To zdanie czytam w większości maili. Nie wiem, czy to kwestia ankiety [ponad dwa tysiące wypowiedzi!] czy może jakiejś zmowy mailowej i napływu wiadomości od serca – to na pewno miało wpływ, bo nawet jeśli pada w co trzeciej wiadomości, to nagłe wzmożenie ich robi wrażenie tłoku. I przychodzi ci wtedy, człowieku, do głowy, że wszyscy myślą to, co myślą. I że każdy tak ma.
„Uwielbiam cię, ale nie zawsze się z tobą zgadzam”
„Choć bardzo cię lubię, to nie zawsze się z tobą zgadzam”
„Droga matko, nie zawsze się z tobą zgadzam, ale twój blog uratował moje relacje z dzieckiem…”
„Nie zawsze się z tobą zgadzam, ale tu masz rację”
I tak, kurde, w co trzeciej, jeśli nie częściej, wiadomości. I właśnie przez to, że takie odpowiedzi pojawiały się równie często w ankiecie, zaczęłam się zastanawiać.
Skąd w nas takie poczucie, że musimy się z każdym zgadzać? Czy wy też tak rozmawiacie normalnie, z ludźmi? „Hej, nie zawsze się z tobą zgadzam, ale fajnie cię widzieć”, „Nie zawsze się z tobą zgadzam, kochanie, ale obiad zrobiłeś znakomity”, Nie zawsze się z tobą zgadzam, mamo, ale dzwonię, żeby pogadać”.
Nie? To skąd w nas ta potrzeba podkreślenia, że się z kimś nie zgadzamy? Kompleksy? Bo musimy pokazać, że jednak mamy swój rozum? Próba uwypuklenia, że jesteśmy niezależni? A może jakaś taka pokrętna logika, że mimo że uważam cię za głąba, co już napisałam, to jednak udało ci się zrobić coś dobrego? Traktować to jako komplement, czy może jako krytykę? Cholera wie. Rozkminiam to od dawna i chyba nastał czas, żeby dopytać – ciebie.
I tak sobie myślę, że może to jakiś rykoszet tych tekstów o niechwaleniu? Może ja coś źle napisałam i ty tak mówisz też do dzieci? Żeby pochwalić, ale nie chwalić za bardzo? Żeby, se, kurde nie myślała, że jest taka wspaniała? Na przykład „Bardzo ładny rysunek, skarbie, ale nie zgadzam się z twoją wizją koparki i domek narysowałeś zupełnie źle”? Proszę, powiedz, że nie. Bo będę musiała jeszcze raz o tym pisać! To jest chyba jeszcze gorsze od chwalenia i już lepiej powiedzieć, że ładny, ładny 😀
Problem w tym, że taka komunikacja, już na samym początku naszego przekazu, powoduje, że odbiorca nastawia się mimowolnie negatywnie. To jest tak, jak z mówieniem do dziecka „Nie”. Kiedy dziecko słyszy „nie”, od razu się buntuje [pisałam o tym tutaj]. Ale dorośli mają tak samo – komunikat „nie” jest nieprzyjemny i burzy całą konwersację, nawet mailową. Zabiera w sumie cały przekaz. Co z tego, że opisujesz mi swój problem i prosisz o pomoc, jeśli ja już na początku widzę, że tak bardzo podkreślasz, jak się ze mną nie zgadzasz, że nie wiem, czy w ogóle to, co napiszę, dojdzie do ciebie, bo przecież się nie zgadzasz. Mam marnować swój czas? No nie wiem. Przeważnie podejmuję ryzyko 🙂
Największy sekret popularnej blogerki
Podejmuję je, bo wiem, że większość z nas jest trochę „zepsuta” powszechnym wychowaniem i wiarą, że krytyka pomaga. Że człowiek nie może być zbyt pewny siebie i zbyt mocno chwalony. Podobno są jakieś granice w chwaleniu, można mniej lub bardziej. Ja zamiast chwalić, zdecydowałam się doceniać [tu i tu], więc może trochę o tym zapomniałam, że to tak powszechne myślenie. Ale powiem ci pewien sekret i myślę, że możesz go przekazać dalej. Niech stracę:
Decydując się na prowadzenie bloga, zakładałam, że nie wszyscy się będą ze mną zgadzać. Serio.
Naprawdę!
Blog rośnie, zasięgi na fejsie oscylują w przedziale 200-500 tysięcy. Zasięg bloga to sto tysięcy. Ja na blogu dzielę się moimi opiniami i mogę to robić. Mogę cię przekonywać do swojego zdania, bo taka jest idea bloga. Ale powiem ci, że bardziej od faktu, że ktoś się ze mną nie zgadza [co jest normalne przy tak dużej publiczności], szokuje mnie fakt, że wśród tego tłumu znalazłam tyle fantastycznych dziewczyn, które mnie popierają i wychowują dzieci w tych samych wartościach, jakie ja wyznaję! A już szaleństwa dostaję, kiedy piszą mi dziewczyny, że dzięki moim radom ich relacje z dziećmi się poprawiły! To jest dla mnie informacja godna uwagi, to jest dla mnie coś, co motywuje i uskrzydla. I tak – wiadomość od dziewczyny, że jej życie z dzieckiem stało się dzięki mnie lepsze lub że jestem wieczornym oddechem i rozrywką innej stawiam na samej górze doceniających opinii i żadne inne słodkości tej radości nie zmażą 🙂
A to, że część z nich różni się ode mnie w jakichś tam drobnych i nieznaczących kwestiach? Pfff… ja nie jestem w stanie znaleźć wspólnego zdania z Chłopem czasami, a z z nim mieszkam i nie widuję wirtualnie [chyba że wyjedzie na poligon].
Wyjątkiem stanowią maile i komentarze traktujące o wszelkim biciu, krzywdzeniu, szantażowaniu, manipulowaniu, wywieraniu złego wpływu na dzieci. Tu staram się ingerować, bo jak miałabym to pochwalać? Idea bloga jest taka, jaka jest i byłabym hipokrytką, gdybym po tylu tekstach biła pokłony mamie opisującej jak to za cukierka jej dziecko zjada obiad lub jak jej trzydniowy noworodek sam się nauczył spać w łóżeczku – z dnia na dzień! Ale ty możesz z moją ingerencją zrobić, co chcesz. Możesz z nią polemizować [jeśli masz czas], możesz zwyczajnie ją przyjąć i starać się rozważyć lub żyć z faktem, że jakaś blogerka uważa, że nie robisz dobrze i sobie iść zaznać spokoju.
Myślę, że odejście od systemu pochwał bardzo mi pomogło uporać się z nadmiarem pochwał od czytelników i z rzadkimi [to dla mnie kolejny szok!] negatywnymi komentarzami. Wyłuskuję z nich to, co mi potrzebne do dalszego rozwoju – może coś napisałam nie do końca jasno, może nie wyraziłam się odpowiednio, może, jeśli kolejna osoba pisze mi, że lubi takie to a takie teksty, powinnam częściej takie publikować? Każda taka informacja jest dla mnie ważna i zazwyczaj staram się pewne rzeczy od razu wyjaśniać w komentarzach. Może z pośpiechu, może z niewielkiej możliwości wczucia się w intencję komentującego, a może ze zwyczajnego przeczulenia komentującego na swoim punkcie, czasami taki komentarz zostaje odebrany jako atak. I to jest już problem, bo zmiana takiego myślenia jest trudna. Robię, co mogę. Uczę się. Czasem stukam się w głowę, jak można odebrać jako atak zwyczajny fakt odpowiedzenia w neutralnym tonie [bo jak można atakując nie brać pod uwagę tego, że ktoś się będzie bronił?]. Ale fakt jest faktem – jesteśmy różni i nie zawsze musimy się ze sobą zgadzać. Decyzję o tym, co robić, gdy ktoś się z nami nie zgodzi oraz konsekwencje z tym związane, zostawiam tobie.
Tak, różnimy się. Mamy różne poglądy. To normalne i nie trzeba tego aż tak bardzo podkreślać. Nie musisz się ze mną we wszystkim zgadzać, myślę, że to by było nawet dla mnie niebezpieczne 🙂 Patrząc się na kogoś, widzę zupełnie odmiennego ode mnie człowieka, który być może zmierza w tę samą stronę, ale w zupełnie innych butach. I fajnie by było iść tą drogą razem, nie ukrywam, że wolę towarzystwo. Ale nie każę ci nosić moich butów, bo masz zupełnie inną nogę niż ja. Prawda?
Szczerze się nad tym zastanowiłam i jak dla mnie nie jest to jakaś obsesja konieczności zgadzania się, a raczej efekt uboczny tego, że ankieta jest kumulacją uczuć z dłuższego czasu, nie wyrażanych na bieżąco. Nie, nie mówię znajomym, że się z nimi czasem nie zgadzam ponieważ oni już to wiedzą. Mówię im o tym na bieżąco. Oni wiedzą co ja uważam, ja wiem co oni. A tutaj taka sytuacja, że czytam pytanie „Pierwsza myśl, która przychodzi ci do głowy, gdy myślisz o moim blogu” i no kurde właśnie taka mi przychodzi. Że spośród ostatnich 10 tekstów które widziałam kilka mnie nie ruszyło, jeden mnie zirytował, jeden czegoś nauczył, jeden rozśmieszył, jeden wzruszył… I jak to w jednej myśli zawrzeć? Ano właśnie wychodzi, coś z grubsza takiego jak „Choć bardzo cię lubię, to nie zawsze się z tobą zgadzam”. I nie ma tu żadnego dążenia do powszechnej jednomyślności, a jedynie chęć zaznaczenia tych czasem ambiwalentnych uczuć, które budzą Twoje teksty.
No właśnie – ja zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy tekst wzbudza podziw czy co tam. Widzę to po statystykach i mam kupę narzędzi do określenia tego 🙂 Gdybym nie brała tego pod uwagę, blog by się nie rozwijał tak, jak się rozwija. Ale dzięki za spostrzeżenie. Cenne dla mnie i potwierdzające to, co myślę 🙂
fajny tekst to prawda każda mama ma swój pogląd na wychowanie zawsze można poczytać coś spróbować zmienić zobaczyć czy na moich dzieciach ten system wypali