To był ciężki rok. Ciężki elektronicznie. Od marca zepsuliśmy chyba wszystko, co mogliśmy zepsuć. W pewnym momencie nie było tygodnia, dnia nawet, w którym coś nie padło. Każdego ranka wstawałam z myślą, co dziś padnie, co jeszcze się zepsuje. I czasami nawet trafiałam. Zgodnie z teorią, że wszystko może się zepsuć, do września trzymałam poziom. A we wrześniu... a we wrześniu żyłka mi pękła.
Nie wiem, jak u Ciebie, ale dla mnie, posiadaczki domu z ogrodem, z którego się wchodzi, wbiega na chwilę w butach, wychodzi, do którego wbiegają koty, pies, dzieci co chwilę, a do tego jedno z tych dzieci pożera wszystko sam od samego początku, często rozrzucając wszystko dookoła, jest tylko jedno całkowicie niezbędne urządzenie...
I uwierz mi, wiem, co mówię. Przez ostatni rok po kolei żyłam przez chwilę bez każdego urządzenia w domu. Pomijam już sam fakt tego, że od marca zużyliśmy ponad 4 telefony. W kwietniu padł nam czajnik, potem pralka. W maju, dzień po tym jak Adaś utopił jeden z telefonów, w rękach rozleciał mi się aparat [widzieliście blogerkę bez aparatu?]. Potem szaleć zaczęła zmywarka - trzy razy po dwa tygodnie lądowała w serwisie. Po zmywarce - znów zaszalała pralka. Kiedy już pralka i zmywarka jako tako działały, zaczął nam szwankować internet. Wszystko się waliło i paliło nam w rękach, a my niewiele mogliśmy zrobić, oprócz patrzenia z rozdziawionymi gębami jak każda rzecz, którą niespełna rok temu pieczołowicie wybieraliśmy, dosłownie rozpada się na naszych oczach.
Ale minęło. We wrześniu zapanował spokój, a ja wakacje zakończyłam z przeświadczeniem, że umiem nie dość że prowadzić blog, wychowywać dzieci, to jeszcze zajmowanie się domem bez pralki i zmywarki jako tako mi wychodzi. Byłam pewna siebie i zadowolona, aż... Aż padł mi odkurzacz.
I w sumie jako jedyny miał prawo, bo kupiliśmy go dwa dni po zamieszkaniu razem. Jedni kupują łóżko na przypieczętowanie związku, inni biżuterię, jeszcze inni biorą kredyt. My kupiliśmy odkurzacz. I ten odkurzacz wytrzymał warszawskie mieszkanie, przeprowadzkę, remont, pierwsze kroki Adasia. Ale nie wytrzymał pewnego posiłku...

Od tamtej pory [a było to w marcu] odkurzacz psuł się regularnie i regularnie jakimś cudem ożywał. Aż we wrześniu padł. Trzeba kupić nowy. Ale Chłop był na poligonie, rodzice zajęci, a ja muszę przed kupnem obejrzeć. Czekałam więc tydzień, posiłkując się szczotką i szufelką. Wiesz, co to znaczy tydzień bez odkurzacza? Przeżyłam dwa tygodnie bez pralki, bez zmywarki, bez czajnika nawet, bo Chłop wyzerował konto jakimiś oponami zimowymi [potem mu za to dziękowałam -> zobacz]. Ale bez odkurzacza? Z miotłą i szufelką latałam przez cały dzień po całym domu i chyba to był jedyny raz, kiedy autentycznie musztrowałam dzieci i wydawałam z siebie przerażające okrzyki. No bo jeśli już pół godziny ręcznie zmiatałam dywan, to na litość borów i lasów, zdejmijże te buty, dzieciaku!
Chłop mnie uratował. Pojechał do sklepu i kupił nowy odkurzacz. I tak jak zwykle kupuje wszystko lepszej jakości, tak wtedy wybrał jakieś małe białe coś z dyskontu, z najmniejszą mocą i rurą, którą następnego dnia Adasio... przegryzł. Tak, tak. Witajcie w moim świecie.
I szczerze miałam już wszystkiego dość. Na zmiotkę patrzyłam jak na najgorszego wroga. Na samą myśl o sprzątaniu robiło mi się niedobrze, bo czułam realną różnicę między sprzątaniem ręcznym, a pomocą ze strony sprzętu. I tak jak ręczne zmywanie, a nawet pranie nie psuło mi humoru, tak brak odpowiedniej rury do wciągania kurzy, piasku i brudu zaczynał mnie dobijać. A dom zamieniał się w pobojowisko z mojej czystej niechęci.
I wtedy odezwał się do mnie Philips z rozwiązaniem mojej udręki. Napisali: słuchaj, Aśka, przestań narzekać, wszystkie twoje problemy wynikają z tego, że nie kupiłaś od razu naszego odkurzacza, tylko cackałaś się z jakimiś zamiennikami.
[No dobra, inaczej napisali, bo współpracę trzeba było obgadać, ale moja krótsza wersja brzmi fajniej]
Przyjechał do mnie Philips Performer Ultimate. I wreszcie poczułam ulgę.
Posprzątałam cały dom. Z rozbiegu. Wlazłam w każdy kąt. Dzięki podświetlanej nasadce byłam w stanie znaleźć najmniejszy brud.
Dzięki temu, że odkurzacz ma poręczny uchwyt, nie muszę się schylać, żeby go wyłączyć, włączyć podświetlenie lub zwiększyć moc ssania. Do tego oszczędzam czas, bo w nasadce zamontowana jest specjalna końcówka, jeśli więc chcę wyczyścić kanapę, nie muszę specjalnie zmieniać nasadki odkurzacza, wystarczy, że odłączę od niej rurę. Dzieciaki uwielbiają odkurzacz tą krótszą rurką 😀
A najwięcej frajdy mamy, kiedy sam z siebie się wyłącza. To, że jest to bardzo pomocne, to jedno. Ale dla młodszego jest to zagadka zajmująca na długi czas 😀
Lubię urządzenia, które szanują mój czas i pieniądze, a Philips Performer Ultimate robi te dwie rzeczy, znakomitym rozmieszczeniem końcówek i opcjami szybkiego wyłączania. Kiedy Chłop oglądał nasz nowy sprzęt, przeraził się, że nie damy rady go obsłużyć, a potem zabierał dzieciom, bo sam wolał to robić 😀
Ale, ale... przecież rok katastrof urządzeniowych jeszcze się nie skończył... Więc nie zdziwiłam się, kiedy w pewnym momencie odkurzacz sam z siebie wyłączał się podczas odkurzania. Pierwsze wyciszenie, gdy byłam w trakcie odkurzania, nie zdziwiło mnie - ot, pewnie nacisnęłam niechcący. Przy trzecim z rzędu zaczęłam się martwić. Przy czwartym się załamałam i odłożyłam sprzęt, przekonana, że fatum wciąż nade mną wisi i już, już szukałam karty gwarancyjnej [bo czemu miałabym nie skorzystać z pięcioletniej gwarancji?], ale na szczęście mam domyślnego Chłopa, który otworzył pokrywkę i wyjął przepełniony worek i zabrudzony filtr.
Tyle się kurzu nazbierało przez ten cały czas naszych potyczek z innymi odkurzaczami! Byłam w szoku! Biorąc pod uwagę to, że pod koniec już byłam mocno zniechęcona do zmiotki, to jednak starałam się utrzymać jakiś ogólny porządek. Nie sądziłam, że w ciągu miesiąca może się w domu czaić aż tyle kurzu i pyłu. A że Philips Performer Ultimate posiada znak jakości Europejskiego Centrum Badań nad Alergiami (ECARF) jako przyjazny osobom cierpiącym na alergie, to i zebrał wszystko, co się czaiło w kątach i zapychało nam nosy.
Strach minął, odkurzacz działa, za drugim razem worek już nie zapełnia się tak szybko i powiem ci szczerze, że jeśli ze wszystkich urządzeń w domu, miałabym wybrać jedno, całkowicie niezbędne, to dla całej mojej atencji dla pralki i zmywarki - odkurzacz bije wszystko na głowę. Mogę prać ręcznie, mogę zmywać naczynia w misce, mogę sobie opiekać pieczeń na ognisku i gotować wodę w garnku, ale odkurzacz w domu musi być. Nie wyobrażam sobie bez niego życia. Mogą przyjść i zabrać mi wszystko, ale muszą zostawić odkurzacz.
A ty? Jaki sprzęt w domu jest ci absolutnie niezbędny? Bez jakiego nie przeżyłabyś tygodnia, a nawet, jak ja byłam zmuszona - miesiąca?