Są pytania pewniaki. Takie, które wiadomo, że się pojawią. Moim pytaniem pewniakiem, które zadają praktycznie wszyscy, to to, czy brakuje mi na wsi czegoś, co miałam w mieście. No i zawsze mam problem z odpowiedzią, bo wiadomo, że w naszym lesie nie jeżdżą tramwaje ani autobusy, nikt mi chodnika nie odśnieża, wszędzie jest daleko i nie ma do kogo czasem gęby otworzyć – taka oczywistość. Ale lubię na przykład wymieniać rzeczy, bez których można przeżyć na wsi. I wszędzie w sumie.
Suszarka do włosów
Nie miałam jej już w Warszawie, bo działa ona zabójczo na moje tragicznie przesuszone włosy. Jakoś obywałam się bez niej, a że mam włosy podatne na modelowanie, histeria związana z fryzurą uformowaną przez poduszkę jakoś mnie nigdy nie dotyczyła. Włosy myję wieczorem, a do czasu, aż zasnę, zdążą wyschnąć przynajmniej w połowie. Przez pewien czas miałam problem z Kosmykiem, który u babci przyzwyczaił się do suszarki i gdy wreszcie zamieszkaliśmy u siebie, kilka razy po myciu odczuwał dyskomfort, ale jakoś się przyzwyczaił, a teraz, gdy ściął włosy, to już w ogóle nie ma problemu. Choć nie wykluczam, że gdy zapuści znów loki, nie kupię jakiejś fajnej suszary. Kiedyś. Teraz mi nie potrzebna.
Mikrofalówka
Choć udowodniono, że działanie mikrofalówek ani nie wpływa na jedzenie, ani na nasze zdrowie [klik], jakoś nauczyłam się funkcjonować bez tego sprzętu. Obiady zwykle sobie planuję wcześniej i mam czas rozmrozić mięso lub jakiś gulasz bez pomocy tego urządzenia. Nawet przez moment myślałam, czy sobie nie kupić, ale po wyobrażeniu sobie różnych eksperymentów, jakie mógłby zrobić z nią Kosmyk, to sobie darowałam. Puste miejsce zachowałam na…
Ekspres do kawy
Już kilka razy miałam w koszyku jeden czy drugi, ale zawsze rezygnowałam, bo… nie wiem czemu. Przecież jeszcze kilka lat temu o nim marzyłam! Może po prostu smak rozpuszczalnej albo zapach tej parzonej w kawiarce zaczął mi odpowiadać? I luz. Ta w kawiarce ma jeszcze taki plus, że szybko mogę ją zaparzyć i narobić zapachu świeżej kawy w domu [na wypadek niespodziewanych gości]. Kiedyś sobie kupię, ale brak ekspresu totalnie mi nie przeszkadza.
Waga
Nie staję na wadze, bo mnie pogrubia i to chyba tyle na ten temat. Nawet nie zamierzam wydawać pieniędzy na kupno swojej własnej. Od piętnastego roku życia moje kontakty z wagą ograniczały się do ważenia w czasie ciąży [i to tylko do siódmego miesiąca, bo potem zamykałam oczy]. Nie mam zielonego pojęcia, ile ważę, a jeśli spodnie zaczynają cisnąć mnie w boczki, to znak, że powinnam wprowadzić dietę MŻ. I to jest mój sposób na pełnię szczęścia.
Parasol
Nie używam, nie noszę, nie płaczę, gdy deszcz mnie dopadnie, a ja go nie mam pod ręką. Ostatnio nawet chłopak mojej siostry podarował nam dwa eleganckie parasole, ale używam ich wyłącznie do odprowadzania Kosmyka do busiku i służą wyłącznie do ochrony dzieci. Sama nie znoszę trzymać w rękach czegoś innego niż torebka. A jeśli spadnie deszcz? To zmoknę. A jak zmoknę? To wyschnę 🙂
Macie jakieś przedmioty/rzeczy, które uważacie za zbędne i w ogóle z nich korzystacie? Piszcie!
[Mi, jak widać na zdjęciu, czasem brakuje świętego spokoju, ale z tym nie poradzi sobie nawet mój syn, więc sprawa z góry przegrana -> tutaj. Zerkajcie na instagram -> tutaj, ostatnio coraz więcej zdjęć dodaję, bo fb robi sobie żarty :)]
Piękne zdjęcie 😉
Pierwsze co pomyślałam to zdolna matka polka 😉
Pozdrawiam i życzę miłego weekendu…
wiecznie zapracowana siostra
no ale z ekspresem do kawy przesadziłaś. Wszystko rozumiem, bez wszystkiego da się żyć, a właściwie nie odczuwam braku żadnego z tych przedmiotów. Ale bez ekspresu jestem zwyczajnie nieszczęśliwa. Co prawda kawiarka też jest ok, ale nie tak idealna jak ekspres. Na szczęście to wydatek na lata (nasz ma już 5 i działa wciąż idealnie), żeby tylko tyle miejsca w kuchni nie zajmował…
również mam tragicznie przesuszone włosy – rozjaśniane ale właśnie po wysuszeniu suszarką wyglądają super, są gładkie i błyszczące, ale mam suszarkę z jonizacją 😀 nie znoszę jak włosy schną mi same, są wtedy przyklapnięte i każdy wywija się w swoją stronę :/
no i potrafię się obyć bez nawilżacza powietrza i to do tego stopnia, że przydałby mi się wręcz osuszacz 😉
Mój największy błąd: nawilżacz powietrza xD taki och ach, w kształcie kuli, ładnie świeci i w ogóle cudo, ale generalnie nasz pokój jest pokojem narożnym, a więc narażonym na ataki pleśni niestety przy zbyt wysokiej wilgoci – stąd mój prezent urodzinowy (TAK) leży bezczynnie w pudełku 🙁 a nabyliśmy go ze względu na bardzo suche, kaloryferowe powietrze zimą. Dopóki jednak w ruch nie pójdzie pędzel z antypleśniową farbą, to nic z tego D:
Mam mikrofalówkę, ekspres i wagę i uważam to za całkowicie zbędne w moim domu przedmioty. W sumie przedświąteczne porządki to dobry czas by się ich pozbyć i zdobyć nieco miejsca 🙂
Suszary i parasola też nie używam, więc u mnie 5/5. 🙂
Mieszkam w mieście i z powodzeniem także obywam się bez tych przedmiotów. No dobra po suszarę czasami sięgam, jak chcę moje i tak średni podatne na jakiekolwiek fryzjerskie rytuały włosy, jakoś spacyfikować. Mikrofalówka to dla mnie coś, co psuje jedzenie, zwyczajnie nie znoszę tego sprzętu. W domu mamy dwa parasole, taki mały, w sam raz do torebki, który zawsze się gubi w czelusciach przedpokoju, jak akurat jest potrzebny oraz taki duży, piękny i tęczowy, który zakupiłam mając romantyczną wizję spacerów pod nim z moim małżonkiem, ale i okazji nie ma do takiego spacerowania, a ten dziad parasol, to zwyczajnie nieporęczny. Waga w domu jest, ale najczęściej korzysta z niej mój mąż. Ja też wolę moje walory i krągłości monitorować metodą: mieszczę się lub nie 😉 A na porządny ekspres do kawy w naszej tyci kuchni zwyczajnie nie ma miejsca, a mi i tak najbardziej smakuje kawa ze kawiarki.
Parasol, prostownica do wlosow, suszarka na pranie, toster. Nie mam, nie uzywam.
W przypadku spaceru z wózkiem i psem (i biegającą dwójką dzieci) parasol jest jak najbardziej nieodpowiednim gadżetem. Mikrofalę uwielbiam, bo szybko mleko w kubku podgrzewa i czasem coś odmrozi, ale obiadu w niej nie ugotuję. Suszarki nie używam, kawy nawet nie lubię, a wagi trochę się boję… Mam, ale omijam z daleka. Ja jeszcze daję radę obywać sie bez żelazka, bo naprawdę ładnie pranie wiatr wytrzepie 😉
4/5 tak samo! Jedynie ekspres uwielbiam 🙂 Mikrofalówki nigdy nie miałam i nie widzę sensu w jej posiadaniu, wagi też nie mam – wystarczy mi jak się zważę raz na jakiś czas u rodziców. Suszarkę mam, ale jej nie używam – nie cierpię suszyć włosów. Podobnie z parasolkami – w dodatku odczuwam przed nimi awersję i może… lęk? Zwłaszcza jak ktoś idzie obok mnie z parasolką – mam wrażenie, że mi zaraz oko wydłubie 😛
Taaak… ja też coś mam z tym lękiem, to faktycznie czasem przeraża 😀
Mikrofala – brak, ekspres-brak, bez wagi też bym się obyła, ale jest i leży, parasol się przydaje ostatnio jedynie gdy z Hanką w chuście na spacer wybywamy. Ciężko mi powiedzieć tak na szybko czego nie używam, co uważam za zbędne, czego nie mam – może te wszystkie lokówki do włosów, różnie super sprzęty do kuchni, tostery no i akcesoria dzieciowe typu pudełka/podgrzewacze na chusteczki lub butelki. Mam za to przedmiot, z którego żałuję że korzystam tak rzadko – wyciskarka do soków, ale jakoś za dużo burdlu i śmieci, a przyjemności kilka chwil 😉
Toster to akurat lubię, bo szybko mogę w nim podgrzać kromki ziarnistego chleba i Kosmyk pałaszuje grzanki z miodem albo dżemem, ale w sumie mogłabym równie dobrze podgrzać to na patelni 🙂 Co do reszty – zgoda, ani lokówek, ani podgrzewaczy [Adaś nie chce pić z butelki o.O], jedynie mój multicooker robi mi za piąty garnek 😀
Wiesz, że kiedyś myślałam and tym multicookerem, by się pozbyć garów z kuchni, ale niestety mam chopa garów fetyszystę, który ostatnio nakupić w cholerę ikeowskich, więc już miejsca na multicooker już brak 😉
Aaa co do Adasia – spoko, niewiele cię omija, pamiętasz z Kosmykowych czasów te szorowania, te szczoty, te smoczki wszędzie walające się? 😉 ja już marzę o czasie niekapków, ale panna ma je centralnie gdzieś
O taaak! Parasol to dla mnie też jest zbędny gadżet 🙂 Uwielbiam deszcz i nie przeszkadza mi gdy moknę. Ale bez mikrofalówki chyba bym nie potrafiła się obyć 🙂