Nie jestem w stanie określić momentu, w stwierdziliśmy, że nasz pies nie widzi – na pewno nie było to nagłe i zauważalne. Jego oczy po prostu mętniały i mętniały, ale momentu, w którym stały się całe białe, nie pamiętam. Powoli, niezauważalnie nasz pies stał się. po prostu… niewidomym psem.
W tym tekście przedstawiam swoje doświadczenia i to, czego się dowiedziałam od specjalistów. Ja nie jestem specjalistą. Jeśli masz problem ze wzrokiem swojego psa, warto skonsultować się z lekarzem weterynarii oraz behawiorystą.
Wraz z utratą wzroku zmieniało się zachowanie naszego psa. Potulny, ufny i grzeczny piesek nagle zaczął być nerwowy i przerażony. Coraz częściej wpadał na rzeczy – za pierwszym razem, wstyd się przyznać, kiedy wpadł na zamkniętą bramę, roześmiałam się, za drugim też. Trzeciego razu nie było – otworzyłam bramę na stałe i do dziś jej nie zamknęłam. [to brama na nasze pole, nie na ulicę]. Ale pies wpadał też inne rzeczy. Pojawił się lęk separacyjny – każdy nasz wyjazd kończył się pogryzionymi rzeczami w mieszkaniu i paniką. Kenel pogryzł tak, że nic nie dało się z nim zrobić. Kojec na dworze rozkopał i zniszczył. A oczy mętniały i mętniały, aż w końcu stały się całe białe.
Ojej, jaki biedny niewidomy pies, jak mi go szkoda…
Tak najczęściej ludzie komentują białe oczy mojego psa. Rozumują logicznie – dla ludzi wzrok to podstawa. Utrata wzroku dla wielu byłaby tragedią. Jednak pies, jak się dowiedziałam, nie odbiera tego tak bardzo mocno. Owszem, stresuje się, że stracił jeden ze swoich zmysłów, ale wzrok nigdy nie był u psów tak dobrze rozwinięty jak u ludzi. O wiele lepiej działa im węch i słuch i na tym bazują niewidome zwierzaki. Wielu ludzi, których spotykam, stwierdza, że gdybym nie powiedziała, nie wiedzieliby, że on nic nie widzi. Bo zamiast stąpać niepewnie, nasz Pit idzie przed siebie jak burza, często prowadząc nas po leśnych ścieżkach. Całkowicie bazuje na swoim węchu i słuchu oraz na tym, że idziemy tuż za nim lub obok niego.
Jak utrudnia nam życie fakt, że nasz pies nie widzi?
Szczerze – fakt, że nas pies nie widzi nie jest dla nas dużym problemem. Bo my widzimy. Problemy, jakie mamy, są problemami natury behawioralnej – jego strach, gdy wyjeżdżamy, sprawia, że po prostu zabieram go ze sobą albo podrzucam mojej mamie, którą Pit uwielbia i w domu moich rodziców czuje się bardzo dobrze.
Bardzo naturalnym dla nas pierwszym wnioskiem było symboliczne „otwarcie bramy”, czyli spostrzeżenie, że jak jak wpadam co chwila na coś i o coś się potykam i to mnie wkurza, jak bardzo musi wkurzać to mojego psa. Więc rodzino droga – pilnujemy rzeczy, nie zostawiamy odsuniętych krzeseł, samochód parkujemy w jednym miejscu, rowery odstawiamy w to samo miejsce, buty również. Zaczynamy się pilnować. I fakt pilnowania tych rzeczy ułatwia nam samym życie, nie tylko psu. A pies, kiedy zrozumiał, że dbamy o to, by na nic nie wpadał, stał się pewniejszy siebie i bardziej radosny. Wie, co gdzie stoi, wie, co omijać i chodzi całkiem pewnie po domu i ogrodzie.
Niewidomy pies – terapia dla dzieci
I dla moich synów to duża nauka – serce mi rośnie, kiedy w zabawie wyskakują nagle przed swój zbudowany na środku pokoju bunkier, żeby zatrzymać truchtającego w ich kierunku Pita, żeby nie walnął się o kant krzesła czy stołka i delikatnie mu pokazać, żeby uważał. Zresztą ustaliliśmy, że bunkry i zasieki mogą budować w jednym miejscu domu – pies sam się nauczył, żeby nie pędzić w to miejsce na złamanie karku.
W funkcjonowaniu z niewidomym psem pomaga też nasza codzienna rutyna [wymuszona przez spektrum, pisałam o tym tutaj i tutaj]. Na początku odwoziłam młodszego syna do przedszkola razem z Pitem. Ale po jakimś czasie, gdy rano Pit nie chciał zwlec się z łóżka, postanowiłam któregoś dnia zaryzykować i zostawiłam go na tym łóżku w domu i pojechałam. Po powrocie nic się nie stało – pies spał dalej. Fakt, że codziennie jeździł ze mną i wiedział, że wracamy po chwili stał się dla niego mniej groźny i miał pewność, że wrócimy. Rutyna daje poczucie bezpieczeństwa moim dzieciom, ale i bardzo uspokaja psa, który w tym świecie pełnym rzeczy, których nie widzi, wie, że kolacja będzie wieczorem, a potem dzieci pójdą spać, a pani wyjdzie z nim na stały spacer po lesie wokół domu.
Tak, o wielu rzeczach trzeba pamiętać: stałe pory posiłków, pilnowanie miski z wodą, żeby nie wywalił, pilnowanie drzwi, żeby były albo otwarte, albo zamknięte [w wakacje na przykład są większość dnia na oścież, otwieram rano, zamykam wieczorem, łazienka też jest u nas regularnie otwarta]. Ważnym też elementem jest… głos. Pitowi kilka razy zdarzyło się szczekać na wpadające z dworu dzieci, więc nauczyły się krótkiego zdania „To ja, Pit!”, żeby go uprzedzić, że idą i go nie denerwować.
Z zadowoleniem też stwierdzam, że kiedy idę z moim ślepym psem do ludzi, coraz więcej osób pyta, czy może pogłaskać pieska. To bardzo ważne, bo dla niego, gdy nic nie widzi, taki nagły dotyk w obcym terenie może być odebrany jako atak i skłonić go do obrony. Zapytanie mnie o pozwolenie daje mi chwilę na przygotowanie psa na takie atrakcje.
Ślepy pies – jak się z nim bawić, jak go nauczyć?
Żałuję, że nigdy nie zdecydowałam się na pełne szkolenie Pita, ale jestem zadowolona, że nauczył się kilku komend. Nie, nie podaje łapy i nie siądzie na zawołanie, nie zawracałam sobie tym głowy. Ale kiedy powiem „stop”, szczególnie wtedy, gdy leci po polu prosto na ulicę, stanie i poczeka albo do mnie przybiegnie. Nie je też z mojej ręki. Wyłącznie dzieci mają ten przywilej, o czym przypominam im zawsze, kiedy Pit na nich warknie, stawiając granicę swojej wytrzymałości. Zna też doskonale „zejdź” – chodzi o zejście z łóżka lub wyjście z samochodu. I „wyjdź”. Posłusznie wtedy wychodzi przed dom. Zazwyczaj każę mu wyjść, gdy włączam odkurzacz – hałas mojego Karchera jest dla niego zbyt mocny i przeraźliwie się go boi. Gdy pies nie widzi, jego słuch jest bardzo podatny na mocne i silne dźwięki.
Ale za to Pit uwielbia zabawy – kiedy widzi, że wyruszam na spacer, biegnie jak szczeniak, radosny i szczęśliwy, a uszy fruwają mu jak u słonika. Kocha, gdy chłopcy biegają po podwórku, a on stara się usłyszeć i wyczuć, gdzie są i do nich podbiec. Bardzo lubi tropić, jak na posokowca bawarskiego przystało – więc często chłopcy zostawiają mu tropy z mięsa kurczaka i się chowają w lesie, a pies ich szuka.
Kiedy jesteśmy zajęci, zaspokajam potrzebę zabawy i ruchu Pita głównie atrakcjami w postaci mięsa w kartonowym pudełku, a w wakacje – całkowicie zamrożonym mięsem. Taki lodowy przysmak, nad którym potrafi siedzieć z godzinę i ciamkać i kombinować, jak tu spożyć obiad, żeby język nie przymarzł i żeby było dobrze. I przy okazji ochłoda. Ale też mieszkając w lesie wrażeń węchowych, dla psa tak ważnych, mamy bez liku – samo codziennie przeganianie jenota jest już dobrym ćwiczeniem i rozruchem. Tym bardziej że jenot wie, że pies nie widzi i nawet się nie spieszy, żeby zwiać.
Jak niewidomy pies z kotem
Bardzo często dostaję to pytanie, bo przecież miałam dwa koty i jak one sobie radziły z psem. A koty są inteligentne. Bardzo szybko zwróciły uwagę, że kiedy zeskoczą z parapetu i pójdą do łazienki, pies dalej siedzi przed parapetem i macha ogonem zadowolony. To, co mnie zaskoczyło, to niesamowita więź między Pitem a naszą najstarszą kotką Fleją, której już z nami nie ma. Po pierwszej operacji amputacji, to Pit jej pilnował dzień i noc i próbował lizać jej ranę. Natomiast, kiedy Fleję pokonał rak na dobre, Pit dostał nawrotu lęku separacyjnego. Znów nie można było go zostawić samego, nie odstępował nas na krok, nawet do wiejskiego sklepu zabierałam go ze sobą, bo w aucie po pięciu minutach zaczynał gryźć fotel i próbować uciec przez półotwarte okna. Bardzo przeżył śmierć towarzyszki i jego uwaga skupia się teraz na naszej drugiej kotce, której powoli zaczyna ciążyć ta jego atencja.
Czy będziemy operować oczy naszego ślepego psa?
Po konsultacji z weterynarzami doszliśmy do wniosku, że nie. Operacja jest bardzo droga, wiąże się z dodatkowymi badaniami najbliżej 100 km od domu [a Pit się dłuższymi podróżami bardzo stresuje] i nie dość, że nie ma gwarancji, że się powiedzie, to jeszcze jest ryzyko, że zaćma wróci. Pit od urodzenia tracił wzrok i zdjęcie mu błony z oczu nie zagwarantuje, że mięśnie gałki będą miały siłę pracować po latach braku pracy. Niemniej zachęcam do konsultacji w tym temacie z lekarzami – każdy pies jest inny, każdy ma inną historię, jeśli jest szansa ratunku, trzeba z niej skorzystać.
Ale też nie ma co płakać, kiedy szansy nie ma lub gdy są niewielkie – Pit zna całe mieszkanie, całe nasze podwórko, doskonale radzi sobie w terenie, polegając na swoim węchu i słuchu i życie z nim wcale nie jest tak trudne, jak by się wydawało. Problemy behawioralne może mieć każdy pies i myślę, że od września, gdy czasu będzie więcej [bo skończyliśmy już największy blok terapeutyczny i teraz trzy wyjazdy popołudniowe w tygodniu to dla mnie wolność] zdecyduję się na kolejną konsultację z behawiorystą, żeby poradzić sobie z lękiem Pita. Oraz zrobię kolejne podejście do nauczenia go kennela. Myślę, że do września/października poradzi sobie już ze stratą przyjaciółki i będzie na tyle spokojny, żeby zacząć naukę.
I parę słów o poświęceniu się dla niewidomego psa
Ach, no tak. Bo ja często słyszę, że opiekowanie się ślepym psem wymaga odwagi i bohaterstwa. To nie jest żadne bohaterstwo, żadna odwaga. Pit żyje praktycznie jak każdy pies, może trochę bardziej się niepokoi na obcym terenie i nie będzie biegał tak radośnie w obcym parku czy innym miejscu jak inne psy. Niemniej żyje, potrafi się cieszyć [szczególnie, kiedy tarza się w trawie i tak się tym męczy, że zasypia]. Jego problemy z lękiem nie są tak poważne jak problemy innych psów, które ryją ogrody, szczekają, gryzą, atakują czy robią cokolwiek innego. Mam duże auto, nie problem przypiąć go pasami na tylnym siedzeniu, a moja mama też chętnie go przygarnia do siebie, kiedy wyjeżdżam dalej. Chłopcy są szczęśliwi, kiedy pilnuje im łóżka lub ogrzewa im stopy w nocy, dzięki niemu uczą się wielu rzeczy i pracują nad empatią, więc myślę, że to transakcja wiązana.
Uwaga, zdjęcia mojego psa i nas zrobiła w listopadzie Zgrane Stado. Zapraszam do niej na blog, na FB i na jej Instagrama [klik klik]
PS. Znalazłam w sieci dość dobry artykuł o ślopocie u psa. Klikasz tu i czytasz, ale zaznaczam, że wrzucam go z premedytacją. Jeśli sądzisz, że czasem mam za dużo reklam, spróbuj przeczytać ten artykuł [naprawdę jest spoko] i potem wróć i odetchnij i przestań jojczyć, że za często zarabiam, bo myślę, że nie ma dramatu 😀 Nie jestem potworem, tutaj znajdziesz też inny artykuł o ślepym psie, trochę mniej reklamowy i bardziej skupiony na tresurze.
A potem kup mój e-book lub cokolwiek, jeśli jesteś z Zadupia: