Internet żyje tą sprawą od jakiegoś czasu. Chore dziecko, które może jeszcze żyje, może już nie i przepychanka rodziców ze szpitalem. Szpital za decyzją sądu i przy proteście rodziców odpiął dziecko od respiratora, dziecko miało umrzeć, wciąż jednak żyje. Na tyle, na ile pozwala nie pracujący mózg. Rodzice szaleją, bo któż by nie szalał w takiej sytuacji. Włoski rząd proponuje przejęcie Alfiego, brytyjski szpital się nie zgadza. Nic dziwnego, że rozpala nasze emocje.
Każda trudna sprawa rozpala nasze emocje. A to wyjątkowo trudna sprawa, bo wkracza w obszary etyki. Czy pozwolenie dziecku żyć to skazanie go na cierpienie, przecież nie ma szans, że ozdrowieje, jest w stanie wegetatywnym. Co jest bardziej humanitarne – pozwolenie dziecku żyć w takim stanie, czy umrzeć i zaznać spokoju. Co będzie lepsze? Co będzie ludzkie? Czy będzie mu lepiej żyć i cierpieć, czy umrzeć i nie cierpieć? Co jest słuszne?
Obserwuję emocje i dyskusję wokół tematu. Tysiące, setki tysięcy ludzi chcą ratować dziecko z Anglii, na moich Wiejskich Matkach dyskusja na ten temat przekroczyła już pół tysiąca komentarzy i wciąż trwa. Wszyscy, jak jeden mąż chcą ratować dziecko z angielskiego szpitala, tacy dobrzy i kochani, wspierający, Beata Szydło będzie rozmawiać z premierem, w Toruniu zbierają się na protest, Rutkowski szykuje działa, prezydent zapowiedział pomoc. Każdy taki dobry i uczynny, gotowy zabić ostrym komentarzem, każdego, kto twierdzi, że trzeba dać dziecku umrzeć bądź żyć.
Rzygać mi się chce, kiedy to patrzę. Beata chyba przelała czarę. I mam tylko nadzieję, że chęć niesienia pomocy wyraziła z dobrego serca lub bezmyślności, a nie z czystego populizmu.
Setki tysięcy osób i najważniejsze postacie w kraju chcą decydować i mieć wpływ na życie małego dziecka, tymczasem w naszych osobistych szpitalach człowiek umiera w ośmioosobowej sali, a krzyki rozpaczającej rodziny słyszą inni chorzy leżący tuż obok. W naszych osobistych szpitalach matka karmiąca dostaje po porodzie pajdę chleba z pasztetową, a standardy okołoporodowe są wciąż łamane. Skrzykujemy się, podpisujemy petycje, wykorzystujemy nasz czas i energię na wielogodzinne dyskusje, a w tym samym czasie pod naszymi nosami, nie mniej przerażająco, nie mniej boleśnie bliska jest śmierci masa dzieci. Dzieci, takich jak nasze. Nie wstyd wam? Nie wstyd wam, ja się pytam?
MAMY W POLSCE KILKA TYSIĘCY TAKICH DZIECI
Sprawa z Alfiem opanowała internet, roztrząsając, co będzie najlepsze dla obcej rodziny i obcego dziecka, zdążyliśmy się już zwyzywać, obrazić, wściec i stracić masę czasu. I może zabrzmi to brutalnie, ale temu dziecku w tym momencie nic nie pomoże. Ani śmierć, ani przeżycie. Każde sprawi, że będzie cierpiał, to jedna z tych okropnych, wyciskających łzy historii, w których każde rozwiązanie jest moralnie niejednoznaczne, a decyzja w niewielkim stopniu zależy od nas. Nie mamy ani pełnej dokumentacji medycznej, nie wiemy nic, ponad to, co jest powtarzane przez media, nie wiemy nawet, co szpital włoski temu dziecku oferuje, nie znamy nazwy choroby, mamy garstkę informacji tak naprawdę! I zero przyzwoitości, żeby nie wpierdzielać się z naszymi emocjami w życie tej biednej rodziny.
I może dlatego tak chętnie się wypowiadamy i mamy tak jasne opinie na temat tego, jak powinno być. Bo co za różnica, to ani nasze dziecko, ani nasz kraj. A przepraszam, nasz kraj też chce ratować Alfiego i do jasnej cholery, może zaraz się z Włochami pobijemy, kto pierwszy weźmie dziecko do siebie? Jacy my jesteśmy chętni nieść pomoc, komuś, komu ciężko jest pomóc i jaka nam cieknie spod pach lepka hipokryzja, gdy spędzamy na dyskusji o tym biednym dziecku kilka godzin, a w tym samym czasie, tuż pod naszymi nosami szansę na przeżycie ma coraz mniej dzieci.
Dzieci, które mogą być wyleczone, ale nie stoi za nimi ani dziwna choroba neurologiczna, ani szum prasowy, ani etyczne dwuznaczności. Te dzieci po prostu cicho umierają i większość osób zaangażowanych w rozpatrywanie przypadku Elfiego, dziecka zza morza, ma ich w dupie.
W dupie ma Mikołaja, który zbiera na przeszczep komórek macierzystych, bo umiera na wirusa mózgu. Na jego nieszczęście nie jest malutkim dzieckiem trzymanym pod respiratorem, o którego walczą dwa szpitale i jeszcze rodzice w sądzie. [klikając w zdjęcie, przejdziesz do strony, gdzie możesz wpłacić datek]
Mają w dupie Antosia, którego choroba jest bardzo ciężka, ale nieszczęśliwie – przeżyje. Tak, ma szansę przeżyć, ma szansę nawet żyć bez wózka, ale to za mało szokujące. [klikając w zdjęcie, przejdziesz do strony, gdzie możesz wpłacić datek]
Ma w głębokim poważaniu Dorotę, bo niby i złośliwy i najgorszy rak piersi, ale syn ma już cztery lata, nie jest jakiś mały, poradzi sobie bez matki, nie? [klikając w zdjęcie, przejdziesz do strony, gdzie możesz wpłacić datek]
W wieku Alfiego jest Piotruś. Ze zwykłym guzem w brzuchu. Ma za sobą osiem cykli chemioterapii, poważną operację, megachemię, autoprzeszczep. Czeka na radioterapię i ostatni etap walki ze złośliwym nowotworem – immunoterapię, która jest nierefundowana. Oczywiście, w tej sprawie nie ma protestów, bo Piotruś ma szansę na przeżycie. Jego przypadek nie jest etycznie nierozwiązywalny. Jeśli nie będzie leczony, zwyczajnie umrze, bez szumu i walki szpitali. [klikając w zdjęcie, przejdziesz do strony, gdzie możesz wpłacić datek]
I kiedy czytam o tym, jak wiele osób ma swoje zdanie w kwestii tragicznej historii malucha, której co prawda ogromnie współczuję i nie wyobrażam sobie bólu, jaki ich dotknął, ale mam ochotę zapytać, jak śmiecie? Jak śmiecie rozważać, co powinni zrobić z tym dzieckiem, jak śmiecie walczyć o to dziecko, dla którego tak ciężko o ratunek, ale które ma swoich prawników, rodziców, swój cały kraj i drugi, który o niego walczy, gdy w tym samym czasie, tutaj, zaraz obok, setki dzieci i ich rodziców walczy o przeżycie i żebrze o parę groszy pokazując równie tragiczne i bulwersujące obrazki cierpienia i bólu? Gdzie te wasze datki, gdzie wasze petycje, gdzie te protesty, gdzie Beata, gdzie pan, panie Prezydencie? Gdzie wy ludzie jesteście?
No, gdzie?
PS.
Panie prezydencie. Pani Szydło. A jak już skończą państwo walczyć o Alfiego, to może chociaż dwa złote dla któregoś dziecka? Tego gorszego, z Polski. Bez mediów, bez rozgłosu, z nikłymi szansami na przeżycie, bo uzależnionymi wyłącznie od tego, czy ktoś zechce znaleźć na tyle kontrowersyjny przypadek, by toczyć o nim dyskusje w internecie i rozdmuchać sprawę. No? Halo? Bo przecież to nie pod publiczkę, żeby nas lubiła, że tak bardzo chcemy ratować dziecko, tacy jesteśmy empatyczni?
Yhy. Idźcie do pierwszego lepszego szpitala. Hospicjum. Domu z chorym dzieckiem. Tam powinniście być. Tu powinniście być. O tutaj, o: Siepomaga.pl. Wejdźcie i posiedźcie kilka minut. Znajdziecie tam równie wielkie, ale mniej medialne tragedie.
Bardzo będzie mi miło, jeśli, żeby dostawać informację o nowych wpisach, zainstalujesz sobie aplikację na telefon, gdzie będziesz mogła w każdej chwili spojrzeć, czy nie pojawiają się jakieś nowe wpisy: Tu wersja na Android, a tu na IOS.