Wczoraj zabraliśmy dzieciaki na basen. Standardowo do Gołębia, bo najbliżej. Basen w hotelu ma to do siebie, że można spotkać tam masę różnych, obcych ludzi i zweryfikować to, jak oni reagują na zachowanie twoich dzieci oraz to, jak dzieci reagują na obcych. To ostatnie jest dla mnie bardzo ważne, bo moje dzieci oprócz wakacji nie mają dużo kontaktu z obcymi, a chciałabym, żeby wiedziały, jak się wobec nich zachowywać, że muszą zachować ostrożność i że nie każdemu muszą mówić „Dzień dobry”.
Powiem szczerze, że miałam z tym „Dzień dobry” dylemat. No bo jak to tak – dziecko, które się nie wita, jak mamusia, wychodzi na niewychowanego buca. Z drugiej strony nie mam w zwyczaju zmuszać do czegoś dzieci. Liczę na to, że same podejmą dobre decyzje, a ja jestem tylko od tego, żeby je na te decyzje naprowadzić lub pomóc je podjąć. Stanie nad nimi i natrętne gadanie „Powiedz Dzień Dobry, no powiedz, no!” strasznie mnie krępowało, nie dlatego, że dzieci mówić nie chciały i wychodziłam na kiepską matkę, nie! Dlatego, że czułam ich opór i wiedziałam, że moje napieranie tylko je negatywnie nastawi nie tyle do mnie, co do tych ludzi [piszę „one”, choć chodzi na razie jedynie o starszego, niemniej za chwilę będzie też o młodszym, więc umierajcie z zazdrości, że Adaś mówi – nie mówi jeszcze:) Ale kwestia witania się z obcymi również jego dotyczy].
No, ok, powiesz, a co jeśli nie będę zmuszać dziecka do witania się z nieznajomymi i ono nigdy się nie nauczy, że tak się wita?
Spokojnie, jeśli ty się witasz, dziecko wpoi sobie twoje zachowanie. Albo przywita się po swojemu. Albo po prostu uznało, że twoje „dzień dobry” wystarczy i mówisz za was dwoje [wiele rzeczy przecież robisz za was dwoje i często wyręczasz malucha, prawda?]. Bo to jest też kwestia przewodnika stada – jeśli ty już powiedziałaś „Dzień dobry”, dziecko nie widzi potrzeby powtarzać po tobie tego samego, może nie wie, czy powinno? A może jest już tak zafascynowane otaczającym go miejscem, że zwyczajnie zapomniało? Spokojnie, dopracujecie to, przegadacie, kiedyś się nauczy. Przykładamy niesamowitą wagę do tego dzień dobry, jakby od niego zależało, czy dostaniemy w obliczu znajomych piątkę z wychowania.
Jakiś czas temu zorientowałam się, że starszy syn nie mówi panu kierującymi szkolnym busikiem „Dzień dobry”. Nie doszłam jeszcze do tej teorii o naturalnej ostrożności i zmusztrowałam synka przy wejściu „A przywitasz się z panem?”. A pan kierujący uśmiechnął się i powiedział:
– On mi zawsze mówi „Cześć”, jak już pani zamknie drzwi i chce ze mną pogadać. Spokojnie. 🙂
Czyli po prostu syn uznaje, że moje „Dzień dobry” na początek wystarczy, a z panem wita się, kiedy chce uprzejmie zacząć z nim rozmowę. Wszystko w normie.
Na basenie
I tak wczoraj byliśmy na basenie. Władowaliśmy się do środka z tymi tobołami, dziećmi na rękach, bo młodsze uciekało do baru [wie, co dobre], a starsze kręciło się wokół kolumn. Weszliśmy z tymi dziećmi i głośno z chłopem przywitaliśmy się z paniami z recepcji basenu. Chłopcy milczą. Panie się na nich patrzą. Chłopcy dalej milczą. No nic, szybciutko ogarnęliśmy nasze paski, podziękowaliśmy, zapłaciliśmy, gorzko szlochając ukradkiem, że starszy już nie ma darmowej wejściówki i poszliśmy do przebieralni. W przebieralni wyjątkowo szybko się ogarnęliśmy [im częściej jeździmy, tym szybciej nam się udaje wyszykować] i srruuu do wody. W wodzie trochę ludzi. Spędzaliśmy sobie czas, a Adasiek szalał jak nigdy, nie obawiając się zatopień, podtopień i głębokiej wody. Co jeszcze bardziej upewniło mnie, że z tym brakiem rękawków miałam rację – gdyby to dziecko miało jeszcze zapewnione rękawkami bezpieczeństwo, totalnie by już nie obawiał się jakiegokolwiek niebezpieczeństwa.
W końcu po wypróbowaniu wszystkich atrakcji, powoli zaczęliśmy zmierzać w kierunku basenu najbliżej wyjścia. Tam jest głębiej niż w baseniku dla dzieci, ale to wcale nie zniechęciło Dasia. Maluch twardo pokonywał wodę, w sytuacjach kryzysowych odwracając się na plecki dryfując bez ruchu w kierunku krawędzi basenu. Uparcie brałam go na ręce i ściągałam z powrotem na środek, bo kiedy dziecko czuło, że może wyjść z basenu, rezolutnie wychodziło i biegło bosymi nóżkami po mokrej powierzchni do innego miejsca, które wpadło mu w oko. Przy kolejnej ucieczce, do mojego syna podszedł facet, który z żoną przyglądał się wysiłkom mojego malucha.
– Dzień dobry, kolego! – powiedział przyjaźnie, a Dasio zmierzył go wzrokiem usiłującym zmieść typa z powierzchni ziemi.
– Uciekasz mamie, chłopczyku? – kontynuował pan, a Dasio kontynuował próby zmiecenia, jednocześnie usiłując się wycofać z niemiłego mu spotkania.
– A może pójdziesz ze mną? – facet wyciągnął rączkę ku Dasiowi i puścił do mnie oczko – Mam cukiereczki! – ale Dasio stanowczo zrobił krok w tył, jednocześnie oglądając się za siebie w poszukiwaniu pomocy. Pomoc w postaci mnie stała w wodzie zafascynowana tym, jak jej syn reaguje na obcego, zaczepiającego go faceta, ale zachęcająco kiwnęła ręką w kierunku syna, by wracał do mamusi.
– Nie chcesz iść ze mną? – zasmucił się pan, ratując się pobłażliwym uśmiechem i rzucając do mnie zdziwione spojrzenie, że nie zachęcam dziecka do kontaktu, a Dasio, kręcąc głową, że nie, odwrócił się i jakby nigdy wcześniej nie biegał na złamanie karku po mokrej podłodze, dostojnie zrobił trzy kroczki prosto w moje ręce. Odpłynęliśmy, czując na sobie zdziwione spojrzenie i dzierżąc zapewne łatkę „nieuprzejmych, niechcących się przywitać gburów”.
No powiedz „Dzień dobry”!
Kiedy już wracaliśmy do domu, zastanawiałam się, jakie często komunikaty słyszę, gdy jakieś dziecko nie chce się przywitać, nie chce się zapoznać, nie chce „być uprzejmym”. Co wtedy mówimy?
„Przywitaj się z panem”, „Powiedz dzień dobry”, „Podaj rączkę”, „Nie bój się pana/pani”, „No co ty taki nieśmiały”, „Bądź grzeczny, przywitaj się”.
Jeśli nie umiesz pokonać przeciwnika, to się przed nim schowaj
Usiłując pokazać nasze sukcesy wychowawcze, musztrujemy i zmuszamy dzieci do kontaktu z obcymi ludźmi, podczas gdy… dzieci raczej dla własnego dobra POWINNY być nieufne. I właśnie tę nieufność dostają w pakiecie genealogicznym jak wszystkie ssaki. To ona pozwala przetrwać niedolnym do walki stworzeniom. Jeśli nie umiesz pokonać przeciwnika, to się przed nim schowaj. Rozważając wszystkie za i przeciw mówienia obcym dzień dobrym, oprócz chwilowego poczucia satysfakcji, że nasze małe dzieci są uprzejmie, nie widzę żadnego innego plusa, a same minusy – uczymy dzieci, że obcy są fajni, że trzeba traktować ich przyjaźnie, że pierwsza lepsza obca osoba ma w stosunku do dziecka przyjazne zamiary, że powinien obcym ufać.
I ja przepraszam, ale czy nie jest zupełnie odwrotnie?
Obcy człowiek, to obcy, a nie przyjaciel
Obcy człowiek to obcy człowiek. Może być przyjaźnie nastawiony, a może chcieć zrobić dziecku krzywdę. I znając podejście niektórych do hiperbolizacji i nadczytania, od razu sprostuję – nie, nie chodzi o to, żeby uczyć dziecko, że każdy nieznajomy to gwałciciel i jeśli twoje dziecko chętnie wita się z obcymi, nie chodzi o to, żeby mu tego zabronić. Chodzi o to, żeby pozwolić dziecku na swoistą ostrożność i nie wpadać w panikę i wyrzuty sumienia, gdy dziecko nie powie tego magicznego słowa. Dziecko z natury powinno być ostrożne wobec nieznajomych i jeśli takie jest – to dobrze, kiedyś mu minie. Jeśli nie – trzeba nad tym pracować.
Oczywiście, znana ci sąsiadka nie zrobi dziecku krzywdy, dawno nie widziana babcia również. Ale dla dziecka to są obce osoby. Może już je kiedyś widział, ale teraz ich nie pamięta! Zmuszając dziecko do „bycia uprzejmym”, pokazujesz mu, że powinien się spoufalać z każdą obcą osobą, a przecież NIE POWINIEN. Przecież my też, napotykając całkiem obcą i pierwszy raz na oczy widzianą osobę, nie rzucamy jej się na siłę i nie zdradzamy wszystkich sekretów, prawda? Nawet jeśli kogoś znamy skądinąd, to mamy w sobie na tyle ostrożności, by nie ufać mu bezgranicznie.
My tak robimy, a stawiamy nasze dzieci w tej dziwnej sprzeczności – z jednej strony nakazując im witać się z nieznajomymi [lub z ludźmi, których one jeszcze nie znają] i okazywać im serdeczności, z drugiej mówimy „nie wpuszczaj obcych do domu” i „bądź ostrożny”. No ok. Ale skąd takie dziecko ma wiedzieć, kto jest obcym? Czy nie powinniśmy uznać, że obcym jest ten, kogo dziecko nie zna lub nie pamięta? I dać mu święty spokój z uznawaniem pierwszej lepszej osoby za wujka i ciocię i każąc mu się z nimi witać? Pierwsza lepsza osoba może się podać za wujka i dzięki naszej nauce „ufności” zwyczajnie zrobić naszemu dziecku krzywdę. Wystarczy dać dziecku szansę oswoić się z daną osobą, jeśli ją polubi, pierwsze będzie wyskakiwało, żeby powitać ciocię, wujka czy babcię.
Pozwólmy dzieciom na trochę nieufności. Nie przesadzona, może kiedyś pomóc.
Zerknijcie tylko na ten eksperyment:
[embedyt] http://www.youtube.com/watch?v=Dya8pukPEPk[/embedyt]
I zastanawiam się, ilu rodziców pluje sobie w brodę, że wychowali nieśmiałe dziecko, a ilu zdaje sobie sprawę, że ta nieśmiałość, to taki trochę spadek po przodkach. Ci, co byli ostrożni, przeżyli. Więc jeśli kiedyś poznam twoje dziecko, a ono nie będzie się chciało ze mną przywitać, to dobrze. Będzie jeszcze czas się lepiej poznać. Spokojnie.
PS. I nie piszę tego po to, żeby cię przestraszyć – nie. Widzę, jak wielki stres przeżywają rodzice, że ich dzieci się z kimś tam nie witają i aż mnie mdli od kolejnych prób przymuszenia dziecka do przywitania. Wydaje mi się, że gorzej i żałośniej od dziecka nie witającego się, wygląda matka usiłująca namówić za wszelką cenę dziecko do przywitania.
A w ogóle to, ja też nie ze wszystkimi się witam. Jednych nie zauważam, bo jestem wpół ślepa, czasem się nie przywitam, bo od razu zaczynam mówić, czasem zwyczajnie się śpieszę i nie mam czasu, więc tylko machnę ręką, a czasem po prostu się zamyślę. Ludzkie takie. Myślę, że nie nienormalne. Fajnie uczyć dzieci mówić „dzień dobry” na własnym przykładzie, niefajnie jest je zmuszać do uprzejmości i ufności „bo tak wypada”. Sorry. Nie zawsze wypada.
Aukcje ubrań i bucików moich chłopców kończą się jutro tutaj.
Mądra z Ciebie Babka 😉 Ja tam nie kładę nacisku na to. Zdarza mi się jednak często pytać, ale nie przymuszająco: „Pożegnasz się? „, „Powiesz do widzenia? ” W wydaniu Córki będzie to brzmieć: „Pa!” lub „Cześć! ” 😉 Pytam tylko raz i jeśli Córka nie ma ochoty na to – trudno. Mała jest. Ma do tego prawo. Ma czas. Nie nakazuję jej dziękować, prosić… Wiem, że mnie obserwuje. Wiem, że na to wszystko przyjdzie pora. Nie chcę jej też tresować. Chcę, by te „dziękuję”, „proszę „, czy „przepraszam” były, kiedyś, wypowiadane przez Córkę z pełną świadomością. Nie chcę, by rzucała tymi słowami bez zastanowienia i odruchowo. Słowa te wypowiadane w taki sposób, tracą na wartości a dziecko wypowiada je dla świętego spokoju lub z innych, równie płytkich, powodów.
Co do Gołębia, to również wybieramy się do Tropicany w weekend. Z tym, że do Wisły 😀 Aczkolwiek w Mikołajkach bardziej nam się podobało 😉
Miłego wszystkiego 😀
A nie wzięłaś pod uwagę, że ten człowiek mógł chcieć tak „pomóc”? Wcale nie mówił na serio, po prostu widział, że dziecko ciągle ucieka, to pomyślał, że tak wystraszy dziecko, żeby nie uciekało. Wątpliwa to pomoc, ale już nie raz spotkałam się z tym, że starsi ludzie chcą tak „pomagać”, jak widzą jakąś sytuację
No to ja zapytam konkretnie, żeby nie było, że coś nadinterpretuję 😉 Czy Twoje podejście dotyczące mówienia przez dziecko dzień dobry, wtedy kiedy uzna, że ma na to ochotę, „obowiązuje” – Twoim zdaniem – do jakiegoś wieku, czy bezterminowo? 😉 Osobiście jestem również wielką przeciwniczką tych komicznych sytuacji kiedy kilkuletnie dziecko namawia się do przywitania, nie mówiąc już o „daj buziaczka” (!!). Też uważam, że u dzieci w wieku okołoprzedszkolnym niemówienie „dzień dobry” pani na basenie to nie objaw braku wychowania. Akcja z panem na basenie i żałosne teksty o cukierkach to już w ogóle tragedia (swoją droga czy naprawdę dzieci są tak łakome, że poszłyby z kimkolwiek obcym z powodu cukierka?). Natomiast nie jestem w stanie pojąć dlaczego kiedy przyjeżdżam na korepetycje i wchodzę do domu, w którym otwiera mi drzwi mama dziewczynki , za chwile pojawia się dziewczynka i nie mówi „dzień dobry” na mój widok. Zna mnie długo, lubimy się, jest rozmowna, ale o „dzień dobry” zapomina. Inny przykład – uczniowie spotykający mnie – swoją nauczycielkę – na ulicy, w sklepie, w szkole i też nie mówiący czasem „dzień dobry”, mimo, że ewidentnie się widzimy. Albo nagminne podchodzenie do mnie i zagadywanie do mnie na tematy niezwiązane ze szkołą, również bez przywitania się. O ile dzieci w szkole są bez rodziców i powiedzmy, że się zapomniały, o tyle dzieci w wieku szkolnym nie mówiące dzień dobry w obecnosci swoich rodziców, sa już w moim prywatnym odczuciu niekulturalne.
Nie zmuszanie dziecka do mówienia dzień dobry, nie oznacza dawania dobrego przykładu i pokazywaniu oraz rozmowie o tym, „co wypada”. Piszę o tym, może przeoczyłaś. Co do mówienia „dzień dobry” przy rodzicach – pamiętam, że sama czułam się bezsensownie robiąc to, bo skoro rodzice się przywitali, nie widziałam sensu przekrzykiwania ich.
Co innego natomiast sytuacja korepetycji. Nie wyobrażam sobie nie dać mojemu dziecku komunikatu „Hej, byłoby miło, gdybyś powiedział dzień dobry” albo zasugerować mu, co może się stać, jeśli tego dzień dobry nie powie. On sam zdecyduje, czy chce się mierzyć z konsekwencjami bycia nieuprzejmym, czy nie chce, ale moim obowiązkiem jest go uświadomić, co może się stać.
Ok, no więc właśnie o to mi chodziło 🙂
Skoro sytuacja na korepetycjach powatarza się niejednokrotnie, wydaję mi się, że dziecko takiego komunikatu po prostu nie otrzymuje. Dziewczynka jest na tyle bystra, że podejrzewam, że jakbym ja raz sama jej powiedziała, że wypada mówić „dzień dobry”, witałaby się ze mną już w każdym przypadku 🙂
Ja bym za to nie powiedziała mojemu dziecku, że byłoby miło, gdyby powiedział dzień dobry, bo mnie to jakoś nieszczególnie obchodzi do kogo moje dziecię mówi dzień dobry, a do kogo nie. Raczej powiedziałabym korepetytorce, żeby sama dziecko skonfrontowała z tym problemem, bo to przyniosłoby o wiele większy efekt według mnie :).
Wszystko to kwestia tego, co uważamy za przejaw dobrego wychowania. Dla mnie jest to właśnie mówienie dzień dobry osobie, która do nas przychodzi. W związku z tym ja nie będę wychowywać obcego dziecka, ponieważ nie jest to moją rolą.
uważam że dziecko powinno wiedzieć jak zachować się w pewnych sytuacjach i kiedy powinno mówić ” dzień dobry” Samo się tego nie nauczy np. Kiedy wchodzi do szkoły i codziennie widzi Panią sprzątaczkę, czy wchodzi do małego sklepiku gdzie przy ladze stoi Pani trzeba mówić albo przypominać by powiedziało dzień dobry….
Sądzisz że przypominanie w trakcie takiej sytuacji da więcej niż rozmowa na ten temat w domu i własny przykład? Obserwuję dzieci i widzę, że niestety nie.
Są różne dzieci. Przykład moje dzieci mają przykład rodziców plus luźne rozmowy w domu na temat danych zwrotów i proszę notorycznie nie mówiły dzień dobry. Zawsze się pytałam czemu nie odpowiadziałyście sąsiadowi jak wam powiedział dzień dobry. Bo zapomniały ręce mi opadały. Może w życiu to nie jest najważniejsze, ale te mimimum przyda się naprawno. Zaczęłam dziewczyną delikatnie zwracać uwagę po cichu typu. O idze nas sąsiad może mu coś powiemy. Noi to skutkuje. Dlatego rodzice powinni brać pod uwagę że nasze dzieci a inne dzieci to nie to samo. I sztywne trzymanie się rad może nie przynieść efektu.
Dzieci uczą się przez przykład, ale nie „wkład” przymusowy do głowy. Staram się nie zmuszać mojego 2letniego dziecka do mówienia dziękuję/proszę/dzień dobry itp. I ze zdziwieniem obserwuję, że w codziennym życiu sama się nimi posługuje w interakcjach z nami. Z obcymi jeszcze nie, bo wciąż nie ma swobody rozmowy. Ale czujemy niesamowitą satysfakcję gdy np podajemy jej coś, o co prosiła a ona odpowiada „dziękuję mamusiu”. Skoro mówi tak, to usłyszała to od nas. Więc nie boję się, że nie ukłoni się sprzątaczce jeśli my to robimy. Trzeba tylko pozwolić dziecku obserwować. Samo sobie wypracuje normy społeczne na swoim poziomie.
A myślałam że tylko ja tak podchodzę do tego „tematu” 🙂 jeśli moja Mała (2 lata) chce się przywitać to nic jej nie powstrzyma, jesli nie chce to jej sprawa 🙂 Bywa że mowi cześć obcym ale na próbę bliższego kontaktu np. podanie ręki ucieka i chowa się za mną aż milo 🙂
Co do psów i ewentualnego głaskania zawsze jej tłumacze że głaszczemy naszego Pieska a inne pieski mają swoich właścicieli do głaskania, na razie to działa 🙂 Poza tym nasza Psina to wilk w owczej skórze. Niby niepozorny, ale gdy obcy podchdzi do Małej bliżej niż metr nasz Rudy staje przed nią i wyszczeżonymi kłami pilnuje „swojej” dzidzi do odwołania 🙂
Serdeczne pozdrowienia Jaskółko, zawsze przyjemnie tu zajrzeć 🙂
Moi synkowie (3latek i niespełna 2latek) bardzo intensywnie lubią sie żegnać z osobami , najlepiej kilkoma na raz zwrotami pożegnalnymi po polsku i holendersku(taki ciąg „cześć, papa, tot ziens, dag dag, doei doei „(wymowa jest inna) 😉 Wiadomo że jak sie widzimy z kimś kogo oni słabo albo wcale nie znają to są na początku onieśmieleni troche itp więc nawet nie przychodzi mi do głowy by zmuszać ich do powitania. A jak widzą że rozmawiam z kimś dłużej niż tylko „cześć” to zdążą sie w tym czasie rozkręcić, na spokojnie przyzwyczaić do tej osoby więc pożegnanie jest już z ich własnej woli.
Fajnie 🙂 wszystkie artykuły, które tu wyczytuję są w jednym klimacie – ale w pozytywnym znaczeniu, chodzi o spójność i jakieś takie ogólne trzymanie się zasady „wychowuję nie tresuję” – i myślę, że tak właśnie chciałabym wychować moje dziecko (cóż, niedługo będę miała okazję spróbować:) Pozdrawiam!
Moim zdaniem przesadzasz. Pomiędzy nauką podstawowych zasad uprzejmości a zachęcaniem dzieci do ufania obcym aż do takiego stopnia, że by z kimś obcym poszły jest krater możliwości. Dzieciom da się wiele wytłumaczyć, także różnicę pomiędzy powiedzeniem „dzień dobry” „do widzenia” a podawaniem ręki (to już jednak złamanie fizycznej bariery, która z obcymi powinna być zachowana) czy czymś bardziej drastycznym jak pójście z kimś, wzięcie cukierków czy innych „prezentów”. Więc z przekazem się zgadzam, ale z postawieniem znaku równości pomiędzy „dzień dobry” a „pedofile welcome to” już nie.
Zastanawia mnie, jak bardzo mocno muszę podkreślić, że nie stawiam znaku równości, żeby nikt mi nie pisał, że stawiam znak równości 😀
Jaskółko, no sorry, ale jak czytam takie słowa „Zmuszając dziecko do „bycia uprzejmym”, pokazujesz mu, że powinien się spoufalać z każdą obcą osobą, a przecież NIE POWINIEN” to to nie jest znak równości? Dla mnie pomiędzy dzień dobry a spoufalaniem się jest jednak pewna różnica…
Kochana, tak, jeśli patrzysz się tylko na ten fragment, to tak. Szkoda, że nie przeczytałaś więcej, między innymi tego ” I znając podejście niektórych do hiperbolizacji i nadczytania, od razu sprostuję – nie, nie chodzi o to, żeby uczyć dziecko, że każdy nieznajomy to gwałciciel i jeśli twoje dziecko chętnie wita się z obcymi, nie chodzi o to, żeby mu tego zabronić. Chodzi o to, żeby pozwolić dziecku na swoistą ostrożność i nie wpadać w panikę i wyrzuty sumienia, gdy dziecko nie powie tego magicznego słowa.”
Nie wiem gdzie „nadczytałam”. Po co piszesz coś, żeby w następnym zdaniu temu zaprzeczyć? A co do naciskania na dzieci w jakiejkolwiek sprawie, uważam to za bezsens sam w sobie.
To jest cytat z tekstu. Niekoniecznie musi się cały do ciebie odnosić.
Jeśli czytasz tekst, wyrywając z niego pojedyncze zdania i zestawiając z innym pojedynczym, nie znajdując ogólnego przekazu, to wcale ci się nie dziwię, że uważasz, że przesadzam. Przekazem tekstu nie jest teza „nie pozwalajcie mówić dzieciom dzień dobry i nie uczcie ich tego”, jak rozumiem to odebrałaś. Trochę błędnie, ale co zrobić.