Spore zamieszanie narobił ostatni tekst o kobiecie z metra. Zamieszanie, które zawiało mnie nawet do „Pytania na śniadanie„, gdzie rozmawialiśmy o tym, jak zwrócić uwagę dziecku, żeby wyszło uprzejmie, empatycznie i żeby nikt się na naszą uwagę nie oburzył. Ale jak to w śniadaniówce – mało czasu, nie wszystko się zdążyło powiedzieć. Postanowiłam więc rozszerzyć temat, żeby nikt nie czuł niedosytu.
Wydaje mi się, że my – dorośli ludzie – mamy jakiś takie chore przekonanie, że kiedy my, konkretnie my, nie wkroczymy do sytuacji, to obce dziecko stoczy się do poziomu patologii i w życiu sobie nie poradzi. Czujemy społeczny obowiązek strofować, pouczać, naprowadzać obce dzieci na właściwe naszym zdaniem tory i nie mamy nawet grama refleksji w głowie, że obce dziecko sobie doskonale bez nas poradzi. Tym bardziej że [z moich obserwacji tak wynika] kompletnie nie umiemy zwrócić komuś uwagi, a już o empatii to można pomarzyć. Przejrzyjcie sobie komentarze na pierwszym lepszym blogu – znajdziecie na nich pełen przegląd agresywnych, atakujących lub oceniających bez żadnych przesłanek ku temu, autora. Tekst, który ma być tekstem samym w sobie, staje się pretekstem do ocenienia tego, kto go napisał. I wychodzę z założenia, że jeśli ktoś posiada tę chwilę na przemyślenie podczas wstukiwania kolejnych literek, a z niej nie korzysta, to podczas sytuacji, gdy ma ochotę coś powiedzieć na żywo, nie będzie w słowach przebierał. Kobiet z metra wciąż można ze świecą szukać. Są wyjątkiem.
Dlaczego chcemy zwrócić jakiemuś dziecku uwagę?
⇒ Bo coś nam w jego zachowaniu przeszkadza. Problem w tym, że nie zawsze wiemy lub zdajemy sobie sprawę, co. Mamy w głowach ideał tego, jak powinno się zachowywać dziecko, ideał nieosiągalny, który tworzymy sobie w głowie na podstawie tego, jakich zachowań oczekiwali od nas starsi [a że często idealizujemy swoje zachowania z przeszłości, to nie pamiętamy, że nie zawsze spełnialiśmy oczekiwania rodziców].
⇒ Do tego tkwi w nas wpajane od kilku pokoleń przekonanie, że tylko ostra uwaga pomoże dziecku naprawić swój błąd i zacząć robić dobrze. Nie do końca, bo dziecko zachowuje się najlepiej jak potrafi w danym momencie i jego zachowanie często jest zwykłą reakcją na coś. Każde zachowanie człowieka jest jakąś reakcją na coś lub skutkiem czegoś. Tak samo dziecka.
⇒ Wydaje nam się, że dziecko robi źle. Bardzo częsty błąd, popełniany nie tylko w stosunku do dzieci. „Powinnaś zrobić inaczej bo MI się wydaje, że robisz o źle. Tylko, kurde, właśnie – wydaje ci się. A „wydaje” nie jest pewnikiem. Czy dziecko biegające po chodniku trzy metry od ciebie naprawdę ci przeszkadza, czy wydaje ci się, że nie powinno tak robić? Przed zwróceniem uwagi warto usiąść i pomyśleć, czy dane zachowanie naprawdę nam przeszkadza, czy wydaje nam się, że powinno przeszkadzać. To bardzo ułatwi sprawę.
⇒ Żyjemy w przekonaniu, że bez naszej interwencji dziecko nie będzie wiedziało, jak ma postępować dobrze. No ok, ale dalej nie wiem, w jaki sposób krytyka dziecka powie mu, jak ma się dobrze zachować? Z krytyką jest ten problem, że dużo mówi o tym, czego się nie powinno robić, a mało o tym, jak powinno się zachowywać.
⇒ Myślimy, że rolą rodzica i dorosłego jest upominanie dzieci, a to totalna bzdura. Nie każde złe zachowanie mojego dziecka muszę komentować. Czasem nie ma na to czasu, pory, wiem, że moje gadanie nic nie przyniesie. Są sytuacje, że moje próby dotarcia do dziecka napotkają mur i wrzaski, więc milczę, nie dlatego, że mam złe zachowanie gdzieś, ale dlatego, że czekam na odpowiedni moment, by wyrazić swój żal i rozczarowanie w taki sposób, żeby dotarło. Więc jeśli widzisz milczącą matkę nad źle zachowującym się dzieckiem, to pomyśl, że ona wcale nie ma tego zachowania w nosie. Ona po prostu nie ma w danej chwili narzędzi, żeby do dziecka dotrzeć.
⇒ czujemy potrzebę naprawiania świata i wyłącznie upominaniem potrafimy ją realizować.
Widząc źle zachowujące się dziecko zawsze mamy do wyboru jedno z trzech pierwotnych zachowań:
Zwierzęta [i my również!] mają w instynkcie trzy podstawowe reakcje: ucieczkę, zamarcie albo atak. Atak zazwyczaj wybierają drapieżcy, jeśli się więc na niego decydujesz, nie dziw się, że odpierany jest on gwałtowną obroną i zawsze wliczaj ją do kosztów swojej reakcji. Ale pamiętaj, że…
Nie zawsze musisz reagować na złe zachowanie dziecka
Serio. Jeśli nie wiesz, co robić z szalejącym obok dzieckiem, a ewidentnie cię jego zachowanie z jakichś względów denerwuje i nawet sama nie wiesz, dlaczego [często dlatego, że ty w dzieciństwie nie mogłaś się tak zachowywać albo jeden z powodów wymienionych wcześniej], najlepiej jest zatroszczyć się o siebie i albo założyć słuchawki na uszy [zamieranie], albo… wyjść [ucieczka]. Proste. Dziecko nie może opuścić miejsca, w którym jest, bo to nie ono decyduje, decyduje jego rodzic. Jako wolny człowiek możesz podjąć decyzję, czy chcesz się konfrontować z rodzicem i ponieść wszystkie konsekwencje tej konfrontacji, czy oszczędzić sobie nerwów i zwyczajnie zmienić swojego miejsca pobytu. To jest bardzo często możliwe i o wiele bardziej bezpieczne niż ryzyko konfliktu z obcymi osobami.
W ogóle nie rozumiem tego – nikt obcy nie wchodzi między kłócących się na ulicy kochanków, nikt obcy nie stara się negocjować między wkurzonymi facetami obrzucającymi się wyzwiskami na ulicy, mało kto wchodzi pomiędzy dwie kobiety i z góry zakłada, że jedna z nich ma absolutną rację. Rzadkie zjawisko, prawda? A może warto brać przykład i kiedy widzisz, że matka jest w trakcie pertraktacji ze swoim dzieckiem, po prostu stulić pyszczek i się oddalić, zostawiając ich w spokoju? Ingerując w czyjąś rozmowę, możesz tylko stracić nerwy, ignorując ją lub wybierając ucieczkę, nie tylko zachowujesz spokój, ale też robisz to, na czym ci zależy: wychowujesz dziecko, pokazując mu, że kulturalni ludzie nie chcą słuchać takich kłótni i wrzasków. Serio, serio. Do dziecka możesz mówić i mówić, a ono i tak będzie się patrzyło i naśladowało twoje zachowanie.
Zwracać uwagę dziecku czy rodzicowi?
Jeśli zrezygnujesz z ucieczki i ignorowania, a zdecydujesz się na atak, masz do wyboru – zwrócić uwagę dziecku lub rodzicowi. Większość moich znajomych skłania się do tego, by samemu przyjąć na klatę krytykę, a oszczędzić jej dziecku. Doskonale ich rozumiem, widząc, w jaki sposób ludzie mają w zwyczaju reagować i zwracać się do siebie. Jeśli nie przychodzi ci do głowy nic innego od ośmieszania, oceniania, wyliczania błędów, porównywania, zawstydzania i poniżania, to lepiej faktycznie zwrócić się do rodzica. A jeśli chcesz zwrócić się do dziecka?
Czy naprawdę musisz być drapieżcą?
A może by tak odwrócić sytuację? Strącić się z podestu przekonań, że to ty jesteś jedyną odpowiednią osobą skłonną atakiem zmienić zachowanie czyjegoś dziecka? Przestać myśleć, że jak ty tego nie zrobisz, to nikt inny tego biednego dziecka nie naprowadzi na właściwy tor? A co jeśli zaczniesz myśleć o sobie i olejesz po prostu to dziecko, które ani jest twoje, ani nigdy prawdopodobnie nie będzie? Mocne, nie? Być może, ale ma sens.
Wyobraź sobie, że każdy człowiek to wyspa na morzu. Jedna wyspa ma palmy, druga ma pośrodku wielką pustynię, inna jest wyspą pływającą i czasem się obija o inne wyspy i je „trąca”. Co mogą zrobić wyspy? Mogą zaatakować tę pływającą wyspę i stracić swoje siły na walkę z nią. A mogą zrozumieć nie dający się zmienić charakter wyspy, postarać się zabezpieczyć swoje granice i utrzymywać je w nienaruszonym stanie.
Kobieta z metra wybrała to drugie zachowanie. Broniła swoich granic i nie zamierzała nikogo atakować. Nie potrzebowała zwracać się do mnie, bo widziała, że nie zauważyłam zachowania syna. Zwracając się do mnie, pewnikiem by mnie rozzłościła i wprawiła w zakłopotanie, bo odebrałabym tę uwagę jako prztyczek, że przez moment ja byłam nieuważna. Zaczęłabym się bronić, co w efekcie nie przyniosłoby żadnej korzyści dla dziecka, bo ono by tylko zapamiętało, że mama się pokłóciła z jakąś panią w metrze o jego skaczące nogi. Mama go broniła, pani się to nie podobało. Kto ma rację? Syn wyniósłby z tego wyłącznie dezorientację i robiłby dalej jak robi.
Co zrobić, żeby stać się kobietą z metra?
Na szczęście jesteśmy ludźmi i w odróżnieniu od zwierząt posiadamy jeszcze czwartą możliwość, którą każdemu polecam. O opinię i kilka słów na jej temat poprosiłam Izę z bloga Jestembogata.pl, która podesłała mi takie obszerne wyjaśnienie:
Kobieta, która zwróciła twojemu dziecku uwagę zaspokajała swoją potrzebę troski o dobro wspólne (czyste siedzenie) i szacunku dla dziecka (empatyczne podejście).
Jej sposób zwrócenia uwagi wynikał z tego, że:
- Zakładała, że dziecko ma takie samo prawo do zaspokajania swoich potrzeb, jak każdy inny człowiek.
- I tak dobrała rodzaj komunikatu, aby był on zrozumiały dla dziecka i uwzględniał wszystkie ważne potrzeby- i jej, i dziecka.
Aby takie sytuacje mogły występować częściej potrzebujemy:
- Uświadomić sobie, że dziecko (własne czy cudze) robiące coś, co nam się nie podoba nie jest dzieckiem złym czy gorszym niż my, którzy wiemy lepiej. Ono jest tak samo ok jak my i jego potrzeby są tak samo ważne jak nasze. Istnieje tylko konflikt na poziomie sposobów zaspokajania potrzeb (bo można usiąść tak, by móc wygodnie wyglądać przez okno i nie brudzić siedzenia). To, że dziecko nie pomyślało o tym samo, też nie wynika z jego gorszości, tylko z faktu, że tak było zafascynowane tym, co za oknem, że nie zauważyło, że brudzi siedzenie. Albo nie miało świadomości, że je brudzi.
- Zastanowić się, po co zwracamy uwagę – jakie swoje potrzeby w ten sposób zaspokajamy. Czy chodzi o troskę o innych, o dobro wspólne? Czy o sprawienie, żeby winowajca poczuł się, jak jest marny i zły? Bardzo często zwracamy komuś uwagę tak, by poczuł się marny i nieadekwatny. To ma go zmotywować do tego, by się zmienił i zasłuży na akceptację czy uznanie. I jest to sposobem na nasza potrzebę wkładu do świata. Tę potrzebę można również zaspokoić na inne sposoby, nie zmuszając nikogo do zasługiwania na szacunek. Zgodnie z zasadą „Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe”. Wystarczy sobie pomyśleć, czy sami chcielibyśmy być traktowani tak, jak traktujemy innych?
- Zastanowić się, jakie swoje potrzeby dziecko zaspokaja działaniem, które nam przeszkadza. Może znajdziemy od razu rozwiązanie, które pomoże tak zmodyfikować działanie, by uwzględniało również nasze potrzeby? A może tylko pomożemu dziecku zrozumieć, czemu robi to co robi i pomóc mu znaleźć lepszy sposób na tę potrzebę?
Iza przypomniała mi też cztery sposoby tworzenia komunikatów do dziecka, które mi już weszły tak w krew, że pokazuję wam je czasem w dialogach, a do głowy mi nie przyszło ich dokładnie opisać. Modelowo wygląda to tak:
OBSERWACJA: chłodnym, obiektywnym okiem nazywamy to, co widzimy:
a. Widzę, że wyglądasz przez okno i trzymasz nogi na siedzeniu/widzę, że Twoje buty stykają się z miejscem, w którym inni dotykaja swoim ubraniem. A w innych sytuacjach:
b. Widzę zabawki na ziemi, a prosiłam, żebyś je odłożyła na półkę…
c. Sznurówki ciągną Ci się po ziemi…
d. Mamy 10 minut do wyjścia…
UCZUCIA
a. Niepokoję się/nie podoba mi się to…
b. Jestem ciekawa/zdziwiona/rozczarowana…
c. Obawiam się, że je przydepniesz i się przewrócisz…
d. Denerwuję się…
POTRZEBY
a. Nie chcę, żeby ktoś kto tutaj usiądzie po tobie pobrudził sobie ubranie…
b. Ważne jest dla mnie dotrzymywanie umów…
c. Zależy mi na Twoim bezpieczeństwie…
d. Ważna jest dla mnie punktualność/zależy mi, żebyśmy zdążyli…
PROŚBY
a. Czy możesz usiąść tak, żeby nie dotykać butami siedzenia?
b. Czy możesz odłożyć zabawki na półkę teraz?/powiedz mi, dlaczego zabawki leżą na ziemi a nie na półce?
c. Zawiąż proszę buty/powiedz, czemu masz je rozwiązane…
d. Czy możesz odłożyć książkę i założyć buty.czapkę/kurtkę?
Odpowiedzi są oczywiście modelowe, ale opierają się na głównym przekazie: bronieniu i zaznaczaniu własnych granic opartym na komunikacie „Ja”. Jesteś wyspą, wiesz, że nie zmienisz tej pływającej jak szalona drugiej wyspy, ale możesz tak ustawić obronę własnych granic, by dać tej drugiej do zrozumienia, że lepiej współpracować. I wyraźnie zaznaczyć swoje granice.
W naszym, domowym, przypadku komunikacja często przypomina tę modelową. Zamiast „Jesteś bałaganiarzem”, mówię: „Te walające się po podłodze zabawki denerwują mnie tak, że mam ochotę je wszystkie wyrzucić. Chciałabym normalnie przejść przez pokój i nie potykać się o klocki. Czy mógłbyś je szybko sprzątnąć?”. Albo „Kiedy znowu słyszę „zaraz” to aż zaciskam pięści ze złości. Mam wrażenie, że chcesz mnie tym zdenerwować. To dla mnie ważne, żeby móc przejść przez pokój bez potykania, a wiem, że potrafisz szybko je posprzątać.”.
W innych sytuacjach [przykłady z ostatnich dwóch dni]:
- Chciałabym, żebyś teraz założył buty, bo martwię się, że przyjedzie busik i kierowca będzie musiał na nas czekać, a to go zawsze denerwuje. Możemy czekać na niego z założonymi butami i szybko wybiec, jak przyjedzie.
- Czy bawisz się jeszcze tymi nożyczkami? Martwię się, że Adasiek je weźmie i się pokaleczy. Mam od razu przed oczami, jak wbija je sobie w szyję i cały się krwią oblewa. Mógłbyś mnie uspokoić i schować je do pudełka?
- Powiedz mi, czemu rzucasz chlebem w kota? Jeśli to cię bawi i potrzebujesz dobrego celu, mogę ci narysować na kartce taką specjalną tarczę i będziesz sobie do niej celował pluszakami, chcesz?
- Mieliśmy umowę, że możesz malować szafę kredkami, jeśli potem ją umyjesz. Czuję się rozczarowana, że szafa w dalszym ciągu nie jest czysta. To dla mnie ważne, żebyś dotrzymał słowa, bo wtedy widzę, że mogę na tobie polegać. Czego potrzebujesz, żeby to sprzątnąć? Chętnie pomogę ci przygotować wodę i ręcznik papierowy, jeśli to jest problemem.
- Nie lubię, kiedy na mnie krzyczysz i trzaskasz drzwiami. Mam wtedy ochotę zrobić to samo, a nie podoba mi się wrzeszczenie na siebie. Chciałabym, żebyś mi spokojnie powiedział, co ci nie pasuje. Jeśli chcesz się wyzłościć, zawsze możesz rzucić kaczką w kran pod prysznicem.
- Nie chcę, żebyś skakał po tej kanapie, bo jest nowa i czysta. Jeśli chcesz skakać, to chodź, pokażę ci, gdzie to możesz robić, albo wspólnie znajdziemy inne ciekawe zajęcie. [zdanie, które powinnam powiedzieć, gdy Ola Rosiak w „Pytaniu…” zapytała, co zrobić, kiedy dziecko przyjdzie w gości i dajmy na to zacznie skakać po rzeczonej kanapie. Zawsze możemy zaproponować mu inną, ciekawszą zabawę].
- Jestem ciekawa, czy uda nam się wyjść przed upływem tego i tego czasu [potrzebny minutnik]… Musielibyśmy szybko założyć buty, kurtkę…
Iza z Jestem bogata podesłała mi jeszcze taką historyjkę:
Dzieci w przedszkolu kończą zabawę. Nauczyciel zarządza zbieranie zabawek, bo za chwilę wychodzą na podwórko. Dzieci zgodnie zbierają, układają na pólkach, wiedzą, że jak pozbierają wyjda bawić się na placu zabaw, który lubią.
Kiedy wszystkie zabawki sa na swoich miejscach, Mateusz zrzuca wszystko z powrotem na ziemię.
[Stopklatka]
Jak w takiej sytuacji reagują zwykle dzieci i nauczyciel?
‘Mateusz, dlaczego to zrobiłeś, teraz musimy znowu sprzątać! Przez ciebie nie wyjdziemy na podwórko! Teraz sam to sprzątaj! Jesteś głupi! No nie, Mateusz znowu przeszkadza! Za karę nie wyjdziesz na podwórko, tylk obędziesz sprzątał!’
Obwinianie, zawstydzanie, przywoływanie do porządku i inne przemocowe działania.
Ale nauczyciel potrafił zareagować empatycznie:
‘Mateusz, powiedz proszę, dlaczego zrzuciłeś zabawki na podłogę?’
‘Bo ja lubię sprzątać. Bo lubię, jak wszyscy pracujemy razem i jesteśmy ze sobą” powiedział Mateusz.
Aby empatycznie zwracać uwagę, nie wystarczy znać tylko sformułowania. Zauważ, że w obu przypadkach reakcja dzieci czy nauczyciela zawierała pytanie ‘dlaczego’. Ale pierwsze ‘dlaczego’ było atakujące, obwiniające, a drugie – pozwoliło człowiekowi podać przyczynę działania, bo wypływało z ciekawości, a nie chęci oskarżania czy sugerowania, że źle zrobił. To drugie dlaczego wynikało z założenia, że odbiorca jest w porządku i miało służyć zaspokojeniu potrzeby jasności, zrozumienia.
Zamiast skupiać się na innych, skup się na sobie i na swoich potrzebach
O tym mniej więcej pisałam w tekście o byciu królową, gdy prezentowałam urządzenie Braster do badania piersi. To ty i twoje potrzeby są najważniejsze. Czemu skupiasz się na tym, jakie jest i jakie może być obce dziecko, kiedy podmiotem całego zamieszania jesteś ty? To ty masz bronić swoich granic i zrobić to w taki sposób, żeby przypadkiem nie spowodować na siebie defensywy. Nie twoim zadaniem jest oceniać, poniżać, atakować w jakikolwiek sposób dziecko czy jego matkę, bo to spowoduje odparcie ataku. Twoją rolą jest zwrócenie uwagi w taki sposób, żeby skutecznie ochronić swoje granice przed atakiem i przed kontratakiem i jednocześnie nie skrzywdzić drugiej osoby. Możesz zignorować, możesz uciec, możesz wreszcie skorzystać z zasad porozumienia bez przemocy i stosując zasadę „Widzę, czuję, potrzebuję, proszę” uprzejmie zwrócić się do dziecka. I tylko wtedy, kiedy jesteś pewien, że nie jest twoim celem sprawienie przykrości, otwieraj usta. Może wtedy i o tobie jakaś blogerka napisze wkrótce tekst, który zawojuje przez kilka dni internety?
Zwracam uwagę, bo uważam, że mam prawo do tego, żeby w przestrzeni publicznej moje granice były szanowane. Nie zamierzam zbawia świata, chodzi mi tylko o własne granice. Zwracam uwagę dzieciom i dorosłym, ale dorosłym o wiele częściej, bo to oni zachowują się znacznie gorzej.
To dorośli prezentują takie zachowania jak:
Rozpieranie się w komunikacji publicznej tak, że wciskają się na miejsce, na którym siedzę
Głośne gadanie przez telefon
Publiczne bluzganie
Kładzenie mi się na plecach w kolejce do kasy
Obsrywanie swoimi psami trawników
Ciskanie petów na chodnik
Nie zamierzam formułować komunikatów w rodzaju: widzę, że nie mieści się pan na swoim miejscu (obserwacja), czuję się z tym niekomfortowo (uczucia), chcę siedzieć wygodnie (potrzeby), czy może pan usiąść tak, żeby nie wciskać się na moje miejsce? Wolę krótki komunikat: proszę zabrać nogę z mojego miejsca. Prosić to mogę, jak chcę, żeby moja nie-córka zrobiła mi herbatę. W przestrzeni publicznej mam prawo domagać się poszanowania moich granic i egzekwować to. Średnio mnie też interesuje, dlaczego ktoś zachowuje się chamsko.
Nigdy mi nie działa pytanie „dlaczego”, a z rozmów z wieloma dorosłymi wynikam mi, że oni też na ogół nie znali odpowiedzi na pytanie „dlaczego”. Pytam się „dlaczego” i dziecko milczy jak kamień
Według mnie to jest dlatego, że pytając „dlaczego” wysyłamy informację, że obwiniamy o coś dziecko i teraz w tej chwili oczekujemy od niego odpowiedzi dlaczego zrobiło coś, czego my nie popieramy. Mówię dokładnie co dziecko zrobiło, co czułam i jak to na mnie wpłynęło, i prawie zawsze dostaję wyjaśnienie bez pytania dlaczego :).
Jestem mistrzem.
Ojej, jestem zaskoczona tak przydatnym wpisem na blogu! Czy myslalas o wydaniu książki z opisem roznych sytuacji i przykladowych dialogow z dzieckiem? Bliska mi jest twoja metoda traktowania dzieci, ale ten sposob komunikacji jeszcze nie jest dla mnie naturalny.
Oczywiście ze wszystkim się zgadzam, staram się nie pogłębiać stresu rodziców, nie komentować, nie oceniać, bo moje dziecko kiedyś też nie należało do potulnych, ale jeśli „sceny” odstawia 10-12 latek (własnie kilka dni temu byłam świadkiem takiego zachowania) więc zareagowałam zupełnie odmiennie niż kobieta z metra
https://jagatoja.blogspot.com/2016/11/tytu-dziecko-roku-wedruje-do.html
Przeczytalam gdzies taki cytat ktory calkowicie opisuje to jak sie czesto czuje, ’ It may take a village to raise a child but actually no one cares about the village once the child is born, as the world around ceases to exist.’ Jestem troche zmeczona tym dzieciocentryzmem. Wezmy chocby napisy- 'uwaga dziecko w samochodzie’, czy oznacza to ze jesli w innym samochodzie jedzie 45 letnia ksiegowa to mozna prowadzic mniej ostroznie, poniewaz jej zycie nie jest tak cenne jak zycie dziecka? Znalazlam jako kontre ponizszy znaczek i mysle ze dokladnie demonstruje to jak sie czuje, jakie sygnaly odbieram: nie jestes taka wazna, wogole nie jestes wazna, zostan matka, badz dzieckiem, tylko wtedy twoje zycie bedzie sie liczyc, poza tym jestes tylko niewaznym tlem
ten wpis to nie instrukcja dzieciocentryzmu. to instrukcja empatii.
czyli uważności na odczucia i potrzeby innych, zwłaszcza tych słabszych. uważności nie stojącej w sprzeczności z domaganiem się poszanowania potrzeb własnych.
uważności której wszystkim nam brakuje:
http://www.sciencealert.com/the-most-empathetic-countries-in-the-world-have-just-been-ranked
Zrozumialam tak poprzedni wpis, ten, zwlaszcza z tytulem o wygryzaniu krtani jakos niespecjalnie pasuje mi do hasel o empatii, szacunku i zrozumienia.
wyciągasz z wpisu co chcesz i karmisz się tym.
na pewno masz jakieś swoje ku temu powody. to twój wybór
Artykul mowi o kilku roznych rzeczach. Komentuje te z ktorymi sie nie zgadzam. Podejscie empatyczne w rozmowie podoba mi sie bardzo, nie podoba mi sie reszta wiec o tym pisze.Nie wiem co w tym dziwnego…Jesli ktos wrzuci na swoja strone przepis, czytelnik moze zaczac krytykowac sens uzycia pomidorow i czy warto je zastapic papryka. Czy to tez straszne bo jak juz komentuje to powinien tylko to co dobre albo wszystko?
Ewo, bo ludzie, którzy czują się atakowani, zazwyczaj się bronią. A że matki zazwyczaj czują się na celowniku, to może im się zdarzyć obrona niewspółmierna do ataku. To nie norma. Tak się może po prostu zdarzyć. Sama zresztą napisałaś, że mama rzuca się z pazurami i chce gryźć.
Ja to doskonale rozumiem- tylko probuje wskazac ze tak samo atakowani czasem czuja sie inni, tylko dla nich rada jest wtedy zupelnie inna – tobie wyskakiwac z pazurami nie wolno, ty musisz odejsc, zrezygnowac, poswiecic sie. Zastanawia mnie po prostu jedno – to dlaczego mama nie powinna wysiac, zrezygnowac z czegos, poswiecic sie tylko nakazuje to innym? Mi chodzi tylko o jedno – o to by nie tworzyc podwojnej moralnosci w stylu mi wolno tobie nie.
Ale czemu inna? Czyż nie omijamy i nie ignorujemy dorosłych ludzi, którzy robią zadymę? Czy atakujemy ich? Czemu to oni nam nie ustąpią, czemu z nimi nie walczymy? Nie, bo są zapewne silniejsi albo równi nam [taka rozkrzyczana młodzież albo pijak].Jeśli cię to pocieszy, teoria o trzech sposobach reakcji na kogoś, kto zakłóca porządek jest dla każdego taka sama, czy bezdzietnego: albo uciekaj, albo ignoruj, albo zwróć się empatycznie, jeśli widzisz taką możliwość.
Chciałabym tylko poprosić, żebyś jeszcze raz przeczytała ten tekst i spróbowała zrozumieć to, że NIE ZAWSZE wszyscy muszą matce ustępować. Nie takie było przesłanie tekstu. Chodzi o to, że nie zawsze nam to dziecko tak naprawdę przeszkadza i uwagę zwracamy, bo nam się wydaje, że powinniśmy, dla swojego dobrego poczucia wartości, a nie dlatego, że dziecko autentycznie nam przeszkadza [„Dzieci powinny stać spokojnie” – powiedziała kiedyś jakaś pani do mojego skaczącego na jednej nodze dziecka, a żeby to powiedzieć, przeszła aż 10 metrów]. Ja rozumiem emocje, może źle się wyraziłam w którymś momencie, ale absolutnie nie chodziło mi o to, co zrozumiałam z twoich wypowiedzi, że ludzie muszą matce zawsze ustępować. Jestem zdziwiona, że tak odebrałaś, tym bardziej że na końcu podałam przykłady, w jaki sposób zareagować na przeszkadzające dziecko, żeby pokazać mu realne konsekwencje jego zachowania. Czyli mniej więcej to, o co postulujesz.
Wpis bardzo madry ale wyciagam z niego taki oto wniosek – mama i dziecko sa generalnie swiete, Zwrocenie im uwagi to jakas totalna ostatecznosc i jesli np jestem w restauracji na romantycznej kolacji a wokol naszego stolu biega rozwrzeszczany malec, na ktorego mama nie reaguje,moim zadaniem jest wyjsc z restauracji poniewaz nie mam prawa oceniac mamy ani dziecka, a mama ma prawo jak rozumiem nie reagowac jesli uzna ze nic to nie da, jesli ma inne plany czy wizje wychowania, mama ma prawo nie myslec o ludziach ktorym zachowanie dziecka psuje wieczor.
Powyzsza sytuacje wiec powinna wzorowo uratowac moja strata, bo najwazniejsza jest zawsze mama i dziecko. Ja juz sie nie licze.
Jesli jade autobusem i nie mam ochoty sluchac muzyki, nie mam sluchawek, nie chce tez wysiadac 10 przystankow wczesniej to moj problem bo generalnie przykre zachowanie malca ktore mi przeszkadza znow powinno byc rozwiazane tylko moja strata. Tylko ja mam wiec obowiazki. Mama ma prawo miec plany, wizje wychowawcze, dziecko ma swoje prawa a moim prawem jest tylko rezygnowanie z tego co robie i ustepowanie..?
Tak troche z tego wnioskuje..
Co do ostatniego przykladu z malcem wyrzucajacym zabawki. Bylam swiadkiem podobnych sytuacji i podobnych rozmow i obawiam sie ze przykladowa odpowiedz malca powyzej jest dosc cukierkowa i raczej mozna sie jej spodziewac od dziecka ktore uczone jest w domu rozmawiania o uczuciach i emocjach. W wiekszosci podobnych sytuacji ktorych bylam swiadkiem na podobna reakcje nauczycielki pada odpowiedz – bo tak mi sie podoba! i nastepuje jeszcze bardziej agresywne rozrzucanie zabawek dookola.
Nie wiem, przepraszam ale caly ten wpis sprawia ze jako osoba bezdzietna, a majaca duzo doczynienia z dziecmi i rodzicami utwierdzam sie tylko w przekonaniu, ze generalnie mamie i dziecku wolno wszystko a postronny dorosly jest tylko tlem, on moze byc stratny, na wszystkim, zaden problem, z nim nie trzeba sie za bardzo liczyc. Do tego ten postronny dorosly, chocby nie mial najmniejszego zainteresowania dziecmi i sprawami z nimi zwiazane powinien postudiowac psychologie, czytac parentingowe blogi bo jego obowiazkiem jest stanie sie specjalista od tego, by jesli juz naprawde musial przekroczyc granice i zareagowac, zrobil to tak idealnie, tak podrecznikowo jak trzeba. Inaczej jesli tego nie zrobi zawsze bedzie uznany za winnego. Bo on, ten postronny czlowiek wobec mamy i dziecka ma tylko obowiazki a mama i dziecko wobec otoczenia juz niekoniecznie.
Kolejna osoba, która zrozumiała, że według matki tylko jednej najważniejsze jest mama i dziecko? Przecież Ty powinnaś wiedzieć, że dziecku należy zawsze i wszędzie ustąpić.
Wygłupiłeś się trochę i piszesz nieprawdę. Ostrzegam.
A właśnie, że piszę prawdę. Zawsze tak obkręcisz sytuację, żeby wyjść na swoje, bo uważasz, że Twoja (uparcie będę bronić prawidłowej wg mnie formy) racja jest najświętsza. Kiedy Peter Wimsey pisze w punkt, o co chodzi, piszesz, że nie rozumiesz. Serio nie rozumiesz czy nie chcesz zrozumieć?. Obecnie ludzie mają fizia na punkcie dzieci i powtórzę tu słowa ewy – dlaczego mam wyjść z tramwaju / restauracji ? Dlaczego mama i dziecko mogą, a ja jako dorosły MUSZĘ się podporządkować?
Przeczytaj naszą dyskusję z Ewą, nie mam ochoty się powtarzać.
Dyskusja przeczytana, no i co dalej? Standardowo – nie zgadza się ze mną, ucinam! Ale boli, jak nie można sobie posłodzić. A jakie ego nakarmione…
Czy my żyjemy na innych planetach? Doszłyśmy do wspólnych wniosków i obie zakończyłyśmy rozmowę. W żadnym miejscu nie czuję się wygrana, mam nadzieję≤ że Ewa również i nie podoba mi się to, że usiłujesz mi wmówić coś, czego nie ma. To już nie było ostrzeżenie i dopiero teraz mogę ciebie odciąć.
Problem w tym, że jeśli ty się tak czujesz, to ja nic na to nie poradzę. To ty masz być pewna tego, co powiedzieć i jak bronić swojej granicy i nie zrzucać winy za swoją niedolę na inne osoby. Dziecku biegającemu w restauracji można zwrócić uwagę prosto i jasno: „Słuchaj, dziecko, przeszkadza mi jak biegasz wokół stolika, pewnie ci się nudzi, ale mnie to denerwuje. Nie będę się wkurzać, jeśli pójdziesz biegać gdzie indziej albo powiesz mamie, że już nie możesz wytrzymać?”. A jeśli nie chcesz mówić do dziecka, do ostatecznie do jego matki „Przepraszam bardzo, chciałabym zjeść kolację spokojnie, czy mogłaby pani znaleźć dziecku jakieś zajęcie, żeby nie biegało przy moim stoliku. Może kelner znajdzie jakiś kąt, gdzie będzie mogło sobie biegać i nie przeszkadzać?”. Tylko trzeba chcieć bronić swojej granicy, a nie zrzucać odpowiedzialność za jej naruszanie na innych.
Problem nie lezy w tym ze nie wiem jak bronic swojej granicy ale w tym ze co bym nie zrobila czy nie powiedziala w 9 na 10 przypadkow mama rzuca sie z pazurami i chce grysc (zeby nie bylo ze cos ze mna nie tak – bylam tez swiadkiem wielu takich sytuacji sama w nich nie uczestniczac). Na tym wlasnie polega problem, ze gdy kolejnym razem znajduje sie w podobnej sytuacji, wiem ze czeka mnie skakanie do oczu, afera a w najelpszym przypadku obrazenie sie mamy. Mam wiec wrazenie ze generalnie tu nie da sie wygrac – i albo musze znosic cos czego znosic nie chce albo czekaja mnie nerwy, awantura lub foch. I na tym opieram moja teze ze w dzisiejszych czasach mama i dziecko sa swiete i juz prawie nie widuje sytuacji w ktorych mama zwyczajnie przerosi otoczenie za zachowanie dziecka i probuje sytaucje naprawiac. Nie, dzis to otoczenie ma obowiazek posiadania doktoratu z psychologii a w innym razie nie ma prawa zwracac sie, komentowac, bronic swojej przestrzeni, Zawsze jest na straconej pozycji. Albo problem albo afera. Bo mama i dziecko to instytucja swieta.
Nie święta, tylko specyficzna. Matka z dzieckiem ma mniej możliwości niż ty – zawsze. Przede wszystkim ogranicza ją druga osoba – dziecko. I z nim tworzy grupę, wiadomo, że w grupie raźniej, ale też trudniej się dostosować. Ja z kolei mam wrażenie, że bezdzietni są święci i mają w stosunku do matek wygórowane wymagania. Nie wiem, czemu inne matki na ciebie naskakiwały – naprawdę dużo zależy od tego JAK zwracałaś uwagę, jakim tonem, z jaką miną… jeśli jest podobna do formy twojego komentarza – ja biedna i uciśniona i one „święte” krowy, no to… dużo pracy przed tobą.
A te reguły, które opisałam w poście, nie odnoszą się tylko do dzieci i do matek – czytelniczki stosują je wobec każdego i dają taki sam efekt. Wcale nie trzeba mieć doktoratu z psychologii, wystarczy poczytać, zainteresować się, chcieć… Być miłym w ogóle i pewnym swojej wartości. Dla każdego. Nie tylko dla dzieci.
Ty masz zupełnie niepodważalne przekonanie, że każdy ma obowiązek walczyć o te swoje granice, i że to jedyna słuszna koncepcja. A ludzie po prostu mają dość racjonalną intuicję, że jednak nie, jednak nie wszyscy wokół muszą strzec granic przed dzieckiem i wszystkimi innymi wokół, że od tego, żeby bez przerwy nie musieć wszystkiego pilnować i wszystkich pouczać są zasady społeczne. Na przykład: nie biegamy po knajpie. Przy nikim. Nie: tylko wtedy, kiedy ktoś – niezrażony uroczym tytułem posta z wygryzaniem krtani i Twoim ogólnym apodyktycznym tonem – ośmieli się „strzec swoich granic”. A jak ktoś nieśmiały, super cierpliwy albo przestraszy się Twoich tekstów wystarczająco i ucieknie – to można już latać. Tylko po prostu przy nikim. Wtedy tych dość stresujących (zważywszy na poziom szczegółowych wymagań) rozmów wszyscy po kolei będą musieli odbywać po prostu trochę mniej. Za tym ludzie tęsknią. Ludzie wokół to nie jest banda potworów, którzy chcą usadzać dzieciaki dla zasady. Ludzie po prostu nie bardzo chcą walczyć o swoje granice na każdym kroku, bo po to są ogólne zasady współżycia międzyludzkiego, żeby nie trzeba było bez przerwy z kimś negocjować oczywistości. Wiem, że z tym wytyczaniem własnych granic to obecnie super modna koncepcja, ale kiedy się przeczyta taki wpis, brzmi to wszystko dość koszmarnie.
Chciałabym bardzo zrozumieć, o co ci chodzi, ale chyba poległam. Nie jestem w stanie. Wyczytałam, że są ogólne zasady społeczne. Ok. Dzieci trzeba ich uczyć. Tak jak pisania. Przepraszam, ale więcej nie dam rady.
Joasiu – ja zrozumialam. Teraz odnosze wrazenie ze nie dosc ze do dziecka i mamy to tylko po doksztalcaniu z psychologii, to do skomentowania wpisu na blogu tylko po kursie kreatywnego pisania.
wlasnie o to chodzi ze kiedy mama jest z niespokojnym, niegrzecznym dzieckiem mnie to nie boli jesli mama zauwaza ze jej dziecko moze naruszac pewne zasady, przeszkadzac innym i probuje cos z tym zrobic. Rozumiem ze nie zawsze moze sytuacje zazegnac – ale zawsze moze przeprosic otoczenie,lub choc probowac reagowac na to co robi dziecko. Bardzo czesto jednak doswiadczam sytuacji w ktorych mama nie reaguje, kompletnie. W twoim wpisie uwazasz ze to jest ok, ze ma prawo i nic nikomu do tego
Wszystko brzmi fajnie, tylko ze caly ale to caly czas przewija sie w tym wszystkim jeden watek – mi sie nalezy, ty sie dostosuj, moje dziecko ma prawo wchodzic w twoje granice – to nie nasz problem jesli cie to boli, moze powinienes byc mniej wrazliwy albo nauczuc sie rezygnowac ze swoich potrzeb. To twoj obowiazek. W zasadzie tego sie od ciebie oczekuje – zrezygnuj z siebie dla nas. A jak juz musisz, naprawde musisz bronic swoich granic to tak idealnie, tak podrecznikowo bo inaczej bedzie wojna! Pozniej gdy ktos mowi jak nie fajne jest takie zachowanie, jak nie fair i jak egoistyczne, pojawia sie znow agresja – ze co? ze nazywasz mnie czy sugerujesz ze jestem swieta krowa?
A moze zamiast uznawac ze normalna rzecza jest skakanie kazdemu kto smie zwrocic uwage do gardla, uznac ze warto uczyc dziecko ze ludzie nie sa podrecznikowi i idealni i ze nigdy nie beda? I ze tez maja prawo? I ze jesli przekroczy sie ich granice, konsekwencje moga byc rozne wiec moze warto tego nie robic? Moze wazne by zaczelo sie uczyc ze nie kazdy przechodzen na ulicy ma obowiazek pochylac sie nad nim z matczyna niemalze miloscia i ze utopia jest a takze niesamowitym protekcjonalizmem, spodziewanie sie czy nauczanie innych by tak wlasnie bylo..
Czasem mam wrazenie ze jednak kiedys matki skupialy sie na tym by nauczyc dziecko funkcjonowac w spoleczenstwie. Dzis mamy wydaja sie probowac usilnie uczyc spolecznstwo jak funkcjonowac wokol nich i ich dziecka.
Czasem usmiecham sie do matek ktorych dzieci dokazuja by dodac im otuchy i pokazac ze jest ok – robie to jednak tylko wtedy gdy widze ze matka jest swiadoma tego jaki efekt na otoczeniu ma zachowanie jej dziecka i ewidentnie stresuje sie czy zawstydza ja ta sytuacja i probuje, przynajmniej probuje cos z tym zrobic. Dla mnie to sygnal – szanuje ciebie obca osobo – wiem ze zachowanie mojego dziecka nie jest teraz mile i przyjemne, i wiem ze tez masz uczucia, prosze wiec o wyrozumialosc, pracuje nad tym. Wystarczy tyle by przestalo mi przeszkadzac cokolwiek.
Kiedy jednak mama mowi, czy tez zachowuje sie wysylajac sygnal – nie musze sie liczyc z otoczeniem, moge wygryzac krtan jak mi sie podoba, moge gryzc i drapac a moje dziecko wyrazac siebie jak chce, a ja sobie moge reagowac na to wtedy kiedy i czy wogole JA uznam za stosowne, wtedy chyba naturalna rzecza jest pojawiajaca sie zlosc i niezgoda na takie zachowanie.
Ewo, ja mam problem ze zrozumieniem, być może mało się staram, ale tak jak ty masz jakieś swoje oczekiwania, tak ja bym chciała przeczytać składnie złożony komentarz i nie musieć się z nim męczyć. Ja się staram pisać składnie, czy to dziwne, że oczekuję tego samego? Dla mojego komfortu.
Odnoszę wrażenie, że wyolbrzymiasz trochę sytuację. Nigdzie nie napisałam, że nie reagowanie matki jest ok – opisałam przyczynę, czemu czasem nie reaguje, co może być jej wytłumaczeniem. Tak samo jak doskonale rozumiem to, że dziecko może kogoś wkurzać, co, jeśli oczywiście nie jest krzywdzące dla mojego dziecka, traktuję jako cenną nauczkę dla niego.
Napisałaś:
„A moze zamiast uznawac ze normalna rzecza jest skakanie kazdemu kto smie zwrocic uwage do gardla, uznac ze warto uczyc dziecko ze ludzie nie sa podrecznikowi i idealni i ze nigdy nie beda? I ze tez maja prawo? I ze jesli przekroczy sie ich granice, konsekwencje moga byc rozne wiec moze warto tego nie robic? Moze wazne by zaczelo sie uczyc ze nie kazdy przechodzen na ulicy ma obowiazek pochylac sie nad nim z matczyna niemalze miloscia i ze utopia jest a takze niesamowitym protekcjonalizmem, spodziewanie sie czy nauczanie innych by tak wlasnie bylo..”
Nigdzie nie uznałam tego, że skakanie do gardła to norma. Połowa bloga jest o tym, co zawarłaś w tym fragmencie: tak, ludzie są różni i mogą różnie zareagować: mogą skakać do gardeł, mogą krzyczeć. Trąbię o tym matkom od ponad roku, starając się je przekonać, że mają prawo do różnych reakcji, bo ludzie zazwyczaj różnie reagują na stres. I chyba nawet użyłam w jednym tekście podobnego porównania do ciebie – jeśli dziecko przekroczy twoje granice, masz prawo zareagować, bo ludzie tak robią, kiedy ktoś to robi.
W tym konkretnym wpisie zachęcam do tego, żeby te reakcje były bardziej ludzkie, empatyczne, bo to daje o wiele więcej niż słowne przepychanki i wojny. O wiele więcej. I jednej, i drugiej osobie. Co zdaje mi się rozumiesz, tylko nie wiem,gdzie popełniłam błąd, że stawiasz się w kontrze 🙂
Ok, dziekuje za wyjasnienie. Teraz rozumiem wszystko lepiej. Nie wiem co sprawilo ze stalam w katrze. W jakis sposob wymowe wpisu tak wlasnie odebralam. Ciesze sie bardzo ze sie mylilam i przepraszam jesli bylam za ostra.
Bardzo miło mi się z tobą wymieniało opinię. Cieszę się, że udało nam się znaleźć jakiś wspólny punkt i może nasza rozmowa pomoże innym zrozumieć lepiej tekst. Dziękuję 🙂
To jak powinniśmy rozmawiać, pomyśleć zanim coś pochopnie powiemy nauczyło mnie moje dziecko. Tak, to dzieci uczą nas jak rozmawiać, aby nie obrazić, nie zasmucić, powiedzieć o konsekwencjach jakie mogą być ze złego zachowania tak, aby zrozumiało i nie płakało.