... a raczej bardziej marzenie, niż plan. Bo mimo że dom prawie gotowy [zerknijcie na instagram po prawej], to jeszcze sporo rzeczy wymaga dopracowania, ulepszenia, domontowania, a przede wszystkim posprzątania. Kiedy mówię na głos o tym, że jeszcze w tym roku chcę założyć ogród warzywny, wszyscy patrzą się na mnie z wypisanym na twarzy "NIE DASZ RADY". Może nie dam. Ale spróbuję. Stworzyłam już nawet plan ogrodu warzywnego...
Ogród warzywny marzył mi się już od jakiegoś czasu, Wizja własnych warzyw, owoców była niezwykle kusząca 🙂 Kiedy zaczynałam wyobrażać sobie, jakie chcę mieć warzywa, to zakładałam jednak, że w styczniu już będę rozpakowana i urządzona w nowym starym domku, a że wszystko się przeciągnęło, to musiałam przenieść plany szklarni i budki ogrodnika na rok następny.
Na szczęście zimę w tym roku mamy, jaką mamy, dziś dopiero chwycił ziemię delikatny mróz - może więc, korzystając z łaskawej aury, spróbuję wyhodować pomidory i ogórki bez szklarni? Najwyżej nie wzejdą, ale spróbować warto!
Fajne jest to, że do dyspozycji mamy sporo ziemi [widać ją oraz dwa dzierżawione pola na filmiku - tutaj]. Nie muszę się więc na razie ograniczać tym, że przyszłoroczny płodozmian będzie mi kolidował z oddziaływaniem na siebie roślin. Najwyżej poszerzę ogródek. A powiem wam, że dopasowanie do siebie roślin tak, żeby wzajemnie na siebie negatywnie nie oddziaływały, a jednocześnie łatwo można by w przyszłym roku pozmieniać ich miejsce było zadaniem ponad siły dla logistycznego laika 😀 [zerknijcie tutaj i tutaj].
Cały mój plan przyszłego ogrodu [baaaaaaaaardzo idealistyczny, zobaczymy, ile roślin wykiełkuje mi w inspektach] przygotowałam razem z Kosmykiem. Mógł malować grządki i podawał propozycje warzyw, jakie chcemy wyhodować. Muszę wam powiedzieć, że mniejsza o moją przyjemność z wekowania własnych warzyw... To, jak mój syn lubi podlewać i babrać się w ziemi, jest w stanie mi wynagrodzić nawet brak wyrośniętych roślin 😀 Ale też fajną zabawą jest samo myślenie, malowanie, projektowanie własnego ogrodu. Że też na to wcześniej nie wpadłam!
Tak, wiem, że zaraz odezwą się specjaliści, którzy powiedzą mi, że druga grządka pomidorów nie powinna być przy rzodkiewkach [druga grządka pomidorów to pomysł Kosmyka :D] albo że por i czosnek to średnie towarzystwo, ale cóż - wszystko się jeszcze może zmienić pięć razy, bo zbyt dużo rzeczy zależy od wolnych dni Chłopa, mojego prawa jazdy oraz chęci chłopaków ze wsi do zarobienia paru groszy i pomocy przy kopaniu ziemi [przecież sama z brzuchem kopać tego nie będę :D].
Ale wiecie co... na samą myśl o kupowaniu wszystkich pomocy ogrodniczych - szlauchów, łopat, grabi, wiader i tym podobnych, aż mi ciarki szczęścia przelatują po plecach. Jaram się tą myślą bardziej niż snuciem marzeń o nowej kanapie. Trochę dziwne, nie? 😀