No przepraszam – próbowałam! Usiłowałam! Specjalnie żeśmy nad jezioro poszli… I nic! Nie dość, że nie wpadł, to jeszcze się świetnie bawił, a całą drogę powrotną życzył sobie by nieść go na rękach. Wróciłam zawiedziona, zgrzana i trzy kilogramy chudsza. Gdyby to ostatnie miało jakikolwiek wpływ na moją urodę, to pewnie bym się choć trochę cieszyła…
Mieliśmy rzucić ostatnie spojrzenie na dom i ruszyć dziarsko ku wodzie…
Jeśli dziarsko oznacza w słowniku mojego syna „oglądaj uważnie każdy listek, jaki napotkasz na drodze”, to szliśmy bardzo dziarsko. Dammit.
Idąc, zauważyłam, że chyba trochę się spóźniłam z wyrabianiem konfitury z dzikiej róży… A kiedy robiłam sok z płatków, to obiecywałam sobie, że nie przegapię owoców…
A na zdjęciach możecie przyjrzeć się dokładniej kurteczce, jaką ostatnio Kosmykowi kupiłam, odejmując sobie od ust i gorzko płacząc nad wydanymi prawie dwiema stówami 😉
Tego dnia ubrałam moje dziecko zgodnie z panującą na Mazurach modą „na wieśniaka”. Bo dresy to nie zwykłe dresy, to styl życia. Spójrzcie się lepiej na jezioro…
A teraz na mnie… no dobra, spójrzcie się teraz na Kosmyka, jak zerka na jezioro…
A przez gąszcz olszyn przemyka nam nasza chałupka.
– Kosmyku, idziemy już do domu?
– Nie?
– A co będziemy robić?
– Wody padać!
No to spadajmy do wody!
Padanie do wody przeważnie szybko się nudzi, więc wzięliśmy w troki tyłeczki i ruszyliśmy z powrotem do domu… Na początku Kosmyk chciał iść sam…
– Mamo, mamo, pacz!
– Co tam jest, Kosmyku?
– Nic!
Tu jeszcze idzie sam…
Ale już w połowie górki się zmęczył…
– Mamo ronczki!
– CO?
– Na ronczki!
– Nie masz siły iść sam?
– Nie… boli nogi.
Wyobrażacie sobie, jak matka była zgrzana, kiedy wreszcie doczłapała do drzwi z piętnastoma kilogramami na plecach? Lepiej sobie nie wyobrażajcie, bo antyperspirantu wam nie starczy…
A na koniec tego tekstu w gratisie na weekend przekazuję wam w darze naszą rozmowę z Kosmykiem nad jeziorem. Mam nadzieję, że Kosmyk mi to kiedyś wybaczy… 🙂
Enjoy! Mam nadzieję, że miło wam upłynie weekend… Macie jakieś plany?
jak tam pięknie!
fajny wpis;))
Widzę, że teren to taki, że dżipem trzeba w razie czego śmigać.<br /><br />pzdr
A ja, będąc na miejscu Kosmyka pewnie bym wlazła do wody. Ku uciesze swojej mamy, rzecz jasna:) s w dzieciństwie sprawdzałam głębokość wszystkich rowów w naszej mazowieckiej wsi. Dobrze, że w babcię "się nie wdał":) 🙂 🙂 Raz jeszcze KBD:)
Bardzo lubię ten pomost!!! Tam latem układałam kamyki a Kosmyk wrzucał je do wody:) Moja największa porażka "lingwistyczna" – Kosma nie chciał powtórzyć ulubionego tekstu jego taty z okresu adolescencji (ale mi zawodowe słowo się wymknęło). Syn mój mówił do mnie, matki swojej; "Skończ i wyjdź!!!" Działo się to często przy namawianiu go na sobotnie porządki. Zapowiedziałam, że
Mina Kosmy zapatrzonego w jezioro wyraża wszystko!Boskie jest;)<br />Aaaa w weekend standard-sprzątanie, gotowanie i…mały bonusik-przygotowanie kartek dal rodziców, bo w poniedziałek wywiadówka!
METAFORA! O rany! Ale pięknie! Niesamowite 😀
Ale pięknie tam u Was !
Ale zajęty ten synek! Niedługo Ci powie:" Mamo, nie przeszkadzaj mi";)
hehehehehe :D<br />normalnie LUBIĘ TO! 😀
Mój Igi obejrzał film z zaciekawieniem, po czym skwitował " Świnki nie sa jedne" 😉
Strach się bać 🙂
Będzie śmiał się jak głupi kiedy dorośnie i obejrzy to nagranie 🙂 Ja, mając 24 lata znalazłam stara kasetę video z nagraniem jak byłyśmy w ZOO z siostrą. Śmiałam się jak opętana z samej siebie! Z mojego wyglądu, zachowania i mowy. Świetna pamiątka, na pewno Ci wybaczy Matko!<br />Miłego weekendu!
nie no, on Ci tego nie wybaczy matka ! hehe ( na pewno Ci wybaczy )
Tylko…urodzinowe…ale za to rozłożone na dwa dni…tyle córa gości "poprosiła" 😀
Piękne błotko tam macie.