Aż napiszę o tym wpis. Napiszę, bo we wrześniu znowu będzie społeczne pobudzenie, szukanie magicznych sposobów, diet, specyfików oraz dwie tony zamartwiania. A tak naprawdę przejmować się tym trzeba teraz, kiedy zima jest daleko. Teraz jest najlepszy czas, żeby wzmocnić odporność twojego dziecka i jeśli zabierzesz się za to na jesieni, może być już za późno.
Jeśli budzisz się w październiku i nagle chcesz jakimś cudem wzmocnić odporność córki czy syna, prawdopodobnie jest już za późno. Zimowa odporność dzieci to efekt dbania o nią przez cały rok. I jeśli chcesz ten efekt mieć, zacznij już teraz. To jest ten moment.
Nie będę wytykać ci błędów, nie będę się pastwić nad tym, co robisz źle i jaką jesteś złą matką, ale powiem ci, co ja robię żeby tę odporność poprawić. I co możesz zrobić już teraz, żeby była ona lepsza. Ale najpierw ważna informacja:
Wpis powstał dzięki wsparciu Nutropharma – producentowi preparatu Meltiki. I powstał, ponieważ witamina D w tabletkach Meltiki to jedyna żywność specjalnego przeznaczenia medycznego, jakie przyjmują moje dzieci regularnie i jedyna, jaką mogę polecić, kiedy pytacie, czym wzmacniam dietę chłopaków.
Czemu witamina D? Bo większość dzieci ma jej niedobory i nie przyjmuje zalecanej normy [dla dzieci 1-10 powinno to być dzieci 600-1000 IU dziennie przez cały rok]. [tutaj masz cały dokument. Znajdziesz w nim dokładne wytyczne co do suplementacji witaminy D]
Czemu tabletki? Szczerze – starszak dojrzał je w sklepie, bo spodobało mu się opakowanie i przeczytałam mu na głos „pyszny waniliowy smak”. Stwierdził, że chce spróbować. Po sprawdzeniu okazało się, że to całkiem niezły produkt. W zasadzie to jedyny produkt na na rynku o udowodnionej skuteczności w redukcji niedoborów witaminy D u dzieci.
Został też poddany badaniu klinicznemu i objęty programem certyfikacji NQS (co jest dość nietypowe w tej kategorii – oznacza, że każda partia produktu jest dodatkowo badana, m.in. pod kątem zawartości aktywnych składników, w niezależnych laboratoriach), nie zawiera cukru, ma naprawdę przyjemny smak i innowacyjną formułę MELT FORM [która sprawia, że tabletka rozpuszcza się na języku i nie trzeba jej połykać], a ja nie denerwuję się, że podam za mało witaminy D lub za dużo, bo porcja odmierzona jest w tabletce.
Więc, kiedy piszę o tym, że oprócz diety, podaję dzieciom witaminę D, to podaję witaminę D Meltiki. A że pod koniec sierpnia zeszłego roku miałam urwanie głowy i nie zrobiłam ani soku z czarnego bzu, ani z aronii, wspieram się jeszcze dodatkowo Meltiki Sambucus i Meltiki Acerola.
Formalności za nami, przejdźmy do działania – co możesz zrobić teraz, żeby wzmocnić odporność dzieci?
1. DIETA
To chyba oczywiste, że najlepiej odporność wspiera zróżnicowana dieta, jak najmniejsza liczba przetworzonych produktów, warzywa i jak najmniej cukru. Mimo że mieszkamy nad jeziorami, moją bolączką jest to, że dzieci jedzą wciąż za mało ryb, bo nie mogę znaleźć czasu, żeby je przygotowywać i bazujemy na chęci dziadków do pojechania do hodowli ryb, sprawienia i przygotowania ich na obiad. Ale jemy bardzo dużo warzyw i owoców i przede wszystkim – nie przekarmiam dzieci ponad to, na co mają ochotę. Nigdy tego nie robiłam i mimo że starszy jest typowym niejadkiem, co na płatkach z mlekiem mógłby cały dzień przeżyć, udaje mi się dostosować jadłospis tak, żeby i on mógł choć trochę zjeść. I to trochę zdrowego jedzenia, jeśli dla niego wystarczające, jest lepsze niż bardzo dużo zapychaczy. I teraz, ten okres wiosenny i letni, to najlepszy czas na eksperymentowanie i nafaszerowanie dzieci jak najzdrowszymi produktami. Nawet jeśli to faszerowanie będzie tylko próbowaniem. Niech próbuje. A ty kombinuj, gdzie możesz przemycić zdrowe jedzenie. Inspiracji w sieci znajdziesz mnóstwo.
2. WODA
Pękam z dumy, że moje dzieci, kiedy mają wybór między sokiem a wodą, wybierają wodę i to o wodę, a nie o soki, proszą, kiedy chce im się pić. Samo picie wody nie poprawia odporności bezpośrednio [choć to dyskusyjne, ale nie znalazłam badań, które potwierdzają, że poprawia], ale sprawia, że nawodniony odpowiednio organizm pracuje dobrze, a odporność buduje się na zdrowym i dobrze pracującym organizmie.
Co zrobić, żeby dziecko piło wodę a nie same soki? Od maleńkości podawać mu wodę do picia, a jeśli maleńkie nie jest – przestać kupować soki, gazowane napoje i nektary. Ja w ten sposób nauczyłam swoje dzieci – po prostu nie kupowałam żadnych słodkich napojów i jeśli dzieciom chciało się pić, miały w domu jedną tylko rzecz do wyboru. Oczywiście wychodzę z założenia, że jak nie mam w domu owoców lub jestem w podróży, dobrze, żeby dziecko wypiło zdrowy sok. Ale ostatnio preferuję te naturalnie wyciskane – z warzyw i owoców. A najczęściej jednak zwycięża sama woda.
3. WITAMINA D i inne suplementy.
Nie wierzę za bardzo w skuteczność suplementów. A raczej nie wierzę, że zastąpią one dobrą dietę. Suplementowanie ma sens, kiedy ze swojej strony zapewniamy tyle wartościowych produktów, ile możemy i uzupełniamy niedobory tego, czego nie możemy. I od lat się o tym mówi, a badania wciąż wykazują¹, że aż 94,6% dzieci w Polsce spożywa witaminę D w dawce mniejszej niż zalecana norma [600-1000 IU dla dzieci od 1-10 roku życia przez cały rok]. A przecież właściwości witaminy D to duża podstawa do podtrzymania odporności dziecka.
Istnieje związek między niedoborem witaminy D a podatnością na zakażenia układu oddechowego².
Istnieje związek między niedoborem witaminy D a próchnicą u dzieci!
Ja osobiście podaję witaminę D w tabletkach Meltiki również w okresie wakacyjnym. A to głównie dlatego, że przed słońcem w wakacje zazwyczaj się chowamy pod kremami lub zadaszeniami i niewiele z tego do nas dociera. Zmniejszam więc dawkę, odpuszczam w słonecznie dni, które spędzamy na dworze, ale pamiętam, żeby nie zapominać o witaminie D również w wakacje.
Do Meltików przekonuje mnie głównie to, że specjaliści z Centrum Zdrowia Dziecka wykonali badanie kliniczne [co się rzadko zdarza w przypadku żywności specjalnego przeznaczenia medycznego, Meltiki to w tym momencie jedyny polski produkt z udowodnioną skutecznością w redukcji nieodoborów witaminy D]. Badanie, które to potwierdziło, obejmowało grupę 66 dzieci w wieku od 4 do 10 lat, które od stycznia do maja przyjmowały Meltiki i 76% z nich na początku miało niedobory tej witaminy. Po trzech miesiącach odsetek dzieci z niedoborem witaminy spadł z 22,7% do 0%, aż 80% z nich miało optymalne stężenie 25(OH)D. Całe badanie do przejrzenia tutaj, przeprowadzała je badaczka Czech-Kowalska, która od dawna zajmuje się badaniem konkretnie tej witaminy [tu jej badania].
I oczywiście to, że Meltiki zostały objęte programem NQS, które gwarantuje mi, że każdy produkt został przebadany pod kątem czystości mikrobiologicznej, zawartości metali ciężkich oraz zawartości ilościowej składników aktywnych. Wiem więc, że podając dziecku dwie tabletki Meltików, daję dokładnie tyle jednostek, ile moje dziecko potrzebuje. I to się sprawdza, bo na razie ani we wrześniu, a po badaniach w styczniu nie wyszły nam żadne niedobory.
Jak już mówiłam, w zeszłe wakacje nie ogarnęłam ani pigwy, ani aronii, ani czarnego bzu – wszystko zostało dla ptaków, ale my z kolei nie mieliśmy za dużo naturalnych wzmacniaczy odporności. No zdarza się tak, co najlepsze, nasze wakacyjne plany mogą sprawić, że i w te wakacje będzie ciężko z przetworami. Kiedy już wyczerpałam ostatni aroniowy sok, skorzystałam z tabletek Meltiki Sambucus i Meltiki Acerola. Meltiki Sambucus ze skoncentrowanym ekstraktem z czarnego bzu zawierają już witaminę D [200 j.m.], więc podaję je, kiedy dzieci przebywają na słońcu zamiast pełnej dawki. A Meltiki Acerola wykorzystujemy właśnie teraz, kiedy tak ważne jest wsparcie układu odpornościowego.
¹ Na podstawie „Badania indywidualnego spożycia żywności i stanu odżywienia w gospodarstwach domowych”, 2000-2001, prowadzonych przez IIŻ pod auspicjami FAO.
² Martineau AR, Jolliffe DA, Hooper RL i wsp. Vitamin D supplementation to prevent acute respiratory
tract infections: systematic review and meta-analysis of individual participant data. BMJ 2017;356:i6583. Wyniki oraz wnioski płynące z badania poddano analizie i dyskusji w „Standardy Medyczne/Pediatria”, T. 14, 7-15, 2017
4. HARTOWANIE – JAK ZACZĄĆ, JAK TO ROBIĆ I PO CO.
O hartowaniu mówi się „zimny chów”, ale to jest określenie ludzi, którzy tego chyba nie rozumieją do końca i kojarzy im się z wrzucaniem dziecka do przerębla w zimę przy temperaturze minus dwadzieścia lub z puszczaniem dziecka bez butów do szkoły, bo kogo to dziecko obchodzi. Mój młodszy syn, co prawda, kąpał się zimą w morzu, ale starszemu na to nie pozwoliłabym w ogóle, głównie dlatego, że zdaję sobie sprawę, jaką on ma swoją prywatną granicę chłodu i zimna. I w tym tkwi całe sedno.
Żeby to wyjaśnić, zacznę od pierwszego hartowania. Obaj moi synowie [starszy jeszcze na warszawskim balkonie w ostatni zimny luty 2012 roku przy temperaturze -10] byli konsekwentnie werandowani na powietrzu lub przynajmniej przy otwartym oknie. Przy starszym nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak kontrolować to, czy dziecku jest zimno czy ciepło i po prostu sprawdzałam na karku i opatulałam go najmocniej jak się da. Przy młodszym byłam bardziej ogarnięta i jeśli kark był rozgrzany prawie do wilgotności, to wtedy zdejmowałam warstwę kołdry czy kocyka, żeby dziecko się nie pociło, bo spocone dziecko wyjęte na chłodne powietrze = choroba.
Sprawdzanie karku odbywało się do momentu, w którym dziecku nauczyło się mówić, czy mu ciepło, czy zimno. Starszak nauczył się szybko, młodszy trochę później, ale jeśli szarpał się i uciekał przy zakładaniu dodatkowej bluzy, wierzyłam, że wie, co robi.
5. POKAŻ
Ćwicz z dzieckiem w domu. Pokaż mu lodówkę, pozwól zbadać gotującą się zupę, nazywajcie te rzeczy, że to zimne, to gorące, tak wieje, a tak jest ciepło. Wyjaśniaj mu, co to znaczy, zanim wydrzesz się za nim, żeby założył czapkę, bo ty tak chcesz. To wbrew pozorom bardzo ważne, żeby dziecko nauczyło się samo rozpoznawać, czy mu ciepło, czy zimno. Nie będziesz całe życie u jego boku, a on musi wiedzieć, że jeśli chce pobiegać po parku, to będzie mu cieplej i zdrowiej wtedy się rozebrać, żeby móc się ubrać, kiedy bieganie się skończy.
6. POZWÓL
Pozwól mu sprawdzać samemu. Jeśli mieszkasz na piętrze, otwórz na chwilę okno i daj dziecku sprawdzić, jak na jego oko jest na dworze, jak jego zdaniem może się ubrać. Jeśli mieszkasz w domu – pozwól dziecku wyjść na chwilę w bluzie i zdecydować, czy chce kurtkę i szalik, czy szalik i czapkę czy może jeszcze rękawiczki. Mój młodszy syn, który uwielbia zimno i już w lutym zaliczył moczenie nóg w rzece, jest w stanie wyjść na dwór i wrócić ze słowami, że on dzisiaj chce zimową kurtkę, bo tak. Bo on tak sądzi. Bo dziś tak chce. I ok.
7. RUSZAJ SIĘ
Jeśli nie możecie wyjść na dwór, uchyl okno i potańczcie, poskaczcie, pobiegajcie po pokoju. W ogólnopolskim badaniu nad zawartością wapnia i witaminy D wskazano, że jednym z ważniejszych elementów zapobiegania niedoborom witaminy D jest ruch na świeżym powietrzu. A sam ruch już hartuje, więc jeśli nie możesz wyjść na dwór, kup kwiaty, filtr powietrza i otwieraj okno jak najczęściej, żeby dziecko miało kontakt z zimniejszym powietrzem. A jeśli możesz – wychodź. Jak najczęściej. Jeśli nie możesz codziennie robić dwugodzinnego spaceru, kombinuj, parkuj dalej od sklepu, żeby przejść się po zakupy, a zanim wsadzisz dziecko do auta, zrób okrążenie lub dwa budynku, auta czy chwilę pospacerujcie. To zajmie dwie lub trzy minuty, ale dwie lub trzy minuty przed każdym wejściem do auta i po wyjściu to już coś.
8. NIE BÓJ SIĘ POGODY
To znaczy ja wiem, że to głównie matce nie jest przyjemnie, kiedy trochę pada, a ty stoisz jak kołek, bo dzieci się bawią na placu zabaw. Wiem, bo wiele razy stałam. Jedyną sytuacją, kiedy nie wypuszczam dzieci z domu jest mróz ponad -15 stopni, jakiś szalony wiatr, burza czy wichura. Każdy najmniejszy deszczyk czy załamanie pogody nie jest dla nas przeszkodą. One pomagają organizmowi dostosować się do temperatury i na nią uodpornić.
9. NIE PRZEGRZEWAJ
Powtarzam to jak mantrę, ale widzę, że wiele mam nie do końca wie, w którym momencie dziecko jest przegrzane. Pisałam o tym w punkcie 4, przede wszystkim kark. Jeśli jest spocony, znaczy dziecku jest za gorąco. I nie trzeba lecieć na łeb na szyję i rozbierać do pieluszki. Tak jak do zimnej wody wchodzimy stopniowo, tak przegrzane dziecko trzeba rozbierać stopniowo. Czasem, kiedy piszę, żeby nie przegrzewać, dostaję odzew mam, że hej, ja puściłam dziecko bez bluzy i kurtki i się zaziębiło. No jasne, że się zaziębiło, jeśli wcześniej biegało w całym rynsztunku. Z tego rynsztunku i okutania, jeśli do tej pory tak było dziecko ubierane, rozbierać trzeba powoli i jeśli dziecko nie jest do zimna przyzwyczajone, to puszczaj go w kurtce, ale zdejmij na początek jedną warstwę – może tę bluzę właśnie albo dodatkową koszulkę? A może najpierw spróbuj punktu 10? O tutaj jest:
10. BAW SIĘ
Kiedy opublikowałam filmik z synem bawiącym się dinozaurami zamrożonymi w kostce lodu, wszyscy zwrócili uwagę na to, że ma śrubokręt w ręku i że to fajna zabawa. Ale to też element hartowania i to właśnie teraz, kiedy jest już w miarę ciepło i raczej mi nie zamarznie kując lód z dinozaurami. Polecam też takie zabawy w wannie z ciepłą wodą. Kostki lodu włożone do kąpieli to świetna zabawa i element hartowania. Ścieżka zdrowia w domu, złożona z różnych elementów, w tym kostek lodu lub ciepłych ręczników również bardzo pomaga. Delikatne zmiany ciepła wody pod prysznicem – pasują nawet trzylatkowi.
11. POZWÓL BIEGAĆ NA BOSAKA
Ja wiem, ja wiem, masz zimne podłogi. Ale to nie tylko pozwoli lepiej rozwijać się integracji sensorycznej, ale również pomaga zahartować organizm. Moje dzieci na bosaka biegają również na dworze i to nie tylko w wakacje. Nie obce im są bose przebieżki po śniegu czy mokrych liściach przed domem. Nie, nie, nie! Nie każę ci wywalać dzieciaka za drzwi na bosaka od razu! Żeby to zrobić musi być zdrowy i mieć już za sobą jakieś przygotowanie w tym zakresie, czyli odhaczone poprzednie punkty.
A jeśli lubicie skarpetki i za żadną cenę nie dasz dziecku biegać bez nich, spróbuj delikatnych kilkuminutowych kąpieli stóp w na przemian ciepłej i chłodnej wodzie. Po takim małym hartującym SPA, zakończonym na chłodnym natrysku stóp, obowiązkowo powinnaś zakutać dziecko w skarpetki.
12. WIETRZ POKÓJ
Codziennie, kiedy chłopaki zasną, przykrywam ich na 30 minut kołderką obciążeniową i otwieram okna. Ja sama swojej kołderki nie mam, ale również porządnie wietrzę swoją sypialnię. I to już nie chodzi o świeże powietrze [wiadomo, nie zawsze jest świeże], ale o tę niższą temperaturę, do której organizm pozwala się przyzwyczaić.
13. POLACZEK-CEBULACZEK
Ja tam lubię poczciwą polską cebulę i czosnek. Razem z pietruszką wbijam ją do każdej potrawy, a jeśli nie pasuje, zmieniam potrawę tak, żeby można było je dowalić. Mimo że przedwiośnie pełną gębą, wciąż bazujemy na czosnku i cebuli, które jemy w zapiekankach, gulaszach i surówkach z kasz i zupach. Ze swojej strony powiem, że pieczony czosnek smakował nawet mojemu starszemu niejadkowi. A masło czosnkowe zapiekane w bułce w piekarniku lub na ognisku praktycznie nie smakowało tym czosnkiem, a miało go w sobie w opór.
14. LODY LATEM I… ZIMĄ
To też sposób na przyzwyczajanie organizmu do zimniejszej temperatury i w naszej zamrażarce lody są praktycznie zawsze. W sumie to nawet wolę dam dzieciom zimą owocowy sorbet niż chemicznie słodkie żelki.
15. BASEN, BASEN I JESZCZE RAZ BASEN
Jednym z powodów, dlaczego wybrałam starszemu szkołę, a z młodszym pracujemy nad przedszkolem są regularne zajęcia na basenie w tych placówkach. Podczas pływania naczynia krwionośne kurczą się i rozkurczają na przemian, a kiedy już wyrobią swoją elastyczność nie reagują już tak szybko na nagłą zmianę temperatury, dzięki czemu organizm rzadziej się przeziębia [właśnie podczas tych nagłych skurczów jesteśmy bardziej na przeziębienia podatni]. Ale zanim zapiszesz dziecko na basen, skonsultuj się z lekarzem, bo na przykład przy częstym zapaleniu ucha środkowego, może to być ryzykowne.
16. DBAJ ROZSĄDNIE W CHOROBIE
Moje standardowe działanie, kiedy któryś z chłopców ma podwyższoną temperaturę to… otwarcie okien w domu. Czasy wsadzania gorączkujących dzieci do pieca minęły, żeby zbić gorączkę, ciało trzeba ochłodzić. Po leki sięgam dopiero wtedy, kiedy temperatura przekracza 38,5, do tego momentu wietrzę pokoje i stosuję okłady z ręcznika zamoczonego w letniej wodzie na wątrobę, czoło, pachwiny i kark. Chłopcy są odporni i na moje nieszczęście, nie dają oznak przy lekko podwyższonej temperaturze. Ona im w pewnym momencie skacze i nagle dziecko zaczyna mi omdlewać i termometr pokazuje 40 stopni. Zanim lek zadziała, również wietrzę pokój, okładam ręcznikami, w razie konieczności wsadzam do wanny z wodą chłodniejszą o 1-2 stopnie niż temperatura ciała. Do lekarza zamierzam iść, kiedy taka gorączka trwałaby dłużej niż 2-3 dni, ale do tej pory najdłużej zdarzyło nam się chorować dwa razy. Raz starszak, kiedy miał 2 lata i przez dwa dni gorączkował przy trzydniówce. I kilka dni temu zachorował młodszy, gorączkując 1,5 dnia.
I katar… ten okropny katar. Nie jest przeszkodą, a wręcz wskazaniem, żeby oczyścić nos na powietrzu. Jeśli oprócz kataru dziecku nic nie dolega i ma siły biegać – niech biega na dworze, niech nie kiśnie w domu, bo kiszenie nic mu nie da. Świeże powietrze oczyści nos, więc wywalaj na dwór, w ostateczności otwórz okno.
17. OGRANICZ ANTYBIOTYKI
Antybiotyki chłopcy przyjmowali raptem 2-3 razy w życiu i uważam, że to również jeden z sukcesów ich odporności, że nie przyjmowali ich w życiu dużo. Stąd też rozumiem frustrację rodziców, kiedy ich dzieci nie mogą się od antybiotyków uchronić i przez to ich odporność jest osłabiona. To czasami walka z wiatrakami, bo co naprawisz w domu, antybiotyk zepsuje. Niemniej warto walczyć, starać się pracować nad tym, by te antybiotyki potrzebne były coraz rzadziej.
Budowanie odporności dziecka to nie jest łatwa sprawa. Z każdej strony jesteśmy otoczeni dobrymi radami zatroskanych babć, ciotek, a nawet obcych ludzi. Pamiętam te miny, kiedy ponad rok temu, w grudniu, młodszy wskoczył do morskiej wody się wykąpać. W jednej chwili stałam się najgorszą matką na świecie, co skazuje dziecko na zapalenie płuc. Jednocześnie nie było na całej plaży nikogo, kto by mi dziecko z tej wody z własnej woli wyciągnął, a ja wiedziałam, że moja odporność kuleje na tyle, że jak sama wejdę za nim do wody, to na bank wyląduje w szpitalu. Koniec końców, pochorowała się po tym wszystkim osoba postronna – starszak. Dostał kataru i dwa dni chodził z kaszlem. Młodszemu ta kąpiel nie zaszkodziła i od tamtej historii po raz pierwszy zachorował kilka dni temu na 1,5 dnia, zarażając się od starszaka jakimś szkolnym wirusem grypopodobnego dziadostwa.
I wiem, że kiedy zaczniesz hartować lub będziesz kontynuować hartowanie dziecka na wszystkich frontach, spotkasz i zdziwione, i karcące spojrzenia. Będziesz czuła opór babci przed ubraniem dziecka jej zdaniem za lekko, będziesz walczyć z górą słodyczy przynoszonych do domu, by ucieszyć wnuki, będziesz miała nie raz, nie dwa zalaną łazienkę po wodnych kąpielach i pewnie szczuplejszy portfel, jeśli uda wam się chodzić na basen. Pewnie sama nie raz, nie dwa, zmarzniesz pilnując dzieci eksplorujących świat w deszczu i odstoisz swoje w kolejce, żeby mieć zapas witaminy D Meltiki. Niemniej będzie warto. Może nie zobaczysz efektów szybko, może nie będą spektakularne, ale jeśli zaczniesz teraz, w tym momencie, gdy na dworze coraz cieplej i bezpieczniej dla organizmu, przyszła zima może nie będzie taka zakatarzona i chorobowa.
Teraz masz szansę powalczyć o tę odporność, później może być już za późno.