O stanie błogosławionym i innych stanach

Jak się czujesz? Jak tam dziecko? Pewnie jesteś szczęśliwa?

No jasne. Każdy byłby szczęśliwy przez pierwsze miesiące rzygając, przez następne odrzucając na bok kolejne za małe ubrania, a potem leżąc plackiem, bo łożysko się przesuwa.
A tak na serio. Pamiętam jedną katechezę, przeprowadzoną jeszcze w podstawówce, na której katechetka żaliła się, że kobiety coraz częściej mówią o sobie „jestem w ciąży”. Pani katechetce wyrażenie „w ciąży” kojarzyło się z jakimś niemiłym ciężarem, z czymś trudnym do zniesienia. Sugerowała nam raczej nazywanie ciężarnych mianem „noszących dziecko pod sercem” lub „będących w stanie błogosławionym”.
Otóż: nie czuję się w stanie błogosławionym. Nie czuję żadnej łaski, która miałaby na mnie spłynąć z dniem poczęcia i która pomogłaby mi przetrwać tygodniowe zaparcia, krwawienie, wieczny niezaspokojony głód, sikanie co pół godziny [co pół godziny, naprawdę!], zmiany nastrojów, bezsenność [spróbujcie nie spać na brzuchu, gdy całe życie spaliście na brzuchu] i coraz większe zmęczenie przy pokonywaniu coraz mniejszych odległości.
Mało tego: ja wręcz nie chcę żeby ten stan – w którym co setna osoba jest w stanie ruszyć dupsko i ustąpić miejsca kobiecie z brzuszkiem; w którym trzeba zakląć i zagrozić obsikaniem, żeby ktoś przepuścił w kolejce; którego ty sama dobrze nie rozumiesz, a lekarzowi za mało płacą w NFZ, żeby ci to dokładnie wyjaśnił – był błogosławiony. Może kiedyś był. Teraz ja tego po prostu nie czuję.
Nie, zdecydowanie nie czuję się w stanie błogosławionym. Moja prywatna niechęć do tego słowa może się wiązać z tym, że wmawiająca nam je katechetka starała się nas również przekonać do tego, że tampony to wynalazek diabła, a szare mydło to jedyny kosmetyk dobrze służący naszemu ciału.
W jakim stanie w takim razie jestem? W jak najzupełniej normalnym i nie wyobrażam sobie, żebym mogła być teraz w jakimś innym. A każde dwudziestominutowe stanie w kolejce umila mi stuku puku w brzuchu, do którego nic mnie zniechęci.
Konkluzja ostatnia: coraz częściej zamiast czuć się kobietą uduchowioną ciążą, czuję się jak zwykły, prosty ssak 🙂

Zdjęcie: STĄD

Joanna Jaskółka

Joanna Jaskółka – w Sieci znana jako MatkaTylkoJedna – od dziesięciu lat przybliża życie na wsi i pisze o neuroróżnorodnym rodzicielstwie w duchu bliskości. Autorka książki „Bliżej”.

Wspieraj na Partronite.pl

Możesz wesprzeć moją pracę, dołączając do moich patronek.

Spodobał Ci się mój artykuł?

Możesz wesprzeć moją pracę
i postawić mi wirtualną kawę.

Może Cię też zainteresować...

Rzuciliśmy szkołę! (2)

Tydzień na edukacji domowej – jak zorganizowałam chłopcom naukę?

Rzuciliśmy szkołę!

Rzucamy szkołę i przenosimy się do Szkoły w Chmurze [podkast]

DSC_2519

Ciekawostki o kurach, z których pewnie nie zdawałaś sobie sprawy

0 0 votes
Ocena artykułu
5 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
limonka
11 lat temu

Love love love love love! <3

Emilia
12 lat temu

Mam takie samo zdanie na temat &quot;stanu blogoslawionego&quot;. Uwazam ze to stanowczo przereklamowane. Jasne, fajnie ze ma sie urodzic dziecko, ale to co trzeba przezyc zanim sie wypcha na swiat, wydaje mi sie koszmarem.<br />Ale jak to mowia harcerze: zesraj sie a nie daj sie.

Anonymous
Anonymous
12 lat temu

Przypomina mi się Bridget Jones, dla której kobieta w ciąży to skrzyżowanie inkubatora z mleczarnią ;-)<br /><br />To ile jeszcze tej słodkiej męki? Trzymajcie się ciepło, wszyscy troje :-)*<br /><br />—Wer.

Anonymous
Anonymous
12 lat temu

Z lekcji naszej Pani Katechetki (prowadziła Wychowanie Do Życia W Rodzinie) pamiętam tylko tyle, że tampony są złe, bo kobiety zapominają później ich wyjąć. Cóż…

Mike
12 lat temu

po pierwsze ze względu na brak komputera dopiero ogarnąłem, że jesteś w stanie &quot;błogosławionym&quot;:]<br /><br />Po drugie to gratulacje!<br /><br />Po trzecie (i nie odbierz tego ofensywnie w sensie no offence itd.), ale dawno się tak nie ubawiłem jak coś czytałem w sieci:D <br />Masa miłości! &lt;3