Wiem, że o tym marzysz. Wiem, że chcesz, żeby ten mały, biegający po domu człowiek na chwilę choć zamknął usta i przestał gadać. Wkurza cię to, denerwuje, nie możesz znaleźć sposobu, żeby go uciszyć, ale ja specjalnie dla ciebie w komentarzach na moim fp wyszukałam siedem niezawodnych sposobów, by twoje dziecko wreszcie przestało mówić. Serio. To działa. Myślę, że jeśli mamy milczków przeczytają go w odpowiedni sposób, również wyciągną wnioski dla siebie.
1. Milcz
Nie mów po prostu. Na wszystko, na co dziecko wskazuje lub pyta, odpowiadaj „Yhy” albo „aha” i nie mów nic więcej. Nie dawaj sposobności dziecku, by usłyszało ludzką mowę. Nie prowokuj go do rozmowy. Wypraszaj gości, nie wychodź z dzieckiem nigdzie i staraj się mówić jak najmniej, by dziecko nie poznało za dużo słów. Daruj sobie też czytanie, śpiewanie, recytowanie wierszyków. Zbyt duże ryzyko, bo takie osłuchanie może wywołać nieodwracalne szkody poznania nowych słów.
2. Jeśli czasem już musisz coś powiedzieć – to przynajmniej bądź wyrywna
Nie dawaj dziecku szansy do odezwania się, zgaduj jego potrzeby. Patrzy na kubek, pytaj, czy chce kubek i od razu mu podawaj. Liczy się szybkość, by dziecko nie zdążyło odpowiedzieć „tak”. Mów mu, czego potrzebuje. Nie pytaj, nie ma sensu, bo wtedy będzie musiało się odezwać. Nie prowokuj go. Po prostu załóż, że wiesz lepiej i tego się trzymaj. Jeśli dziecko nie załapie od początku i powie, że na przykład chce mu się pić, musisz bardzo szybko zareagować i powiedzieć „Nieprawda!” albo „Już piłeś!” albo „Nie wydaje mi się!”. Działając w ten sposób po jakimś czasie dziecko nauczy się, że wiesz lepiej od niego, więc nie będzie się kłopotać z jakimś głupim proszeniem ciebie o cokolwiek. Nawet o radę.
3. Mów do niego jak do idioty
Czasami rodzice po pierwszych czy drugich urodzinach zaczynają mówić do dziecka normalnie. To błąd! Żeby skutecznie uciszyć dziecko i nie dać mu szansy rozwoju tej przeklętej, wkurzającej mowy, jak najdłużej powinnaś mówić do niego jak do debila. Ciumkać, ciućkać, jojać – wykorzystaj cały asortyment, włączając w niego zdrabnianie. Wiadomo, że łyżeczkę, buteleczkę, wózeczek czy samochodzik , trudniej wymówić niż łyżkę, butlę, wózek czy samochód [auto]. Nie ułatwiaj dziecku zadania, niech sobie nie myśli, że w życiu będzie miał łatwo.
4. Jeśli dziecko powie coś niepoprawnie zmuśmy je, żeby wymówiło to porządnie
Niektórzy rodzice w ogóle nie zwracają na to uwagi lub [o zgrozo] bez komentarza zwyczajnie pytają się, używając poprawnego języka, czy dobrze zrozumieli, o co dziecku chodzi. Naiwni. Tylko pogarszają swoją sytuację, bo za chwilę ten maluch będzie gdakał i nie da im świętego spokoju. To bardzo ważne, kiedy chcesz zniechęcić dziecko do mówienia, żeby stanąć nad nim [nie kucać, bez przesady, nie jesteś przecież dziecku równa] i kategorycznie wymagać, żeby powtórzyło dany zwrot poprawnie. „Ryyybaaa, ryyybaaa, nie jyba, powtórz! Powtórz mówię! Źle! Jeszcze raz”. Jeśli umie pisać, niech pisze to 100 razy na kartce. A najlepiej, kiedy rodzic zrobi świetną rzecz, która jest najlepszym trollingiem na świecie. Kiedy dziecko powie coś niepoprawnie, rodzic staje nad dzieckiem i rozkazuje powiedzieć dziecku to słowo jeszcze raz, ale poprawnie. Czujecie? Dziecko nie wiem, jak jest poprawnie, powiedziało najlepiej jak umie i strasznie się męczy, ale rodzic wtedy nie odpuszcza i najlepiej grozi „Powiedz to porządnie, no! Powiedz porządnie! Jak nie powiesz porządnie, to nie dostaniesz obiadu!”. Następnym razem dziecko pięć razy się zastanowi, zanim się odezwie. A bywają chlubne przypadki, że przestają mówić w ogóle.
5. Daj se spokój ze wszystkimi aktywnościami uruchamiającymi dwie półkule do pracy
Jak wiadomo, pracujące dwie półkule wspomagają rozwój ogólny dziecka, więc szybciutko jak najwcześniej pionizuj dziecko, nie pozwól mu raczkować [strata czasu], nie pozwalaj lepić plasteliną, ciastoliną, wygoń je z kuchni, zabierz biegowy rowerek i w sumie dziecko powinno mieć wyobraźnię, niech wiec siedzi w pokoju i wyobraża sobie, co zrobi, kiedy się wyprowadzi.
6. Nie pozwól mu gryźć, memłać i przeżuwać
Wszystko, co powoduje ruch języka, kształtuje mięśnie buzi, więc oczywiste – pomaga w mówieniu. Konsekwentnie powinnaś wyciągać każdy przedmiot, jaki dziecko memła w buzi, zabronić mu dmuchać, chuchać i jak najdłużej podawać kleiste jak najdrobniej zblendowane papki. Żadnych stałych posiłków, bo istnieje ryzyko, że jakieś mięśnie się jednak wykształcą.
7. Poprawiaj i krytykuj
Ale spoko, jak coś tam twoje dziecko mówi, zawsze możesz złapać się ostatniej deski ratunku: poprawiaj i krytykuj. Zwracaj dziecku uwagę na każde źle wypowiedziane słowo, głośno [najlepiej przy ludziach lub kolegach] powiadamiaj go o każdym błędzie językowym, jaki popełnił. Jeśli zabraknie ci refleksu, popraw go na osobności, ale pamiętaj o surowości w oczach, bo bez niej dziecko nie stanie się wystarczająco niepewne. Poprawiaj, poprawiaj, żeby przypadkiem nie pomyślało, że coś robi dobrze. Wiadomo, że jak pomyśli, że robi dobrze, to zacznie robić to wciąż i wciąż i na dodatek jeszcze lepiej. To tak jak z Polakami za granicą. Wiecie czemu mamy tak dużą emigrację? Bo nikt nam za granicą nie zwraca uwagi na kiepski akcent, nikt tam nas nie poprawia i dość szybko Polacy nauczyli się mówić po ichniemu. I w ten oto sposób tak wiele naszych znajomych siedzi w Anglii i w obcym języku mówi lepiej niż po polsku. Nikt ich porządnie jeszcze tam nie zjebutał, a na pewno nie tak jak w domu.
Jeśli więc martwisz się, że twoje dziecko za dużo mówi – zrobiłam, co mogłam, żeby ci pomóc. Reszta w twoich rękach! Ja się przyznaję, że najczęściej popełniam błąd siódmy. Nie krytykuję i nie poprawiam. I mam co chciałam. Moje dziecko gada dużo, gada coraz lepiej, a do tego nie boi się wyrazić swojego zdania i coraz trafniej oddaje swoje myśli. Na szczęście mam kochane czytelniczki, które stawiają mnie do pionu i przypominają, bym regularnie poprawiała syna za błędy językowe, jakich się ten niespełna czteroletni biedak dopuszcza. Mają rację. Dziecięce słowotwórstwo i szyk zdania, wszystkie dziecięce neologizmy i konstrukcje językowe są okropne! Psują naszą piękna polszczyznę i nie wnoszą do niej niczego wartościowego. Same błędy jakieś, potoczne wyrażenia – obrzydlistwo! A w ogóle to niepotrzebny mi pewny siebie chłopak. Syn powinien znać miejsce w szeregu i czuć strach przed swoim językiem ojczystym, a przede wszystkim, przed jego wiernymi korektorami 🙂 Poprawię się, moje drogie.
Albo nie.
Tekst ma charakter prześmiewczy, choć mam wrażenie, że i trochę dramatyczny.
Jeśli chcesz być informowana o nowych wpisach, obserwuj mój FP – tutaj, najlepiej włącz powiadomienia o nowych postach. A jeśli tekst ci się spodobał – nie wahaj się udostępnić i pokazać znajomym 🙂
Moja nawet przez sen gada… ba, nawet przez sen się kłóci:P
Coraz częściej spotykam się z sytuacją, gdy ludzie, którzy są mi znani z widzenia (w pracy, w bloku, na osiedlu) nie mówią sobie „Dzień dobry”. Coraz częściej też zaczynam się czuć jak dziwoląg lub co gorsza idiotka, gdy łapię się na tym, że po raz trzeci na przestrzeni dwóch tygodni, ukłoniłam się młodszemu ode mnie sąsiadowi, podczas gdy on nie zrobił tego ani razu. I teraz pytanie, czy to ze mną jest coś nie tak, czy z nim? Czy to ja popełniam błąd mając tego typu oczekiwania wobec otoczenia oraz realizując pewien model zachowania społecznego, czy on, tego modelu nie realizując? Czy to błąd, że mnie to razi? Czy to jest istotne, że mniej mam ochotę współpracować z osobami w pracy, które się ze mną nie witają na korytarzu? W kontekście wychowania dzieci to są wbrew pozorom poważne, wymagające rozważenia kwestie. Moim zdaniem, człowiek, który wchodzi do pomieszczenia – np. recepcji basenu, powinien się przywitać z pracującymi tam osobami za pomocą uniwersalnego „Dzień dobry”, podobnie powinien reagować na znane z widzenia osoby spotkane na ulicy, bez względu na to czy mama, mąż albo siostra w których towarzystwie się znajduje, już to zrobiły. Jest to dla mnie element kultury osobistej. Ale może coś, co jest we mnie bardzo głęboko zakorzenione, przesłania mi rzeczywisty obraz sytuacji (najpowszechniejszy błąd świata!)?
I zaznaczam, że zgadzam się w pełni z kwestią osób zupełnie obcych, które chcą z nami nawiązać kontakt na gruncie innym niż oficjalny.
Rozumiem, że ten komentarz miał się pojawić pod innym tekstem, coś się pomieszało, bo to tekst o uczeniu dziecka nie mówienia w ogóle. Ale zastanawia mnie fakt, że większość ludzi [w tym i ty] rozumie nie zmuszanie dziecka do mówienia „dzień z dobry” z całkowitym brakiem wychowania tegoż. Co mnie dziwi, bo jeśli ktoś czyta blog, to wie, że promuję rozmowę, szacunek i wierzę, że odpowiednim podejściem dziecku można powiedzieć wszystko [powiedzieć, nie rozkazać]. No ale jeśli ktoś uważa, że bez rozkazów nie można wychować malucha, to on ma problem, nie ja 🙂 Bo u mnie są efekty, więc pewnie mój syn powie ci dzień dobry 🙂
Kurcze, masz rację! Komentarz miał się znaleźć pod postem „Nie zmuszam moich dzieci do witania się z ludźmi” (jednoczesne komentowanie za pomocą telefonu i rejestrowanie do Disqus troszkę mi nie wyszło ;).
Ech, Pewnie że nie utożsamiam niezmuszania z brakiem wychowania, więcej, nawet wyobrażam sobie wychowanie bez rozkazów. WIĘCEJ – stosuje taki model wychowania! Szok. Niedowierzanie! 😉
Mój komentarz miał być przede wszystkim wyrazem wątpliwości.
To super, że Twój syn, gdyby znał z widzenia moją twarz, powiedziałby mi „Dzień dobry”, rozumiem również, że byłby to wynik tego, że z nim rozmawiasz i stanowisz dobry przykład, ale sama mówisz, że gdy wchodzicie w sytuację społeczną, to nie czuje potrzeby mówienia tego nieszczęsnego „Dzień dobry”, i ok, rozumiem, słowo, ale daje mi to po prostu daje do myślenia. Z jednej strony widzę swoje dziecko i wierzę, że będę w stanie przekazać mu zasady panujące na świecie w atmosferze szacunku i wolności, ale z drugiej, obserwuje te rzesze ludzi, którym te zasady, choć tak proste, są kompletnie obce. Po prostu nie chce tu nic schrzanić, chce się wykazać czujnością bo dobre i ZDROWE relacje społeczne są moim zdaniem bardzo ważne.
(Bezsęsu, oczywiście, że nie schrzanię nic szacunkiem do własnego dziecka, chodzi mi o to, że chyba warto przypominać, dopytywać, przekonywać, uzasadniać – chyba tego mi zabrakło w tekście i o to mi ostatecznie chodzi ;))
Dobra, idę, bo nie umiem lepiej wyrazić moich wątpliwości 😉
P.S. A, nie, bo czuję się w obowiązku podkreślić raz jeszcze, na wszelki wypadek, że zgadzam się całkowicie, że nie należy dziecka zmuszać do wchodzenia w relację społeczną, z osobami obcymi, bez uzasadnienia w sytuacji. Naturalna czujność dziecka jest jego bronią, jak układ immunologiczny.
Te rzesze ludzi, o których piszesz, były zapewne nadwychowywane lub niewychowywane. To ciężko oceniać na zasadzie „inni nie mówią lub źle się zachowują, to moje dziecko też takie będzie”, bo pewnie tak samo wychowują jak ja”, bo nie znasz pobudek innych ludzi do niemówienia. Jedni byli zmuszani i się buntują, innym nikt tego nie powiedział, że tak zwyczajnie wypada. Wolę nie patrzeć się na to, jak się inni zachowują i skupić się na swoim dziecku lub na sobie. Czemu czujesz się dziwnie, że sąsiad nie kłania się pierwszy. A musi? Dlaczego tego potrzebujesz, żeby ci odpowiedział? Poczujesz się lepiej? A czemu, skoro to ty powinnaś czuć się dobrze, że porządnie się zachowałaś, a on nie?
A już myślałam, że dasz mi choć jeden dzień ciszy 🙁 O ja naiwna.
Swoją drogą uwielbiam te Ali połączenia słowne nie z tego świata 🙂 Oddałabym milion (jakbym miała :)) za chwilkę ciszy 🙂
Mojemu to nawet zaklejanie gęby plastrem nie pomaga – gada przez plaster 😉
To jest karalne.
Eee… Żarty są karalne?
Idę się oddać w ręce sprawiedliwości, cicha cela w Białołęce – może pozwolą mi się wyspać 😉
No to teraz koniecznie muszę u mojej dwulatki wykurzyć: „pomańczarowy”…. no nie ma przebacz! Od rana zaczynam musztrę!
Ja to mam ochotę specjalnie utrwalać te wszystkie pokrętne odmiany i te cudne słowotwory Zołziny. Piękne są. Tylko pewnie w szkole nie doceniają pomysłowego języka.
O Matko! Błąd na błędzie 😉 Swoją drogą, czasem marzę o tym, by moje dzieci siedziały cicho. Zwłaszcza jak się kłócą i licytują kto co będzie sprzątać 😉
U nas plasteliny/ciastoliny na razie brak, bo się obawiam, że będzie brana do buzi, bo Tomek (20 miesięcy) ma nadal dużą potrzebę wkładania wszystkiego do buzi… Ale klocki układa już ładnie 🙂 na rowerek jeszcze za mały ale na 2 urodziny chcemy aby dostał biegówkę 🙂
Książek ma ogromną ilość i ta ilość rośnie i rośnie bo my z mężem uwielbiamy książki i nasz dom jest i będzie pełen książek. Tylko Tomek nie chce jeszcze za bardzo gadać 🙂
Znajoma pracująca w przedszkolu ostatnio mi mówiła, że ma 5-latkę która ciućka i jojćia i nie umie mówić normalnie bo rodzice w domu do niej ciućkają i jojciają cały czas i teraz logopeda się męczy aby to naprawić…
ja wiem, że jeszcze tego pożałuję, ale czekam aż Zo zacznie gadać… ekhem pełną gębą 😀
Boże, Boże, Boże! O naiwności! Bo ja bym chciała, żeby roczniak JUŻ zaczął 😀 a trzylatek czasem przystopował. No cóż, wygląda na to, że popełniam same błędy (czasem poprawiam, myślałam że to lepiej np. w przypadku „poszłem” bo młody chętnie się poprawia, ale już zgłupiałam :P).
Asia, genialne!
Przez pierwsze dwa lata uczymy ich chodzić i mówić a pozostałe 20 prosimy aby usiedli i się zamknęli ; )
Jak u Adasia rozwija się mowa? Mój synek (18 msc) mówi ze 40 pojedynczych słów ale jego ulubione komunikaty to y y, u u,… Doczekać się nie mogę na coś więcej 🙂
Adaś mało mówi, dużo rozumie. Praktycznie większość komunikatów ogarnia. A że brat jest wyrywny i często tłumaczy, to Dasiowi mówić się nie chce 😀
U mnie starszak to straszny gaduła i np na 18m całymi zdaniami już mówił a młodszy może z 10-15 słów wtedy używał, a tak pokazywał, co chce, resztę brat wytłumaczył i co sie będzie męczył . Właśnie się zastanawiam czy gadulstwo starszego rodzeństwa ma wpływ na późniejszy rozwój mowy u młodszego? Bo u mnie młodszy zaczął nagle mówić jak pojechaliśmy do babci na wieś na kilka tygodni, starszy brat był zajęty gospodarstwem, młodszy właśnie trochę odizolowany był wtedy od brata, pokazywanie się nie sprawdzało bo wszystko było gdzie indziej, babcia nie rozumiała tych yyy eee i trzeba było zacząć gadać. Lawinowo to poszło i teraz na 21m to zdaniami już nawija więc mam dwóch gadułów w domu i dialogi typu „Kacper nie ruszaj taty laptopa bo będzie krzyczał” na co młodszy odwraca się, ogarnia wzrokiem śpiącego tate, wraca do laptopa i spokojnie informuje starszaka ” tata ksiczi nie, tata psi” 😉
Też się nad tym zastanawiam. Starsze mówiło mi ekspresem. Młodsze nie chce się wysilać, choć nikt specjalnie nie tłumaczy. Tylko jakoś tak się utarło, że podstawowe potrzeby młodszego są zaspokajane mimo woli – wszak skoro starsze coś dostaje (przekąska, picie, itp), to trudno żeby młodszemu nie…
Ponoć rodzice najpierw nie mogą się doczekać, żeby dziecko zaczęło chodzić i mówić, a potem marzą tylko o tym, żeby choć na chwilę usiadło i się zamknęło 😉
Ej ale mała łyżka to łyżeczka ? To młodszy już tak trajkocze? ? A mi się zdarza poprawić syna jak powiedział coś nieskładnie, ?, Ale tylko mowię jak powinno być i nie wymagam by powtórzył, mam nie poprawiać? A przeraża mnie punkt nr 5, choć ciastoliny tudzież plasteliny u mnie nie uświadczysz, jakoś mnie nie kręci za to rowerem biegowym codziennie godzina schodzi a młodsza przez to raczkowanie porządnie siedzieć się nie chce naumieć bo ciągle w ruchu 🙂
Młodszy zaczyna po swojemu, ale się nie wcinam 🙂 Jasne, że możesz powtórzyć poprawnie na zasadzie „A ble ble ble ble, mama” to ty mówisz „Chodzi ci o ble ble ble?”. Ale to oczywiście, jeśli chcesz sobie zgotować koszmarny los i nie zaznać spokoju 🙂
Właśnie miałam sie pytać o to jak jednak delikatnie poprawiać dziecko. Bo jednak jak młodszy jeszcze miesiąc temu dikaka wołał na jogurta to za każdym tym „mama dikaka” było moje „chcesz jogurta? ok, już przynoszę jogurta” , czyli teoretycznie pozwalam mu mówić jak chce,a w praktyce tyle samo razy(jak nie więcej) słyszy jednak poprawne słowo(już stety/niestety dikaka przeszło do historii ) . Tak samo jak starszak przyleci na skargę „mamo, Kacper stojał na moim aucie” to w rewanżu usłyszy moje zdanie z poprawną wersją typu „Naprawdę? Stał na twoim aucie? nadal tam stoi?” (na szczęście synek gaduła nie pozwoli mi ułożyć kolejnych zdań żebym odmieniła to słowo „stać” przez wszystkie odmiany, czasy itp 😉 I najczęściej starszak wpada w taki słowotok że jednak zanim dojdzie do końca to zapomnę co powiedział niepoprawnie 😉
U nas Kosmyk mówił na wszystkie auta „Brumki”. Tak mi się to podobało, że sama mówiłam „idziemy do brumka”. I kurde, zaczął mówić „auto’ albo samochód. Kompletnie nie mogłam przekonać całego świata, żeby mówili brumki i nie oświecali mojego syna, że brumki to samochody 😀
U nas jakoś tak się przyjęło, że mówiłam na jego rączki „łapki”. Daj łapki/łapkę (np zakładając rękawiczki itp). Ma już 4 lata, a te łapki to dla mnie tak pieszczotliwie o rączkach, ale niedawno jak powiedziałam „daj łapkę”, na spacerze czy coś, to mnie poprawił: „mama 'nie-łapkę’ tylko rączkę, zwierzątka maja łapki” :/. I tak ciężko mi się przestawić… Mój brat (który mieszka z moją mama – babcią synka, u której spędza czas po przedszkolu, zanim my wrócimy) mu „wyjasnił” z tymi łapkami 😉 Synek nadal mnie czasem poprawia bo jeszcze mówię o „łapce”, ale już coraz rzadziej :/.
U nas tak urodziła się 'bobranoc’ i 'kotn’. I teraz tylko synek mówi poprawnie, a cała rodzina już nie. Bardzo trudno mi było się upilnować gdy pojawiła się na świecie córka.
Za to z dzieciństwa nam zostały określenia, które choć niepoprawne i zrozumiałe tylko dla mojej rodziny (rodzice + rodzeństwo), to jednak kochane są nadal.
Ja poprawiam głownie złą odmianę np jak mówi „mama to jechamy” to mowię tylko że mówi się jedziemy i kurde robię to jakoś tak odruchowo ?. A słowotwórstwo kochałam ale nic już ze starych nazw nie zostało. Poszły w niepamięć wszystkie holohody, hololoty, hotet itp ? Czytaj samochody, samoloty i rower ☺️. Zebra jest zebrą a nie bezą a tata już śpi nie psi.
Ale druga sprawa taka bo, że ponoć drugie dziecko później zaczyna mówić. Starszak zaczął dopiero z miesiąc przed drugimi urodzinami ale wcześniej wydawal z siebie mnóstwo sylab od samego początku a młodsza ma 9 miesięcy i jedyne co z jej ust, oprócz stęków i jęków wychodzi, to mamamama, żadnych gugu baba dada. I co martwić się?
genialne, tylu błędów to chyba w żadnym aspekcie macierzyństwa nie popełniłam – no to teraz mam za swoje – Zu gada jak najęta i niestety już tego nie zatrzymam 😉
a tak już bardziej serio to wiesz ze u nas było odwrotnie, Zuźka miała taką fazę na zdrabnianie, ze np. do mnie mówiła Mamusiczka (bo nawet Mamusia było już za mało zdrobnione :D) i niestety po pewnym czasie i ja zaczęłam częściej zdrabniać co oczywiście wypomina mi mój mąż 😉
Bywa, że dzieci same zdrabniają 🙂 Ale jeśli popełniłaś aż tyle błędów, to niestety, nawet twoja pomoc w zdrabnianiu nie pomogła 🙁