Po trzydziestce się zepsułam i żadne domowe sposoby na choroby niestety się nie sprawdziły

 

Kiedy piszę ten tekst temperatura zeszła mi do 38 stopni i powoli zaczynają ustępować skurcze mięśni i potworny ból stawów. Mogę już wstać o własnych siłach i jestem w stanie sama zrobić sobie herbatę. Ktoś powie – phi, normalna sprawa przy grypie. Ale ja przeważnie podczas grypy ogródek kopałam albo robiłam długości na basenie…

 

 

 

Po trzydziestce się zepsułam. Albo inaczej: skumulowało się to, czego przez wcześniejsze lata nie doświadczyłam. Bo nigdy nie chorowałam dłużej niż jeden dzień, nigdy nie odwiedzałam lekarza, bo mam katar i boli mnie głowa, nigdy nie wzięłam L4, oprócz pierwszej ciąży, którą musiałam przeleżeć. Ale i wtedy powodem było coś, co w ogóle mnie nie bolało. Nigdy problem bólu głowy czy mięśni nie był moim problemem. Zresztą… całe liceum pływałam, trenowałam, całe życie byłam aktywna, po basenie z mokrymi włosami pędziłam z buta na drugi koniec miasteczka na kółko gazetki szkolnej czy zebranie samorządu. I nigdy nic – ani kataru, ani kaszlu, nic. Byłam jednym z tych uczniów, którzy [gdyby nie wspaniałomyślność rodziców  i pozwolenie na wagary w domu] mieli praktycznie stuprocentową frekwencję. Dwa razy w życiu przed trzydziestką brałam antybiotyk. Na jakieś cholerstwo, ale i tak nie brałam go do końca, bo się dobrze czułam i szybko mi przeszło [bierzcie antybiotyki do końca, źle robiłam!]. Oj, jak ta wtedy mogłam polecać domowe mikstury!

 

 

Ale po trzydziestce ruszyło. Jak nie zapalenie ucha [antybiotyk], to zapalenie oskrzeli  [ostatecznie antybiotyk], potem angina [antybiotyk], potem znów jakieś babskie sprawy [antybiotyk], znów zapalenie oskrzeli [antybiotyk] i całkiem naturalne, że taka dawka antybiotyków osłabiła mój organizm na tyle, że pierwsze lepsze choróbsko przyniesione przez starszaka z przedszkola [starszak nawet nie smarknął, tylko przyniósł zarazę] rozłożyło mnie tak, że dużej części wczorajszego dnia nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Pamiętam, że w moim najlepszym stanie napisałam status i zaplanowałam automatyczny post na wieczór. Potem babcia wzięła Adasia, starszak bawił się w swoim pokoju i podobno wodę mi przynosił, a ja… leżałam w malignie i w sumie pamiętam tylko tyle, że wieczorem spadłam z łóżka, kiedy usiłowałam z niego zejść, żeby poczołgać się do łazienki na siku.

 

No zepsułam się. W życiu nie byłam w tak agonalnym stanie, w życiu nie czułam się tak źle, że nie mogłam wstać z łóżka. Nic mnie w życiu tak nie bolało, jak wczoraj stawy, mięśnie i głowa. Halo, ciało moje, cielsko przepaskudne, kiedy wrócisz do dawnej formy? I czytałam sobie dzisiaj porady czytelniczek o domowych syropach i zastanawiałam się, jak miałabym je robić, jeśli nie byłam w stanie ręką czy nogą ruszyć?

 

Żeby nie było – uwielbiam domowe mikstury, są naprawdę pomocne, sama staram się dzieci nie faszerować antybiotykami, tak jak moja mama nie faszerowała nas [syrop z cebuli rządzi!], ale przychodzi taki okres w życiu, kiedy żadne mikstury nie pomogą, jeśli nie masz siły zejść z łóżka, żeby je sobie zrobić albo w ogóle wypić.  Na czterdziestostopniową gorączkę nawet kilogram witaminy C nie pomoże. Na szczęście pogadałam z moim lekarzem i dostałam coś skutecznego [ale nie antybiotyk!]. Teraz moim planem jest odbudowanie utraconej odporności. Bo bez odporności znów wpadnę w antybiotykowy wir i następną grypę odchoruję w szpitalu. Ale… Biorąc pod uwagę, że wczoraj ledwo żyłam, a dziś już czuję się na tyle dobrze, żeby pisać tekst, jest szansa, że mój organizm trochę jeszcze pamięta, że jest silny. Jutro w opiece nad Adasiem pomoże mi Chłop, więc będę miała dzień na wyzdrowienie, a  w czwartek? Zobaczymy. Jak będę czuła się dobrze w czwartek, to spełnię marzenie syna, o którym gada od września. Trzymajcie kciuki!

 

Co do planu odbudowy odporności – jeśli śledzicie mój fp, a polecam śledzić i dawać lajki, bo bez lajków, nie będą wam się wyświetlać informacje z niego [świetny post o tym napisała Hania tutaj], to niedługo, być może w przyszłym tygodniu, czeka na was live z ekspertką od naturalnego podtrzymywania odporności u dzieci, u dorosłych też. Świetnie się składa, bo jak widać, sama będę potrzebowała rady. Aktualnie dogrywamy szczegóły, więc czekajcie na informację na fp i na instagramie. I szykujcie pytania! I lajkujcie, bo jak nie, to będę musiała brać więcej reklam, żeby móc opłacić płatne promowanie na fejsie, dżizas. A lubię tę ilość, jaka jest obecnie. Wydaje mi się optymalna.

 

 

I na koniec – zawsze myślałam, że grypa wiąże się tylko z lekkimi bólami głowy, kaszlem i chwilowym pójściem do łóżka na godzinkę, żeby odleżeć, a potem czuć się już lepiej. Serio, jak ja się myliłam, oj, jak bardzo się myliłam. Albo po prostu: zepsułam się po trzydziestce.

 

 

Joanna Jaskółka

Joanna Jaskółka – w Sieci znana jako MatkaTylkoJedna – od dziesięciu lat przybliża życie na wsi i pisze o neuroróżnorodnym rodzicielstwie w duchu bliskości. Autorka książki „Bliżej”.

Wspieraj na Partronite.pl

Możesz wesprzeć moją pracę, dołączając do moich patronek.

Spodobał Ci się mój artykuł?

Możesz wesprzeć moją pracę
i postawić mi wirtualną kawę.

Może Cię też zainteresować...

Rzuciliśmy szkołę! (2)

Tydzień na edukacji domowej – jak zorganizowałam chłopcom naukę?

Rzuciliśmy szkołę!

Rzucamy szkołę i przenosimy się do Szkoły w Chmurze [podkast]

DSC_2519

Ciekawostki o kurach, z których pewnie nie zdawałaś sobie sprawy

0 0 votes
Ocena artykułu
5 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Gosia Skrajna
6 lat temu

Na pytanie mojej 30letniej przyjaciółki co się zmieniło po 40stce – odpowiadam ,
że teraz spotykam się z większą liczbą mężczyzn…
łączy ich jedno…
„doktor” – przed nazwiskiem

Art
6 lat temu

Ja wzmacniam odporność, gdy jestem zdrowy. Gdy dopadnie choróbsko, to już po ptakach. A jak wzmacniam? Biegam, nie jem słodyczy i ograniczam produkty z cukrem, ograniczam mięso zwierzęce do minimum, jem zielenię i warzywa na surowo ile się da. Gdy jest słońce, to z niego korzystam, choćby 15 minut na balkonie bez koszulki. Kilka nocek pod namiotem w zimie też odświeża i daje odpornościowego kopa 🙂
Inną kwestią jest to, że te wirusy złapane od małych dzieci są mega zjadliwe, normalnie jakieś mutanty :/

Karolina Kaczorowska
Karolina Kaczorowska
6 lat temu

Hej, nie to żebym chciała straszyć, czy coś, ale dwa lata temu też tak miałam – myślałam, ze nie wstanę i że dlaczego umieram w wieku trzydziestu lat? Okazało sie po zrobieniu badań, ze to mononukleoza – taki syfiasty wirus, który daje objawy, jak przy grypie (takiej mega – z umieraniem w gratisie) a atakuje jeszcze narządy wewnętrzne. Weź zobacz, bo taka reakcja to może być nie tylko zwykłe osłabienie organizmu. A na wirusy antybiotyk i tak nie zadziała. Bajdełej – wzmacnianie odporności – jak najbardziej, więc lajkuję. Trzymaj sie!

Basia
Basia
6 lat temu

Kochana! Po pierwsze-zepsułąś się za wcześnie! Ja do połowy listopada codziennie pływałam 15 minut w jeziorze! Po drugie-zdejmijze Ty te czapeczkę! Dzieci bez- i zdrowe, a Ty??? Ja zakładam prz -20! i wystarczy! No i zdrowiej nam, bo czekamy na nowe wiesci!

Joanna Jaskółka
Reply to  Basia
6 lat temu

Uspokajam, czapka tylko do zdjęcia, żeby ukryć nierówny przedziałek 😀 Dziękuję pięknie!