączając do moich patronek.

Spodobał Ci się mój artykuł?

Możesz wesprzeć moją pracę
i postawić mi wirtualną kawę.

Może Cię też zainteresować...

Rzuciliśmy szkołę! (2)

Tydzień na edukacji domowej – jak zorganizowałam chłopcom naukę?

Rzuciliśmy szkołę!

Rzucamy szkołę i przenosimy się do Szkoły w Chmurze [podkast]

DSC_2519

Ciekawostki o kurach, z których pewnie nie zdawałaś sobie sprawy

0 0 votes
Ocena artykułu
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Patrycja
Patrycja
2 lat temu

Brawa dla Ciebie- że podjęłaś walkę, że już tyle zrobiłaś dla siebie. Nie oglądaj się, idź przed siebie, już szmat drogi za Tobą. Trzymam kciuki.