7 niebezpiecznych rzeczy, na które pozwalałam, pozwalam i będę pozwalać moim dzieciom

Nasze dzieci nigdy w historii nie były tak chronione i bezpieczne jak obecnie. Nigdy w historii nie było aż tak szeroko rozwieszonego parasola ochronnego, który podtrzymywaliby nie tylko rodzice, ale i społeczeństwo: szkoła, policja, ochrona, kamery, aplikacje śledzące itp. A mimo wszystko i tak każdego dnia dochodzi do jakiegoś wypadku. Każdego dnia komuś coś się dzieje, przez co nasze złudne poczucie bezpieczeństwa rozbija się w drobny pył. W rozpaczy i strachu powiększamy nasz parasol, myśląc, że uda nam się uchronić dziecko przed wszystkim, i nie zastanawiając się, czy przypadkiem nie robimy tym dziecku krzywdy.

 

 

Zawsze, kiedy pokażę moje dzieci robiące jedną z poniższych czynności, odezwie się ktoś, czy nie boję się, że zrobię dziecku krzywdy. Zawsze mam ochotę powiedzieć, że krzywdę dziecku zrobię, zapinając je chociażby w ten durny pas Smart Kid coś tam zamiast po ludzku w fotelik. Z reguły jednak staram się zasugerować, że większą krzywdę zrobię dzieciom jeśli NIE NAUCZĘ ich, jak się posługiwać danymi rzeczami, jeśli te rzeczy schowam i będę starała się pilnować, żeby one nigdy nie miały z tym do czynienia. Nigdy to mi się nie uda ich przed wszystkim uchronić. Zamiast marnować czas na zabranianie im pewnych rzeczy, wykorzystuję go do pokazania dzieciom, jak bezpiecznie te rzeczy robić. Żeby kiedyś, gdy nie będę obok nich, wiedziały, jak się zachować.

 

 

1.  ZABAWA NOŻEM

 

To była jedna z pierwszych mini dram na moim Instagramie, mimo że nie mam tam aż tylu obserwujących i spodziewałam się tam raczej „najwierniejszych” i obeznanych z tym, co robię z dziećmi,  czytelników. Mój błąd. Filmik, jak mój młodszy syn kroi nożem [tępym!] rozgotowaną marchewkę wprawił w zawał serca kilkadziesiąt matek. Filmik, jak obaj moi synowie robią sobie sami owocową sałatkę, krojąc owoce ostrymi tym razem nożami, sprawił, że kolejne kilkadziesiąt osób przestało obserwować mój profil, a kilkanaście wyraziło swoje oburzenie, że sześciolatek i trzylatek nie pilnowani bawią się nożami.

 

 

CZEMU NA TO POZWALASZ? I JESZCZE SIĘ ŚMIEJESZ, JAK PRAWIE SOBIE PALEC UCIĄŁ! SŁYSZAŁAM! RECHOCZESZ!

 

I tu wyszło moje życie w bańce, bo żyję sobie spokojnie w mojej banieczce, dietę dzieci rozszerzałam BLW i mimo że obaj chłopcy od najmłodszych lat używali łyżki, żaden sobie oka nie wydłubał. Pierwsze noże do smarowania masła dostali razem z widelcami i rzeczonymi łyżkami. Mój starszak pierwszą samodzielną kanapkę z masłem i serem zrobił w wieku trzech lat. Od roku potrafi samodzielnie zrobić tosty, krojąc wędlinę, ser i obsługując gorący opiekacz. Młodszy praktycznie od urodzenia asystuje mi przy gotowaniu obiadu, siedząc na blacie obok garnka, a nie w kitchen helperze. Bo wychodzę z prostego założenia – jeśli moje dzieci nie nauczą się pod moją asystą korzystać z rzeczy ostrych, gorących itp. – będą chciały same próbować. A ja mogę nie być w stanie ich uchronić. I nie zawsze będę w stanie ich obserwować. Lepiej więc niech uczą się, kiedy mam siłę i ochotę. I wiedzą, co się wiąże z nożem, garnkiem, patelnią czy gorącym opiekaczem do kanapek.

 

 

2. ZABAWA OGNIEM

 

Kojarzycie te rysunki, że ogień dla dzieci jest zakazany? Już jako dziecko się z nich śmiałam i ostentacyjnie bawiłam się zapałkami. Na złość tym rysunkom. No głupie, ale byłam dzieckiem. Zarówno jeden i drugi syn od dziecka ma do czynienia z ogniem. Młodszy uwielbia obserwować podpiekającą się na gazie cebulkę, starszy pomaga mi podkładać do pieca, obaj chłopcy angażują się w pomoc w zebraniu opału na zimę i każdy z nich rozpalał z tatą ognisko. Pozwalamy im biegać z podpalonymi patykami i obserwować, co się z nimi dzieje. Jedną z ulubionych zabaw młodszego jest zapalenie świeczki i lanie wosku na kartkę, żeby ułożył się w rysunek.  Obaj wiedzą, skąd się bierze ogień, jak działa, jak szybko może spalić kartkę, jak szybko węgielek, kawałek drewna, próchno czy drzazgę [w blaszanej misce sprawdzane], jak należy zabezpieczyć ognisko i czym ogień ugasić. Wszystko pod naszą obserwacją. I szczerze mówiąc, wolę, żeby moje dziecko pobawiło się zapałkami przy mnie, niż poszło z nimi do lasu czy do pokoju i sfajczyło albo młodniak z hektarem puszczy, albo nasz dom. A dziecko z zaspokojoną ciekawością i czujące akceptację tej ciekawości, nie będzie czuło potrzeby ukrycia.

 

 

3. ZABAWA Z LODEM

 

Oj. Te zdjęcia na lodzie to ja też pamiętam. I pytania, czemu pozwalam dzieciom na lód wchodzić. Oj ja bezmyślna i głupia. Pocieszam się podejrzeniem, że te komentarze pisali ludzie z miasta, którzy myśleli, że ja też jestem z miasta i przyjechałam se nad jezioro i puściłam dzieci na lód bez słowa. No bo jeśli wiedzieli, że jestem z Mazur i mieszkam w najbardziej „wodnym” zakątku tego rejonu, to kompletnie nie rozumiem ich oburzenia. Ja bym była bezmyślna, gdybym, mieszkając przy jeziorze, rzece, przy bagnach, torfowiskach i terenach podmokłych nie pozwoliła dzieciom zapoznać się z tym, co może im się stać na spacerze. Byłabym bezmyślna i głupia, gdybym nie pozwoliła im na własnej skórze i w kontrolowanych warunkach pokazać, jak rozpoznać mocny lód, jak rozpoznać ten, co może pęknąć, jak się wsłuchać w jego pracę, która na rzece jest inna, inna jest na jeziorze, jeszcze inna na bagniskach. Co z tego, że zabronię im wchodzić na lód? Kiedy mnie nie będzie – wejdą na niego sami, z ciekawości. I wtedy może stać się tragedia, jeśli nie będą wiedziały ani jak sobie na tym lodzie radzić, jak sobie lub komuś pomóc i czy w ogóle na taki lód wejść można.

 

 

 

4. ZABAWA W BŁOCIE I BRUDZIE NA BOSAKA

 

Kolejna rzecz, choć, na szczęście, już trochę oswojona. Mimo to zdarzają się omdlenia na widok tego filmiku. Kiedy wrzucam filmiki, jak chłopcy biegają po kałużach NA BOSAKA, wciąż padają pytania, czy nie boję, że wejdą na gwóźdź. Jakby gwoździe rozsypywano razem z solą zimą lub regularnie wypadały z aut na drogę. Padają też pytania, czy nie boję się, że chłopcy wejdą na osę czy pszczołę. To jest bardzo ciekawe, bo obok domu mamy nasze trzy ule z kompletnie dzikimi pszczołami – nie zdarzyło nam się nigdy na żadną z nich wejść. Być może wiąże się to z tym, że sieję bardzo dużo kwiatów, nie mamy wybrukowanego podwórka i nasze pszczoły nie są zdesperowane w poszukiwaniu pożywienia. A chłopcy zwyczajnie bardziej ostrożniejsi.

Bo nie raz i nie dwa naskoczyli boleśnie na szyszkę czy kamyk, więc nauczyli się patrzeć pod nogi. Chodzenie na bosaka to jedna z lekcji uważności, świetna terapia Si i cudowny masaż stóp.

 

5. PŁYWANIE BEZ RĘKAWKÓW I KAMIZELEK

 

O tym już swego czasu pisałam. Nie pozwalam dzieciom pływać w żadnych akcesoriach. Bawić się mogą – czasami. Ale do wody zazwyczaj wchodzą bez niczego. Korzystają z wyobraźni i uczą się znać swoje ciało. Bo jeśli wpadną kiedyś do wody, to mało prawdopodobne, że wpadną w kapoku czy rękawkach [chyba że z żaglówki wpadną czy kajaka, bo tam zawsze noszą kamizelki]. Jeśli wpadną do wody z brzegu/mostu/molo czy pomostu wpadną bez rękawków, kamizelki, koła czy czegokolwiek. I dopóki nie nadejdzie pomoc, będą musiały sobie radzić same. Stąd też moja konsekwencja w tym temacie. A poza tym nie chce mi się tego całego tałatajstwa nosić nad rzekę.

 

 

6. ZABAWA ELEKTRONARZĘDZIAMI

 

Jest jakiś taki mit, że dzieciom nie wolno używać elektrycznych narzędzi. A potem są płacze, że dziecko nie pomaga w domu. Nie wiem, moje dzieci mogą używać. Używają tostera, odkurzacza, MIKSERA [nie, jeszcze sobie nie wkręciły palca], włączają pralkę, kosiarkę, dmuchawę, młodszy miał pierwsze swoje razy z wiertarką [póki się nie zepsuła]. A jeśli chcą, mogą sobie zepsute urządzenie samodzielnie rozkręcić. I próbować skręcić. To chyba najbardziej kreatywna zabawa, na jaką można pozwolić dziecku [a fakt, że mogą rozkręcić zepsute urządzenie minimalizuje ryzyko, że kiedyś rozkręcą działające].

 

 

7. WSPINANIE SIĘ NA… WSZYSTKO

 

Zdaje sobie sprawę, co czują matki, kiedy widzą swoje malutkie dziecko na wysokiej drabince. Sama mam dziecko, które praktycznie nie czuje bólu, więc muszę potrójnie uważać, żeby sobie krzywdy nie zrobiło, ale… bez przesady. Moja niewiara, że on sobie nie poradzi, tylko podcina mu skrzydła.

 

 

Od kilku lat krąży po necie taki obrazek rodziców obcinających skrzydła swojemu dziecku. Ja te nożyczki wyrzuciłam dawno temu. Kupiłam sobie za to mentalny klej do piór, żeby, jak już te moje ptaszki z domu wylecą, leciały leciały świadomie, leciały pewnie i leciały bezpiecznie. I nie pocięły sobie palucha robiąc kanapkę jako nastolatka. Ja se pocięłam. Rzadko miałam kontakt z kuchnią jako dziecko. Do dziś mnie, cholera, ten paluch rwie na zmianę pogody.

 

Joanna Jaskółka

Joanna Jaskółka – w Sieci znana jako MatkaTylkoJedna – od dziesięciu lat przybliża życie na wsi i pisze o neuroróżnorodnym rodzicielstwie w duchu bliskości. Autorka książki „Bliżej”.

Wspieraj na Partronite.pl

Możesz wesprzeć moją pracę, dołączając do moich patronek.

Spodobał Ci się mój artykuł?

Możesz wesprzeć moją pracę
i postawić mi wirtualną kawę.

Może Cię też zainteresować...

Rzuciliśmy szkołę! (2)

Tydzień na edukacji domowej – jak zorganizowałam chłopcom naukę?

Rzuciliśmy szkołę!

Rzucamy szkołę i przenosimy się do Szkoły w Chmurze [podkast]

DSC_2519

Ciekawostki o kurach, z których pewnie nie zdawałaś sobie sprawy