Kwestia wyszła dzisiaj, przy sprzątaniu pokoju Kosmyka. Przedarłam się właśnie przez stertę ubranek i udało mi się ją okiełznać, kiedy to nagle stwierdziłam, że to wcale nie ubranka były moim problemem. Po ich ogarnięciu pokój w dalszym ciągu zawalony był stertą niepotrzebnego, zepsutego po jednym razie, pałętającego się pod nogami, zdekompletowanego… badziewia. I to badziewia, do którego kupna wcale nie przyłożyłam ręki.
Coś w nas zostało z tych czasów PRL-u, coś nie do końca dobrego, jakaś taka chęć chomikowania, bo przecież w każdej chwili może wszystkiego zabraknąć. Popsute samochodziki kiedyś się naprawią, porcelanowe figurki tak pięknie wyglądają w ołtarzyku na komodzie, książek, takich jak kiedyś, nikt już nie wydaje. Na szczęście. Ale zostawmy to, dzielmy się tym, żeby wczoraj zastąpiło nam jutro, żeby korytarz zawalony był przeszłością, podłoga starymi figurkami, żeby naddarta książeczka, nadająca się w najlepszym przypadku do muzeum, łączyła nas z czymś, do czego i tak większość z nas wracać nie chce. Albo czego nie zna. I nie pozna.
Zalała mnie fala pierdół. Popierdółek. Których nie znoszę, nie trawię, mam wystarczającą ich ilość w domu, żeby nie zachwycać się kolejną antyczną książeczką/bluzeczką/czapeczką/pluszakiem po wujku/cioci/koleżance. Wszystko, co stare, zdekompletowane, podarowane z odzysku i kompletnie nieprzydatne, wyrzucam, ale przychodzą nowe. Jeszcze bardziej badziewne. Plastikowe, psujące się po pierwszym dotknięciu, mało oryginalne, brzydkie.
No brzydkie. Brzydota to nasza domena narodowa. My ją chyba w Polsce bardzo lubimy, a w każdym razie nie chcemy się od niej odzwyczaić. Ubrania prasujemy na kant, żeby wyglądać ładnie, ale robimy to w pokoju z jeleniem na fototapecie i figurkami z gipsu. Dzieci są naszymi śmietnikami, którym można wepchnąć wszystko, na czym normalny człowiek nie zawiesiłby oka i to one są spadkobiercami tego naszego umiłowania brzydoty. Paskudnie zilustrowane książeczki, koszmarne piosenki, obrzydliwe plastikowe gówienka z kosza za złotówkę.
Staram się przed tym bronić Kosmyka. Od początku wychodzę z założenia, że mniej znaczy lepiej. Lepsza jakość niż ilość. Wolę mieć jedno opakowanie porządnych Lego niż piętnaście tysięcy partackich klocków z kiosku. Wolę mieć jeden ładny obrazek, niż ścianę zawaloną plakatami z pisma za złotówkę. Wolę mieć zapełnioną jedną półkę pięknymi i fantastycznie zilustrowanymi książeczkami, niż regał śmieciowych tworów robionych przez partaczy. Dla partaczy. Tym bardziej, że moje dziecko nie potrzebuje tysięcy zabawek. Ma las, ma jezioro, ma kaczki, łabędzie, rower, kajak, łódkę, ma wreszcie rodziców, którzy mogą go zabrać na plac zabaw, na basen, wszędzie, gdzie ich oczy poniosą.
Chcę, żeby Kosmyk zdawał sobie sprawę, że różowy blok z zielonymi wstawkami nie jest wyjątkowym obiektem, że kolorowanka z obrazkami z clip arta może służyć jedynie do przemalowania, podarcia lub pocięcia, że książeczka, upierniczona infantylnymi obrazkami i jaskrawa aż boli, niekoniecznie jest godna uwagi, że te rymy [ach te rymy!] wcale nie tylko są pisane przez durni dla durni, ale że te rymy nie mają nic wspólnego z literaturą. Może jedynie kiedyś obok takiej stały [wpis o tym, że serwujemy dzieciom popelinę w postaci durnowierszyków też się szykuje]. Chcę, żeby widział piękno, żeby się z nim oswajał, żeby potrafił rozpoznać sztukę – pisaną, graną, ilustrowaną, malowaną. Nie chcę, żeby opętał go infantylizm, brak wyczucia i zbędny zachwyt nad czymś, co na zachwyt nie zasługuje – dlatego staram się go otaczać pięknymi przedmiotami i pracuję nad tym od początku, od chwili narodzin. I wszystko to robię z konsekwencją i premedytacją… dopóki ktoś mi w tym nie przeszkodzi i nie obdaruje niepotrzebnym i brzydkim gadżetem.
Jest tyle pięknych sklepów w sieci, z prześlicznymi, gustownymi rzeczami [płaczę z tęsknoty, gdy zerkam tutaj, tutaj i tutaj]. Na nieszczęście w większości rzeczy tam dostępne możliwe są do kupienia wyłącznie przez internet. I sami jesteśmy temu winni, bo w dalszym ciągu przebieramy kosze za złotówkę, kupujemy koszulki z dalmatyńczykami i jaramy się plastikowym szitem, zamiast wejść do internetu i kupić coś, czym z czystym sumieniem będzie można obdarować dziecko.
Oswajamy nasze dzieci z brzydotą, wtłaczamy im do głów, że piękno jest zbyteczne, zbyt drogie, zbyt awangardowe. Klniemy na miasta zawalone plakatami, bilboardami, zamazane sprayem, ale zabawki z kiosku darujemy w prezencie z miną wielkiego błogosławieństwa i nie zastanawiamy się, czy ta zabawka w ogóle jest dziecku potrzebna, czy jest ładna, czy przyniesie jakikolwiek pożytek.
Nie przyniesie. Dziecko nauczone brzydoty, które tę brzydotę przyswoiło od najmłodszych lat, brzydotę będzie tworzyć w przyszłości. Nie będzie mu ona przeszkadzać. Mało tego, być może to dziecko samo zamaluje sprayem kolejny posąg, przyklei kolejny plakat i postawi następny seledynowy blok z różowymi wstawkami. Lub stworzy kolejną paskudną książkę z obrazkami.
O moja sterto kolorowanek i książeczek za grosze podarowana w pijackim widzie, bo nie chce mi się wierzyć, że ktoś serio uznał je za odpowiednie dla kształtującego się gustu dziecka. O, wszystkie moje resztki po czyichś dzieciach, obszarpane, stare, brudne, pamiątki sprzed 20 lat, które pamiątkami powinny być gdzieś indziej, nie u mnie. Tak – gust dziecka kształtuje się od najmłodszych lat i to od nas, od rzeczy, którymi go otaczamy, będzie zależało między innymi, czy nasz syn lub córka będzie zachwycać się „Modą na sukces” czy „Idą”.
Apeluję – jeśli czujesz potrzebę obdarowania czymś dziecka, przywiezienia mu jakiegoś upominku, zastanów się co chcesz mu dać. Bo jeśli kolejny badziew – daj sobie spokój. Serio. Albo chcesz się wysilić i kupić coś naprawdę pięknego, albo kup coś pożytecznego, co się zawsze przydaje [kredki, blok, mazaki, plastelinę], albo nie kupuj ostatecznie nic [przecież za brak prezentu obrazi się tylko idiota] lub co najwyżej czekoladę. Najwyżej sam ją zjesz do kawy, jeśli dziecko jest za małe na taką ilość cukru.
Ale nie kupuj dziecku pierdółek!
Matka zazwyczaj wie, kiedy może pozwolić swojemu maluchowi na drobne szaleństwo w automacie za złotówkę. Zapewne też wie, co potem z tym szitem zrobić. Czy zachować, czy wyrzucić. Ale to matka o tym decyduje. Matka wie, czy ma miejsce na pierdoły i czy chce się potem z nimi szarpać, naprawiać, usuwać z drogi. Matka, ojciec, ale nie ktoś tam, kto bywa u ciebie raz na ruski rok.
Z rzeczami kupionymi przez siebie samego nie ma tego problemu, z prezentami jest gorzej. Sama zostałam kilka razy przyłapana na gorącym uczynku – a gdzie jest ten twój pluszowy, różowy słoń, którego ci przywiozłam miesiąc temu? W koszu. W koszu, kurde, bo nawet koty nie chciały tego obrzydlistwa zasikać. I na co mi słoń? Jeśli wkoło mojego domu jak nimfy krążą łabędzie? Nie można było kupić Kosmykowi kredek, mazaków czy chociażby deseru czekoladowego? Większy byłby z tego pożytek. I radości.
Jak ja to lubię, jak ja to chce udostępniać, bo o tym trzeba trabic! PRL juz się skończył, już nie trzeba wszystkiego skrzetnie chowac. A nawet lepiej, jak się ma coś porządnego to schować i przekazać, a pierdoly wywalić i nie kupować!
Mam wrażenie ze często to nie pieniądze są problemem. Chcemy wyjść na kogoś innego, kogoś komu zależy i przynosi podarunek. Sek w tym ze nie zależy nam na tyle, żeby znaleźć czas i kupić porządny prezent. Taki, który będzie chciany, albo przynajmniej pożyteczny. Jak ktoś lubi badziew to kup my badziew! U takich rodziców książeczki edukacyjne będą tylko zbierać kurz. Możesz zapytać, może wzbudzisz zainteresowanie. Może.
Ja też mam z tym problem. Staram się zwrócić dzieciom uwagę, że ważna jest jakość, a tzw. chińszczyzna (tzw. bo przecież dzisiaj to już wszystko robią w Chinach) to tylko wyciąganie kasy, bo przecież zaraz to się zepsuje, urwie, skrzywi. Tak samo jeśli chodzi o reagowanie na reklamy czy kupowanie modnych kart, za które płaci się majątek, a które po sezonie tracą aktualność. Jeśli chodzi o rodzinę, to akurat wszystkie zabawki są solidne i przede wszystkim łatwe do kompletowania, jak na przykład lego. Natomiast mierzi mnie nasza nowa polska tradycja, wg której przychodząc w gości do znajomych przynosi się drobne upominki dla dzieci. Zwykle są to właśnie jakieś drobiazgi marnej jakości, a ja mam poczucie wyrzuconych w błoto pieniędzy i problem z kolejnym badziewiem, które będzie się walać z kąta w kąt.
nie kupuję pierdół – ani dzieciom ani dorosłym. Nie znoszę wszelkich durnostojek i łapaczy kurzu, porcelanowe figurki toleruję jedynie w formie smoków, bo te akurat kolekcjonuję. Od ponad 10 lat znajomi dostają ode mnie na święta solidną paczkę domowych ciastek zamiast fantów – bo na ogół brak kasy na np. kilkanaście sensownych prezentów. Dawanie pierdół uważam za przejaw lenistwa, bardziej już chyba cieszy jakaś dobra spożywka ;>
Skąd ja to znam … zawsze wprost mówię (jeżeli ktoś koniecznie chce coś kupić),co by się przydało lub co można najlepiej. Jeżeli ktoś ma mniej pieniążków to tłumaczę,że ze spokojem. Wolę,by odkładał jakiś czas i kupił coś „porządnego” aniżeli gówienko,które raz,że jest tandetne,a dwa,że zauroczenie dziecka trwało będzie 30 minut po czym będzie zajmowało miejsce i się kurzyło. Niestety czasem mówię jak do ściany … Ostatnio 2 wielkie siaty poszły w świat,bo ktoś z pod śmietnika zabrał …
No właśnie! Nasza Hania doskonale zna słowo „kiczowaty” „plastik bumbastik” i „pierdoła” też 😉 Czasem palnie jedno z powyższych przy obdarowywaniu, wyręczając matkę z kłopotu 😉 U nas widzę jeszcze jeden problem- rzadki kontakt z bliską rodziną rekompensowany jest obdarowywaniem….a my tak byśmy chcieli ciut więcej CZASU zamiast pierdół.
Idealny wpis!! 🙂
To, że dziecku z pierdółek można kupić kredki, farby czy blok do rysowania, to wiem od dawna. Jako niematka mam jednak problem z wyborem prezentu dla matki noworodka. Idzie się na pępkowe, niesie dziecku kasę w kopercie, czy co tam sobie rodzice zażyczą w paczce, ojcu może być dobry alkohol, a matce? Czekoladki? A jak karmi? Alkohol? Przecież pewnie karmi? Kwiatki w doniczce? Po prostu nie wiem…
Jak karmi czekoladki moze zjesc. A w wersji fit mozesz dac kosz owocow 🙂
My też sporo wyrzucamy, zawsze mówię znajomym, że zamiast 20 śmieci za 5 zł/ sztuka wystarczy raz coś fajnego. Coś, co będzie cieszyć kilka miesięcy a nie kilka minut. Najbliższej rodzinie powiedziałam, że jeżeli chcą coś kupić, to najlepiej coś edukacyjnego albo jakiś voucher, np. do Teatru Małego Widza itp. Bo to jest najlepszy prezent moim zdaniem.
Tekst bardzo prywatny i pełen emocji. W pełni się zgadzam i rozumiem tą momentami wręcz żlość. Sama kupując zabawkę dla mojego Bąbla często się zastanawiam czy dokonuję właściwego wyboru. Po powrocie do domu i pokazaniu zabawki Oluś przyjmuje ją z zachwytem już przechodzi obok niej obojętnie. Nie każdy mój wybór mu się spodoba, choć staram się ze wszystkich sił.
NIe do konca sie zgadzam. Nie wszystko, co tanie jest brzydkie i tandetne. Tez zapachnialo mi jakims kompleksem, bo w Polsce ludzie sa przyzwyczajeni do brzydoty. Jesli Pani tak uwaza i widzi to nie wiem, chyba powinnam wspolczuc otoczenia,w ktorym Pani zyla. <br />Zgodze sie jednak, ze wiele zabawek to naprawde sie do niczego nie nadaje, psuja sie, wygladaja brzydko a ludzie kupuja, by kupic i
Zgadzam się. Zgadzam. Wywalamy z mężem wszystko jak leci, ale natchnęłaś mnie! Idę jeszcze powywalać! 😀
I ja drżę na myśl o tym, co ma nadejść… termin syn mój ma pod koniec października (chociaż już teraz panoszy się jakby go wcale nie ograniczało nic… Auć) i już się ta lawina zaczęła. Chociaż mam mieszane uczucia – zostajemy rodzicami niejako "z zaskoczenia": nie my pierwsi i nie ostatni, ale nie bardzo jesteśmy w pozycji, w której możemy bezproblemowo utrzymać się sami. Stąd chyba
Oooooooo! Ja też chętnie z okazji urodzin moich dzieci przygarnęłabym jakiś prezent! 😀 Bądź co bądź, to ja się wtedy męczyłam… 😛 <br />A tak serio… Nie wiesz, co kupić a głupio Ci dać kasę (co dla mnie jest głupie jak nie wiem)? Idź do sklepu z zabawkami/ubraniami i kup kartę podarunkową! Rodzic sam wybierze, co z danego sklepu jest mu potrzebne/podoba mu się i wszyscy będą zadowoleni 🙂 To
Świetny pomysł z tą kartą podarunkową 🙂
Tekst emocjonalny, moze dlatego taki jednostronny. Chyba, ze taki ma byc emocjonalny. Nie mam na mysli zabawek, choc tu tez sie nie zgadzam. Mam na mysli bardziej Polske, PRL, indywidualne poczucie piekna lub jego brak. Definicje piekna rowniez.<br />
Zo na razie zabawek ma mało i mam nadzieję, że nie zostanie zasypana tandetą. Nie ważne czy made in China czy in Poland. Już teraz prowadzę ostrą selekcję wszelakich grzechotek i pierdółek. Mam nadzieję, że jeśli od początku będę nad tym panować to nie zaleje mnie fala obrzydliwych pierdół:D
hej, ja matka jeszcze nie jestem…i napisze nie na temat: otoz mam kolezanki – matki- i wiecie co mnie najbardziej bawi? Fakt,ze gdy spotykam sie z jedna potem z druga itd. to za kazdym razem jedna krytykuje zasady wychowawcze tej drugiej i odwrotnie…ja sie nie wypowiadam bo dziecka nie mam i tylko siedze i przytakuje- i jednej i drugiej 😉 tez wam sie to zdarza? tylko raz spotkalam matke 3
A jeśli kogoś nie stać na nic lepszego?<br />Może i ten aspekt warto wziąć pod uwagę?<br />
Nie wiem, kim jesteś, bo nie raczyłeś się nawet podpisać, ale wiem, że nie umiesz czytać ze zrozumieniem. "Tylko idiota obrazi się za brak prezentu". Nie masz kasy? Odłożyć parę groszy na jedna porządną rzecz raz na dwa trzy lata to nie problem. Wiem, bo sama nie zarabiam kokosów. A jak ci się nie uda, nie dawaj nic. Tylko idiota… i tak dalej.
Twój blog, Twoja wolność i kultura wypowiedzi. A że nie zapialam z zachwytu nad wpisem…<br />A Twoja wiedza na temat moich umiejętności jest żadna. <br />A w kwestii tematu: dziecko nie ucierpi z powodu kilku niedostosowanych do wymagań rodziców zabawek.
Kultura wypowiedzi dostosowana do kultury komentującego. Nie zwykłam być przyjazna dla ludzi, którzy zaczepiają mnie i nawet się nie przedstawią. Mam prawo oceniać twoje umiejętności czytania ze zrozumieniem, skoro pod tekstem, gdzie jasno jest napisane, że nie jest ujmą przyjście bez prezentu, zadajesz takie pytanie. <br /><br />A w kwestii tematu: dziecko może nie, ale środowisko tak. I nerwy
W którym miejscu ten ktoś (kobieta chyba) był niekulturalny??
W tym, że się nie przedstawił [pomijam anonimy, które tuż po tej wymianie zdań zalały moją skrzynkę]. Nie jestem zwyczajna odpowiadać grzecznie ludziom, którzy przychodzą w torbie na głowie i usiłują się wymądrzać. Chociaż w sumie… w którym miejscu ja byłam niegrzeczna? Że zwróciłam uwagę, że się nie przedstawił i stawia mnie w krępującym położeniu, bo nie wiem nawet, czy piszę do kobiety czy
Ale przecież publikujesz anonimy – nad tym komentarzem, pod nim, wszędzie tu są. Ten akurat nie zgadzał się z tobą – nawet nie: dopytywał. Moim zdaniem zupełnie neutralnie, acz lakonicznie. I tak zupełnie serio: lepiej był było, gdyby podpisał się Anna Wirtemberska? Albo Sebastian Szambelan? W jaki sposób ujmowałoby to mu anonimowości czy dodawało kultury?
Publikuję te komentarze, które mi pasują. Jeśli ktoś się podpisze [a zauważ, że większość wysila się na podanie chociaż imienia, żebym miała ten komfort zwrócenia się personalnie, a nie w próżnię], publikuję również te, w których ktoś się ze mną nie zgadza, co zresztą widać po innych tekstach. O tym, że jestem źle usposobiona do komentarzy, w których autor nawet nie chciał zasugerować swojej płci
Miałam się już nie odzywać, gdyż i tak nie zostanie, to zapewne opublikowane, ale ciekawa jestem Twojej otwartości. <br />Fakt, nie podpisałam się. Jednak myślę, że nie to Cię tak rozjuszylo. ..<br />I jeszcze w kwestii tematu: czy ubogich członków rodziny też należałoby "wyprostować" ? Pamiętaj, że dla Ciebie to tanie autko z kiosku ruchu, a dla obdarowujacego to radość dawania.<
Fakt, napisałaś, że gówno ze mnie, nie matka 🙂 A skoro śledzisz dyskusję, to chyba zdążyłaś zauważyć, że kilka osób wypowiedziało się na ten temat jednoznacznie? Że nie jest wstydem nie przywieźć nic dziecku, a sam wydźwięk tekstu również nie pozostawia żadnych wątpliwości: jeśli już koniecznie chcesz coś kupić, kup kredki, farby albo czekoladę? To wiele lepszy niż samochodzik, który się zaraz
Twój blog, twoje – nomen omen – zabawki:) Bawi mnie po prostu czepianie się "anonimów" w internecie, szczególnie takich, które nie hejtują i wypowiadają się pełnymi zdaniami… Pozdrawiam:)
Jeśli przyjmiemy, że człowiek, który potrafi się wypowiadać całymi zdaniami, powinien mieć prawo głosu, to powinnam mojego syna do urny puścić na wybory 😉
Z ogólną myślą tekstu zgadzam się w 100%, ale nie wiem, czy bym szła aż w stwierdzenia typu "brzydota to nasza domena narodowa". Po prostu tak jest, że zewsząd (nie tylko w Polsce) zalewa nas morze taniości i badziewności, a społeczeństwa nastawione głównie na konsumpcję chłoną to jak gąbka. I widać to nie tylko w świecie dziecinnych zabawek i ubranek, ale i w świecie dorosłych (choćby
Zgadzam się, polskie bazary i budy z plastikami niczym nie różnią się od tych niemieckich, amerykańskich czy tureckich. I tu nie chodzi o to, że brzydota jest domeną europejską, amerykańską, azjatycką czy globalną. Chodzi o to, że to jest po prostu najtańsza i najprostsze w produkcji i ludzie to kupują. Ale kupują to tak samo Polacy, jak i Niemcy, czy w ogóle zalani plastikiem Amerykanie. Też
Gdyby chodziło o moje osobiste uogólnienie, pewnie bym się pokajała, ale niestety, moje uogólnienie wynika z rozmów z obcokrajowcami oraz kilkunastu artykułów w prasie, które pojawiły się w ostatnich miesiącach, czytam przeważnie na papierze, ale jeden z nich udało mi się znaleźć: http://polska.newsweek.pl/polska-pasteloza-czyli-dlaczego-w-polsce-jest-tak-brzydko-newsweek-pl,artykuly,286057,1.
NO WŁAŚNIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!<br />100% prawdy.<br />I serio niektóre zabawki są OBRZYDLIWE!
Nie jestem matką. Nie wiem czy mam prawo się wypowiedzieć. Ale jestem osobą dająca prezenty i w związku z tym…<br /><br />Nie kupuje tandety z bazaru,bo jej unikam. Skoro otaczam się ładnymi rzeczami,staram się ubierać,ale nie w śmieciówkach-sieciówkach-takimi też rzeczami obdarowuje bliskich. Także dzieci tych bliskich. I coś mnie trafia gdy słyszę: ależ nic nie trzeba,ale po co. Z takiej
Zgadzam się! Też bezdzietna i znam problem z drugiej strony. No i jest ten przesąd "że do dziecka nie idzie się z pustymi rękoma".
Generalnie się podpisuję bo wkurza mnie jak smyk dostaje kolejny komplet kaczek do kąpieli, kolejną badziewną maskotkę (sprawdzi jedynie czy po naciśnięciu brzuszka, łapki, noska nie gra czasem muzyczka i więcej do ręki nie weźmie) kolejne badziewie grające te same badziewne piosenki i to uruchamiającą się nawet przy skrzypnięciu podłogi.<br /><br />Ale z jedną rzeczą polemizowałam, tym Waszym (
Ale przecież we wszystkim najważniejszy jest zdrowy rozsądek! Kosmyk ma dwa zestawy Lego Duplo i dwa zestawy klocków drewnianych, jak będzie mało – dokupię albo Lego, albo drewniane, resztę klocków z innej parafii wyrzuciłam albo oddałam [jeśli nie były zepsute]. I styknie. <br /><br />Co do ubranek – nie ubieram Kosmyka w bluzki za 100 zł, czasem kupię mu coś droższego, na tak zwane wyjścia, ale
Ładne rzeczy nie muszą być drogie. Ja np. czasem kupuję małemu ubrania w hipermarketach. Raz na jakiś czas coś mi się spodoba i jeśli materiał jest przyjemny w dotyku, to biorę. I wracam po takich zakupach dwóch bluzeczek (każda za 9 zł) do domu, a tu czeka na mnie jakaś bluzka w psuedo moro od babci, która kupiła "bo była taka super wyprzedaż, że tylko za 20 zł". To nie o cenę chodzi.
U mnie póki co nie jest źle, ale Asia jest jeszcze za mała żeby dostawać tony badziewia. Natomiast mnóstwo osób dziwiło mi się kiedy jakieś 2 lata temu przy okazji remontu zrobiłam BARDZO GENERALNE PORZĄDKI i wyrzuciłam mnóstwo rzeczy, w tym około 400 książek, które wyniosłam do biblioteki, do domu dziecka, oddałam znajomym, albo zwyczajnie sprzedałam. I każdy mówił, że jak można książkę oddać.
Jeszcze odnośnie pluszaków mi coś przyszło do głowy. Sama bardzo przywiązuję się do rzeczy. Tak trochę chorobliwie, ale tak mam od małego. Jak się szklanka zbije, to płaczę. Jak samochodzik leży w kącie, to też wydaje mi się, że mu smutno i też potrafię łzę uronić… no tak jakoś mam i już. Emocjonalnie podchodzę do wszystkich rzeczy. Więc też nie wyobrażam sobie po prostu wyrzucać rzeczy, które
Hehe. Wydrukuję ten tekst mojej mamie. <br /><br />Nie kupiłam Marcinowi żadnego samochodu, a już i tak nie mieszczą się w pudle. Wszystkie naznosił od babci. Nie żeby moja mama tak chętnie ostatnio bywała w sklepach z zabawkami. To są zabawki mojego młodszego brata, który obecnie chodzi do gimnazjum! W związku z tym Marcin nie cieszył się każdym pojazdem osobno, tylko za każdym razem dostawał od
Za złotówkę? Fisher Price kosztuje ciut wiecej, a pasuje do opisu jak ulał! Pstrokate, brzydkie, infantylne. ..;)
A ja powiedziałam prosto z mostu że pluszaków ciuchów zabawek nie chcemy!!! Sami najlepiej wiemy co w danym momencie nasze dziecko potrzebuje i teraz dostaję pieniądze a my kupujemy to ciuszki to zabawki żadne badziewia bo mnie to raziło w oczy jak przyszli z kolejną porcja klocków jak wiedzieli że już mamy porządny zestaw z stolikiem… Tekst zajebisty!!!
Jestem tego samego zdania ! Swego czasu moja "teściowa" obdarowywała Nasze Maleństwo takimi pierdołami wrrrry,na szczęście mieszkamy od Niej baaardzo daleko i już tego nie robi 😀 Raz na jakiś czas pyta co konkretnego kupić,albo czy wolimy kasę,żeby coś sami kupić i to jest o wiele mądrzejsze ,moim skromny zdaniem :)<br />Uwielbiam tu zaglądać,chyba jestem uzależniona od Was <3
Ja myślę że największym problemem jest pokutujące w nas przekonanie, że "do dziecka nie wypada iść z pustymi rękami" Dlatego ludzi znoszą różne badziewie chińskie za parę złotych, bo na naprawdę piękne, ciekawe i nietuzinkowe rzeczy nas nie zawsze stac, nie zawsze też jest czas na poszukiwanie. Ja zupełnie bym była zadowolona gdyby nagle skończył się ten schiz "pustych rąk" i
Generalnie się zgadzam. Im mniej badziewia tym lepiej. Ja widzę problem nieco szerszy – w dawaniu prezentów innym osobom w ogóle – zazwyczaj kupuje się na szybko, by nie powiedzieć na odwal się, byle mieć z głowy i żeby jeszcze przyoszczędzić.<br />Nie ma się co oszukiwać, że ładne rzeczy jednak odpowiednio więcej zazwyczaj kosztują, więc w tym nasza głowa, by spróbować przekonać ludzi dokoła, że
W przeciągu prawie trzech lat życia Martynki jeszcze tego nie doświadczyłam. Raczej jeśli chodzi o prezenty, to większość się pyta, a kto nie pyta na szczęście w kioskach i sklepach typu wszystko po 2zł nie kupuje ;)) No, może czasem. Jednak na badziewne zabawki na razie narzekać nie mogę, mam nadzieję że nadal tak pozostanie ;))
Z pierdołkami radzę sobie szybko i skutecznie,jak tylko Lidka przestaje się tym bawić,czyli po kilku chwilach,lądują w koszu na śmieci. Za to nie daje rady maskotkom…najgorsze jest to,że ona je wciąż dostaje. Dżizas jak ja ich nienawidzę! Najgorsze jest to,że Lidzia tak się cieszy z każdej nowej przytulanki,że obdarowujący myśli,że trafił z prezentem w sedno. A ona się tym nigdy więcej nie
Popieram na 100% to co napisałaś o kolorowym badziewiu za zyla 🙂 Ale idąc na drugi biegun zastanawiam się, czy któraś z "parentingowych mam" odważy się szczerze wypowiedzieć nt. "pięknych" szaroburych bluzek w ważki czy inne muchy, albo szaro-czarnych sukienek do kostek. Ja rozumiem, że dalmatyńczyki na koszulce kupione w chińskim sklepie nie grzeszą urodą, ale te ważki też
Ej, tekturowe zabawki są akurat super! O ile są porządne, a nie tandeta z bazaru do sklejania 🙂 Nasz syn już prawie rok się bawi jednym zestawem tekturowego miasteczka. Co prawda zabawki były przeznaczone dla trochę starszych dzieci niż dwuletnie, więc niektóre pojazdy i mniejsze elementy już skończyły swój żywot (i z czystym sumieniem mogłam je wywalić do kosza), ale domki dalej robią za garaże
Tak, też wolę tekturę niż plastik, tym bardziej że tekturowy garaż, który mamy, w dalszym ciągu jest w rewelacyjnym stanie w przeciwienstwie do niektórych plastikowych śmieci 🙂 A co do sukienek – o gustach się nie dyskutuje, ale ja wolę wydać 100 zł na jedną porządną rzecz z ważkami niż złotówkę za koszulkę z małpą 🙂
Matko , w takim razie nie wstydzisz sie ubrań z aliexpress- przecież to chińskie podróby…….<br />co do ubrań z hand made- wydałam majątek na bluzke od znanej w świecie blogowym firmy i co.. po 2 dniach sie rozpruła.<br />Pozdrawiam mariola
Ale czego mam się wstydzić? Że ruszyłam głową i znalazłam taniej coś, co było za o wiele większą sumę wystawione w polskim sklepie, bo akurat nie było mnie stać na droższą rzecz? Że kupiłam tę rzecz sama, sama się na nią zdecydowałam i sama bez żalu wyrzucę lub sprzedam za złotówkę [bo spodenki akurat są rewelacyjne] i nie dostałam jej od nikogo w prezencie? Nie rozumiem… Tym bardziej, że piszę
o rety, jak ja to znam! moja rodzinka ma niestety tendencje to kupowania takich badziewnych rzeczy z badziewnych sklepów. Wolą wtedy dać dużo czegoś badziewnego niż mało "porządnego", np. tak jak pisałas klocki… nie kupią Lego, bo za 80 zl jest mały zestaw, a w sklepiku z badziewiem kupią wielki worek! Ale te klocki nawet się siebie nie trzymają, bo każdy z "innej parafii".
Mam ten sam problem z pewnymi członkami rodziny. Tryliard pierdół, pierdółek i innych dOOpereli. Z każdą najmniejszą wizytą. <br />Fajnie miło, że ktoś myśli o niej, że chce od serca etc. Ale STOP! <br />Ja staram się córkę wychowywać, uczyć ją poszanowania do wszystkiego co otrzymuje, żeby każdej drobnostce okazała wdzięczność i szacunek, ale jak mam ją tego uczyć, skoro ciągle 'ktoś' mi
jak ja to znam!<br />i łączę się w bólu
Jestem tego samego zdania!!! Aaaa i u nas jest NIE na pluszaki, które leżą w kącie i zbierają kurz.
I ja się podpisuję też. Moja rodzina (sorry rodzino! z obu stron) uważa że dziecko zawsze czeka na cokolwiek i z czegokolwiek się cieszy. Uważa ona że lepiej kupić dwadzieścia samochodzików w sklepie po cztery złote niż porządnego matchboxa. W wyniku tego dzieci moich sióstr mają tony popsutych połamanych zabawek, a moje dzieci do tej pory przechowują w pudłach na strychu swoje ulubione z
O tak! <br />Swięta racja!<br />Niestety wiele osób nie reaguje na to – "…proszę tylko żadnych maskotek, bo chłopcy już tyle tego mają!"<br />Odpowiedź jest przeważnie taka – "…ale takiej napewno jeszcze nie!" Ot, i przybywa następny klamor, który wzbudził radość jedną minutę….<br />Coraz częściej mam jednak odwagę powiedzieć obdarowującym, co na ten temat myślę i nawet
Gówniarka moja urodziła się dopiero dwa miesiące temu, a ja już wywaliłam tonę okropnych ubranek, bo niektórzy bliscy i dalecy myślą, że wielką radość mi sprawiają znosząc do domu ciuchy po swoich kilkuletnich pociechach. I tak dostawałam sprane rajstopy, ufajdane bodziaki (na pewno Ci się spierze) i właśnie te wspomniane przez Ciebie koszulki z dalmatyńczykami. Dopiero po piątym worze
Ja nie mam oporów przed wyrzucaniem takiego badziewia, ale mam w domu babcię męża, która grzebie w koszu (!) i potem słyszę "Moje dzieci nie miały się czym bawić, a wy wyrzucacie… "
W pełni się zgadzam! Mam dokładnie ten sam problem. Moje starsze dziecko dostaje tony prezentów – badziewia kupionego na jarmarkach, wyprzedażach, w supermarketach i chińskich sklepach. Części tych rzeczy pozbywamy się niemal od razu ale niestety część zostaje… Chyba muszę mieć więcej odwagi i od razu pozbywać się wszystkiego co brzydkie i nieprzydatne.Niestety prośby "nie kupujcie"
RĘKAMI, TFU!
O Jezu, podpisuję się obiema nogami.