Większość z was wie, że mieszkam w lesie, gdzie często nie ma prądu, nie ma sklepów, nie ma placu zabaw, przedszkola i innych atrakcji, których pełno w cywilizowanym świecie. Pewnie z tego powodu, większość pytań, jakie do mnie kierujecie, tyczy się tego, co ja właściwie robię z Kosmykiem, czym się bawię, czym go zajmuję, żeby mieć chwilę dla siebie lub dla was, kiedy na przykład poświęcam czas blogowi. Odpowiedź na to pytanie jest prostsza, niż sądzicie…
Kiedy pytacie się mnie, jakimi zabawkami bawię się z Kosmykiem albo co polecam, zazwyczaj milczę, bo nie wiem, jak wyrazić to, że cały mój blog jest o mojej kreatywnej zabawie z dzieckiem. Chowanie farb w lesie i urządzanie podchodów ze strzałkami, żeby Kosmyk sam znalazł swój prezent. Łowienie ryb nad jeziorem, a w każdym razie usiłowanie skonstruowania wędki – Kosmyk już się domyślił, że łowienie mu nie wychodzi, bo nie ma żyłki przy kiju :D]. Próba nauczenia dziecka tego, jak orientować się w leśnych ścieżkach, jak obsługiwać naszą wirtualną smycz – walkie talkie. Tropienie zwierząt po śladach. W ogóle – oswajanie ze zwierzętami. Układanie wzorów z patyków, kamieni. Próba zrobienia procy. Jeśli miałabym wybrać najlepszą zabawę z dzieckiem, zdecydowanie byłyby to spacery.
Ale przecież nie zawsze można spędzić cały dzień na dworze! Są takie dni, że bezpieczniej skryć się w domowym zaciszu, ale… co wtedy? Jak zająć dziecko? Posadzić na cały dzień przed telewizorem? Zaserwować kolejny zestaw zabawek, które same się nim zajmą? W ogóle to, co robić z dzieckiem, spędza sen z powiek wielu rodzicom. Zawaleni ogromem gadżetów, zabawek i przede wszystkim omotani przez ekrany naszych sprzętów, gubimy się trochę w tej feerii propozycji. Ostatecznie, jak 85 procent rodziców, włączamy dzieciom bajki i ścierając pot z czoła, gratulujemy sobie udanego wybrnięcia z kłopotu.
Czy tak musi być?
Zawsze, kiedy pytacie się mnie, jakie zabawki polecam, czuję lekką konsternację, bo nigdy nie chciałam stać się specjalistką od dziecięcych gadżetów. Nie umiem tego. Zamiast kolejnej bajki, która odwali za mnie robotę, zamiast kolejnej paki wypasionych prezentów, wiem, że muszę zrobić coś, by moje dziecko maksymalnie się rozwijało. Albo przynajmniej robiło to bez osób trzecich.
Nie zrozumcie mnie źle – nie jestem przeciwniczką gier i bajek, różnorakich akcesoriów. Wszystko jest dobre, byle z umiarem i ten umiar jest ważny, bo z jednej strony nie wyobrażam sobie mojego dziecka zmuszanego każdego dnia do wyboru -czym teraz się bawić – a z drugiej… gadżety też są potrzebne. Tylko że nasze są trochę inne niż wszystkie. Wiadomo – klocki, kredki, kolorowanki, kasa fiskalna i cały tabun samochodów [które jedyne obroniły się przed totalnym zakazem kupowania dziecku pierdół], czasem razem obejrzymy bajkę, czasem zagramy w grę. To wszystko tak – z umiarem. Ale do naszego zestawu zabaw włącza się też latarka [niedługo zobaczycie, w jakim kontekście! Obserwujcie kanał na Youtubie], patyki, kamienie, sprzęty ogrodnicze, buty [nic tak nie zajmowało swego czasu Kosmyka jak układanie w równy rządek całego zestawu butów wszystkich – w tym gości], kapsle, pokrywki od słoików, a nawet… kubeczki do mycia zębów [kto pamięta moją euforię i radość, gdy Kosmyk przez dwie godziny przelewał wodę z kubeczka do kubeczka? No kto?].
Jednym z powodów mojej wyprowadzki na wieś było właśnie to – chęć odcięcia się od standardowych rozrywek, chęć wychowania mojego dziecka w miejscu, w którym bez problemu i bez zbędnych rozproszeń będzie mógł rozwijać się i swoją wyobraźnię. Budując w ziemi ogródki i przykrywając je szkiełkiem. Goniąc zające po polu. Obserwując siedzącego na płocie jastrzębia.
Między innymi dlatego, roześmiałam się radośnie, gdy Duracell zgłosiło się do mnie z prośbą o wsparcie kampanii Moc Uśmiechu mającą na celu pomóc dzieciom z SOS Wioski Dziecięce oraz zwrócić uwagę na istotność aktywnej zabawy w rozwoju dziecka.
Dlaczego? Może dlatego, że nawet nie wiecie, jak dobre baterie przydają się w miejscu, w którym często nie ma prądu… 🙂 A na serio – wspierając kampanię, można realnie pomóc dzieciom ze Stowarzyszenia Sos Wioski Dziecięce. Jeśli do 14 grudnia kupicie jedno opakowanie [8 sztuk] lub dwa [po 4 sztuki] baterii Duracell Turbo Max, Duracell przekaże jedną baterię na rzecz podopiecznych Stowarzyszenia. Natomiast jeśli polubisz post z tagiem #MocUsmiechu, który zostanie opublikowany 6 grudnia na profilu Duracell TUTAJ, twój lajk będzie wart złotówkę, która powędruje na budowę boiska sportowego w Kraśniku. Wszystkie informacje znajdziecie na stronie www.mocusmiechu.pl. A jeszcze więcej o tej akcji przeczytacie na blogach: Nishka, Mamy Gadżety i Blog Ojciec.
Oprócz pomocy chcemy także, żebyście chwilę się zatrzymali i pozwolili się prowadzić waszym dzieciom ku aktywnej zabawie. O wiele przyjemniej jest spędzić wieczór układając puzzle, budując dom z klocków czy nawet… słuchać bajek, jakie opowiada wam wasze dziecko! Tę zabawę odkryłam niedawno, czytając Kosmykowi ukochaną bajeczkę. Okazało się, że mój syn wymyślił całkiem inne, alternatywne zakończenie i całe czytanie skończyło moją zaczerwienioną z dumy twarzą.
Kreatywna zabawa wcale nie oznacza silnego intelektualnego wysiłku. Czasem wystarczy dać dziecku patyk i spytać się, co on z nim zrobi. Jestem ciekawa, co by zrobiło z nim wasze dziecko? A może macie swój zestaw kreatywnych zabaw, którymi się ze mną podzielicie?
My wykorzystujemy materiały znalezione w domu np. ryż, makaron, nakrętki od butelek, watę, kawałki materiałów, guziki itp. Dzięki temu ”stare” zabawy czy zabawki dostają nowe życie i są na nowo ekscytujące. Ostatnio na przykład nasza wywrotka do piasku transportowała makaron rurki (imitujący ,,materiały do budowy dróg”)- prosta zabawa, a tyle radości.
Mojej córce, niespełna trzyletniej przedszkolaczce, w domu zostawiam zupełną swobodę, staram się za nią podążać. Ona angażuje nas, rodziców, do opieki i zabawy nad jej „bliźniakami” czyli ulubioną lalką i pieskiem, czyli mamy tu cale spektrum odgrywania ról, my angażujemy ją do zajęć domowych (nie zapomnę chyba nigdy wrzasku „a moja mała ściereczka??” na widok ojca taszczącego miskę i płyn do mycia podłogi 😀 ). Klocki służą na razie głownie do odgrywania ról, drewniane – do różnych rzeczy, mogą być zupą w garnku, mogą byc telefonem, książką, samochodem. czytamy książki.
Na miejskich spacerach zaglądamy w każdą dziurę, oglądamy każdego psa i każdą koparkę (mieszkamy w „starej” dzielnicy, więc jest sporo ciekawych zakamarów, osobistości i elementów które mogą stać się przyczynkiem do zabawy). Spacer po parku to nie jest dla nas przejście alejką tam i z powrotem, zwykle spędzamy sporo czasu grzebiąc patykiem w dziurach, skacząc z murków i włażąc na górki.
Bajki ogląda, jest to ustalony rytuał – raz dziennie, po przedszkolu (a w weekend często rano, zwłaszcza jak to 6 rano…), 3×10 minut. Dłuższy film – oglądamy czasem razem, w weekend.
Myślę, że nie jest źle 🙂
Mam siedmiolatka pierwszoklasistę. Na wakacjach byliśmy na żaglach na Bełdanach skąd mamy cały arsenał patyków wszelakiej maści i kamieni. Patyki mogą imitować munczako, miecz świetlny, karabin, snajperkę, karton to czołg, kijek to lufa, proca to celownik. Poza tym mój syn, ale i mąż i dziadek pałają miłością totalną do latarek, a na Mazurach najlepsza jest czołówka.wciągłym użyciu są krótkofalówki, a mąż niestety jak idzie w teren przeklina, bo są wiecznie rozładowane:P
Tak, „z umiarem” – moja ulubiona jednostka miary niczego. Może oznaczać 3 sekundy, ale też 3 lata. Co kto lubi, jak kto chce i uważa. Ale tą jednostką nie powinno się mierzyć miłości do dziecka i czasu jaki się mu poświęca. Myślę, a nawet jestem pewien, że najlepszy prezent na Święta w tym roku, to wyłączony telewizor i komputer oraz czas z własną rodziną.
Dziękuję Ci za ten wpis. Oznacza to, że gdy robię domowe pomoce do nauki / zabawy dla bliźniaczek (podpowiedziane pewną metodą), to nie jest ze mną tak źle. 😀
Kochane dziecko! :D:D
heh dając mojej córeczce patyk wzięła by go od razu do buzi 😛 no ale to ten etap 😛
Niedawno przyjechała do nas zmywarka i nowy zlewozmywak, Lidia ma teraz ogromny kartonowy domek i samochodzik z tektury(w którym się całkiem nieźle mieści) ;)domek wymyślił mąż, dziecko dorzuciło autko!
Na nas kasjerki patrzą z dezaprobata jak ja płacę za zakupy, a przed kasą moje dzieci „jeżdżą w pudłach od owoców, które często są używane jako pudła na większe zakupy albo jak z krzykiem biegną na złamanie karku z okrzykiem „ja też chcę pudło!!!!”. Poza tym super jest malowanie kamieni i patyków – mamy już całą rodzinę 😀 Poza standardem dzieci robią np. pralkę w namiocie, miecze i tarcze z tektury, skrzydła motyla z brystolu itd.
Podobno inteligentny człowiek nigdy się nie nudzi!
U nas ostatnio najczęściej w ruch idą puzzle, klocki Lego, książki i kolorowanki. Trochę nudne jesteśmy, ale pracuję nad tym 🙂
Spokojnie! Mówi to kobieta,która poranek spędziła nad jeziorem, a resztę dnia rysując ziemniaki [najłatwiejsze warzywo dla mnie do narysowania :D]
Och, jak ja marzę by spędzać dnie nad jeziorem, nawet zamarzniętym 😉 Ale mojego Damiana ciężko mi namówić na mieszkanie poza miastem…