Uszy swojej córce podcinała w każdy czwartek. Po kawałeczku. Zawsze za bardzo odstawały i bała się, że ktoś kiedyś córce wypomni, że nie jest taka, jak inne dzieci. W trosce o przylegające do głowy uszy, raz na tydzień spotykały się w łazience na profilaktyczne podcięcie. To był taki ich moment. Wspólny. Matki z córką.
Brak krzyża na piersi [dzieci ciągle gubiły medaliki] załatwiła jednym szybkim tatuażem. Krzyżyk wygląda jak prawdziwy, ksiądz się nie czepia, a córka z synem byli zachwyceni wycieczką do innego miasta. Mimo że tamto niewiele różniło się od ich mieściny, Ale przynajmniej nikogo w nim nie znali. Byli jak wszyscy z innego miasta. Prawie wolni.
Po wszystkim, bardzo łatwo znaleźli kościół i przeprosili za to małe oszustwo. Wracali z krzyżem na szyi. Szczęśliwi, że znów będą jak wszyscy. Bez wyjątków. Choć zgaga tego występku toczyła jej gardło jeszcze długo. Pokutowała śpiewając w chórze tak jak wszyscy. Tak jak wszyscy robiła zakupy w Biedronce. nawet rzuciła doniczką w okno tamtego geja. Jak wszyscy przecież.
Nie że ona akurat była jakaś wierząca! Szczerze mówiąc, kiedy myślała o zmarłej mamie, prędzej wyobrażała sobie ją gnijącą w trumnie niż hasającą po anielskich łąkach z archaniołami, ale do tego przyznała się tylko raz. Po alkoholu. Ale przecież wszyscy pili na tamtych urodzinach – miała odmówić?
Zawsze powtarzała dzieciom, że są wyjątkowe, ale kiedy zobaczyła, że jej młodszy syn zaczyna latać, ściągnęła go miotłą spod sufitu.
– Nie możesz chodzić na nogach, jak wszyscy? – zapytała się go ze złością. Tych butów, co mu obiecała, innych niż wszystkie, ze złości mu wreszcie nie kupiła. W dupie mu się przewraca, pomyślała, indywidualnością chce zostać. Bezpieczniej żyć tak, jak wszyscy.
Jej oburzenie, kiedy mąż zaproponował spędzenie świąt wyjątkowo bez rodziny… Pamięta, że wrzeszczała na niego jak wszystkie żony broniące tradycji. Zakopała go w ogródku. Gdzieś przeczytała, że w kryminałach tak robią wszyscy.
Ktoś jej kiedyś dużo mówił o tradycji. O tym, jakie bezpieczeństwo daje powtarzalność i rutyna. Uwierzyła i zaprojektowała swoje życie tak, by przypadkiem żadna nowa tradycja nie pobrudziła wytapetowanych ścian. Jej dzieci bały się tego, co wszyscy. Oglądały to, co wszyscy. Jadły to, co wszyscy. W pewnym momencie zaczęły mówić to co wszyscy.
Była z nich dumna. Brała kredyty na ajfona jak wszyscy, Na tablet jak wszyscy. Na te ubrania co wszyscy. Nie wypada, żeby jej dzieci odstawały. Chyba że za karę – swój czas w kącie.
Ale i tak była z nich dumna.
Bo nawet umarły jak wszyscy.
Żadne z nich nie powiedziało swoim kolegom, że to głupi pomysł i tak jak wszyscy połknęli te tabletki.
Pociesza się tym, że całe życie były jak wszyscy. Bez wyjątków.
To najważniejsze.
Teraz uszy będzie podcinać psu.
Rewelacyjny tekst.<br />Pięknie oddaje naszą rzeczywistość.<br />Mam nadzieję, że nie będę podcinała skrzydeł swojemu dziecku. Na razie sama staram się je dodawać i latać razem z nim 🙂 Ale to dopiero początek naszej drogi. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
No no no czyta się jak niezły horrorek;)Klasa!
Ło Matko !<br />Dziękuję wszelkim siłom wszechświata, że jestem jaka jestem. Moja córka ostatnio nauczyła się latać – dosłownie. Biega po pokoju z rozłożonymi rękami i krzyczy "mamusiu, mamusiu, ja latam" czasem dodaje "nie mogę przestać". Patrzę na nią z uśmiechem, i mówię: "Maniula pięknie latasz, ślicznie, leć wysoko kochanie ". <br />I czynność tę powtarza często
Och…podcinanie uszu jak podcinanie skrzydeł…żeby nie odstawały …żeby dzieci były jak wszyscy…żeby tych skrzydeł nie rozwinęły…straszne a jak częste w Polskich domach….albo dzieciom się uszy podcina,albo kształtuje się na takie o jakich rodzice marzyli a sami mieć nie mogli…za cenę dzieciństwa…za cenę indywidualności …
Komentarz mi zeżarło, ale muszę! <br />Masz gotowy szkic na powieść grozy, ktörej nie powstydzíłby się sam S. King. A ponoć najwięksi " popaprańcy" ( sorki, ale brak mi w tym momencie synonimu 😉 ) mieszkają w Ameryce. Mocne. Mnie zemdliło. Powieść kupię!
Staram się… nie podcinać dziecku uszu, skrzydeł, nie zrzucać go miotłą spod sufitu… Ale… zobaczysz Joanno co będzie gdy Kosmyk pójdzie do szkoły… Mój syn jest w drugiej klasie, cały czas myślę że wraz z nauczycielami na siłę wciskam go do formy, do której ma pasować… Lekcji i nauki jest tyle, że naprawdę niewiele czasu zostaje na pozostanie sobą… Na odkrycie kim tak naprawdę chciałbym
Bardzo dobry tekst.
Jak zwykle w punkt! <3
Matko jeżeli zamierzałaś tym tekstem wzbudzić w kimś ciary, to obecna! Jeżeli chciałaś aby włosy wywinęły się komuś na lewą stronę, to obecna! <br />I refleksja po tym tekście, że kocham jednak nie tak jak wszyscy. Czasem na opak i w kratkę humorzastą, ale zawsze z gotowością, żeby na tej miotle dołączyć do syna. <br />:-)
To jeszcze raz jeśli coś się popsuło w komputerowni<br />Akapit pierwszy ma moc rażenia mega asteroidy, uwielbiam taki rodzaj chorej wyobraźni:D <br />Fragment o krzyżyku dla mnie za bardzo dosłowny. Ogólnie tekst delicja, mniam mniam<br />Nastazja
Czy mój komentarz nie dodał się z racji automatu, czy nie przeszedł cenzury? :)<br />Nastaz
Nie widzę twojego komentarza w skrzynce 🙁
ok, czyli z konta google nie hula. Muszę być anonimem. Czekaj może jakiegoś hejta przemycę od razu jak już Anonim 😀
mnie najbardziej przeraża, że niektórzy myślą, że tak ma po prostu być i jest im w tym dobrze.<br />brak tej wyobraźni, która potrafi otworzyć zabarykadowane okno, rozpiąć ręce i chwytać niepowtarzalne chwile.<br /><br />czym mniej wiedzą, tym są szczęśliwsi, nie bolą ich nogi od wybiegania przed tłum.
Łał, tyle potrafię z siebie wykrztusić.
ja przesłanie zrozumiałam od razu, ale chyba przez to, że jest to bardzo w stylu "nigdy tak nie kochałam" wspomnianego na fb to efekt, wywarło to na mnie raczej żaden, bo już wiedziałam czego się spodziewać. jednak trudno będzie powtórzyć chyba wrażenie uzyskane po tamtym tekście. a może jestem w tym odbiorze osamotniona, nie wiem..<br /><br />Klaudia
Od siebie mogę tylko napisać, że dzieci nie miały umierać. Jeszcze wczoraj żyły i prosiły mamę o laptopa jak wszyscy. Efekt nie zamierzony, wyszedł w trakcie pisania 🙂
Cudo!
Makabryczne. Makabrycznie mocne. I cholernie trafne 🙂 mam nadzieję, że nigdy, przenigdy nie będę Młodej podcinać uszu (a ma ke odstające po mnie ;)), jednak…ma pewno jakieś kawałki odpadną 🙁 takie mam wrażenie, że chyba już nie da się nie porównywać. I boję się, że jednak kiedyś złapię za miotłę. Ale tli się we mnie nadzieja, że jednak sama na nią wskoczę i pokażę Młodej, jak latać 🙂
O Matko, co jesteś tylko jedna! Brrr…
A to jakiś horror na konkurs halołinowy, tak?<br />;-)
Pomyślałam, że dam wam do myślenia, czy też podcinacie dzieciom uszy 🙂